Jesteś tutaj: Publicystyka » Inni publicyści » Bogumił Grott: Dmowski w kleszczach propagandy „poprawnie politycznej”

Dmowski w kleszczach propagandy „poprawnie politycznej”, czyli skrzywiony wizerunek lidera ruchu narodowego produkcji Grzegorza Krzywca

Bogumił Grott

(Rozszerzona o nowe wątki recenzja książki1 z „POLITEI”, pisma Uniwersytetu Jagiellońskiego.)

Niedawno ukazała się kolejna książka poświęcona przywódcy Narodowej Demokracji. Po kilku opracowaniach, spośród których wyróżniają się biografie Dmowskiego napisane przez profesorów: Romana Wapińskiego2 czy Krzysztofa Kawalca3, nie mówiąc już o publicystycznej książce Andrzeja Micewskiego4, Grzegorz Krzywiec podjął temat na nowo. I tu już mamy problem! Do której kategorii zaliczyć recenzowaną właśnie jego książkę? Czy postawić ją w jednym szeregu obok opracowań Wapińskiego i Kawalca, czy też uznać za utwór publicystyczny? Na to właśnie pytanie postaramy się odpowiedzieć w niniejszej recenzji.

Co prawda opracowanie Krzywca nie obejmuje całości życiowych dokonań Dmowskiego i ogranicza się do kilku jego aspektów, i to w pierwszym okresie funkcjonowania ruchu narodowo-demokratycznego. Niemniej jednak takie ograniczenie tematu ma swoje uzasadnienie, gdyż to właśnie w tym okresie przywódca Narodowej Demokracji zaznaczył się już w sposób wyrazisty - jako ideolog własnego obozu, tworząc zręby swojej filozofii politycznej. Zwykło się o niej mówić, iż pozostawała pod wpływem idei pozytywizmu5. Innymi słowy, okres wzięty pod uwagę przez Krzywca wystarcza, aby zarysować postać Dmowskiego, zastanowić się nad jego wagą gatunkową i ferować sądy oceniające. A o to, jak można sądzić, właśnie chodziło autorowi omawianej tu książki!

Tak więc - jak dotąd wszystko wydawałoby się być w porządku, a jednak…?

Już na wstępie można postawić kilka pytań. Dlaczego autor ograniczył się do pierwszych lat politycznej działalności Dmowskiego, pozostawiając poza obrębem swojego opracowania późniejsze etapy jego życia, a w szczególności ten zapoczątkowany głośną broszurą Kościół, Naród i Państwo? Dlaczego dał książce właśnie taki tytuł? Dlaczego akurat dedykuje ją nauczycielom, a nie komuś ze swoich bliskich, co zazwyczaj jest praktykowane? Czy wywołani w dedykacji „nauczyciele” to szkolni pedagodzy, szczególnie historycy, którzy przy pomocy stosowanych zabiegów mogą rozbudzić w młodzieży odpowiednie zamiłowania historyczne lub tak pokierować myślami i emocjami swoich podopiecznych, aby pewne zjawiska, procesy, osoby przedstawić w świetle negatywnym, doprowadzając do ich odrzucenia. A może owi „nauczyciele” to współcześni „inżynierowie dusz”, którzy dzisiaj, już nie z woli państwa, ale z własnej indywidualnej inicjatywy, lub inicjatywy jakichś gremiów czuwają nad „prawidłowym” kształtowaniem wychowanków — również tych, którzy z czasem sami podejmą badania.

Odpowiedzi na takie pytania mają niebagatelne znaczenie! Wydaje się, że książka w zamierzeniach autora ma być bardziej narzędziem takich właśnie planów niż wiernym odzwierciedleniem drogi życiowej swego bohatera zawartej w wyznaczonych w tytule czasowych ramach. Krzywiec traktuje działalność Dmowskiego dość wybiórczo. Nie przesadzimy wiele, stwierdzając, że zacieśnia ją do sfery wartości branych pod uwagę w takim zakresie, w jakim odnosiły się do sfery politycznej, i to ze szczególnym wypunktowaniem tzw. kwestii żydowskiej. Profil ideowy Dmowskiego jest co prawda osadzony w szerszym strumieniu dominujących ówcześnie idei i wydarzeń, ale nie zmienia to postaci rzeczy. Wiele przemawia za tym, iż całość książki ma służyć jednemu celowi, jakim jest indoktrynacja czytelnika. Kulminuje ona w trzecim rozdziale książki pt. „Rasizm po polsku”. Problem ten jest jeszcze raz wykazany w spisie rozdziałów, gdzie figuruje jako jeden z podrozdziałów o tytule „Wobec Żydów i kwestii żydowskiej”. Mimo takiego ograniczenia odnosi się wrażenie, że dla Krzywca jest to problem podstawowy i przysłaniający pozostałe aspekty działalności Dmowskiego. Książka ma oskarżać, a nie naświetlać wszystkie aspekty funkcjonowania tego przywódcy w zakreślonym w tytule okresie.

Można przypuścić, że przeciętny, nawet wykształcony czytelnik pozostanie bezbronny wobec jej tekstu. Język omawianej publikacji odbiega znacznie od języka typowych opracowań historycznych. Mamy tu do czynienia z autorem, który wydaje się nie stronić od zagadnień ocierających się o elementy filozofii czy socjologii. Robi on wrażenie erudyty, a książka — tekstu interdyscyplinarnego. Ta z pozoru intelektualna jej szata jednocześnie zamazuje klarowność wykładu, który ma przemawiać nie tyle swoją jasnością i logiką, ile autorytetem hermetycznego języka, w którym zawarta jest także negatywna emocja do postaci tytułowej. Ta emocja ma się udzielać czytelnikowi. Także język, którego używa Krzywiec, nie jest językiem na tyle ścisłym, aby można było łatwo kontrolować wywód zawarty w jego ponad czterystustronicowym tekście. Można go uznać za pewnego rodzaju dekorację, która dodatkowo ma nadać książce odpowiednią rangę w oczach czytelnika.

Biorąc pod lupę pierwszy z nagłośnionych w książce problemów, jakim jest „szowinizm”, musimy zapytać, co właściwie autor rozumie pod tym pojęciem. Jak głosi encyklopedyczna definicja szowinizmu, jest to „uczucie przywiązania i podziwu dla własnego kraju, grupy etnicznej, lub społecznej, albo przywódcy oraz wyolbrzymienie ich zalet, a pomniejszenie lub negowanie ich wad, idące zazwyczaj w parze z nieuzasadnionym deprecjonowaniem innych krajów, narodowości i osób oraz uznawaniem prawa do ich ujarzmiania”6.

Należałoby więc wykazać, że Dmowski preferował takie właśnie postawy. Tego jednak Krzywiec nie zdołał zrobić. To właśnie analizowane przez niego Myśli nowoczesnego Polaka są dowodem, iż Dmowski, krytykując tam ostro Polaków, nie wykazywał cech szowinizmu. Zresztą podobnie było także z innymi polskimi nacjonalistami z młodszego pokolenia, równie krytycznie nastawionymi do właściwości charakteru narodowego Polaków. Przede wszystkim ze znaczniejszych postaci należałoby tu wymienić Jana Stachniuka! Jak więc widzimy, autor Szowinizmu po polsku nadużywa terminów i stosuje język publicystyki politycznej, a nie nauki! Nie fatyguje się z wyjaśnieniem, co rozumie pod pojęciem szowinizmu. Co jest tym szowinizmem, a co już nie jest, i dlaczego przyjmuje takie kryteria, a nie inne.

Krzywiec myli też dwie zupełnie różne sprawy: konstatację panujących w świecie trendów w postaci ostrej walki o byt z ich pochwałą. Czy Dmowski coś takiego czynił? Wydaje się to nader wątpliwe. Rozważania Krzywca odnoszą się do końca epoki zaborowej, kiedy to naród polski, nadwerężony trwającą już ponad sto lat obcą okupacją, doznawał rozmaitych ciosów, co budziło obawy o dalsze jego losy. W takiej sytuacji trudno było mieć oczy zamknięte na mechanizmy rządzące polityką w szerokim świecie. Polityka ta dyktowała warunki. Należało więc rozpoznawać je i znaleźć środki zaradcze. Poprzestawanie na umoralniających formułach nie wystarczało! Narodowa Demokracja w swoim początkowym okresie zajmowała się przede wszystkim, jak to określił Dmowski, „konserwowaniem narodu”. To zaś wymagało dobrej orientacji w trudnej rzeczywistości. Podobnego błędu, polegającego na nierozróżnianiu świadomości stanu rzeczy w sferze ideologii i praktyki politycznej od pochwalania brutalnej rzeczywistości, dopuszcza się Krzywiec także w innych punktach. Wspomnimy o nich jeszcze poniżej.

Rasizm po polsku to następne hasło, którym bezrefleksyjnie, a może raczej złośliwie posługuje się Krzywiec. Tu znowu mamy do czynienia ze zideologizowanym i w konsekwencji bardzo potocznym użyciem tego terminu. Autor wydaje się być nieświadomy faktu, że słowo „rasa” było w końcu XIX i w XX wieku używane w różnych znaczeniach. Często oznaczało w ustach (tekstach) rozmaitych polityków i publicystów tyle co po prostu aspekt cielesny narodu występujący wraz z drugim, czyli duchowym. Nie wiązało się z jakąś wyróżnianą przez antropologię rasą uznawaną za lepszą lub gorszą od innych. Nie zawierało więc treści, jakie nadawali mu autentyczni rasiści rozszerzający swoje wpływy w Niemczech od przełomu XIX i XX wieku. Pojęcia tego używano i nadużywano w rożnych krajach i okresach, co bywało przyczyną mgławicowości wielu wypowiadanych poglądów. Pozostawienie takiego problemu bez należytego komentarza ma charakter nadużycia, a może nawet pomówienia. Można więc przypuszczać, że mamy tu do czynienia ze złą wolą albo z niewiedzą. A może z jednym i drugim?

Ponadto autor wydaje się nie rozróżniać pomiędzy rasizmem a antysemityzmem, który miał swoją daleko starszą metrykę, bo sięgającą co najmniej średniowiecza. Wówczas to nie mówiono o rasach, a miarodajnym czynnikiem w tym względzie był Kościół. To św. Tomasz z Akwinu7 oraz synody kościelne narzucały odpowiedni stosunek do Żydów, który miał ich separować od chrześcijan i zamykać we własnym świecie. Taki antysemityzm miał charakter religijno-kulturowy i chociaż w praktyce przyczyniał się do uzasadniania pojawiającej się od czasu do czasu wrogości w stosunku do Żydów, to jednak teoretycznie nie przewidywał stosowania w stosunku do nich przemocy. Historia rasizmu natomiast zaczęła się dopiero w dziewiętnastym wieku, praktycznie w Niemczech, osiągając swoje apogeum w latach III Rzeszy, która podejmując i rozwijając jego hasła, dopuściła się dawniej niewyobrażalnych zbrodni ludobójstwa, a ofiarą padali przede wszystkim Żydzi. W następnej kolejce do zagłady czekali Słowianie, a wśród nich przede wszystkim, jako najbliżsi sąsiedzi Niemców — Polacy!

O warsztacie Krzywca dobitnie też świadczy zamieszczony w jego recenzji książki Złote serca czy złote żniwa pogląd na wybitnych polskich przedwojennych antropologów. Mowa tu o Janie Czekanowskim, Karolu Stojanowskim i Ludwiku Jaxie-Bykowskim. Krzywiec wyraża sugestie, jakoby byli oni wyznawcami rasizmu. Gdyby chociaż sięgnął do pracy profesora M. Marszała, uczonego, który działa w kręgu wydawców serii Studia nad faszyzmem i zbrodniami hitlerowskimi, to zapoznałby się z zupełnie inną oceną postaci profesora Stojanowskiego. Marszał pisze: „polski uczony (Karol Stojanowski — B.G.) był jednym z najlepszych znawców zjawisk społeczno-politycznych zachodzących w Niemczech w latach międzywojennych. Spostrzeżenia Stojanowskiego sprawdziły się w praktyce politycznej Trzeciej Rzeszy. Analiza rasizmu dokonana przez poznańskiego antropologa uświadomiła polskiej opinii publicznej zagrożenia, jakie niósł ze sobą nordyzm i narodowy socjalizm”8.

Podobną opinię o pozostałych zaatakowanych przez Krzywca antropologach wyrobił sobie piszący te słowa podczas uczestnictwa w rocznym wykładzie antropologii na UJ. Trzeba wiedzieć, o czym się pisze, i mieć jakieś kompetencje! Tych zaś u Krzywca stanowczo jest za mało. Stojanowski postulował w sferze politycznej oparcie się o jakąś ideę uniwersalną, a za najlepszą dla Polski uważał katolicyzm. Z tej też pozycji nacjonalizm polski lat trzydziestych traktował rasizm, uznając go za ideę materialistyczną i antykatolicką, ponadto niebezpieczną, ponieważ plany rasistów niemieckich zakładały już na początku XX wieku wyssanie przedstawicieli rasy nordycznej z innych narodów, zgermanizowanie ich i wcielenie do pangermańskiej Rzeszy9. Krzywiec stroni jednak od istniejących materiałów i opracowań, których przecież nie brakuje i które są powszechnie dostępne w polskich bibliotekach. Zagadnienia te opracowywał w ostatnich trzydziestu latach w sposób interdyscyplinarny niżej podpisany. Krzywiec myli w swoich pracach zupełnie odrębne sprawy. Nie odróżnia ekspertów zajmujących się rasizmem jako zagrożeniem od zwolenników rasizmu. Zadawala się zbitkami pojęciowymi i nie sięga w skomplikowaną tkankę kultury, z której gleby wyrastały i idee polityczne.

Podejmując tego rodzaju bardzo złożone zagadnienia, trzeba sprostać wysokim standardom naukowym. W przeciwnym razie dany badacz zbliża się do poziomu propagandy i chcąc nie chcąc staje się „oficerem politycznym” tej czy innej opcji. Za taką konstatacją w wypadku osoby Krzywca przemawiają pewne fakty. Pomówmy więc o nich, przyglądając się, jak funkcjonuje Szowinizm po polsku w obiegu społecznym. Tu nie można się obyć bez dłuższej dygresji.

Otóż niejaki Stefan Zgliszczyński ze środowiska Krytyki Politycznej spłodził tekst zatytułowany Roman Dmowski – hitlerowiec. Jest on dostępny w Internecie jako datowany na 5 listopada 2011 roku. Czytamy tam: „Do tej pory sądziłem, iż wściekle antysemicki język polskiej prasy pierwszych dekad XX wieku kończył się na planach wysiedlenia Żydów z Polski – dobrowolnie lub silą. Czyli niewiele różnił się od szalejącego wówczas w Europie antysemityzmu. (…) Krzywiec przeczytał Dmowskiego et consortes znacznie uważniej.

Okazuje się, że już na całą epokę przed Mein Kampf, bo w 1901 roku na łamach prasy narodowej Dmowski zadał pytanie czy Żydów zasymilować, czy wypędzić czy wymordować”.

Ostatnie słowa zostały zaczerpnięte z książki Krzywca ze strony 251, gdzie autor podaje, iż to w Przeglądzie Wszechpolskim z roku 1901, nr 7, na stronie 424 znajduje się taka wypowiedź! I co? Otwieramy tom na tej stronie i nic takiego nie znajdujemy. Czytamy więc cały artykuł i też wypowiedzi takiej tam nie ma. A więc blef? Liczenie na niedokładność czytelnika, który nie sprawdzi zgodności przypisu ze stanem faktycznym?

Tekst Zgliszczyńskiego, jak mi opowiedział jeden z młodych pracowników Instytutu Nauk Politycznych i Administracji UJ, był rozkładany na parapetach, tu i tam na uczelni. Natomiast jeden ze studentów wystąpił na ćwiczeniach z takim właśnie twierdzeniem współbrzmiącym z tytułem nadanym przez Zgliszczynskiego jego artykułowi. Zapytany, skąd ma takie rewelacje, odparł, że z książki Krzywca, przynosząc później - jako dowód rzeczowy — na następne zajęcia artykuł Zgliszczyńskiego. Według informacji innego studenta tekst ten był rozdawany przez „kolorowych” 11 listopada 2011 roku w Warszawie.

Co tu dodać? Co ująć? Oświata idzie w lud. I właśnie o to chodzi!

Powtarzający bezmyślnie hasło „Dmowski – hitlerowiec” student politologii po wyjaśnieniu mu sprawy spuścił z tonu, wydając się być strapionym. Ale inni? Inni, których kształtowały rodziny ograniczające swoją refleksję w obcowaniu z dziećmi do codziennych spraw bytowych, cóż mogą począć? Są oni bezbronni wobec takiej techniki działania, jaką operuje Krzywiec.

O ile w minionym okresie przed rokiem 1989 mieliśmy do czynienia ze sporą ilością tekstów podporządkowanych ideologicznym schematom wyprowadzanym z urzędowego marksizmu, to tu sytuacja jest nieco inna. Autor Szowinizmu po polsku… mimo różnych przekłamań jest znacznie bardziej finezyjny niż jego dawni koledzy sprzed roku 1989. Jak się wydaje na podstawie sposobu formułowania swoich tez i całego zresztą wywodu, posiada on umysł bardziej giętki, robiący wrażenie, że umie sięgać w głąb poruszanych spraw. Jest to jednak głębia pozorna, co zapewne nie dla wszystkich będzie uchwytne. I w tym też tkwi zagrożenie wynikające z jego książki.

Drugim wątkiem, który w odczuciu autora niniejszych uwag wypełnia omawianą tu książkę, jest wątek związany z Myślami nowoczesnego Polaka, głównej pozycji Romana Dmowskiego z przełomu XIX i XX wieku. Dmowski jest tam przedstawiany jako reprezentant tzw. filozofii życia. I tu Krzywiec znowu ześlizguje się po problemie i myli pojęcia. Jakby nie zauważał czy nie chciał zauważać realnych kwestii, które zawierają kartki Myśli nowoczesnego Polaka, a które miały niebagatelne znaczenia dla funkcjonowania społeczeństwa polskiego na schyłku epoki zaborowej, a nawet i później. W tym miejscu warto przypomnieć, że poruszane w tej książce problemy były również zauważane przez innych ówczesnych autorów, reprezentujących nawet inne niż Narodowa Demokracja obozy polityczne. Przykładem może być tu Stanisław Brzozowski z lat, kiedy to powstawała jego Legenda Młodej Polski i które biografista tego myśliciela, prof. Suchodolski, nazwał u niego okresem „nacjonalizmu proletariackiego”. Zarówno Dmowskiemu, jak i Brzozowskiemu chodziło o słabą wydajność cywilizacyjną narodu polskiego i o zagrożenia wynikające z takiego stanu rzeczy. Krzywiec w swoich interpretacjach nie tyle przedstawia Myśli nowoczesnego Polaka, jako wykład ważnych dla narodu spraw, ile chce możliwie jak najbardziej przybliżyć pozycje, które wówczas zajmował Dmowski, do takich, które dzisiaj raczej nie cieszą się sympatią w liberalnym świecie. Widać tu pewną wyraźną dydaktykę! Można mieć wrażenie, że autor wykonuje z góry powzięty plan.

Oczywiście okres początkowy w dziejach Narodowej Demokracji, o którym jest tu właśnie mowa, pod pewnymi względami spotykał się z wyrazami krytyki ze strony części duchowieństwa10, a nawet w późniejszych latach i we własnym obozie11, to jednak takie stwierdzenie nie wyczerpuje zagadnienia. U Krzywca Dmowski ma być groźnym „szowinistą” i „darwinistą”, który nie może budzić sympatii. Jest to kwestia odpowiedniego wystylizowania tekstu książki i wykreowania na jej kartkach pewnej sugestywnej atmosfery. Biorąc pod uwagę słuchy sprzed kilku lat o zamiarze uczynieniu z Myśli nowoczesnego Polaka obowiązującej lektury w szkołach, można rozumieć zamieszczoną na książce Krzywca dedykację – „nauczycielom” — jako formę przyznania się, iż ma ona być ostrzeżeniem przed tym, co Dmowski na przełomie wieków miał do przekazania Polakom i co do dzisiaj mimo upływu stu lat w dużej mierze nie straciło sensu. Wbrew twierdzeniu jednego z recenzentów Szowinizmu po polsku… — prof. Szymona Rudnickiego, iż „autor dokonał kolejnego ważnego kroku w kierunku poznania światopoglądu i poglądów politycznych Dmowskiego i jego środowiska” i że „po tej książce do niektórych twierdzeń o ruchu narodowo-demokratycznym trudno będzie wrócić” — mamy tu do czynienia nie tyle z jakimś głębokim, wyważonym, interdyscyplinarnym i udokumentowanym wywodem, ile raczej z przejawem zideologizowanej publicystyki politycznej, która ma na celu oddziaływanie na szerszą opinię publiczną.

Nikt, kto umie patrzeć prawdzie w oczy, nie będzie kwitować milczeniem stosunku tak samego Dmowskiego, jak i całej Narodowej Demokracji do kwestii żydowskiej. Ba, posunie się nawet dalej, uznając, że prezentowany przez to środowisko stosunek do Żydów niwelował w bardzo dużym stopniu oddziaływanie konstruktywnego krytycyzmu odnoszącego się do różnorakich polskich wad i niepowodzeń oraz znajdywał dla nich rodzaj alibi w tzw. kwestii żydowskiej oraz działalności masonerii. Taka konstatacja nie wyczerpuje jednak zagadnienia podjętego przez Krzywca. Jego rozumowanie i tu jest wybiórcze w stosunku do całokształtu faktów historycznych. Wszakże nie popadając w przesadę, trzeba przyjąć, że kwestia żydowska w najnowszych dziejach Polski nie stanowiła przecież zagadnienia podstawowego. Skupianie się przy rozpatrywaniu doniosłych problemów właśnie na niej prowadzi do zwichnięcia proporcji i skrzywienia obrazu. Problematyka polska schyłku epoki zaborowej przekraczała daleko ten problem i była znacznie bardziej bogata, niż pisze o niej Krzywiec. Dlatego powinna być traktowana inaczej, w szerokich kontekstach z uwzględnieniem wszystkich czynników: politycznych, gospodarczych, społecznych, kulturalnych, religijnych i innych. Tymczasem Krzywiec przesuwa akcenty w jednym kierunku i tak powstał obraz skrzywiony.

Autor, jak można sądzić na podstawie wielu jego wypowiedzi, operuje stereotypami, nie cofając się nawet przed oczywistym kłamstwem. W swoim wywodzie dotyczącym rasizmu jako grupę rasistowską podaje Zadrugę, która będąc formacją o charakterze nie tylko neopogańskim, ale i „narodowo-bolszewickim”, z rasizmem nic wspólnego nie miała. W dodatku, aby udokumentować taką tezę, przywołuje na stronie 415 w przypisie nr 14 moją książkę pt. Religia, cywilizacja, rozwój – wokół idei Jana Stachniuka bez podania stron, na których miałaby być mowa o rasizmie Zadrugi, co pozwala wnosić, iż nie zaszła tu jakaś pomyłka, tylko Krzywiec wiedział, że nie znajdzie w niej nic, co by świadczyło o rasizmie środowiska skupionego wokół Jana Stachniuka. Zasymulował więc usterkę w postaci braku strony. Autor ten, jak widać, nadużywa zaufania czytelnika albo tak bardzo jest przekonany, że każda radykalniejsza formacja nacjonalistyczna musi być rasistowska, iż pozwala sobie na taką dezinformację. Podobnych lapsusów w omawianej tu książce jest więcej! Jak można się domyślać, obowiązuje w niej metoda — jeśli fakty nie pasują do schematu, to tym gorzej dla faktów. Warto tu dodać, że do dziś powstały już cztery książki o Stachniuku i Zadrudze, z których jedna jest w języku niemieckim, ale trzy po polsku. Z żadnej z nich nie wynika, aby ta formacja ideowa była rasistowska. Ale po co czytać opracowania innych autorów, skoro już z góry ma się „jedynie słuszne” zdanie?

Książka Szowinizm po polsku — przypadek Romana Dmowskiego (1886-1905) nie wniesie wiele nowego do poruszanego w niej tematu. Natomiast można powiedzieć, że przede wszystkim generuje ona odpowiednią atmosferę. Dla typowych historyków jest zbyt zawiła i wykraczająca w swoich wywodach poza praktycznie funkcjonującą u nas w większości wypadków w tej dyscyplinie metodę. U innych, będących w stanie śledzić wywody autora, który odwołuje się do różnych wątków pozahistorycznych, wzbudzi zapewne mieszane uczucia, a może nawet i złość. Jeszcze u innych pozostawi pewien emocjonalny ślad i uczucie wsparcia, ponieważ wyznają te same „artykuły wiary” co jej autor. Zapewne znajdą się i tacy, którzy zrażeni jej jednostronnością jeszcze raz podejmą temat, dochodząc może do całkiem odmiennych wniosków. Ale też nie jest wykluczone, że może u niektórych przyczyni się do reanimowania zamarłego już od dawna w Polsce antysemityzmu12. Bo, jak wiadomo, akcja często rodzi reakcję. Będzie to skutek mało chwalebny i zapewne nieleżący w planach autora.

Piszący te słowa doskonale rozumie emocje środowisk żydowskich, a także Grzegorza Krzywca w zakresie problemu relacji pomiędzy Żydami a polskim nacjonalizmem. Niemniej jednak trudno jest nie zauważyć, że stanowią one istotne utrudnienie dla bezstronnych badań naukowych, a także i zaspakajania prostej ciekawości ludzi myślących, którzy chcieliby zrozumieć, jak to naprawdę było i co z czego wynikało.

Grzegorz Krzywiec kończy swoją książkę takim oto stwierdzeniem: „W potocznym myśleniu ciągle pokutującym założeniem jest uznanie, że ów komponent mentalności tradycyjnej (czytaj: katolickiej – B.G.) wpływał łagodząco na brutalność uprzednio przyswojonych przesłanek naturalistycznych. Jak pokazuje doświadczenie nie tylko ubiegłego wieku, takie związki między nowoczesnym nacjonalizmem a tradycyjnymi ideami, w tym także religijnymi, prowadziły raczej do brutalizacji życia publicznego, a nie na odwrót”.

Trudno jest dokładnie powiedzieć, jakie zjawiska ma tu na myśli Krzywiec i na jakich podstawach jest oparte takie twierdzenie. Zwróciłem jednak na nie szczególną uwagę z pozycji badacza relacji pomiędzy różnymi nacjonalizmami i ich aksjologią a religią. I właśnie z tej pozycji patrząc na zagadnienie, uważam, że bardziej jest to kolejna manifestacja jego przekonań niż wynik starannych analiz. Gdyby zostały przez niego dokonane, musiałyby i jego doprowadzić do wniosku, że jednak to właśnie systemy zrywające z duchem cywilizacji chrześcijańskiej i bazujące na kulturach wyzutych w znacznej mierze lub w całości z pierwiastków chrześcijańskich dopuściły się niewyobrażalnych zbrodni. Uwalnianie się od wpływu chrześcijaństwa na ogół stanowiło pod tym względem rodzaj przekraczania przysłowiowego Rubikonu! Teatrem takiego rozwoju sytuacji były międzywojenne Niemcy. Zniszczenie chrześcijaństwa ułatwiło też zbrodnicze praktyki w Związku Sowieckim!

Krzywiec używając określenia „tradycyjne idee, w tym także religijne”, nie wiadomo właściwie do czego się odnosi. Zarówno mogłoby w takim wypadku chodzić o różne koncepcje „volkistowskie” w Niemczech i związane z nimi wysiłki w kierunku „germanizowania chrześcijaństwa”, a więc mówiąc w wielkim skrócie, o próby kasowania jego etycznych zasad przy pozostawieniu form zewnętrznych, jak też i o tamtejsze koncepcje neopogańskie. Nie sadzę jednak, aby Krawiec mógł coś na ten temat powiedzieć na odpowiednim poziomie. Raczej myślał tu o Polsce i katolicyzmie, który zarówno w naszym kraju, jak i w rożnych innych katolickich krajach Europy wyraźnie złagodził tamtejsze nacjonalizmy, wypierając „naturalizm” i jego „wartości” oraz nadając tym nacjonalizmom charakter umiarkowany.

To właśnie wychowanie w etosie kultury chrześcijańskiej, niezależnie od tego, czy dana jednostka była wierząca, czy nie, stanowiło barierę, którą złamano w Niemczech i w Rosji sowieckiej. W pierwszym z tych krajów stało się to za sprawą owego „germanizmu” i neopogaństwa, o których w Polsce przed wojną i po wojnie pisywał wiele profesor Leon Halban. To właśnie takie wychowanie powodowało, że niektórzy oenerowcy pomagali w latach okupacji Żydom, a jeden z nich, Edward Kemnitz — osoba prominentna w swoim kręgu — został nawet odznaczony orderem „Sprawiedliwy wśród Narodów Świata”. O przyjaznych zachowaniach w stosunku do Żydów, ludzi z tego środowiska w latach okupacji, tu i tam można przeczytać w różnych miejscach13. Pod wpływem takich wiadomości zwłaszcza młodym, myślącym ludziom nasuwają się różne pytania. Dotyczą one zazwyczaj zagadnień kultury, świata wyznawanych tam wartości i ich praktycznych skutków. Zaczyna się okazywać, że myślowe „gotowce” pękają w szwach. A po co? Książka Krzywca, zdaniem piszącego te słowa, ma przeciwdziałać takim procesom. Wraz z pomocnikami stara się on wsadzić do głów młodych odpowiednie „gotowce”. Takim „gotowcem” jest właśnie Roman Dmowski — hitlerowiec, który był przecież jednym z najważniejszych architektów odrodzenia państwa polskiego po pierwszej wojnie światowej.

Kto tego wszystkiego nie rozumie, ten nie może sobie rościć pretensji do miana bezstronnego badacza naukowego. Co najwyżej jest publicystą politycznym lansującym rację jakiejś jednej opcji!

*

Zamykając niniejsze refleksje nad książką Szowinizm po polsku. Przypadek Romana Dmowskiego (1886-1905) trzeba przypomnieć, że chcąc dogłębnie zrozumieć stosunki polsko-żydowskie (ze szczególnym uwzględnieniem roli nacjonalizmu polskiego), warto by także rozpatrzyć kwestię opuszczania przez Palestyńczyków ich ojczyzny od czasu powtórnego osiedlania się tam Żydów w XX wieku. Porównania mogą być bardzo interesujące! Ostatnio nasz rynek księgarski dostarczył nawet kilku ciekawych publikacji. Trzeba po nie sięgać14.

Prof. dr hab. Bogumił Grott (ur. 1940) — historyk, politolog i religioznawca; badacz m.in. nacjonalizmu oraz jego powiązań z religią, specjalizuje się też w tematyce ukraińskiej; emerytowany profesor w Instytucie Religioznawstwa UJ; autor książek: Nacjonalizm a religia (1984), Katolicyzm w doktrynach ugrupowań narodowo-radykalnych do roku 1939 (1987), Nacjonalizm chrześcijański (1991), Zygmunt Balicki jako ideolog Narodowej Demokracji (1995), Religia, cywilizacja, rozwój – wokół idei Jana Stachniuka (2003); redaktor i współautor dzieł: Adam Doboszyński o ustroju Polski (1996), Polacy i Ukraińcy dawniej i dziś (2000), Stosunki polsko-ukraińskie w latach 1939-2004 (2004), Nacjonalizm czy nacjonalizmy? – funkcja wartości chrześcijańskich, świeckich i neopogańskich w kształtowaniu idei nacjonalistycznych (2006), Materiały i studia z dziejów stosunków polsko-ukraińskich (2008), Polityczne, religijne i kulturalne aspekty sprawy polskiej na Kresach Wschodnich (2009), Działalność nacjonalistów ukraińskich na Kresach Wschodnich II Rzeczypospolitej (2010), Różne oblicza nacjonalizmów – polityka, religia, etos (2010); członek Towarzystwa Obrony Kresów Zachodnich i Kresowego Ruchu Patriotycznego; mieszka w Krakowie.


1 G. Krzywiec, Szowinizm po polsku. Przypadek Romana Dmowskiego (1886-1905), Warszawa 2009.

2 R. Wapiński, Roman Dmowski (Lublin: Wyd. Lubelskie, 1989).

3 K. Kawalec, Roman Dmowski (Wrocław: Ossolineum, 2002).

4 A. Micewski, Roman Dmowski (Warszawa: Verbum, 1971).

5 S. Kozicki, Historia Ligi Narodowej, tak charakteryzuje pierwszy etap rozwoju ideowego narodowych demokratów: „Nie wyłożyli nigdzie metody, wedle której przystąpili do poznawania praw rządzących życiem człowieka i społeczeństwa, pisma ich są jednak świadectwem, że byli empirykami, zgodnie zresztą z duchem czasu, jako wychowawcy okresu pozytywistycznego w Polsce. Nie zajmowali się oni ani badaniem początków życia społecznego na ziemi, ani jego celów ostatecznych (…). Cel był polityczny, zakresem polityka polska, zadanie na wskroś praktyczne. Było to zgodne z maksymą Comte’a: wiedzieć, aby przewidzieć celem zaradzenia”. Cyt. za: Różne oblicza nacjonalizmów – polityka, religia, etos, red. B. Grott (Kraków: Wyd. Nomos, 2010): s. 49.

6 J. Bartyzel, „Szowinizm”, Encyklopedia Białych Plam, t. 17, Radom 2006, s. 77. Podobnie pojęcie szowinizmu ujmuje Słownik języka polskiego, pod. red. M. Szymczaka, t. 3 (Warszawa: wyd. PWN, 1981): s. 421.

7 Por. A. D. Drużbacka, Moralne oblicze kwestii żydowskiej świetle nauki św. Tomasza, Katowice 1937.

8 M. Marszał, Karol Stojanowski wobec niemieckiego rasizmu (w:) Studia nad faszyzmem i zbrodniami hitlerowskimi, t. 20, Wrocław 1997, s. 99.

9 W początku wieku najpełniej zamiary takie propagowali: J. Reimer, Ein Pangermanisches Deutschland, Leipzig 1902, i L. Woltman, Politische Antropologie /pismo/.

10 B. Grott, Rola katolicyzmu w ideologii obozu narodowego w świetle pism jego ideologów i krytyki katolickiej. Zarys problematyki badawczej, Dzieje Najnowsze, 1980, z. 1, ss. 63-94.

11 J. Giertych, Nacjonalizm chrześcijański, Stuttgart 1948, s. 46.

12 Przywoływane nieraz jako świadectwo polskiego antysemityzmu, obserwowane gdzieniegdzie antysemickie napisy na murach nie są odbiciem rzeczywistych postaw społeczeństwa, a jedynie wybrykami prostackich nastolatków z dołów społecznych.

13 Np. E. Ringelblum, Kronika getta warszawskiego, Warszawa 1983, ss. 43, 51, 80, 101, 159, 252, 312.

14 Zob. np. E. Jasiewicz, Podpalić Gazę, Warszawa 2011, passim.

PMK Design
© Organizacja Monarchistów Polskich 1989–2024 · Zdjęcie polskich insygniów koronacyjnych pochodzi z serwisu replikiregaliowpl.com.