Jesteś tutaj: Publicystyka » Inni publicyści » Janusz Kawalec: Działalność polityczna polskich konserwatystów w latach 1918-1939
Działalność polskich konserwatystów w Drugiej Rzeczpospolitej można wyraźnie podzielić na trzy odrębne okresy. Okres pierwszy to lata 1918-1926, kiedy ugrupowania zachowawcze usiłują przystosować się do nowej rzeczywistości — bez efektów jednak. Ich szansą staje się zamach majowy 1926 roku, który wyciąga ich z politycznego niebytu i daje możliwość wpływania na politykę polską. Trzeci okres otwiera śmierć marszałka Józefa Piłsudskiego w 1935 roku. Jest to czas ponownej marginalizacji i upadku obozu zachowawczego. Zgodnie z tym podziałem mój artykuł przedstawiać będzie dzieje konserwatystów w tych trzech przedziałach czasowych.
Zanim przejdę do omawiania działalności konserwatystów wypadałoby się zastanowić nad definicją konserwatyzmu. Na początek trzeba stwierdzić, że „konserwatyzm bywa pojęciem wieloznacznym. W rozumieniu potocznym nie rozróżnia się często postawy zachowawczej, występującej w każdym ruchu politycznym, od uosabiającej się w społecznym działaniu konserwatywnej ideologii. (…) Historycy koncentrują się jednak przede wszystkim na konserwatyzmie jako kategorii politycznej, zawierającym określony dekalog wartości, którego obronie służy stworzona w tym celu partia” (J. J. Jerz). Jakie wartości są zawarte w tym dekalogu? Stefan Stablewski, międzywojenny konserwatysta, pisał: „Są nimi w pierwszym rzędzie religia, rodzina, własność, praworządność. Są one zakotwiczone w prawie natury, a więc w prawie boskim. Jeśli w pewnej chwili dziejowej wartości te są uznawane, natenczas zachowawca będzie tego stanu bronił. Jeśli są zagrożone, natenczas będzie o ich wprowadzenie względnie przywrócenie walczył”. Konserwatyzm często kojarzony jest z reakcją, z uporczywym trzymaniem się pewnych rozwiązań, z zaprzeczeniem postępu. Ale czy tak jest naprawdę? Władysław Leopold Jaworski tak pisał: „Konserwatyzm jest zaprzeczeniem rewolucji, a nie postępu. Rewolucja jest zniszczeniem tych instytucji, które wrosły korzeniami w społeczeństwo, które tworzą jego organiczny skład. Postęp nie jest możliwy bez Boga. Dlatego też konserwatyzm musi być religijny”. Jeśli chodzi natomiast o metody, konserwatyści są pragmatyczni, kompromisowi, odrzucają demagogię, ale są twardzi w obronie swoich zasad. Znakomitym podsumowaniem mogą być słowa Konstantego Grzybowskiego: „Konserwatysta jest patriotą, ale nie jest nacjonalistą, (…) jest zwolennikiem autorytetu i poszanowania władzy, ale jest wrogiem despotyzmu (…), ceni wolność, ale nienawidzi anarchii (…), jest religijny, ale unika fanatyzmu”.
Zachowawcy po odzyskaniu przez Polskę niepodległości znaleźli się w trudnej sytuacji. Pogrążył ich lojalizm wobec zaborców, upadek systemów umożliwiających im odgrywanie znacznej roli politycznej, a także wzrost nastrojów radykalnych. To spowodowało zepchnięcie ich do obrony. Sytuację pogarszało rozproszenie i rozbicie ugrupowań konserwatywnych. „Ukształtowanie jednego wspólnego ugrupowania konserwatywnego (…) w początkowych latach odbudowanego państwa polskiego — pisał Henryk Jabłoński — było w istocie niemożliwe, przede wszystkim ze względu na brak ujednoliconego programu, a nawet stanowiska wobec doraźnie najważniejszych problemów. W konsekwencji poszczególne grupy konserwatywne działały oddzielnie, wykorzystując szerokie możliwości zakulisowych porozumień, wpływania na najwybitniejszych przedstawicieli władz państwowych”. Z tych powodów zabrakło ich w szrankach wyborczych w momencie tworzenia się parlamentu — nawet galicyjskich „stańczyków” zaprawionych w parlamentarnych bojach. W Sejmie Ustawodawczym znaleźli się swoistą tylną furtką m.in. Jerzy Baworowski czy Stanisław Starowieyski dzięki dekretowi Naczelnika Państwa z 28.11.1918 roku jako byli posłowie do Rady Państwa Austro-Węgier z Galicji Wschodniej, gdzie wybory odbyć się nie mogły z powodu wojny.
Jakie były jeszcze przyczyny słabości oprócz wyżej wymienionych? Bez wątpienia był nią także brak bazy społecznej, brak silnego polskiego mieszczaństwa i burżuazji, które były zazwyczaj bazą ruchów konserwatywnych. Polska burżuazja była bardziej podatna na wpływy narodowej demokracji ze względu na konkurencję mniejszości narodowych, głównie Żydów. Nie było też w Polsce bogatego chłopstwa (z wyjątkiem Wielkopolski i Pomorza), które utożsamiało konserwatystów z ziemianami, na których ziemię dybało. Tak więc bazą ruchu konserwatywnego stało się głównie ziemiaństwo, grupa nieliczna, (około 60 tys. osób) i stosunkowo zamknięta. To z góry przekreślało ich szanse w odrodzonej Polsce.
Jakie środowiska konserwatystów działały u progu niepodległości? W Krakowie istniało od 1907 roku Stronnictwo Prawicy Narodowej (SPN) — następcy krakowskich „stańczyków”. W Warszawie działa utworzone w 1904 roku Stronnictwo Polityki Realnej (SPR). W Wielkopolsce są trzy ośrodki zachowawcze: Centrum Obywatelskie, Kasyno Obywatelskie i Stronnictwo Pracy Narodowej, a na Kresach zaś dwie organizacje: Stronnictwo Pracy Narodowej na Rusi i Stronnictwo Narodowo-Zachowawcze na Litwie.
Od razu podjęto starania o zjednoczenie wszystkich grup zachowawczych. Z inicjatywą wyszło SPN, na którego czele stali: Zdzisław Tarnowski jako prezes oraz Aleksander Skrzyński i Stanisław Starzyński jako wiceprezesi. Zastąpili oni starych przywódców W. L. Jaworskiego i Michała Bobrzyńskiego, a partia zmieniła nazwę na Stronnictwo Budowy Zjednoczonej Polski (SBZP). Po wielu rozmowach 23.02.1919 roku odbyło się posiedzenie Komitetu Organizacyjnego, na którym utworzono Stronnictwo Pracy Konstytucyjnej (SPK). W jego skład weszli oprócz SBZP także realiści oraz obie grupy kresowe. Na czele stronnictwa stanął w wyniku kompromisu J. Baworowski, jednocześnie prezes sejmowego Klubu Pracy Konstytucyjnej (KPK). Była to ze strony tych organizacji próba dostosowania się do zmian społecznych, które zachodziły w kraju.
Jednak wcześniej w obliczu wyborów stanął przed nimi poważny problem — kogo wybrać za sojusznika w obliczu własnej słabości? W obozie zachowawczym pojawiły się dwie tendencje: albo współpraca za Związkiem Ludowo-Narodowym (ZLN), czyli endecją, albo z grupami popierającymi Piłsudskiego i z partiami centrum — przede wszystkim z Polskim Stronnictwem Ludowym „Piast”. Za współpracą z endecją opowiadali się głównie konserwatyści z byłego zaboru pruskiego, „realiści” i wschodniogalicyjscy „podolacy”, ponieważ współpracowali z nimi już wcześniej. Natomiast „stańczycy” byli za kontynuacją swoich związków z ludowcami, a przedstawiciele kresów północno-wschodnich zbliżali się do Piłsudskiego z powodu jego koncepcji federacyjnych. Ostatecznie zdecydowali się na poparcie endecji. Jednak rozmowy prowadzone ze Stanisławem Grabskim nie przyniosły skutku. Narodowcy chcieli poparcia konserwatystów, zwłaszcza finansowego, ale ze względów propagandowych nie chcieli umieszczać ich na swoich listach (chodziło o głosy chłopów). Mimo niezadowolenia z takiej sytuacji zachowawcy poparli listy narodowej demokracji.
W wyniku wyborów z 26.01. 1919 roku w Sejmie Ustawodawczym znaleźli się z SPK tylko przedstawiciele SBZP, którzy znaleźli się tam bez wyborów, o czym już wspomniałem. Razem z demokratami z Galicji utworzyli wspólny Klub Pracy Konstytucyjnej z J. Baworowskim na czele. Klub liczył łącznie 19 posłów: 9 konserwatystów, 8 demokratów i 2 posłów z list narodowych, którzy nie weszli w skład sejmowego ZLN. KPK tworzyli głównie ludzie wykształceni, z doświadczeniem parlamentarnym. Skłonni do kompromisów często występowali jako mediatorzy w konfliktach między centrum a prawicą narodową. Mimo niewielkiej liczebności ich poparcie parę razy decydowało o utrzymaniu się lub upadku gabinetu. Z ich grona wyszedł premier Julian Nowak oraz kilku ministrów — Eustachy Sapieha, Konstanty Skirmunt czy Leon Biliński. Inaczej potoczyły się losy drugiej grupy zachowawczej. Konserwatyści z Wielkopolski po rozwiązaniu rozbiorowych jeszcze organizacji powołali w październiku 1920 roku Chrześcijańsko-Narodowe Stronnictwo Rolnicze (ChNSR) na czele z Tadeuszem Szułdrzyńskim i Alfredem Chłapowskim. Cechą charakterystyczną tej partii w odróżnieniu od innych było propagowanie wspólnoty interesów wielkich i małych posiadaczy wiejskich. Wysuwali oni na plan pierwszy interesy gospodarcze rolnictwa. Liczyli na szeroką współpracę z chłopstwem. Było to możliwe tylko w Wielkopolsce, gdzie istniało zamożne chłopstwo, a ziemianie nie byli tak bogaci jak kresowi, i gdzie trwały rozbiorowe tradycje współpracy obu grup wobec zagrożenia kolonizacją niemiecką.
Trzeci ośrodek konserwatywny stworzyli działacze z Królestwa i wschodniej Galicji tacy jak Edward Dubanowicz czy S. Starzyński. W styczniu 1919 roku utworzyli oni Zjednoczenie Narodowe, które współtworzyło ZLN. Jednak w październiku 1919 roku wraz z paru innymi grupami odeszli od endecji i powołali Narodowe Zjednoczenie Ludowe (NZL) liczące 68 posłów pod prezesurą E. Dubanowicza. W połowie 1921 roku doszło do rozłamu i powstało Narodowo-Chrześcijańskie Stronnictwo Ludowe (NChSL), które egzystowało do końca Sejmu Ustawodawczego. Ugrupowanie to nie zawsze jest zaliczane do obozu zachowawczego ze względu na bliskie kontakty z endecją. Dlatego też można je nazwać konserwatywno-narodowym.
Dwa najważniejsze problemy, przed którymi stanęli konserwatyści u progu odrodzonej Rzeczpospolitej, to reforma rolna i sprawa konstytucji. Ale przede wszystkim reforma rolna, której realizacja oznaczała dla ziemian być albo nie być. Ziemianie w zasadzie nie byli jej przeciwni. Protestowali jednak zdecydowanie przeciw przymusowemu wywłaszczaniu i wyznaczaniu maksimum posiadania. Jednak 10.07. 1919 roku sejm uchwalił ustawę o reformie rolnej przewidującą parcelację najpierw majątków państwowych i źle gospodarowanych oraz wyznaczającą maksimum posiadania na 60 do 180 hektarów. Reakcje ziemian były gwałtowne. Pisano o „żarłoczności chciwych, głupich, kłótliwych i krętych chłopów”, a reformę nazywano „chorobliwym wytworem socjalistyczno-bolszewickiego obłędu”. W celu walki z tą ustawą Związki Ziemian postanowiły się zjednoczyć i powołały 23.10. 1919 roku Radę Naczelną Organizacji Ziemiańskich z Kazimierzem Fudakowskim na czele. Ustawa o reformie rolnej nie weszła w końcu w życie z powodu wojny z bolszewicką Rosją, ale było to tylko odłożenie w czasie.
Głównym problemem, przed którym stanęła niepodległa Polska, była sprawa uchwalenia konstytucji, a więc aktu decydującego o kształcie ustroju państwa. W jej przygotowaniu mieli swój udział konserwatyści. Na czele Ankiety Konstytucyjnej Sejmu Ustawodawczego stanął prof. M. Bobrzyński — wybitny historyk krakowski. Projekt Ankiety przewidywał dwuizbowy parlament z senatem mianowanym w 3/4 przez sejmiki wojewódzkie, a w 1/4 przez sejm oraz sejmem wybieranym w okręgach jednomandatowych. Prezydent byłby powoływany w wyborach powszechnych i miał mieć znaczne uprawnienia. Projekt przewidywał też znaczną rozbudowę samorządu terytorialnego — a więc byłby on zgodny z zasadami konserwatywnymi. Został jednak odesłany bez debaty do komisji konstytucyjnej.
Wśród kilku projektów zgłoszonych w sejmie znalazł się też opracowany przez prof. Józefa Buzka z KPK. Był on wyrazem osobistych poglądów autora, a nie klubu. Przewidywał, że Polska będzie federacją 70 ziem — każda z własną konstytucją. Władzę ustawodawczą ziemie miały dzielić z dwuizbowym Sejmem Narodowym wybieranym w głosowaniu powszechnym. W skład Senatu miało wchodzić po 2 przedstawicieli ziem. Widać tu wyraźnie wzorowanie się na Stanach Zjednoczonych. Projekt ten nie znalazł uznania. Posłowie KPK nie mieli większego wpływu na kształt konstytucji marcowej, który nie uwzględniał ich postulatów ani w sprawie senatu, ani obioru prezydenta. Stąd ostra krytyka konstytucji w następnych latach.
Warto kilka słów poświęcić koncepcjom polityki zagranicznej, które pojawiły się w obozie zachowawczym w tym czasie. Można w nich zauważyć znaczącą ewolucję — od kreślonego z rozmachem terytorium państwa i szeroko zakrojonych aliansów, dających Polsce wiodącą pozycję w Europie Środkowej, po poczucie osamotnienia, a nawet zagrożenia niepodległości. Po początkowym entuzjazmie co do możliwości Polski jako mocarstwa wyrosłym z klimatu ponadwiekowej niewoli i patriotycznej euforii przyszła szara rzeczywistość. W tym, co pisali zachowawcy na temat miejsca Polski w Europie, daje się zauważyć pewna prawidłowość. „Koncepcje konserwatystów — pisał Edward Czapiewski — w sprawach polityki zagranicznej generalnie określał i implikował region Polski, w którym usytuowana była dana grupa oraz przedwojenne sojusze, sympatie, a także animozje polityczne”. „Dziennik Poznański”, jako jedyne pismo konserwatywne, stał na stanowisku, że głównym wrogiem Polski są Niemcy, w wschód to jedynie tyły frontu zachodniego, dla „Czasu” zaś było obojętne, czy granica będzie bliżej czy dalej Warty. Popierał on konsekwentnie politykę wschodnią Piłsudskiego. Uznając odrębności ziem litewskich i białoruskich jedyną dla nich szansę rozwoju widział w związku z Polską — poprzez powrót do idei federacji jagiellońskiej. Uznawał jednak prawo Ukrainy do niepodległości. Miała ona być sojusznikiem przeciw wspólnemu wrogowi — Rosji. Podobnie politykę Piłsudskiego popierał wileński ośrodek skupiony wokół „Słowa” i jego redaktora naczelnego Stanisława Cata-Mackiewicza. Głosił on ideę Polski mocarstwowej, a więc wielonarodowej. Stąd wynikała walka z nacjonalizmem, który zwracał przeciw państwu mniejszości narodowe.
Mimo różnic konserwatyści byli zgodni w wielu sprawach. Wszyscy podkreślali konieczność włączenia Polski do kształtującego się bloku państw bałtyckich w celu wzmocnienia pozycji Polski między Rosją a Niemcami. Z drugiej strony podobny cel miał mieć blok państw na południe od Karpat obejmujący Rumunię, Węgry i Jugosławię. Podobnie rzecz miała się z Małą Ententą, ale tu były rozbieżności co do Czechosłowacji. Dla wszystkich jednak wojskowy i polityczny sojusz z Francją stanowił podstawę polskiej polityki zagranicznej oraz egzystencji Polski w ramach ładu wersalskiego. Polska będąca w systemie sojuszy państw Europy Środkowej miała być głównym oparciem dla francuskiej polityki antyniemieckiej i antyradzieckiej. Rok 1924 przyniósł jednak pogrzebanie nadziei na Polskę mocarstwową. Pakt reński wymusił przewartościowanie związku z Francją i implikował konieczność zbliżenia do Wielkiej Brytanii, jak i do ZSRR. Tylko S. Mackiewicz wyjście z impasu dostrzegał w nawiązaniu politycznej i gospodarczej współpracy z Niemcami.
W roku 1922 stanął przed konserwatystami nowy problem: wybory do Sejmu i Senatu I kadencji i konieczność odpowiedzi na pytanie, z kim iść do wyborów? SPN, które wróciło do dawnej nazwy, podjęło próbę rozszerzenia zakresu swego działania poprzez uzyskanie wpływu na inteligencję miejską przez instytucje naukowe i kulturalne pozostające pod jego wpływami, np. Towarzystwo Ekonomiczne w Krakowie. Otwarto nowe oddziały w Wilnie i na Wołyniu. Efekty były jednak mizerne, poza wyraźnym sukcesem, jakim było powstanie „Słowo”. Po nieudanych rozmowach przedwyborczych z PSL „Piast” i NZL weszli w skład Unii Narodowo-Państwowej założonej przez Medarda Downarowicza związanego blisko z Piłsudskim. Unia odwoływała się głównie do inteligencji oraz burżuazji — także żydowskiej i protestanckiej. W jej składzie znaleźli się m.in. Stanisław Estreicher, Marian Zdziechowski, Julian Nowak. Oddział wileński SPN do wyborów poszedł w ramach Państwowego Zjednoczenia na Kresach, a warszawscy „realiści”, którzy jeszcze w 1920 wyszli z SPN i utworzyli Stronnictwo Realnej Polityki Narodowej, stworzyli wraz z NZL Centrum Polskie. Natomiast konserwatyści poznańscy skupieni w ChNSR oraz NChSL postanowili iść do wyborów z obozem narodowym w składzie Chrześcijańskiego Związku Jedności Narodowej (ChZJN), ponieważ endecja w Wielkopolsce i Królestwie była zbyt silna, by z nią konkurować.
Wyniki wyborów przyznały słuszność opcji proendeckiej. Państwowe Zjednoczenie na Kresach zdobyło 48,5 tys. głosów, najwięcej na Wołyniu, ale żadnego mandatu poselskiego i tylko 1 senatorski (uzyskał go Leon Łubieński). Na Unię Narodowo-Państwową padło 38 tys. głosów, głównie w Małopolsce i w Warszawie, a na Centrum 26 tys., ale nie przyniosło to mandatów. Stronnictwa uczestniczące w ChZJN zdobyły 22 mandaty w Sejmie (5 % ogółu) — po 11 ChNSR i NChSL. W Senacie NChSL uzyskał 7 mandatów, ChNSR — 3, co łącznie z mandatem Łubieńskiego dało 11 miejsc (10 % ogółu). Członkowie ChNSR, NChSL, Stronnictwa Katolicko-Ludowego wraz z Łubieńskim utworzyli Klub Chrześcijańsko-Narodowy liczący 28 posłów i 13 senatorów. Prezesem klubu sejmowego został E. Dubanowicz (NChSL) a senackiego — Leon Janta-Połczyński (ChNSR). Skutkiem sukcesu grup współpracujących z narodową demokracją i klęski ją zwalczających było wyraźne przesunięcie się środka ciężkości w obozie zachowawczym z Krakowa do Wielkopolski, która to sytuacja utrzymała się do 1926 roku.
Na jesieni 1922 roku doszło w obozie zachowawczym do bardzo ciekawej inicjatywy. Ukazała się wtedy broszura „O prawdziwym konserwatyzmie”, która ostro atakowała SPN za odejście od idei konserwatywnych. Jej autorem był Konstanty Broel-Plater, do którego przyłączyli się Kazimierz Marian Morawski, Hieronim Tarnowski, Aleksander Dworski i inni, którzy 15.10. 1922 roku podpisali deklarację Stronnictwa Zachowawczego (SZ). Partia ta zakładała świadomą rezygnację z gier politycznych na rzecz skupienia się na pracy formacyjnej i ideotwórczej. Celem jej było zachowanie czystości idei, uchronienie doktryny przed wypaczeniami związanymi z politycznymi kompromisami, a przez to uchronienie ideologicznej tożsamości w świecie nieustannie podważającym wartości drogie konserwatystom. K. M. Morawski tak napisał: „Konserwatysta winien być tym, który potrafi przetrwać wieki w oczekiwaniu nagłych narodu zmartwychwstań i lata tęsknić do górnej pobudki zwycięstwa, stać przy na pół zdeptanych już sztandarach i prężyć drzewca ich w niebo z ostatecznego zdawałoby się upadku, umieć jednodniowym zwycięzcom rzucić w twarz potępienie i przekleństwo, a skłaniać czoła przed ideą, co w bólach rodzi się dla świata”.
W roku 1923 najważniejszymi problemami dla obozu zachowawczego stały koalicja „Chjeno-Piasta” i powrót do sejmu sprawy reformy rolnej. Klub Chrześcijańsko-Narodowy prowadził co prawda rozmowy z ChZJN i „Piastem”, ale do rządu nie wszedł, mimo zapewnień o życzliwości. Przeważyła tutaj obawa przed reformą rolną. Pozostali konserwatyści na łamach „Czasu” i „Słowa” krytykowali tę koalicję. S. Mackiewicz pisał, że „'rzekoma prawica' będzie tylko kompromitować ideę rządów prawicowych”. Wyrażał on obawy głównie przed skutkami nacjonalistycznej polityki rządu, realizacji reformy rolnej i usunięcia Piłsudskiego z życia politycznego. Obawy te były uzasadnione, zwłaszcza co się tyczy reformy rolnej, mimo gestów rządu wobec ziemian — ministrem rolnictwa został działacz ChNSR A. Chłapowski, właściciel najlepiej zagospodarowanego majątku w Wielkopolsce. Otóż pakt lanckoroński podpisany 17.05. 1923 roku w Warszawie przewidywał corocznie do parcelacji 200 tys. ha z własności państwowej i prywatnej, z wyjątkiem majątków do 180 ha, a na Kresach do 400 ha, uprzemysłowionych do 1000 ha. Mówił też o niepełnym odszkodowaniu pieniężnym — tylko 25 % lub 10 % przy przymusowym wykupie, reszta miała być w oprocentowanych listach rentowych. Ziemianie uznali to za zdradę. Nie mogli wybaczyć ZLN, który korzystał z ich funduszy, że zdecydował się podpisać pakt. Wielu zerwało z obozem narodowym.
Jednakże w grudniu 1923 roku po upadku koalicji „Chjeno-Piasta” powstał pozaparlamentarny rząd Władysława Grabskiego, przyjęty przez konserwatystów bez entuzjazmu. Program reform nowego rządu przewidywał uchwalenie 1 mld zł podatku majątkowego, którego 50 % mieli zapłacić posiadacze ziemscy. Ponieważ jednak drobni rolnicy zostali zwolnieni, całość sumy spadła na wielką własność. W połączeniu z kolejnym podjęciem sprawy reformy rolnej i innymi posunięciami rządu (zakaz eksportu zboża) oraz ogólną sytuacją (spadek cen na produkty rolne) zrobiło to piorunujące wrażenie na ziemianach. Obóz konserwatywny podjął ostrą krytykę ustawy. Wskazywano na jej skutki: że doprowadzi do zmniejszenia produkcji rolnej, a przez to zagrozi aprowizacji miast i wymusi import, że spowoduje proletaryzację wsi i zubożenie robotników rolnych. Oskarżano rząd, że chce zniszczyć ziemiaństwo. Jednocześnie przedkładano własne projekty przewidujące prywatną parcelację za pełnym odszkodowaniem i proponujące powstanie silnych (10-15 ha) gospodarstw rolnych. Klub Chrześcijańsko-Narodowy usiłował wprowadzić do projektu liczne poprawki, chcąc zwiększenia maksimum posiadania na Kresach i odszkodowania po cenie rynkowej. Poprawki te nie uzyskały nawet poparcia endecji, co jeszcze pogłębiło oskarżenia o zdradę, więc w czasie drugiego czytania posłowie chrześcijańsko-narodowi opuścili salę obrad uznając, że ustawa jest sprzeczna z konstytucją, i nie wzięli udziału w głosowaniu. Przyjęta 20.07.1925 roku ustawa spotkała się z gorącą krytyką. „Dzień Polski” — organ ChNSR, pisał: „Bo nigdy nie będzie za dużo powtarzać, że ustawa jest niekonstytucyjna, że podyktowały ją względy wybitnie taktyczne, a nie troska o rozwój gospodarczy kraju, że wpłynie zabójczo na produkcję i osłabi odporność gospodarczą i siłę obronną państwa i że jej zastosowanie w województwach wschodnich zniszczy istniejący tam jeszcze polski stan posiadania, nie tworząc innych wartości, na których mogłaby się oprzeć państwowość polska”.
W celu obrony przed reformą rolną RNOZ postanowiła zwołać walny zjazd ziemian, który miał odpowiedzieć na pytanie — co robić? Pierwszy Walny Zjazd Zrzeszonego Ziemiaństwa z udziałem ponad 3000 osób rozpoczął się 10.09. 1925 roku w Warszawie. Główny referat polityczny wygłosił Aleksander Meysztowicz. Stwierdził w nim konieczność dalszej walki z bolszewizmem i etatyzmem, opowiedział się za wolnością gospodarczą. Dokonał ostrej krytyki ustroju państwa i polityki kolejnych rządów oraz postulował stworzenie silnej partii prawicowej: „Trzeba nam prawicy o wyraźnym charakterze, samodzielnej”. Po burzliwej dyskusji Zjazd przyjął rezolucję polityczną, w której stwierdził: „że nie wszystkie stronnictwa popierane przez ziemian przy ostatnich wyborach (…) odpowiedziały ich oczekiwaniom. Toteż wzywa ziemian do dawania nadal poparcia tylko tym stronnictwom, które konsekwentnie i odważnie staną na gruncie powyższych zasad i poprą także postulaty gospodarcze zjazdu”. Rezolucja ta miała wyraźny wydźwięk antyendecki, co znalazło swoje odbicie na łamach prasy.
W tym okresie największą partią konserwatywną było ChNSR. Chciało ono na bazie wrodzonego konserwatyzmu chłopów i ich przywiązania do ziemi stworzyć wielkie stronnictwo rolnicze. Głosiło oni także hasła walki z socjalizmem, który występuje przeciwko Bogu, ojczyźnie i rodzinie oraz prawu własności. Dla komunistów żądało wręcz ustaw wyjątkowych. Stronnictwo w swej działalności odniosło spore sukcesy. Powstało wiele nowych kół, nie tylko w Wielkopolsce, ale i na Pomorzu oraz w Kongresówce. Zdołało ono odciągnąć wielu ziemian od endecji, szczególnie w byłym zaborze rosyjskim. W tym celu ChNSR założyło w 1924 roku w Warszawie nowy dziennik — „Dzień Polski”, jak również wydawało wiele gazet dla chłopów. W 1924 roku weszło także stronnictwo na teren Wileńszczyzny współpracując ze S. Mackiewiczem. Pogłębiano również współdziałanie z sojusznikiem z Klubu Chrześcijańsko-Narodowego — NChSL, które w 1924 roku zmieniło nazwę na Stronnictwo Chrześcijańsko-Narodowe (SChN). W tym celu podjęto rozmowy o zjednoczeniu. Układ zjednoczeniowy podpisano 7.06. 1925 roku, a 29.06 wybrano władze nowego stronnictwa, które przejęło nazwę po SChN. Prezesem partii został T. Szułdrzyński (ChNSR), a przewodniczącym zarządu głównego Stanisław Kasznica (SChN). Nastąpiły także pewne przesunięcia w programie — mocniej akcentowano rolę Kościoła i sprawy religii, a mniej rolnictwa. Dzięki zjednoczeniu SChN objął swym działaniem prawie cały obszar państwa. W tym samym czasie SPN nie przejawiało większej aktywności na zewnątrz — tylko poprzez „Czas” i działania zakulisowe. Skupiło się ono w tym okresie na krytyce parlamentaryzmu i ordynacji wyborczej. E. Dubanowicz pisał: „Korzeniem zła ustroju państwa jest pięcioprzymiotnikowe prawo wyborcze, niedorzeczne, niemoralne, przeciwne porządkowi w przyrodzie, przeciwne naturze i rozumowi ludzkiemu, prawo wyborcze zgubne dla cywilizowanego rozwoju ludzkiego, zabójcze dla państwa”. Podobnie SZ po okresie rozwoju związanego z uzyskaniem poparcia części ziemian, głównie we Lwowie, osłabiło swoją działalność. W stronnictwie po pewnym czasie podjęto decyzję o współpracy z SChN, a 11.12. 1925 roku plenum ZG — nie bez oporów — zaakceptowało decyzję o połączeniu. Nie przyłączyli się do tego założyciele SZ: K. Broel-Pater, K. M. Morawski, H. Tarnowski, gdyż fuzja oznaczała w praktyce zniszczenie Stronnictwa Zachowawczego. Dlatego na początku 1926 roku założyli oni Klub Zachowawczo-Monarchistyczny. Wchłonięcie SZ przez SChN rozszerzyło jego wpływy na Małopolskę i spowodowało skupienie w nim prawie całego (poza SPN) obozu zachowawczego i politycznie czynnego ziemiaństwa.
Od 1925 roku wobec narastającego kryzysu demokracji parlamentarnej dochodzi w Polsce do odrodzenia ruchu monarchistycznego. Po wojnie działały zaledwie nieliczne grupki i tylko Cat-Mackiewicz stale wołał: „Polska potrzebuje monarchii w celach swej ekspansji na zewnątrz (…). Polska potrzebuje monarchii dla sprężystości na wewnątrz, dla sprawności państwa w walce z wrogiem przemożnym, wrogiem nie narodu polskiego, lecz całej cywilizacji europejskiej — z Bolszewią”. Oznaką odrodzenia było umieszczenie w programie SChN na posiedzeniu RG dnia 28.02. 1926 roku sformułowania o konieczności zapewnienia głowie państwa stałości, znaczenia i powagi przez przywrócenie dziedzicznej władzy króla. W tym czasie powstały też największe organizacje monarchistyczne w II Rzeczpospolitej. W lutym 1925 roku powstała Organizacja Monarchistyczna (OM) na czele z Wacławem Niemojewskim, byłym marszałkiem Rady Stanu, a w marcu tegoż roku Obóz Monarchistów Polskich (OMP), na czele którego stanął prof. Szymon Dzierzgowski. Pod jego redakcją ukazał się w czerwcu 1925 roku pierwszy numer nowego pisma „Pro Patria” z podtytułem „tygodnik o zasadach monarchistycznych i faszystowskich”. Czasopismo to propagowało konieczność oparcia życia społecznego i politycznego na zasadach wiary i moralności chrześcijańskiej, obronę pracy oraz własności jako owocu tej pracy oraz dążenie do ustroju monarchistyczno-konstytucyjnego. Wobec bliskości ideowej doszło do zjednoczenia obu grup, mimo pewnych oporów. W lutym 1926 roku z połączenia OM i OMP powstało Zjednoczenie Monarchistów Polskich (ZMP). Na czele ZMP stanął działacz SChN Stefan Dąbrowski, (co tłumaczy fakt umieszczenia wzmianki o monarchii w programie tej partii), a wiceprezesami zostali gen. Józef Dowbór-Muśnicki i Mirosław Obiezierski. Oprócz tych dwóch organizacji, jak wcześniej wspomniałem, byli członkowie SZ założyli w styczniu 1926 roku Klub Zachowawczo-Monarchistyczny, który działał do 1928 roku i wydawał pismo „Pro Fide, Rege et Lege”.
Wymienione organizacje miały bez wątpienia charakter elitarny i inteligencki, krąg do którego się odwoływały również. Zupełnie inny charakter miała największa organizacja monarchistyczna w przedwojennej Polsce — Monarchistyczna Organizacja Włościańska (MOW), założona w styczniu 1926 roku przez byłego posła PSL „Wyzwolenie” z Częstochowy Aleksandra Ćwiakowskiego wokół czasopisma „Głos Monarchisty”. Pismo to stwierdzało: „Dążymy do legalnej zmiany konstytucji w myśl hasła: władza dla Króla, ziemia dla ludzi, ład i sprawiedliwość dla wszystkich”. Specyfika tej organizacji polegała na tym, że odwoływała się głównie do mas chłopskich.
Prasa konserwatywna odgrywała w obozie zachowawczym szczególną rolę przy braku rozbudowanych struktur organizacyjnych — umożliwiała dotarcie do sympatyków i członków partii konserwatywnych oraz propagowanie idei zachowawczych. Jej cechą charakterystyczną była stosunkowo duża niezależność od partii politycznych, dlatego o zaliczeniu gazety do nurtu konserwatywnego decydowała linia polityczna i to, kto gazetę wydawał. Najważniejszym dziennikiem obozu był krakowski „Czas”, którego redaktorem do 1920 roku był Rudolf Starzewski, a po jego śmierci — Antoni Beupre. Pismo finansował Z. Tarnowski, a pisali w nim tacy publicyści, jak S. Estreicher czy W. L. Jaworski, dzięki czemu poziom gazety był bardzo wysoki. „Czas” uznawał Piłsudskiego za jedyną osobę, która może powstrzymać rewolucję w Polsce, poza tym popierał jego politykę federacyjną. Bronił go aż do 1925 roku, kiedy to w jego sporze z Władysławem Sikorskim poparł tego ostatniego. Przez cały ten okres „Czas” prowadził zdecydowaną krytykę endecji i jej działalności. Zbliżone poglądy prezentował warszawski „Dziennik Powszechny” założony przez realistów, choć redaktorem naczelnym był Witold Noskowski z Krakowa. Pismo to nie utrzymało się długo, gdyż upadło w sierpniu 1920 roku i w ten sposób Warszawa nie miała żadnego stricte konserwatywnego dziennika. Środowisko wielkopolskie reprezentował „Dziennik Poznański”, w którym główną rolę odgrywali Tadeusz Smogorzewski i Edward Paszkowski. Prezentowali oni poglądy zbliżone do „Czasu”, o czym świadczyły częste przedruki, poza tym „Dziennik” dużo miejsca poświęcał stosunkom polsko-niemieckim i sprawom Wielkopolski. W 1922 roku doszło do zmian w redakcji i pismo zaczęło popierać ChNSR, a potem SChN. Drugim pismem ukazującym się w Wielkopolsce była „Gazeta Powszechna”, w której główną rolę odgrywali T. Szułdrzyński i A. Chłapowski. Przeznaczona ona była głównie dla chłopów i lansowała wspólnotę interesu wszystkich rolników. Wydawała specjalne dodatki dla chłopów, atakowała głównie konkurentów na wsi — PSL „Piast” i PSL „Wyzwolenie”, a popierała ChNSR. Z inicjatywy tego stronnictwa powstał w 1924 roku w Warszawie „Dzień Polski”, poświęcony przeważnie sprawom rolnictwa.
W sierpniu 1922 roku w Wilnie został założony jeden z najciekawszych dzienników przedwojennej Polski — „Słowo”. Pieniądze dał głównie Jan Tyszkiewicz, a redaktorem naczelnym został Stanisław Mackiewicz, co okazało się znakomitym posunięciem. W krótkim czasie z pisma prowincjonalnego zrobił ogólnopolski dziennik cieszący się sporą popularnością. „Słowo” całkowicie popierało Piłsudskiego, a zwalczało endecję. Propagowało ideę Polski mocarstwowej i wielonarodowej. Innym pismem, na które ogromny wpływ wywierała osobowość redaktora naczelnego, była „Rzeczpospolita”, którą kierował Stanisław Stroński. Nie zawsze jest ona zaliczana do pism konserwatywnych, gdyż stała jakby na pograniczu tego nurtu i narodowej demokracji. Była silnie związana z NChSL, przede wszystkim z jego klubem sejmowym. Była ona mocno antypiłsudczykowska. Jej właścicielem był Ignacy Paderewski, który w październiku 1924 roku sprzedał ją Wojciechowi Korfantemu. Związane jest to z jednym z najciekawszych zatargów prasy międzywojennej, którego podstawą był problem, czy wydawca może sprzedać tytuł nie licząc się z opinią zespołu redaktorskiego. Mimo sprzedaży pisma Stroński nie złożył broni i zaczął wydawać w miejsce „Rzeczpospolitej” „Warszawiankę”. Wymienione do tej pory gazety były największymi czasopismami obozu konserwatywnego. Oprócz tego były wydawane pomniejsze pisma — „Biuletyn” SZ reprezentujący „konserwatyzm czysty, bezkompromisowy, integralny” oraz pisma monarchistyczne „Pro Patria” i „Głos Monarchisty”. Najważniejsze problemy, które poruszała prasa konserwatywna w latach 1918-1926 to kwestia przede wszystkim reformy rolnej oraz dyskusje na temat zjednoczenia ruchu zachowawczego i stosunku do endecji.
Gdy w 1926 roku narasta kryzys polskiej demokracji, szerzą się pogłoski o zamachu stanu, wzbudzają niepokój wypowiedzi i działania Piłsudskiego, konserwatyści nie mogli pozostać obojętni wobec tych wydarzeń. Po raz kolejny ujawniły się różnice w poglądach na osobę marszałka. „Dziennik Poznański” pisał o „niepoczytalnej jednostce zupełnie bezkarnie wzniecającej zamęt”, „Gazeta Powszechna” — „żądamy natychmiastowego usunięcia Piłsudskiego i oddania pod sąd jego pretorianów wprowadzających do Polski anarchię”. Obie gazety nie były przeciwne dyktaturze, ale były przeciwne dyktaturze Piłsudskiego. Inaczej „Czas”, który piórem W. L. Jaworskiego ostrzegał przed zamachem, ponieważ „wiedzie on z konieczności do despotyzmu, a wszystko jedno, jak się on nazywa: bolszewizm, faszyzm czy dyktatura wojskowa. Wiedzie on do negacji najdroższego dobra ludzkości, wiedzie do negacji wolności, wiedzie do niewoli”. Jedynie „Słowo” w pełni solidaryzowało się z polityką marszałka, a Mackiewicz 24 kwietnia w słynnym artykule „Przedostatni i ostatni gabinet republikańsko-parlamentarny” pisał, że po gabinecie Skrzyńskiego może powstać jeszcze rząd centroprawicy, „A co potem? Potem Polska zwróci się raptownie do systemów nieparlamentarnych. Systemów takich są dwa: monarchia i dyktatura”. Słowa te stały się podstawą do snucia przypuszczeń, że Mackiewicz już coś wcześniej wiedział, że Piłsudski już przed zamachem szukał kontaktów z konserwatystami — tak pisze Szymon Rudnicki, ale inni autorzy zaprzeczają tym tezom, choć faktem są rozmowy z konserwatystami w czasie zamachu, o czym niżej.
Sam zamach po raz kolejny unaocznił różnice w obozie konserwatywnym. „Gazeta Powszechna” krzyczała — „Rokosz zdrajcy ojczyzny”. „Czas” także potępił zamach w imię praworządności, ale jednocześnie wezwał do skupienia się wokół rządu Kazimierza Bartla. Natomiast Mackiewicz z entuzjazmem pisał w „Słowie”: „Za władzę silną, za życiodajną władzę silną gotowi jesteśmy zapłacić dziesiątkami trupów, jeśli daniny takiej Polska potrzebować będzie, ale Ty nam daj tę władzę silną, Panie Marszałku!” Charakterystyczne jest, że jako pierwsi z Piłsudskim spotkali się przedstawiciele kresów północno-wschodnich. Już w nocy z 16 na 17 maja w Klubie Myśliwskim w Warszawie Piłsudski rozmawiał ze Zdzisławem i Kazimierzem Lubomirskimi oraz Arturem Tarnowskim, którzy zadeklarowali swoje poparcie dla marszałka. Także Piłsudski szukał poparcia zachowawców. Jak napisał Mackiewicz w swojej „Historii Polski do 17 września 1939 roku”, „Piłsudski dążąc jednocześnie do dwóch celów: 1. rozbicia endecji, 2. pozyskania sobie prawicy społecznej — postanowił zgalwanizować i wygrać dla swoich celów konserwatystów”. Tendencja ta spotkała się z odzewem z drugiej strony, ponieważ, jak stwierdził jeden z konserwatystów, „tabernakulum nasze jest próżne. Nie mamy niczego w nim do przekazania społeczeństwu. I dlatego też współpraca z rządem Piłsudskiego jest jedyną taktyką, jaka nam pozostała”. Tak też było w rzeczywistości. Zamach majowy stał się ostatnią szansą dla konserwatystów zaistnienia na arenie politycznej. I szansę tę wykorzystali.
Pierwsze efekty współpracy przyszły szybko. Piłsudski podobno zaproponował konserwatystom teki już w pierwszym rządzie Bartla (wg Z. Lubomirskiego), a na pewno 5 czerwca posadę ministra spraw zagranicznych Januszowi Radziwiłłowi oraz — trochę wcześniej — kandydatury Zdzisława Lubomirskiego i Mariana Zdziechowskiego na prezydenta — ale ci wszyscy odmówili. Intencja marszałka była przejrzysta — chciał dać im znak, że żadnej rewolucji w kraju nie będzie, ale jednocześnie zażądał, aby dla dalszych rozmów konserwatyści zjednoczyli się. Charakterystyczne bowiem jest, że kontakty z nim utrzymywali tylko pojedynczy konserwatyści, którzy do tej pory nie odgrywali większej roli. Przełomowym było spotkanie u Z. Lubomirskiego, w którym wzięło udział około 30 osób z byłych zaborów austriackiego i rosyjskiego, na którym to postanowiono prowadzić dalsza rozmowy z Piłsudskim. W tym celu 28 czerwca powołano Związek Zachowawczej Pracy Państwowej (ZZPP) — prezesem został K. Lubomirski, wiceprezesem A. Tarnowski. Także wileńscy konserwatyści postanowili się zorganizować i 4 lipca utworzyli Organizację Zachowawczej Pracy Państwowej (OZPP) — na czele stanął A. Meysztowicz, a na czele Zarządu Głównego E. Sapieha.
W tym czasie nastąpiła też wyraźna ewolucja w obu pozostałych partiach konserwatywnych. SPN powołało w Warszawie swój oddział 28 czerwca, a jego działacze wymienili poglądy z grupą piłsudczyków dochodząc do zbliżenia stanowisk. Jednocześnie, co było bardzo symptomatyczne, doszło też do zerwania rozmów prowadzonych z Wincentym Witosem. Podobnie sprawy miały się w SChN — od zdecydowanego potępienia i nawoływania do walki przeszli na pozycje neutralności, choć wewnętrzne spory były poważne. Przyczyną tego była między innymi „nowela sierpniowa” idąca po myśli konserwatystów.
W nagrodę za poparcie 2 października w składzie nowego rządu znalazło się dwóch „żubrów” kresowych: A. Meysztowicz został ministrem sprawiedliwości, a Karol Niezabytowski ministrem rolnictwa i dóbr państwowych. Ale najważniejsze wydarzenie miało miejsce 25 października w Nieświeżu, kiedy to marszałek Piłsudski zjechał do siedziby rodowej Radziwiłłów, aby udekorować pośmiertnie swego adiutanta majora Stanisława Radziwiłła, który poległ w czasie wyprawy kijowskiej. W uroczystościach wzięło udział ok. 200 osób — głównie ziemiaństwa kresowego. Zabrakło natomiast „stańczyków” i Wielkopolan oraz przedstawicieli hierarchii kościelnej. Wizyta miała charakter głównie propagandowy. Miała być znakiem, że Piłsudski jest gotów współpracować z każdym. Mimo prób pomniejszania znaczenia tego faktu przez lewicę piłsudczykowską jego znaczenie było bardzo duże.
Piłsudski planując dokonanie przegrupowania sił na polskiej scenie politycznej zamierzał stworzyć silną i aktywną partię konserwatywną jako przeciwwagę narodowej demokracji. Miałaby ona przyciągnąć do obozu sanacyjnego ziemiaństwo, a także burżuazję polską. Dlatego też najbardziej propiłsudczykowskie grupy OZPP i ZZOP w grudniu 1926 roku połączyły się i utworzyły Polską Organizację Zachowawczej Pracy Państwowej (POZPP). Na jej czele stanął Sapieha, a w programie partii zapisano konieczność wzmocnienia władzy wykonawczej aż po wprowadzenie monarchii, zmianę ordynacji wyborczej oraz zabezpieczenie własności. Całkowicie propiłsudczykowskie były także utworzony przez byłych członków SChN w Poznaniu w grudniu 1926 roku Klub Zachowawczej Pracy Państwowej z Zygmuntem Czarneckim na czele oraz organizacja o takiej samej nazwie utworzona w styczniu 1927 roku we Lwowie z inicjatywy konserwatystów wileńskich. W niej znaleźli się m.in. Ksawery Jaruzelski, Paweł Sapieha i Konstanty Dzieduszycki.
Pozostałe grupy zachowawców także wzmogły swą działalność. SChN stanął przed poważnym wyborem — czy opowiedzieć się za sanacją, czy też za endecją. Już od jesieni 1926 roku prowadzono rozmowy z Dmowskim na temat jego wejścia do nowoutworzonego Obozu Wielkiej Polski (OWP). Za taką opcją opowiadali się S. Stroński i E. Dubanowicz. Inaczej sytuacja miała się w SPN. W grudniu 1926 roku odbył się zjazd przedstawicieli partii w Krakowie, na którym podjęto rezolucję stwierdzającą, że SPN zajmuje wobec rządu stanowisko życzliwe i gotowe jest współpracować nad zmianami ustrojowymi w państwie. Prezesem został Z. Tarnowski, wiceprezesem J. Radziwiłł, a sekretarzem generalnym Jan Bobrzyński, co świadczyło o wyraźnym przesunięciu się opcji w partii. Podjęto działania w celu założenia dziennika w Warszawie. Wykorzystując kłopoty finansowe spółki wydającej „Dzień Polski” przejęli gazetę z dniem 1 stycznia 1927 roku. Od tego momentu pismo stało się organem konserwatystów skupionych wokół Piłsudskiego.
Rok 1927 to okres najżywszej działalności obozu zachowawczego. Od stycznia 1927 roku toczyły się rozmowy POZPP i SPN na temat współpracy. W czasie tych rozmów pojawia się koncepcja Komitetu Zachowawczego, który skupiłby trzy największe partie konserwatywne: SChN, SPN oraz POZPP i miałby na celu wypracowywanie wspólnej taktyki wobec rządu i innych stronnictw. Ważnym impulsem dla konsolidacji była rozmowa, jaką przeprowadził 20 lipca 1927 roku w Warszawie Z. Tarnowski z Piłsudskim. Marszałek wypowiedział się wtedy przeciw partiom politycznym i zmianie ordynacji wyborczej do sejmu, a za rewizją konstytucji. Wspomniał też o konieczności zjednoczenia się konserwatystów. Do dalszych rozmów z zachowawcami skierował Walerego Sławka i Remigiusza Grocholskiego — co świadczy o wadze, jaką przywiązywał do tych kontaktów.
Kontynuacją tej rozmowy był zjazd w Dzikowie, który odbył się w dniach 14-16.09. 1927 roku. zostali tam zaproszeni imiennie przedstawiciele SPN, SChN, POZPP i poznańskiego Klubu ZPP oraz Sławek i Grocholski. Główne tematy rozmów to sprawa konsolidacji obozu zachowawczego i plan działania na okres wyborów. Sławek zapowiedział wtedy utworzenie ugrupowania politycznego reprezentującego „program państwowy” - była to pierwsza zapowiedź utworzenia przyszłego BBWR. Zachęcał on konserwatystów do przystąpienia do wyborów w ramach obozu rządowego. Ci nie dali ostatecznej odpowiedzi, ale zapowiedzieli ścisłą współpracę w wyborach. Rozmowy ze Sławkiem były później kontynuowane.
Bezpośredni efektem zjazdu było powstanie 10 grudnia 1927 roku Komitetu Zachowawczego dla koordynacji pracy politycznej i organizacyjnej. Weszło do niego po trzech przedstawicieli każdej partii, a na jego czele stanął Wydział Wykonawczy w składzie: J. Radziwiłł (SPN), Adam Żółtowski (SChN) i E. Sapieha (POZPP). Mimo powstania komitetu partie zachowały swoje dotychczasowe forrny organizacyjne. Komitet zajął się przede wszystkim przygotowaniami do wyborów. Prowadził rozmowy z różnymi grupami (głównie ziemianami i przemysłowcami) oraz zbierał fundusze. Na początku stycznia 1928 roku konserwatyści zdecydowali się na umieszczenie swoich kandydatów na liście nr 1 — czyli Bezpartyjnego Bloku Współpracy z Rządem (BBWR). Wymusiło to ostateczne opowiedzenie się SChN — z Piłsudskim czy z Dmowskim. Po dramatycznym posiedzeniu w dniu 15 stycznia 1928 roku prezydium partii podjęło decyzję o współpracy z obozem narodowym i jednocześnie skrytykowało członków Komitetu, że rezygnują z idei konserwatywnych łącząc się z ludźmi reprezentującymi odmienne poglądy społeczne i polityczne. Część działaczy nie zgodziła się z tą decyzją. Postanowili utworzyć Stronnictwo Chrześcijańsko-Rolnicze (SChR) i pozostać w Komitecie. Prezesem nowej partii został T. Szułdrzyński.
Mimo deklaracji Komitetu nie wszyscy konserwatyści znaleźli się na listach BBWR (łącznie zgłosili na nią 31 kandydatur). Przedstawiciele SChR i Klubu ZPP z Poznania weszli w skład Katolickiej Unii Ziem Zachodnich (lista nr 30) — prorządowej, ale mocniej deklarującej hasła katolicko-narodowe. Niektórzy kandydowali też na liście nr 11 MOW (m.in. Jan Bobrzyński), popieranej przez SPN i POZPP. O składzie listy państwowej decydowali W. Sławek i Kazimierz Świtalski. O pozycji konserwatystów w BBWR świadczy wysokie, szóste miejsce J. Radziwiłła na liście państwowej. Wyniki wyborów marcowych 1928 roku były następujące: BBWR — 125 mandatów, Unia — 3, MOW — 0. Według wydawnictw sejmowych w Klubie BBWR było 19 członków partii konserwatywnych w sejmie i 10 w senacie, choć niektórzy mówią o 40 osobach łącznie. Taki wynik oznaczał zwycięstwo opcji propiłsudczykowskiej w obozie zachowawczym.
Po wyborach 1928 roku konserwatyści postanowili wejść w skład Klubu BBWR, ale chcieli zachować pewną autonomię. Dlatego utworzyli Koło Gospodarcze Posłów i Senatorów BBWR liczące 34 parlamentarzystów. W jego składzie znaleźli się oprócz konserwatystów także przedstawiciele sfer gospodarczych. Na posiedzeniu Rady Naczelnej SPN J. Radziwiłł stwierdził, że udział zachowawców „w pracy Bezpartyjnego Bloku winien być jak najintensywniejszy”. Wyraził on przekonanie, iż angażując się w pracę Bloku zachowawcy zdołają wywrzeć decydujący wpływ na działalność sanacji, a ich potencjał intelektualny będzie dla niej niezastąpiony w pracach nad reformą ustroju państwa. W tym czasie bardzo wyraźnie na czoło konserwatystów wysunął się J. Radziwiłł, który stał się, jako bliski przyjaciel Sławka i członek prezydium BBWR, reprezentantem interesów świata gospodarczego wobec rządu i jednocześnie wyrazicielem polityki władz w stosunku do sfer ziemiańskich i przemysłowych. Na ile jednak naprawdę konserwatyści mieli wpływ na decyzje sanacji? Chyba można zgodzić się z opinią Andrzeja Chojnowskiego: „Konserwatyści stanowili dla grupy rządzącej obozu cennego i pożytecznego sprzymierzeńca, ich głos — zwłaszcza w sprawach, które wymagały fachowego doradztwa — był z uwagą wysłuchiwany, niemniej 'pułkownicy' w swych decyzjach politycznych pozostawali autonomiczni, ponieważ stał za nimi niepodważalny w obozie autorytet Piłsudskiego”.
W Sejmie II kadencji sprawą, której konserwatyści poświęcili dużo uwagi, był problem nowej konstytucji. W 31-osobowej komisji konstytucyjnej na 10 członków BBWR było aż 4 zachowawców: J. Radziwiłł, E. Sapieha, S. Mackiewicz i Adam Piasecki oraz dodatkowo jako eksperci M. Bobrzyński i W.L. Jaworski. Na prośbę Sławka przygotowali oni w lipcu 1928 roku konferencję na temat konstytucji i rozpisali ankietę konstytucyjną. Ujawniły się w niej poważne niekiedy rozbieżności między zwolennikami ustroju parlamentarnego (S. Estreicher) a autorytarnej formy władzy (S. Mackiewicz). Najważniejszym efektem tych działań projekt konstytucji pióra W.L. Jaworskiego. Dawał on bardzo szerokie uprawnienia głowie państwa i wiele prerogatyw, co było związane z założeniem o niepodzielnej władzy państwowej. Prezydent miał być wybierany przez elektorów. Za swoją działalność nie ponosiłby odpowiedzialności politycznej, ale jednocześnie obowiązywałaby go zasada, że „władzę wykonywa (…) wedle zasad moralności Chrystusowej”. Drugą podstawą ustroju państwa miał być samorząd, który stanowiłby zabezpieczenie przed nadmierną centralizacją władzy rządu oraz przed przerodzeniem się szerokiej władzy prezydenta w dyktaturę. Projekt BBWR opracowany przez Stanisława Cara i wniesiony do sejmu w lutym 1929 roku zawierał pewne elementy koncepcji Jaworskiego, ale „akceptacja części 'Projektu…' przez koła rządowe była w gruncie rzeczy (…) pozorna. Pozorna była dlatego, że przejmowała tylko niektóre zewnętrzne formy i niektóre rozwiązania, nie akceptując faktycznego jądra tej koncepcji”, pisał Michał Jaskólski. Zresztą problem nowej konstytucji odwlekł się w związku z rozwiązaniem parlamentu i polityką Piłsudskiego, który odwlekał tę sprawę.
W 1929 roku doszło do ciekawego sporu J. Bobrzyńskiego z Konstantym Grzybowskim na temat ówczesnej roli konserwatystów w BBWR i dalszej ich przyszłości. Dyskusję wywołał referat Grzybowskiego wygłoszony na zebraniu zarządu oddziału krakowskiego SPN 14 października 1929 roku. Uważał on, że obóz rządzący w przyszłości zajmie stanowisko demokratyczne, należy więc stanąć po stronie obrońców zasad demokracji wewnątrz BBWR. Opowiedział się za dalszym związkiem z sanacją, ponieważ to była jedyna sytuacja, kiedy obóz rządzący uznawał za swoje część postulatów konserwatywnych, kiedy wpływ ugrupowań lewicowych i radykalnych został sparaliżowany i w której konserwatyści mogli rozszerzać swoje wpływy i że warto w związku z tym zapłacić za to samodzielnością. Bobrzyński na te dywagacje odpowiedział broszurą „Sprzeczności idei demokratycznych”. Wystąpił w niej przeciw stapianiu się z BBWR, które powoduje zatracenie wartości konserwatywnych, a opowiedział się za niezależnością. Konsekwencją jego postawy było stopniowe zrywanie z propiłsudczykowską grupą zachowawczą skupioną wokół Radziwiłła.
Tymczasem w obozie sanacyjnym doszło do konfliktu między liberalną grupą Bartla a „pułkownikami”. Zachowawcy stanęli po stronie „pułkowników” i popierali rząd, nie zdając sobie sprawy, po jakie środki sięgnie Piłsudski w walce z opozycją. Po aresztowaniu przywódców opozycji z 9 na 10 września 1930 roku Radziwiłł i grupa warszawska pozostała bierna. Tylko „Czas” wyraził swoje oburzenie i zaniepokojenie. Spowodowało to decyzję o nie wysuwaniu na listach BBWR działaczy z Krakowa, czego skutkiem było wyeliminowanie ich z obozu. Na listach rzędowych znaleźli się tylko zachowawcy działający w organizacjach ziemiańskich, przemysłowych i ci, którzy zdecydowanie popierali rząd i jego metody.
Listopadowe wybory 1930 roku wykazały osłabienie pozycji konserwatystów w Bloku. Radziwiłł był dopiero 14 na liście państwowej (poprzednio 6). Podobnie było w okręgach, gdzie decydującą rolę odgrywali przedstawiciele administracji. Konserwatyści nie stworzyli już w parlamencie oddzielnej grupy, więc trudno nawet oszacować ich liczebność, choć podaje się liczbę 8 posłów i 13 senatorów. Przyczyny takiej sytuacji były różnorakie. Głównym wrogiem sanacji był teraz Centrolew, a nie endecja, więc zachowawcy przestali pełnić rolę przeciwwagi. Poza tym kryzys gospodarczy osłabił ich możliwości finansowe, a więc i ich atrakcyjność dla grupy rządzącej. Było to także związane z dominacją „pułkowników”, którzy nie tolerowali ludzi źle patrzących na ich metody. Mimo to trzecim wiceprezesem BBWR został Józef Targowski, a Radziwiłł wszedł do prezydium klubu.
Następne lata to powolna degrengolada obozu zachowawczego. Konserwatyści stopniowo zatracają swoją odrębność. Wobec prymatu grupy Radziwiłła i jednoczesnego spadku znaczenia grupy krakowskiej w Bloku trudno było odróżnić właściwych konserwatystów od przedstawicieli sfer przemysłowych. Poza tym grupa kierownicza BBWR stawała się coraz bardziej autonomiczna i niechętna na jakiekolwiek naciski, na co liczyli konserwatyści. Po śmierci Jaworskiego i po ustaleniu projektu nowej konstytucji spadła także atrakcyjność intelektualna zachowawców. Dobitnym znakiem upadku tożsamości była postawa konserwatystów po ujawnieniu sprawy brzeskiej. Tylko prof. Adam Krzyżanowski ostro zaprotestował i po scysji z Bolesławem Miedzińskim zrzekł się mandatu. Głośno protestował także Z. Lubomirski, co stało się przyczyną jego odejścia z SPN — nowym prezesem został Radziwiłł. Także „Czas” był bardzo krytyczny wobec tej sprawy. Symptomem upadku był również ostry spór konserwatystów z „naprawiaczami”, czyli lewym skrzydłem BBWR, którego przedstawicielami byli Eugeniusz Kwiatkowski, Juliusz Poniatowski i Michał Grażynski. Walka z nimi wynikała z przyczyn ideologicznych (kwestia etatyzacji i reformy rolnej), ale przybierała formy wcale nie ideologiczne. Konserwatyści oskarżyli Grażyńskiego o czerpanie nieuzasadnionych korzyści materialnych ze spółki „Ferron”. Wojnę z wojewodą śląskim prowadził też na łamach „Słowa” Mackiewicz. Odpowiedzią była „afera żyrardowska” — pośrednio wymierzona przeciw Radziwiłłowi, choć kontekst tej sprawy był dużo szerszy. Związany był ze spadkiem znaczenia Sławka, protektora konserwatystów, co było spowodowane jego koncepcjami ustrojowymi. Idea „elity rozumu i charakteru” nie podobała się ważnym grupom będącym podporą reżimu sanacyjnego — biurokracji urzędniczej oraz sferom wojskowym.
Postępujący kryzys gospodarczy w państwie podciął możliwości finansowe konserwatystów, co wymusiło ograniczenie działalności poza BBWR do minimum i konieczność konsolidacji. Dnia 27 lutego 1933 roku odbyło się posiedzenie władz trzech partii:, SChR, SPN i POZPP, na którym podjęto decyzję o utworzeniu wspólnej organizacji pod nazwą Zjednoczenie Zachowawczych Organizacji Politycznych (ZZOP). Jej prezesem został Radziwiłł, wiceprezesami Janta-Połczyński i Stanisław Wańkowicz, a sekretarzem Kazimierz Zaczek. We władzach znaleźli się działacze, którzy nie zawsze zgadzali się z polityka Radziwiłła lub nie byli już aktywni — jak E. Sapieha, Z. Lubomirski, J. Bobrzyński, ale także młodzi działacze z „Buntu Młodych” — Aleksander Bocheński, Ksawery Pruszyński, Jerzy Moszyński. Była to próba wyjścia z kryzysu, ponieważ konserwatyści stawali się coraz bardziej elitarną i nieliczną grupą bez siatki w terenie.
Jedynym pozytywnym elementem w dziejach obozu zachowawczego przełomu lat dwudziestych i trzydziestych było pojawienie się tzw. neokonserwatystów. Było to związane z objęciem patronatu przez konserwatystów nad organizacją studencką Związek Akademicki — Myśl Mocarstwowa. W jej senioracie znaleźli się J. Radziwiłł i E. Sapieha. Liczyła ona w październiku 1931 roku ok. 510 członków — jak na dzisiejsze czasy całkiem sporo, ale wtedy była to organizacja elitarna (ok. 1% wszystkich studentów). Na jej czele stał Rowmund Piłsudski (daleki krewny marszałka), który tak pisał w „Myśli Mocarstwowej” — ich organie: „Cel — potęga państwa jako gwarancja niepodległości Narodu jest niezmienny i stanowi istotę ideologii mocarstwowej”. Stawiali oni państwo ponad narodem, co stawiało ich w opozycji do obozu narodowego. Adolf Bocheński, najwybitniejszy publicysta młodych konserwatystów, tak napisał: „Państwo jest niejako dźwigarem, za pomocą którego naród jest w stanie utrzymać się i rozszerzyć swój stan posiadania. W ogólnej walce o byt walczą bezpośrednio nie narody, lecz państwa. Im który naród posiada silniejsze państwo, tym wyższe stanowisko zajmuje w ogólnej hierarchii narodów i tym łatwiej potrafi się obronić”.
W celu roztoczenia opieki nad młodymi „imperialistami” zachowawcy rozpoczęli akcję wydawniczą. Oprócz „Myśli Mocarstwowej” zaczęły się ukazywać „Civitas Academica” w Krakowie, „Wiadomości Akademickie” w Poznaniu, a „Dzień Polski” rozpoczął wydawać dodatek „Kronika Akademicka”, który z czasem usamodzielnił się, a w listopadzie 1931 roku zmienił nazwę na „Bunt Młodych” — pismo to stało się czołową trybuną młodych konserwatystów. Nie wyrzekali się oni związku z dawnymi konserwatystami, ale ich ambicją było stworzenie nowego programu dla młodego pokolenia. Kładli nacisk na konieczność wyzwolenia się spod opieki partii politycznych i kurateli programów sformułowanych w innej sytuacji historycznej — stąd nazwa „Bunt Młodych”. Do jej czołowych publicystów oprócz braci Bocheńskich należeli Ksawery i Mieczysław Pruszyńscy, Jerzy Giedroyć, Stefan Kisielewski.
Po utworzeniu ZZOP konserwatyści przygotowywali się do nowej roli politycznej, lecz ich możliwości były już mocno ograniczone — zarówno organizacyjne, ekonomiczne, jak i personalne. Całkowite przesunięcie punktu ciężkości do Warszawy spowodowało, iż faktyczna konsolidacja żywiołów zachowawczych nie następowała. Ich aktywność polityczna ograniczała się do prac we władzach Bloku i działalności parlamentarnej. Utworzenie ZZOP oznaczało przede wszystkim centralizację władzy w rękach ks. Radziwiłła. Jeśli konserwatyści dotąd nie wypadli z BBWR, to tylko dzięki poparciu Sławka. To ono umożliwiło im wyjście obronną ręką z sytuacji wywołanej aferą żyrardowską. Ich sytuację wewnątrz obozu poprawiał znaczny udział w pracach nad konstytucją, zwłaszcza Wojciecha Roztworowskiego. Na początku 1935 roku z nadzieją oczekiwali na zmianę ordynacji wyborczej, opracowywanej w tajemnicy pod kuratelą Sławka.
Śmierć Piłsudskiego ocenili jako tragedię polityczną zarówno dla obozu rządzącego, jak i dla Polski. Po śmierci wodza walka o władzę w grupie „pułkowników” weszła w decydującą fazę. Wybory do sejmu według nowej ordynacji miały rozpocząć nowy etap w życiu politycznym — pod rządami nowej konstytucji. Z zażartej walki o obsadę mandatów między różnymi odłamami BBWR zachowawcy wyszli pokonani. W nowym sejmie znaleźli się tylko nieliczni konserwatyści, m. in. Leon Sapieha i A. Tarnowski. Sławek przygotowując się do objęcia prezydentury zrezygnował z premierostwa i rozwiązał BBWR. Było to z jego strony samobójstwo polityczne, ale także śmiertelny cios dla ruchu konserwatywnego ze względu na brak struktur terenowych i brak szerszego poparcia społecznego. Po śmierci Piłsudskiego, porażce Sławka w walce o władzę, rozwiązaniu BBWR i niezbyt udanych wyborach 1935 roku konserwatyści nie byli w stanie samodzielnie odbudować swej pozycji politycznej i stali się ponownie marginesem życia publicznego. Tak zakończył się okres ich największych sukcesów politycznych.
W nowym parlamencie nie stworzyli osobnej grupy, ale występowali pojedynczo w poszczególnych komisjach. Głównie zajmowali się sprawami ekonomicznymi i ostrymi atakami na ministrów Poniatowskiego (ponownie problem reformy rolnej) i Kwiatkowskiego (etatyzacja gospodarki). Na zewnątrz nie prowadzili żadnej akcji organizacyjnej, oczekując na deklarację programową Obozu Zjednoczenia Narodowego (OZN). Przyjęli ja dość pozytywnie, ale w skład OZN nie weszli — nie było już tam dla nich miejsca. Wymusiło to podjęcie akcji organizacyjnej — na grudzień 1937 roku został zwołany zjazd konserwatystów do Warszawy. Odbył się on 12 grudnia z udziałem około 480 osób. Referaty wygłosili ks. Radziwiłł, A. Krzyżanowski i S. Wańkowicz. Wybory do władz ujawniły głęboki zwrot w obozie zachowawczym. Prezesem nowej partii — Stronnictwa Zachowawczego (SZ) został Adolf Bniński, sympatyk endecji z Wielkopolski i prezes Akcji Katolickiej, a wiceprezesami Jerzy Michalski i Wacław Brun. Władza w stronnictwie przeszła w ręce ludzi, którzy nie zgadzali się z polityką akceptacji działalności rządu. Nie znaleźli się we władzach działacze związani uprzednio z sanacją: Targowski, Roztworowski, Janta-Połczyński. Partia ta w swych enuncjacjach programowych występowała w obronie konstytucji kwietniowej i przeciwko nieograniczonemu zwiększaniu władzy wykonawczej. Ostrzegała przed dominacją państwa nad jednostką i naruszaniem praworządności oraz etatyzmem. Ostro krytykowała nowe pomysły reformy rolnej. Do wybuchu wojny SZ nie wyszło poza etap wstępnych prac organizacyjnych.
Po 1926 roku utrzymała się zasada w obozie zachowawczym, że prasa jest niezależna od stronnictw. Formuła ta miała z jednej strony umożliwić dziennikom utrzymywanie kontaktów z organizacjami niezwiązanymi z zachowawcami, z drugiej spełniać rolę łącznika między konserwatystami a inteligencją, mieszczaństwem i kapitałem polskim. „Czas” — najważniejszy dziennik zachowawczy przeżywał poważne trudności finansowe pomimo wysiłków reformatorskich. Także „Dzień Polski” — oficjalny organ konserwatystów skupionych wokół Piłsudskiego miał trudności finansowe. Stąd pojawiły się pomysły, aby połączyć oba pisma i przenieść „Czas” do Warszawy. Mimo oporu krakowian od 1 stycznia 1934 roku „Czas” stał się pismem warszawskim. W tym samym okresie „Dziennik Poznański” znajdował się w dobrej sytuacji wydając wiele mutacji. Kierował nim Józef Winiewicz. Także „Słowo” wileńskie rozwijało się bardzo dobrze, podejmując nawet ekspansję wydawniczą pod koniec lat trzydziestych, co było wielką zasługa Cata-Mackiewicza. Mimo wielu podobieństw pisma te różniły się między sobą. „Czas” był najbardziej krytyczny wobec sanacji. Ostro atakował ją za sprawę brzeską i ustawy akademickie. „Dzień Polski” jako oficjalny organ był najbardziej zależny od Radziwiłła i popierał rząd. „Dziennik Poznański” natomiast dużo miejsca poświęcał sprawom lokalnym. Te pisma po 1935 roku utraciły swe znaczenie polityczne — poza „Słowem”, które zyskało sobie szczególną pozycję. Główna problematyka podnoszona przez gazety konserwatywne to sprawa ich stosunku do obozu rządzącego i problem konsolidacji. Toczona także dyskusje na temat zmian ustrojowych i ideologii zachowawczej — tu szczególnie aktywni byli Mackiewicz, Bobrzyński i Estreicher. Szczególną rolę odgrywał miesięcznik „Nasza Przyszłość” Bobrzyńskiego będący kuźnią teoretyczną konserwatyzmu polskiego. Trzeba też przypomnieć rolę pism neokonserwatywnych — „Myśli Mocarstwowej” i „Buntu Młodych” (potem „Polityki”) oraz wspomnieć o pismach monarchistycznych, takich jak: „Głos Monarchisty”, „Pro Fide, Rege et Lege” i „Głos Monarchistyczny”.
Jeśli chodzi o monarchistów, to po przewrocie majowym nastąpiło pewne ożywienie tego nurtu. Co prawda ZMP rozpadł się, ponieważ władze odmówiły rejestracji, ale aktywnie działała MOW, która zmieniła nazwę z Włościańskiej na Wszechstanową. Rozszerzeniu działalności miało sprzyjać też przeniesienie władz i „Głosu Monarchisty” do Warszawy. Do MOW przeszła część działaczy OMP i OM, które reaktywowały się, ale nie odegrały żadnej roli — m.in. Aleksander Drucki-Lubecki, Stefan Gruchała, Jan Moszyński. Sprawdzianem siły MOW miały być wybory 1928 roku, do których poszła wspomagana przez SPN. Listy zgłoszono w 20 okręgach sejmowych i 5 senackich, ale w 4 sejmowych i w 1 senackim zostały unieważnione — i to w najważniejszych okręgach. Mimo to zyskała 53609 głosów (0,5 % całości), głównie w okręgach centralnych i na wsi. W wyborach 1930 roku na listę w 3 okręgach padło tylko 1816 głosów. Po tej klęsce działalność MOW ustaje. Próbę wznowienia działalności monarchistycznej podjęto w 1936 roku wokół pisma „Głos Monarchistyczny”, które nawiązywało do ideologii „Action Francaise”. Leszek Gembarzewski, Joachim Obiezierski i Jan Moszyński próbowali założyć Związek Monarchistów, ale władze odmówiły rejestracji, ponieważ „szerzenie idei monarchii narodowej sprzeciwia się demokratycznemu (sic!) ustrojowi Państwa Polskiego”.
Trudno jest jednoznacznie ocenić rolę konserwatystów w międzywojennej Polsce. Stojąc na przegranej pozycji u progu Niepodległej podjęli walkę o zaistnienie na scenie politycznej. W demokratycznej rzeczywistości znaleźli się tylko wielkopolscy konserwatyści dzięki rozszerzeniu swej bazy wyborczej o chłopów oraz narodowi konserwatyści dzięki sojuszowi z endecją. Sytuację drastycznie zmienił przewrót majowy, który stał się szansą powrotu na główną scenę polityczną. Szansę tę zachowawcy wykorzystali, ale cena była wysoka — czy nie zbyt wysoka? Po śmierci Piłsudskiego nie znaleźli już wspólnego języka z jego następcami, co znów zepchnęło ich na margines. Przed odejściem w niebyt miał ich uratować zwrot ku endecji. Czy uratowałby? Trudno powiedzieć. Podsumowując można stwierdzić, że konserwatyści w Drugiej Rzeczypospolitej odegrali większą rolę niż wynikałoby to z ich liczby, dzięki swemu bogactwu, wykształceniu i zdolnościom politycznym.