Jesteś tutaj: Ogłoszenia i aktualności » Aktualności » Stanowisko cesarzowej Rosji wobec konfliktu ukraińskiego
Od Redakcji: W ciągu ostatnich kilku miesięcy dzięki polskim mediom elektronicznym i papierowym poznaliśmy już odnoszące się do kryzysu ukraińskiego opinie socjaldemokratów i nacjonalistów, demoliberałów i faszystów, bezkrytycznych wyznawców pana Włodzimierza Putina oraz jego równie zdecydowanych przeciwników. W tym medialnym zgiełku, wśród wzajemnie przeczących sobie wystąpień, analiz i komentarzy, zabrakło tylko jednego głosu: głosu przebywającej na emigracji Jej Cesarskiej Mości cesarzowej Rosji Marii. Zdecydowaliśmy się zatem przybliżyć naszym Czytelnikom stanowisko monarchini na temat obecnego konfliktu1.
Ostatnie tragiczne wydarzenia na Ukrainie wypełniły me serce ogromnym smutkiem i żalem.
Jeszcze nie tak dawno, podczas wizyty w historycznym mieście Kijowie — kolebce słowiańskiej państwowości — oraz na wspaniałym i bohaterskim Krymie, radowałam się, widząc, jak Ukraińcy, pomimo różnic etnicznych, odmiennych przekonań religijnych i poglądów społeczno-politycznych, utrzymywali między sobą pokojowe i harmonijne więzi.
Obecnie Ukraina doświadcza wstrząsów, które można porównać jedynie do katastrofalnych wydarzeń właściwych rewolucji. Historia zaś pokazuje, że rewolucja nigdy nie przynosi szczęścia żadnej ze stron.
Modlę się o spokój dusz tych, którzy w ostatnich zajściach stracili życie, szybki powrót do zdrowia rannych oraz o zakończenie przemocy.
Wzywam wszystkich obywateli Ukrainy, niezależnie od ich poglądów politycznych, aby nie zapominali, że są synami i córkami wspólnej ojczyzny, oraz by nie pozwolili jej stoczyć się w bratobójczą wojnę domową.
Przez wzgląd na integralność państwa ukraińskiego oraz jedność jego narodu nikt pod żadnym pozorem nie powinien ulegać pokusie zemsty i odwetu. Pamiętajmy słowa świętego cierpiętnika2, cesarza Mikołaja II: zło nie pokona zła, tylko miłość może to zrobić.
JCW wielka xiężna Maria Rosyjska
Madryt
8(21) lutego 2014 r.
Jak Wasza Cesarska Wysokość odbiera fakt, iż Krym stanie się częścią Rosji? Czy historyczna niesprawiedliwość została naprawiona?
W ciągu wielu wieków moi przodkowie zjednoczyli wiele różnych ziem, tworząc jednolite państwo rosyjskie. Krym jest słusznie uważany za jedną z wielkich „pereł” zdobiących nasze władztwo.
Dom Cesarski zawsze wspierał procesy jednoczenia i centralizacji. Jeśli jednak miałabym po prostu stwierdzić, że cieszy mnie powrót Krymu do Rosji albo że uważam to za zadośćuczynienie historycznej niesprawiedliwości, byłaby to bardzo wybrakowana i uproszczona odpowiedź.
Wychodzę z założenia, że pomimo obecnego stanu rzeczy, tj. załamania się terytorialnej integralności byłego Cesarstwa Rosyjskiego i ZSRS oraz pojawienia się nowych suwerennych państw, nadal trwa na tym obszarze jednolita duchowo i kulturowo cywilizacja, która jednoczy owe bratnie narody. Mimo istnienia wielu państw jest tylko jedna Ojczyzna — w najpełniejszym tego słowa znaczeniu, albowiem nasi ojcowie, dziadowie i pradziadowie wspólnie przelewali za nią swoją krew i pot.
Dlatego też z rezerwą przyjmujemy jakikolwiek akt pozyskania nowego terytorium. Zawsze bowiem należy rozważyć to, czy dany przypadek nie przyniesie szkody naszej wspólnej cywilizacji, czy nie okaże się bombą z opóźnionym zapłonem, która pewnego dnia może explodować, bądź czy nie zrodzi nowych problemów w relacjach między narodami.
Każdy przypadek [pozyskania nowego terytorium] jest całkowicie wyjątkowy. Gdyby okoliczności na Ukrainie i Krymie były inne, uznałabym, że należałoby działać ostrożniej. W odezwie do moich ukraińskich rodaków z 21 lutego wezwałam ich do unikania przemocy, nieulegania pokusie zemsty oraz do uczynienia wszystkiego co w ich mocy, aby zachować terytorialną integralność Ukrainy. Jak wiemy, Krym wcielono do Ukraińskiej Socjalistycznej Republiki Sowieckiej w 1954 roku decyzją totalitarnego reżimu w sposób całkowicie arbitralny, bez uwzględnienia opinii mieszkańców Krymu lub zapytania, czego chcą. Jednakże przyłączenie Krymu do Rosji w identyczny sposób dziś byłoby równie niesłuszne. Nie można cofnąć jednego bezprawnego aktu innym bezprawnym aktem lub przemocą. Gdyby nie pojawiło się bardzo poważne zagrożenie dla dobrobytu mieszkańców Krymu, dla życia i godności jego obywateli, nadal utrzymywałabym, iż Ukraina powinna zachować swoje historyczne granice w takim kształcie, jaki miały do obecnych czasów.
Niestety, w Kijowie doszło do rewolucji, a nowi przywódcy podjęli szereg skrajnych i jawnie mściwych działań, które doprowadziły do rozłamu między Ukraińcami. Skrajni nacjonaliści kontrolujący rząd w Kijowie zaczęli stosować dyskryminacyjne i poniżające środki wobec rosyjskojęzycznej ludności Ukrainy, tłumiąc brutalnie jakikolwiek sprzeciw. Otwarcie kierowano groźby pod adresem Ukraińskiego Kościoła Prawosławnego Patriarchatu Moskiewskiego. Wygłaszano antysemickie mowy o nieskrywanie narodowosocjalistycznym podtekście. Uważam to wszystko za straszny i karygodny błąd, zakrawający na szaleństwo.
W takiej sytuacji obowiązkiem legalnie wybranych władz Krymu była ochrona mieszkańców przed wszelkimi excesami, nie tylko w danej chwili, ale także w przyszłości. Znam prawie wszystkich przywódców Krymu. Są rozsądnymi, doświadczonymi i opanowanymi mężami stanu. Nie ma w nich krzty extremizmu. Nie podjęli decyzji według własnego uznania, lecz zorganizowali referendum, którego rezultaty już znamy. Jego wyniki nie są rezultatem przypływu emocji, ale warunkuje je cała historia Krymu i jego wielowiekowe tradycje. Mieszkańcy Krymu wyrazili swoją wolę. W demokracji, w której władza zwierzchnia konstytucyjnie należy do narodu, nie ma instancji wyższej niż głos ludu.
Możemy z całą pewnością stwierdzić, że przyłączenie Krymu do Rosji nie było rezultatem jakichś podjętych wcześniej machinacji politycznych, ale logicznym skutkiem historycznych wydarzeń na Ukrainie.
Gdyby liczba zwolenników zjednoczenia Krymu i Rosji okazała się tylko nieznacznie wyższa niż jego przeciwników, wtedy można by traktować wyniki referendum z pewną ostrożnością, by nie dopuścić, żeby tak ważna decyzja zapadła niewielkim odsetkiem głosów, oraz by uwidocznić dalszą potrzebę tworzenia konsensusu w tej kwestii. Jest jednak dostrzegalne gołym okiem, że referendum na Krymie przeprowadzono w atmosferze uczciwości, jedności i rozradowania. Większość mieszkańców pragnie powrotu ich małej ojczyzny do Rosji. Jest to fait accompli.
Podzielam entuzjazm Rosjan i Krymian w związku z owym zjednoczeniem. Jednocześnie rozumiem frustrację i rozczarowanie Ukraińców, smucąc się razem z nimi. Moje uczucia najlepiej wyrażają słowa świętego Pawła Apostoła: Weselcie się z tymi, którzy się weselą, płaczcie z tymi, którzy płaczą (List do Rzymian 12:15).
Gdzie według Waszej Cesarskiej Wysokości powinna znajdować się stolica Krymu?
Nie słyszałam jeszcze, aby dyskutowano nad tą kwestią. Z punktu widzenia historycznej symboliki Krym posiada wiele wspaniałych miast, z których każde byłoby dobrym kandydatem na stolicę. Jednakże przeniesienie siedziby rządu z jednego miasta do innego jest kosztowną sprawą. Krym stoi przed znacznie ważniejszymi zadaniami, które wymagają natychmiastowego rozwiązania dla dobra mieszkańców. Sugerowałabym więc, aby stolicą pozostał Symferopol. Kwestię tę jednak rozwiążą legalnie wybrane władze, zgodnie z wolą mieszkańców Krymu.
Jak Wasza Cesarska Wysokość ocenia sytuację na Ukrainie? Jak mogą ułożyć się przyszłe relacje Rosji z Ukrainą?
Kłopoty, które objęły Ukrainę, przyniosły wiele cierpienia mnie i mojemu synowi, carewiczowi, wielkiemu xięciu Jerzemu. Bywałam w Kijowie i Odessie, nie tak dawno zaś wraz z Jerzym odwiedziliśmy Krym. Wszędzie mogliśmy zobaczyć, że Ukraińcy o odmiennym pochodzeniu, wyznaniu i przekonaniach politycznych mimo wszystko żyli w pokoju. Teraz to wszystko zupełnie się zmieniło! Bez przesady można stwierdzić, że w tej chwili Ukrainę rozrywa na strzępy rewolucja, której towarzyszą wszelkie właściwe jej okropności. Modlę się, aby nie przerodziło się to w bratobójczą wojnę domową na pełną skalę.
Rosja i Ukraina są bratnimi krajami i nie może być inaczej. Ukraina jest kolebką państwa rosyjskiego. Żadne siły polityczne nigdy nie zniszczą genetycznego, duchowego i kulturowego pokrewieństwa, jakie wiąże nasze narody.
W żadnym razie nie można postrzegać przyłączenia Krymu do Rosji jako „zwycięstwa Rosji nad Ukrainą”. „Zwycięstwo” nad własnymi braćmi i siostrami zawsze zamienia się w porażkę. Jestem pewna, że kryzys w relacjach między Rosją a Ukrainą zostanie zażegnany oraz że duch konfliktu zniknie, a miłość i zdrowy rozsądek zwyciężą.
W jakim stopniu usprawiedliwiony jest krytycyzm Zachodu oraz sankcje skierowane przeciw Rosji w związku z sytuacją na Krymie? Czy Wasza Wysokość zwróci się do domów królewskich Europy, aby zainterweniowały i pomogły w złagodzeniu presji wywieranej na Rosję?
Niestety dostrzegamy tu nieuczciwość i wręcz podwójne standardy.
To naturalne, że każde państwo broni swoich interesów i promuje swoją politykę. Niemądrze byłoby, gdybyśmy oburzali się na fakt, że USA lub inny geopolityczny rywal Rosji nie cieszy się z expansji Rosji, a nawet próbuje jej przeciwdziałać.
Z drugiej strony istnieje jednak wiele przykładów zbrojnych interwencji Zachodu w wewnętrzne sprawy suwerennych państw. Uznanie niepodległości Kosowa i inne podobne precedensy sprawiają, że obecne stanowisko zachodnich rządów ma marne uzasadnienie, a ich argumentacja jest nie do przyjęcia. Nawet gdybyśmy w jakimś stopniu zgodzili się z ich tokiem rozumowania, i tak pojawia się pytanie: Kim oni są, by nas osądzać?
Sankcje również są działaniami bezprecedensowymi. Nawet w czasie „zimnej wojny” nie nakładano tego typu kar na ZSRS lub jego przywódców. A przecież wtedy okazji do zastosowania sankcji było znacznie więcej, wszak władzę w kraju sprawował totalitarny reżim, który rzeczywiście deptał wolność sumienia i myśli, represjonował swoich obywateli i wielokrotnie wtrącał się zbrojnie w sprawy innych państw.
Należy pamiętać, że sankcje to broń obosieczna. Szkodzą one nie tylko gospodarce Rosji, ale także gospodarkom europejskim. W skomplikowanych okolicznościach światowego kryzysu uprawianie takich gier politycznych nie ma sensu.
Rosja to wielki kraj, który wytrzyma dowolne sankcje. Kierowanie gróźb i szantażowanie Rosji przyniesie efekty przeciwne do zamierzonych.
W obecnym systemie politycznym domy królewskie, nawet te panujące, nie mają niestety żadnego decydującego wpływu na politykę swoich krajów. Dlatego też kierowanie do nich jakichkolwiek apeli byłoby nieskuteczne. Oczywiście będę starała się zaznajomić moich królewskich krewnych ze wszystkimi aspektami problemu, prosząc, aby za pomocą swoich wpływów pomogli zapobiec eskalacji konfliktu między Rosją i Europą. We wrześniu zeszłego roku wielu z nich było wraz ze mną i Jerzym na Krymie, gdzie na zaproszenie Rady Najwyższej Autonomicznej Republiki Krymu obchodziliśmy czterechsetną rocznicę Domu Romanowów. Jako że spotkali się oni z przewodniczącym Rady Najwyższej, Włodzimierzem Konstantinowem, oraz z innymi krymskimi przywódcami, znają życie Krymian z pierwszej ręki. Przede wszystkim jednak liczę na zdrowy rozsądek zachodnich polityków oraz opinię publiczną mieszkańców państw zachodnich. Wszyscy by ucierpieli, gdyby wznowiono „zimną wojnę”, jednakże Rosja poniosłaby mniejsze straty i szkody niż pozostali.
tłumaczenie: Dawid Świonder, opracowanie: Adrian Nikiel
Za: http://www.imperialhouse.ru/eng/allnews/news/2014/3960.html i http://www.imperialhouse.ru/eng/allnews/news/2014/3974.html
1 Zgodnie ze zwyczajem przyjętym przez prawowitych władców, którzy nie zostali jeszcze koronowani, zabierających głos w sprawach publicznych, Jej Cesarska Mość w oficjalnych wystąpieniach posługuje się tytułami „JCW wielkiej xiężnej” i „Głowy Domu” — przypis redakcji Portalu.
2 Ang. Holy Royal Passion-Bearer.