Jesteś tutaj: Publicystyka » Inni publicyści » Maciej A. Pieńkowski, Anna Pieńkowska: Czy Zygmunt III Waza zasłużył na niesławę? (cz. 2)
Wśród oskarżeń wysuwanych pod adresem Zygmunta III Wazy ważne miejsce zajmują twierdzenia, jakoby był to władca nietolerancyjny i niechętny do współpracy ze szlachtą. Rzeczywistość odbiegała jednak od tej wizji.
Zygmunt III, wychowany w konstytucyjnej (jak na owe czasy) Szwecji, nie był, podobnie jak Batory, królem malowanym, ale też nie brzydził się sejmowaniem. Za niczyjego panowania nie zjeżdżały się sejmy tyle razy i tak często; co ważniejsza, nigdy z tak obfitym rezultatem. Co najważniejsza, ten okrzyczany absolutysta widział jasno potrzebę uzdrowienia sejmów i sprawę tę w licznych poruszał uniwersałach (W. Konopczyński, Dzieje Polski nowożytnej…, s. 196).
W historiografii występują różne opinie na temat tego, jaki stosunek miał pierwszy Waza wobec sejmu i ogólniej szlachty. Posądzono go o niechęć do współpracy z izbą poselską, a nawet o to, że za jego panowania sejm utracił pozycję podstawowej instytucji życia publicznego (U. Augustyniak, Historia Polski 1572-1795…, s. 626), a wzajemne zwalczanie się orientacji i stronnictw doprowadziło do osłabienia pozycji kraju oraz do początków niemocy ustawodawczej (H. Samsonowicz, Historia Polski…, s. 178).
W 1573 roku powołano na mocy artykułów henrykowskich organ doradczy przy boku króla – senatorów rezydentów. W skład tej instytucji miało wchodzić szesnastu senatorów wyznaczanych podczas sejmu według porządku miejsc zajmowanych w Senacie. Nie byli przed nikim odpowiedzialni, ale zmieniając się co kwartał według automatycznej kolejki, nie mieli możliwości prowadzenia ciągłej polityki. Król wraz z radą Senatu miał rozstrzygać kwestie polityki bieżącej. Ze względu na brak jednoznacznego określenia podziału zadań pomiędzy radę a sejm zrodziły się spory kompetencyjne. W rzeczywistości artykuł powołujący tę instytucję długo miał znaczenie czysto teoretyczne, a senatorów rezydentów powołano po raz pierwszy dopiero w 1607 roku.
Król podejmował decyzje nawet bez zgody większości senatorów, ponieważ to do niego należało ostatnie słowo. W związku z powyższym przed Zygmuntem III otwierały się drzwi, za którymi stało wiele możliwości w zakresie sprawowania władzy. Ze względu na taki a nie inny sposób funkcjonowania senatorów rezydentów, król mógł budować własne stronnictwo, złożone z wiernych i całkowicie mu uległych osób. Działania takie wymuszała na królu opozycja z Zamoyskim na czele. Władca tylko dzięki budowie własnego, regalistycznego obozu mógł się przeciwstawić kanclerzowi.
Zygmuntowi zarzuca się, że prowadził politykę faktów dokonanych, pomijając proces decyzyjny w Sejmie. Dla części historyków były to wręcz działania na szkodę państwa. W ich opinii Zygmunt III zasłaniał się „plecami senatorów” przed narodem szlacheckim, dbając tylko i wyłącznie o interes swój czy też szerzej – swojego rodu. Co za tym idzie – nie mogło być też mowy o współpracy z Sejmem: (…) w dobie rządów Zygmunta III Wazy zabrakło tej współpracy, postulaty szlacheckie zgłaszane bądź na sejmikach, bądź w izbie poselskiej w postaci między innymi urazów, egzorbitancyj, petitów czy punktów nie były na ogół realizowane (J. Maciszewski, Szlachta polska…, s. 207.). Stworzony system rządów przyczynił się w długim trwaniu do osłabienia instytucji parlamentarnych Rzeczypospolitej na rzecz zakulisowej rywalizacji stronnictwa regalistycznego i fakcji magnackich (U. Augustyniak, Historia Polski 1572-1795…, s. 629). Badania Jana Dzięgielewskiego oraz Edwarda Opalińskiego wskazują jednak, że wspomniana rywalizacja stronnictw rozpoczęła się już za panowania Stefana Batorego, nie zaś Zygmunta III Wazy, nie jego więc należy winić za przemiany, które doprowadziły do tego stanu. Pierwszą fakcję magnacką stworzył przecież Zamoyski, król zatem musiał mu się przeciwstawić, budując własne stronnictwo.
Część badaczy twierdzi, że Zygmunt III rządził za pomocą senatu, powiedzmy – za pomocą mechanizmu królewsko-senatorskiego. Argumentują przy tym, że szlachta sama zmuszała króla do takiego postępowania, nie dając mu możliwości tworzenia sobie podległego aparatu urzędniczego.
Budowanie własnego stronnictwa przez Zygmunta III było możliwe głównie dzięki władzy rozdawania urzędów. Dzięki temu władca mógł prowadzić własną politykę personalną, awansować na urzędy ludzi nowych, wywodzących się już nie tylko z dawnej magnaterii, ale też ze średniej szlachty. Polityką personalną Zygmunta III kierowały dwie motywacje: protegowanie zwolenników dworu oraz neutralizowanie przeciwników przez zaspokojenie ich ambicji. Szlachta krytykowała praktyki stosowane przez króla, ponieważ dostrzegała, że monarcha traktuje rozdawnictwo dóbr i urzędów jako środek do tworzenia oddanego sobie stronnictwa. Krytyka ta nie wpłynęła jednak realnie na postępowanie władcy, który pod koniec panowania dysponował całkowicie uległym senatem.
Popadnięcie w niełaskę króla Zygmunta było bolesne nawet dla takich magnatów jak Krzysztof Radziwiłł (młodszy) czy Jan Karol Chodkiewicz. Do tego stopnia, że woleli oni nie pokazywać się w Warszawie. Król, jako sprawujący najwyższe dowództwo nad armią, nie uznawał niesubordynacji nawet hetmanów. Kiedy w końcu Chodkiewicz został przywrócony do łask, podczas uczty z radości począł na swej głowie rozbijać drogocenne puchary.
Nie było chyba drugiego króla elekcyjnego, który potrafiłby z takim rozsądkiem dobierać sobie współpracowników. Zygmunt III był cierpliwy, co spotykało się nawet z drwinami późniejszej historiografii. Potrafił całymi latami nie ulegać naciskom poddanych, czego skutkiem było zachowanie równowagi ustrojowej w państwie. Zygmunt III podnosił prestiż majestatu i nie pozwalał na uszczuplenie swoich praw na rzecz pozostałych stanów. To właśnie cierpliwość i długie obserwacje konkretnych osób pozwoliły monarsze podejmować trafne decyzje w kwestii nominacji. Otrzymywali je ludzie, którzy dbali przede wszystkim o dobro państwa, godnie sprawując powierzony sobie urząd. Do takich osobistości możemy zaliczyć z pewnością Jakuba Zadzika, Feliksa Kryskiego, Wawrzyńca Gembickiego, Macieja Pstrokońskiego, Bernarda Maciejowskiego, Albrychta Stanisława Radziwiłła, Andrzeja Lipskiego, a także Stanisława Żółkiewskiego czy Stanisława Koniecpolskiego.
We współdziałaniu z takimi ludźmi król Zygmunt utrwalił w drugim okresie swojego panowania zasady funkcjonowania monarchii mieszanej oraz wzmocnił rolę instytucji, nie pozwolił także na wyraźne osłabienie władzy monarszej na rzecz pozostałych stanów. Warte jest także podkreślenia, że król ten posiadał znaczny autorytet i potrafił zadbać o prestiż majestatu, czego coraz bardziej brakowało jego następcom. Zygmunt III dobierał urzędników lojalnych, a nie sprzedajnych, i miał w tej dziedzinie największe osiągnięcia (S. Ochmann-Staniszewska, Od stabilizacji do kryzysu władzy królewskiej…, s. 259). Sejm szczególnie w drugiej połowie jego rządów pozostawał niezaprzeczalnie najważniejszą instytucją państwa. Nie wydaje się, aby Zygmunt III wychodził z założenia, że victor leges dabit („zwycięzca nada prawa”), gdyż rozumiał, na czym polega rola konstytucyjnego monarchy. Wyraźniejszy spadek znaczenie sejmu jest obserwowany dopiero w czasach panowania Jana Kazimierza.
Król |
Sejmy ogółem |
Niedoszłych |
Skuteczność |
Stefan Batory |
7 |
3 |
58% |
Zygmunt III |
36 |
6 |
84% |
Władysław IV |
14 |
3 |
79% |
Jan II Kazimierz |
20 |
7 |
65% |
Michał Korybut Wiśniowiecki |
6 |
4 |
44% |
Jan III Sobieski |
12 |
6 |
50% |
Tab. Maciej A. Pieńkowski, na podstawie W. Konopczyński, Chronologia sejmów polskich 1493-1793, Kraków 1948
Czy król dążył do wzmocnienia władzy królewskiej? W pierwszym okresie rządów jego celem było zatrzymanie dalszego osłabiania pozycji monarchy na rzecz izby poselskiej. Razem z ludźmi wywodzącymi się ze średniej szlachty król chciał przeprowadzić dalsze reformy. Zamoyski, „obrażony” na politykę króla, przeszedł do opozycji, kreując się na „trybuna ludowego”, chociaż za czasów Batorego był raczej monarchistą. Opozycja w latach 90. XVI wieku i na początku kolejnego stulecia organizowała zjazdy podważające rolę Sejmu. Działania te źle wpływały na funkcjonowanie ustroju, były wymierzone w osobę panującego i odbywały się nie tylko bez jego zgody, ale z pogwałceniem prawa. Polityka ta doprowadziła do rokoszu. Nielegalne zjazdy szlacheckie organizowane przez głównych opozycjonistów przyczyniały się do psucia państwa i to właśnie ich inicjatorów należy obwiniać za pojawienie się w Rzeczypospolitej precedensów niosących ze sobą ładunek kryzysogenny, który doprowadził do coraz częstszego pojawiania się w życiu publicznym działań destrukcyjnych i dekompozycyjnych.
Problem opozycji polegał na tym, że nie miała ona konkretnego projektu reformy państwa, która mogła iść w trzech kierunkach: republikańskim (ze znaczną przewagą parlamentu w życiu politycznym), oligarchicznym (z rządami magnaterii) oraz monarchicznym (z przewagą króla). Ostatecznie po rokoszu nie zwyciężyła żadna z tych opcji.
Pisząc o Zygmuncie III, nie sposób pominąć roli, jaką odegrał on w zawarciu unii brzeskiej. Powszechnie krytykuje się samą jej ideę, a także króla, uważanego za jej inicjatora. Część historyków otwarcie twierdzi, że doprowadziła ona do późniejszych buntów kozackich oraz zaostrzenia stosunków społecznych na Ukrainie. Co więcej, Zygmunt III oskarżany jest o wielką nietolerancję religijną i podporządkowanie swej polityki wyznaniowej Rzymowi.
Pomysł podporządkowania Kościoła prawosławnego w Rzeczpospolitej Stolicy Apostolskiej zrodził się w głowie władyki łuckiego Cyryla Terleckiego, który opracował zasady unii z miejscowym biskupem katolickim Bernardem Maciejowskim. Przedstawili oni królowi prośbę przyznania biskupom greckim pozycji w państwie równej łacińskim, w tym włączenia ich do grona senatorów, a także nadania pewnych przywilejów szlachcie unickiej. Król wydał dokument zrównujący biskupów unickich z łacińskimi, przy czym nie zgodził się na dopuszczenie ich do senatu, ponieważ decyzję w tej sprawie mógł podjąć tylko sejm. Zygmunt III tłumaczył akceptację dla zwarcia unii tym, że decyzja w tej religijnej sprawie należała do biskupów, do ich władzy duszpasterskiej, za którą my winniśmy pójść bez wahania.
Unia nie zdobyła uznania w oczach kresowej szlachty i magnaterii, jednak zdaniem Władysław Konopczyńskiego zadecydowały o tym nie działania Zygmunta III, lecz egoizm stanowy łacińskiego episkopatu, który nie dopuścił biskupów unickich do senatu. Uczony podkreślał również, że krytyka zarzucająca unii podtrzymywanie odrębności ruskiej nacji i przyspieszenie topnienia żywiołu mazursko-polskiego na Rusi jest przesadna. Juliusz Bardach sądził z kolei, iż opór przeciw unii w obronie tradycyjnej religii był jednocześnie formą walki o zachowanie rodzimej kultury i tożsamości narodowej. Faktem jest, że unia nie zakorzeniła się w masach mieszczańsko-chłopskich, a Moskwa wykorzystała ten fakt, aby pogłębiać późniejsze konflikty społeczne. Jak pisze Jan Dzięgielewski: Unia brzeska, która w myśl zamierzeń jej współtwórców – hierarchów Kościoła wschodniego w Rzeczypospolitej – miała wyprowadzić go z kryzysu, doprowadziła do pogłębienia podziałów wyznaniowych w Rzeczypospolitej. Spowodowała też wzrost zaangażowania prawosławnych w obronie praw Cerkwi (J. Dzięgielewski, Sprawy wyznaniowe…, s. 28). Jednakże w końcowych latach XVI wieku idea zjednoczenia Kościołów była pozytywnym elementem polskiej myśli państwowej.
Istotne jest także opinia Natalii Jakowenko, ukraińskiej badaczki nowożytnych dziejów Ukrainy, która uznawała słusznie, że zawarcie unii to
(…) początek wielkich sporów (…), które przeistoczyły unie brzeską, pomyślaną jako narzędzie porozumienia, w symbol rozłamu, wrogości i przemocy, gdzie obu stronom, ogarniętym przez żywioł walki, sądzone było w równym stopniu paść ofiarą własnego fanatyzmu i zaciętości. Zastanawiając się nad źródłem tego fenomenu, musimy przyznać, że prawosławny ogół Ukrainy-Rusi na unii niczego nie tracił, co więcej – logika unickich władyków, którzy za pośrednictwem przywódcy możnowładców katolickiej Polski szukali opieki potężnego Rzymu i wzmacniali tym samym pozycję prawosławnych w katolickim państwie, była bez najmniejszej wątpliwości słuszna. Nie istniało również zagrożenie dla tradycyjnych obrzędów Kościoła Wschodniego (…). Dlatego u podłoża wrogiego stosunku do unii leżał mentalny opór wobec „nowego” (…) (N. Jakowenko, Historia Ukrainy…, s. 165-166).
Wydaje się więc, iż w kontekście wyżej przytoczonych opinii posądzanie Zygmunta III o złą wolę jest przesadą, tym bardziej, że król osobiście angażował się w rozmowy między wyznaniami. W roku 1595 zorganizowano pod jego protekcją synod generalny w Toruniu, w którym udział wzięli dysydenci oraz prawosławni. Podobne wydarzenie miało miejsce cztery lata później w Wilnie. Zainteresowane strony nie były jednak w stanie dojść do porozumienia.
Jarema Maciszewski pisał, że część historyków uważała i nadal uważa króla za katolika bardziej gorliwego niż sam papież, przesiąkniętego duchem kontrreformacji, nietolerancyjnego wobec innowierców. Jednak historyk ten taki sąd uznawał za zbyt surowy, argumentując przy tym:
(…) ukochana siostra Zygmunta, Anna Wazówna, była luteranką. Mimo oporów biskupów król nie bronił jej urządzać na Wawelu (jako bodaj jedyny król Polski) modłów w obrządku luterańskim. W jej starostwie brodnickim znajdowali – za wiedzą i zgodą monarchy – azyl duchowni i pisarze protestanccy, często cudzoziemcy. Nie wszystkie też decyzje polityczne króla pozostawały w zgodzie z zaleceniami kurii rzymskiej (J. Maciszewski, Szlachta polska i jej państwo…, s. 175).
Za prawdziwością ostatniego zdania przemawia fakt, że Zygmunt III utrzymywał kontakty z Wenecją, gdy w 1605 roku na spadł na nią interdykt papieski. Król polski kazał wówczas wstrzymać publikację anatemy i pozwolił, aby wrócono do projektów z czasów Batorego, czyli do utworzenia w Koronie stałej ambasady weneckiej.
Zygmunt III potrafił śpiewać wraz z ewangelikiem Kasprem Denhoffem psalmy ewangelickie. Popadł też w konflikt z kaznodzieją królewskim Mateuszem Bambusem, w wyniku czego duchowny musiał opuścić dwór. Jednym z łożniczych królewskich był ewangelik Jan Bojanowski, jednym z lekarzy arianin Jan Ciachowski, a mamką królewicza Władysława została ewangeliczka pani de Fornes i to pomimo protestów prymasa Karnowskiego (!). Również żony dla Władysława szukał król między innymi na protestanckim dworze angielskim, co zresztą wiązało się z szerszymi zamysłami Zygmunta III.
Olbracht Łaski przeszedł na katolicyzm w roku 1569, Jan Zamoyski w bliżej nieznanym czasie, Mikołaj Radziwiłł w 1570 roku, Janusz Ostrogski około 1579 roku, a Lew Sapieha w 1586 roku. Świadczy to o tym, że nie w czasach Zygmunta III i nie w następstwie jego działań protestantyzm polski utracił swój rozmach (H. Wisner, Zygmunt III Waza…, s. 222). Katolicyzm zaś zwyciężył, ponieważ lepiej odpowiadał mentalności polskiej, bo był jednolity i karny, świecił z zagranicy przykładem wewnętrznego odrodzenia (W. Konopczyński, Dzieje Polski nowożytnej…, s. 206).
To prawda, że Zygmunt III nadawał urzędy głównie katolikom, Rzeczpospolita była bowiem krajem głównie katolickim. Jednakże człowiek, który był dysydentem, ale w odczuciu władcy był osobą wartościową, mógł także liczyć na nominację. Za przykład może posłużyć to, że łaską królewską cieszył się ewangelik Jan Potocki, wojewoda bracławski, że Krzysztof Radziwiłł otrzymał w roku 1615 buławę polną litewską, a jego brat Janusz w 1618 kasztelanię wileńską.
Badania potwierdziły, że w sprawach polityki personalnej Zygmunt III nie był fanatykiem religijnym. Potrafił podporządkować swe preferencje religijne nadrzędnym celom politycznym i nie uprawiał świadomej polityki prowadzącej do przekształceń struktury wyznaniowej Rzeczypospolitej. Podejmował natomiast decyzje personalne sprzyjające katolikom, dostosowując się w ten sposób do zmian zachodzących w sferze stosunków wyznaniowych. Kształtowały się one pod wpływem czynników działających niezależnie od woli monarchy (K. Chłapowski, Elita senatorsko-dygnitarska…, s. 184).
W 1591 roku sułtan Murad III wystosował prośbę do polskiego króla, aby ten zezwolił muzułmanom na swobodę wyznania. Król potwierdził ich przywileje oraz pozwolił na budowę meczetu w Mińsku. Dodajmy również, że w czasach panowania Zygmunta III, w roku 1623, sformował się na Litwie sejm żydowski.
Przytoczone fakty wskazują, że Zygmunt III nie był władcą nietolerancyjnym, który lekceważył i nie szanował innowierców. Wręcz przeciwnie – pomimo tego, że sam jako katolik potrafił chodzić po świątyni w worze pokutnym, biczować się i leżeć krzyżem – król był tolerancyjny, mając jednocześnie poważne podejście do swojej wiary.
Redakcja: Roman Sidorski
Za: Czy Zygmunt III Waza zasłużył na niesławę? (cz. 2). Wolna licencja – ten materiał został opublikowany na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa – Na tych samych warunkach 3.0 Polska. Portal historyczny Histmag.org (CC BY-SA 3.0).