Jesteś tutaj: Publicystyka » Inni publicyści » Tomasz Gabiś: Enteogeny po raz trzeci i ostatni
Wobec teorii enteogeniczno-mistycznej mitów i wierzeń religijnych formułowany jest niekiedy zarzut redukowania tego, co duchowe, do tego, co materialne. Wydaje się on nietrafny, gdyż rośliny psychoaktywne były raczej pomostem pomiędzy tym, co biologiczne, materialne i duchowe. Kto wie, czy najodpowiedniejsze nie byłoby przyjęcie teoretycznej koncepcji, że to rośliny są uduchowione: nie związki chemiczne działają na psyche człowieka, ale duch rośliny (bóstwa roślinne); to duch, a nie „chemia” jest kwintesencją magicznych roślin. Wszak południowoamerykańscy szamani utrzymują, że grzyby i kaktusy mówią do nich, udzielają im rad etc. Oddziaływania chemiczno-biologiczne byłyby jedynie materialnym przejawem wzajemnych oddziaływań duchowych. Duch danej rośliny (lub związku chemicznego) oraz jej właściwości są z nami związane od czasów powstania świata. Po prostu nie jesteśmy od nich oddzieleni. Rupert Sheldrake, brytyjski botanik i biochemik, specjalista od biologii komórkowej, wybitny znawca fizjologii strączkowych roślin tropikalnych, członek Królewskiego Towarzystwa Naukowego, stwierdził:
Każdy gatunek roślin czy grzybów ma swego ducha, z własnym sposobem istnienia, postrzegania i doświadczania świata, uczestniczenia w całości. Duchy tego rodzaju mają oparcie w biologii.
Stanislav Grof uważa, że enteogeny (psychodeliki) nie tyle wywoływały pewne nowe stany umysłu, ile aktywowały preegzystujące w nim matryce lub potencjały duchowe.
Islamscy mistycy – sufici, nazywani są niekiedy hippisami świata arabskiego, gdyż w ich środowisku haszysz odgrywał ważną rolę. W książce Asasyni – święci zabójcy islamu (1987) Edward Burman pisze, że haszysz ma stare i akceptowane miejsce w historii perskiego mistycyzmu. Sufici używali haszyszu dla stymulowania mistycznych doznań i poznania natury Allaha; spożywanie haszyszu nazywali „aktem obrzędowym”; nazywali aluzyjnie haszysz „zielonym człowiekiem”; według legendy sufickiej z haszyszem zapoznał ich jeden z założycieli sufizmu, szejk Haydar; średniowieczny poeta suficki pisał: „zostaw wino, napij się wina Haydara zielonego jak szmaragd”. A skąd wzięła się zieleń jako kolor islamu? Zielone liście jakiej rośliny uczczono w ten sposób? Alkohol został zakazany przez Mahometa, ale nie haszysz; muzułmanie uważali konopie za świętą roślinę; późniejszy zakaz był zakazem religijnego establishmentu islamskiego w celu zwalczania „heretyków” i mistyków, którzy używali enteogenów. Jak powiadał Prorok, wyznaczono aniołów, by czuwali nad każdym liściem i nasieniem rośliny zwanej isfand, tak że jej kora, korzenie i gałęzie odpędzają smutek oraz czary. Jak wiadomo, w rajskim ogrodzie Allah ma dla wiernych święty napój przyprawiony imbirem.
Mahomet spędzał samotnie noce w grocie na górze Hira, kilka kilometrów od Mekki. Tam miał swoje objawienia, w czasie których „jego dusza była porywana”, i widział postacie jaśniejące w świetlistym obłoku. Mahomet przez całe życie miał wizje i komunikował się z duchami. Czy słynny nocny lot Proroka na skrzydlatym koniu z Mekki do Jerozolimy, gdzie z Góry Świątynnej razem aniołem Gabrielem wspięli się po mistycznej drabinie do siódmego nieba, nie był typowym lotem szamana, który, jak pisze Eliade, symbolizuje inteligencję, rozumienie rzeczy tajemnych i metafizycznych prawd, ale jest też rzeczywistym lotem w duchu? Ten lot odbył się tak szybko, że Mahomet po powrocie znalazł swoje łóżko jeszcze ciepłe, zdążył podnieść garnek z wodą, który się przechylił przy jego odlocie, tak że ani jedna kropla się nie wylała. Czy nie jest to opis typowego doświadczenia po enteogenach: wydaje się, że lot trwa długi czas, a mijają sekundy?
W żydowskiej Torze, w Talmudzie znajdziemy aluzje do enteogenów; kabalistyczny ezoteryczny mistycyzm jest prawdziwym jądrem judaizmu – obecne są w nim i grzyby, i „trawa”. Kapłani-lewici to żydowscy szamani. U Izajasza 6:4 „świątynia napełnia się dymem” – zapewne psychoaktywnym kadzidłem. Być może wszystkie motywy dymu, tajemniczych chmur etc. w żydowskich Pismach trzeba wiązać z psychoaktywnymi kadzidłami. W książce zbiorowej pod red. Johna Collinsa i Michaela Fishabane’a Death, Ecstasy, and Other Worldly Journeys (1995) omawiane są obecne w judaizmie, typowe szamańskie motywy i mistyczne alegorie, które, jak wiemy skądinąd, odnoszą się do stanów zmienionej świadomości: lot duszy, wzlot, wstępowanie ku gwiazdom, wstępowanie na górę, niebiańskie wędrówki, wniebowstąpienia, podróże do innego świata, zejście do piekła i powrót na ziemię. Jak napisał jeden z żydowskich wyznawców teorii mistyczno-enteogenicznej, do legend założyciela mistycznego nurtu judaizmu – chasydyzmu – Baal Shem Tova świetnie pasuje określenie „psychodeliczne” (zob. też Lawrence Bush, „Drugs and Jewish Spirituality”, „Tikkun”, maj/czerwiec 1999). John Allegro w swojej słynnej (osławionej) książce Święty Grzyb i Krzyż (1970) wysuwa hipotezę, że żydowscy zeloci, podobnie jak europejscy berserkowie, wpadali w furię bojową po spożyciu halucynogennych grzybów.
Jedna z gnostyckich grup nazywana była „ofitami”, czyli czcicielami węża. Czyżby to dawni sataniści, oddający cześć złemu kusicielowi? Pamiętajmy jednak, że wąż jest wieloznacznym i ambiwalentnym. Pod postacią wielkiego węża lub smoka może kryć się niższa animalna natura człowieka, zło i kłamstwo, np. węże atakujące w kolebce Heraklesa albo potworny wąż Midgardu Jörmungander, zrzucony przez Odyna do oceanu; znaczenie metafizyczne postaci węża polega na tym, że jest on symbolem pierwiastków negatywnych, instynktownych, chaotycznych, przyległych do materialnej płaszczyzny życia (wąż pełzający) i zarazem symbolem najwyższej godności bycia oświeconym i czystym (wąż wyprostowany wzdłuż osi pionowej); ofici czcili węża jako symbol mądrości i prawdy, jako nosiciela i symbol boskiej wiedzy o duchowej transformacji; dlatego w mitach pojawia się motyw węży liżących uszy, co daje mądrość, zdolności profetyczne, „szamańskie” rozumienie mowy zwierząt, ptaków i roślin (wieszczek Tyrezjasz, Kasandra i jej brat Helenos, Melampus, kapłan Apolla i Dionizosa). Zygfryd zabija smoka (wielkiego węża) i kosztuje jego krwi, a wtedy przemawia do niego przyroda, zaczyna rozumieć język ptaków i kwiatów; wąż zwinięty w spiralę, wąż Uroboros pożerający własny ogon reprezentuje jedność początku i końca, wieczny kołowrót życia, wąż zrzucający skórę to symbol wiecznie odnawiającego się cyklu życia duchowego i kosmosu, wąż umiera i rodzi się na nowo (zmartwychwstaje) tak jak mistyk, jak inicjowany podczas misterium; wąż „karmiący się własnym ciałem” reprezentuje bóstwo: wszystko, co od boga pochodzi, znów się końcu w bóstwie rozpływa; wężami są promienie mistycznego nocnego albo Czarnego Słońca; wąż był atrybutem Asklepiosa, greckiego boga lekarzy, który sam był pierwotnie wężem uzdrawiającym; istnieje jakaś tajemnicza więź pomiędzy wężem i grzybami psychoaktywnymi; można też się doszukać związku pomiędzy muchomorem, wężem i fallusem – muchomor i wąż wyskakują nagle z dziur w ziemi (jak grzyby po deszczu), co jest poniekąd odpowiednikiem erekcji penisa, oba mają w swoich głowach palącą substancję, tak jak penis spermę; jest zresztą całkiem możliwe, że wąż ofitów był po prostu gnostyckim symbolem mistycznego Zbawcy przynoszącego ludziom mądrość, duchową wiedzę i nieśmiertelność.
W kontekście ofitów i innych gnostyckich nurtów warto przypomnieć, że południowa Francja, kraj Basków i Katalonia, gdzie działali średniowieczni „gnostycy” – katarzy i albigensi – stanowią charakterystyczną mykofilną enklawę w Europie; istnieją poszlaki, że na tamtych obszarach konsumowano Amanita muscaria. Św. Augustyn w De moribus Ecclesiae catholicae et moribus Manichaeorum oskarżał „manichejczyków” o „spożywanie grzybów” podczas rytuałów; Augustyn używa słowa „boletos”, czyli „muchomory”; pisze też o „truflach”. Z kolei inne źródło z Chin mówi, że owe grzyby manichejczyków były czerwone; Ireneusz z Lyonu w swoim piśmie polemicznym Przeciw heretykom oskarża „gnostyków” o to, że używają „tajnych sakramentów” podczas swoich magicznych rytuałów; Orygenes w Przeciw Celsusowi wspomina o oskarżeniach pod adresem chrześcijan, że używają halucynogennych substancji; Euzebiusz z Cezarei w swojej Historii Kościoła pisał o „gnostykach”:
Uprawiali oni magię Szymonową, już nie tak jak on, potajemnie, ale zupełnie otwarcie. Co więcej, w wielkim poszanowaniu mieli jakieś napoje czarodziejskie, które sami warzyli z największą starannością, tudzież jakieś demony sennodajne i usłużne, oraz inne tego rodzaju dziwy.
Wspomniana wyżej książka Johna Allegro Święty Grzyb i Krzyż była tak dziwaczna, że niektórzy złośliwie twierdzili, iż jest „erotycznym koszmarem lingwisty od języków semickich, wywołanym przez konsumpcję halucynogennych grzybów”. Na koncepcje Allegro powołał się Philip K. Dick w książce Transmigracja Timothy Archera (1982), w której pojawia się motyw „sakramentu” halucynogennych grzybów o nazwie anokhi jako inspiracji dla chrześcijaństwa. W posłowiu do Transmigracji jej tłumacz Lech Jęczmyk pisze: „Biskup Archer jest jednocześnie alter ego samego Dicka, który też szukał Boga, przeskakując niecierpliwie z hipotezy na hipotezę. Czy można się w ten sposób doskakać pomysłu, że Chrystus był grzybem? W Kalifornii, okazuje się, że można. Zwłaszcza, gdy ma się do dyspozycji dzieło «naukowe» niejakiego Johna Allegro. Ten znawca Biblii i języków starożytnych stracił swoją reputację naukową, kiedy sprawdzono, że te miejsca rękopisów, na które się powołał, są akurat białymi plamami”. Teza Lecha Jęczmyka też jest z ducha twórczości Dicka: oto naukowiec tworzy teorię na podstawie pustych miejsc w tekstach, które odczytuje! Interpretuje to, czego nie ma! Cudowne!
Robert Gordon Wasson zauważa:
Z pewnością niektórzy poeci i prorocy, wielu mistyków i ascetów miało ekstatyczne wizje, które odpowiadają tym osiąganym w starożytnych misteriach lub na grzybowych agapach w Meksyku.
Nie wiadomo, czy opisujący apokaliptyczne wizje jedli halucynogenne grzyby, „jednak – twierdzi Wasson – następstwo obrazów w wizji, tak jasno widzianych a tak fantasmagorycznych, oznacza dla mnie, że byli w takim stanie świadomości jak ktoś, kto spożył grzyby”.
Kiedyś błogosławieni byli ci, którzy nie widzieli, a uwierzyli, nasza radość będzie tym większa, kiedy zobaczymy to, o czym byliśmy pewni poprzez wiarę.
(Alex Polari de Alverga)
Terence McKenna opisuje dla jednej z kultur proces zanikania pierwotnej roli enteogenów: przechowywanie grzybów halucynogennych w miodzie i ograniczenie ich przyjmowania do rzadszych ważniejszych świąt sprawiło, że te ostatnie w końcu przeistoczyły się w uroczystości, w trakcie których raczono się głównie miodem. Grzyby stały się jedynie przyprawą, niebawem tylko wspomnieniem. Ludzie pili sam miód, nie pamiętając już, że nie to było istotą rytuału. Analogiczny proces zaszedł w przypadku haomy, która, według Eliadego, zastąpiona została mieszaniną soków roślinnych, wody i mleka – o takiej mieszaninie nikt nie powie: „Gdy dusza podróżuje, [haoma] jest najlepszym pokarmem” (Awesta) – kiedy człowiek wypił napój z soku, wody i mleka z pewnością jego dusza w żadną podróż nie wyruszyła.
W ceremoniałach religijnych do dziś używa się kadzideł. Są one odległym echem dawnego psychoaktywnego kadzidła, które utraciło swoją moc i utrzymane zostało tylko jako element rytuału – źródło zapachów. Wiemy z przekazów historycznych o prażeniu maku, o spalaniu konopi zmieszanej z mirrą i innych ziół enteogenicznych w namiotach, aby dym nie uciekał w przestrzeń; konopie nazywano scytyjskim kadzidłem. Eliade pisze o trackich i scytyjskich tancerzach i szamanach („ci, którzy chodzą w dymie”) stosujących dym z konopi w celu sprowadzenia ekstatycznego transu. Nie wrzucano substancji enteogenicznych do ogniska, gdyż ich dym mieszałby się z dymem drewna i innego opału, nie przynosząc oczekiwanego efektu, dlatego rozgrzewano kamienie, kładziono na nie „święte liście” i inhalowano w namiocie dym.
Andrzej Wierciński pisze:
Właśnie użycie halucynogenów, wprowadzonych w uprzednio deprywacyjnie przygotowany organizm o znacznym stopniu samokontroli, doprowadza do wytworzenia się systemów inicjacji szamańskiego typu. Wiadomo już do, jak dogłębnych skutków poznawczych i osobistych musiało ono doprowadzić.
Później, kiedy pozostała sama deprywacja (post, fizyczne umartwianie się), błędnie brano ją za istotę rzeczy.
Eliade twierdzi, że spożywanie somy i innych substancji oszałamiających zastąpiły potem metody psychofizjologiczne. Można przypuszczać, że owe psychofizjologiczne metody zawsze towarzyszyły spożywaniu somy, a potem niejako usamodzielniły się i błędnie potraktowano je jako metody osiągania stanu odmiennej świadomości.
Na Syberii już dość dawno spostrzeżono, iż mocz wydalany po spożyciu grzybów zawiera znaczące ilości aktywnych substancji halucynogennych. Uryna uczestników sesji grzybowej zachowuje psychoaktywne elementy. Dlatego też stosując pierwotny recykling, utylizowano go, pijąc mocz i znów wpadając w trans, aż do zupełnego wyjałowienia uryny. Pito mocz własny lub rozdzielano go wśród pomniejszych (uczniowie pili mocz swego mistrza – szamana, biedota – mocz bogaczy). Uryna uczestników sesji grzybowej zachowuje psychoaktywne elementy i może być użyta dla uzyskania efektu. Także w hinduskich i tybetańskich Pismach znajdziemy nie tylko sceny ekstazy i egzaltacji zbliżone do delirium spowodowane spożyciem „somy” lub „amrity”, ale także ceremonię picia moczu. Według niektórych przekazów manichejczycy w Chinach mieli pić urynę. Picie psychoaktywnego moczu po spożyciu enteogenów dało później – kiedy zapomniano o tym, dlaczego posiadał „cudowne” właściwości – początek mylnemu przekonaniu, że to uryna jako taka ma lecznicze właściwości. Ludzie wierzący w tzw. urynoterapię nie rozumieją, dlaczego ludzie pili mocz i bardzo dobrze się po tym czuli.
Eliade informuje nas, że w rytuale Sabaziosa (trackiego Dionizosa) w naczyniu zwanym kraterem mieszano „mistyczny napój”, czyli wino z wodą. Ale dlaczego wino z wodą (czyli jeszcze bardziej rozcieńczone) miałoby być „mistycznym napojem”? Wino ma słabe działanie psychoaktywne (zachowuje pewien dionizyjski potencjał), ale, rzecz jasna, nie jest już „napojem życia”. Co innego wino z dodatkiem środków psychoaktywnych. Ta mieszanka w pełni zasługuje na miano „mistycznego napoju”.
Dionizosa, pisze Eliade, łączy się z sosną. A co rośnie pod sosnami? No co?
Rosemarie Taylor-Perry w swojej książce The God Who Comes: Dionysian Mysteries Reclaimed (2003) czyni enteogeny (podobnie jak Carl Ruck i Blaise Staples w wydanej 9 lat wcześniej książce The World of Classical Myth w odniesieniu do mitologii greckiej) podstawą przy konstruowaniu modelu religii dionizyjskiej; autorka wychodzi od traktowanego już jako oczywistość aksjomatycznego założenia, że spożywanie enteogenów było typowym, systemowym zjawiskiem w ramach religii Greków, a nie tylko w misteriach eleuzyńskich.
Przy tradycyjnym ujęciu teorii i historii religii i mitu „starożytni Grecy” (podobnie jak ludy prymitywne, społeczeństwa tradycjonalistyczne i archaiczne itd.) mają obcą nam psychologię socjalną, w której mit i rytuał są skuteczne; istnieje tajemnicza różnica pomiędzy nimi a nami; racjonalizm widzi w nich ludzi zabobonnych, trochę dziecinnych, ale wystarczy, że „wino” czytać będziemy jako „wino + enteogen” i przechodzimy do innego paradygmatu, jasnego i czytelnego, w którym „Grecy” nie są zabobonni, nie są inaczej zbudowani emocjonalnie, nie mają innej psychologii niż my, nie są „aliens” z innej planety (pojawiła się nawet poważnie rozpatrywana hipoteza, że Grecy musieli mieć odmienną genetyczną konstrukcję, co sprawiało, że byli niezwykle czuli na działanie zwykłego wina!), ale są takimi ludźmi jak my.
Wystarczy, że słowo „wino” odczytamy jako „wino + enteogeny”, a następuje paradygmatyczne przesunięcie równe trzęsieniu ziemi – tutaj tylko pasuje powiedzenie „In vino veritas” (normalny „cienkusz” żadnej prawdy odsłonić nie może, jedynie wprawić w dobry nastrój); wszystko się zmienia, cała historia, cała koncepcja człowieka, wszystko nagle jawi się w innym świetle, np. mity nie są tylko, jak uważają nowocześni filozofowie, dawnym sposobem wyjaśniania wszechświata w okresie przednaukowym, ale konceptualnym lub „doświadczalnym” językiem, który należy rozpoznać, zdeszyfrować i przetłumaczyć, zrozumieć ukryte znaczenia i odniesienia fantastycznych historii o bogach, bohaterach i potworach; pojawia się nowa alternatywna (paralelna) wersja historii religii, a zatem i kultury, a więc w konsekwencji – teologii, filozofii, historii idei. Wznieśmy zatem toast „mistycznym winem”!
Legenda o św. Graalu jest być może zaszyfrowanym przesłaniem o psychoaktywnym sakramencie, o duchowej regeneracji, puryfikacji psyche/serca, o wewnętrznej podróży ku oświeceniu, duchowemu szczęściu, najwyższym zdolnościom duchowym. Legenda o św. Graalu mówi o transformacji wewnętrznej: przyjęcie enteogenicznego sakramentu dawało odczucie boskości i prowadziło do wiary w duchową transformację.
Dla jednych Święty Graal jest klejnotem, relikwiarzem, nieznanym złotym przedmiotem ozdobionym drogimi kamieniami, półmiskiem, pucharem, opalową czarą stawianą na stole z blatem inkrustowanym szmaragdami – kamieniami miłości i jasnowidzenia, kociołkiem druidów, w którym kąpano na znak inicjacji oczyszczenia przyszłych kapłanów, mających strzec wiedzy ziół, drzew, dźwięków, szlachetnych kamieni i gwiazd; jest ludzkim ciałem w trakcie przemiany w światło lub też ciałem jako czystą i pustą czarą gotową na przyjęcie łaski światła lub też ciałem jako czarą przepełnioną światłem; dla innych jest symbolem kobiecego łona (kobiece łono zaś samo jest symbolem czego innego), dla jeszcze innych kielichem z mistyczną krwią z przebitego boku Jezusa, dla innych – że jest kielichem podobnym do grzyba zawierającego w sobie sok, czyli „eliksir nieśmiertelności”. Św. Graal jako czara – odwrócony kapelusz muchomora; w legendzie o św. Graalu pojawia się znany z innych baśni i legend motyw wyprawy do „serca lasu”. A czego się szuka w lesie?
Ceremonia, w której uczestniczyliśmy w południowym Meksyku była prawdziwą agapą, ucztą miłości, świętą wieczerzą, w czasie której odczuwaliśmy obecność Boga.
(Robert Gordon Wasson)
W sporze o możliwość przeżycia doświadczenia mistycznego (ekstazy, transu etc.) jedna strona uważa, że było ono możliwe bez enteogenów (psychodelików) przy użyciu różnych „naturalnych” metod i technik: medytacja, kontemplacja, autohipnoza, pogrążenie w ciemności i ciszy, powstrzymywanie się od snu, długotrwałe modlitwy, mantry, zawodzenia, monotonne, rytmiczne „bez końca” śpiewanie („melohipnoza”), grzechotki, muzyka, taniec, bębnienie, przedłużanie i powstrzymywanie oddychania, specjalne sposoby oddychania, np. hiperwentylacja lub pranajama, czyli spowolnione oddychanie w hata-jodze, post (głodówka), umartwienie ciała, samobiczowanie etc. Aldous Huxley w Niebie i piekle pisze, że podczas tych praktyk następowało uwalnianie się adrenaliny, serotoniny i histaminy, zwiększenie koncentracji dwutlenku węgla w pęcherzykach płucnych i krwi, co powodowało otwarcie „cerebralnego zaworu” i wlanie się do świadomości wizji mistycznych.
Przedstawiciele drugiej strony nie twierdzą, że stany odmiennej świadomości nigdy nie mogą być osiągnięte bez użycia enteogenów (psychodelików), ale uważają, że metody wymienione przez Huxleya rzadko są skuteczne lub są mało skuteczne. Ich zdaniem w przeszłości owe „naturalne” metody i techniki nie były czymś samoistnym, lecz towarzyszyły sesjom enteogenicznym, czy to indywidualnym, czy to zbiorowym. Eliminacja bodźców zmysłowych podczas sesji enteogenicznej (cisza, ciemność, izolacja, odosobnienie), asceza seksualna i post („oczyszczenie” duszy, serca i ciała przed sesją), medytacja (koncentracja i duchowe skupienie, wewnętrzna cisza przed sesją) były sposobami na osiągnięcie psychofizycznej dyscypliny, miały stworzyć jak najlepsze warunki dla sesji, zapewnić dobry przebieg wewnętrznej „odysei kosmicznej”, umożliwić kontrolowanie do pewnego mistycznej wędrówki i jej „strukturowanie”. Pełniły zatem niezwykle ważną funkcję pomocniczą. Post mógł mieć też praktyczne znaczenie: po kilkudniowym poście słabszy enteogen lub mniejsza dawka enteogenu dawały lepszy efekt; w tym celu przed sesją stosowano też specjalną dietę. Podobnie należy traktować inne metody, jak taniec, bębnienie, muzyka etc. – rytualizowały one ekstazę, a zarazem wprawiały organizm w stan najwyższej wrażliwości na bodźce, co dawało lepsze rezultaty po zażyciu „świętych substancji”. Z czasem wszystkie te „technologie mistyczne” pozbawione zostały enteogenicznego jądra: pozostał szkielet budowli bez centralnego filaru. Mantry łącznie z enteogenami dawały właściwy wynik, po usunięciu enteogenów natomiast pozostało „klepanie mantr” w nadziei na osiągnięcie „doświadczenia mistycznego”.
Europejczycy, którzy nie słyszeli nic o Meksyku, przyjmowali syntetyczną psylocybinę i opisywali wizje o typowo azteckiej ornamentyce i wzorach, syberyjscy szamani w swoim symbolicznym języku niemal cytują fragmenty Wed i tybetańskiego Bardo. W tym sensie jungowska świadomość kolektywna jest faktem. Stworzone przez bogów magiczne sakramenty otwierają w umyśle człowieka archetypy złożone tam pierwej przez bogów. Jeśli komuś takie ujęcie nie odpowiada, to może sobie interpretować uniwersalne archetypy jako egzemplifikację chemicznych procesów w mózgu wspólną dla całego gatunku; nie wiemy do końca, jaki jest ontologiczny status jungowskich archetypów, można je potraktować jako struktury wewnątrz systemu neuronowego, jako struktury „neurognostyczne” (przejawy uniwersalnej „neurognozy”) co, broń Boże, nie jest redukowaniem transpersonalnych doświadczeń do ich neurofizjologicznych podstaw.
Carl Gustav Jung to wielce inspirujący myśliciel, ale dlaczego nie nawiedzają nas archetypalne obrazy? Gdzie one u licha się podziały? Przecież gdzieś muszą być? Czy mamy ich szukać na ilustracjach w książkach Junga? Jak je reaktywować? A może archetypy to arche-tripy?
Enteogeny (psychodeliki) jak wiele innych instrumentów używanych przez ludzi cechuje fundamentalna ambiwalencja, są jak japońska obosieczna klinga, która źle pochwycona porani człowieka; mają one swoją ciemną stronę, swoje zejścia do piekieł, grozę, apokalipsę; strach, zniszczenie, cierpienie, paranoja, dezorientacja, konfuzja, rozbicie wewnętrzne, dezintegracja, destabilizacja ego, psychotyczna panika, mentalny nieład (przybywają monstra i demony), inicjowany spada do Erebu – najczarniejszej głębi podziemnego świata Hadesu i nie może się z niej wydobyć ku światłu; „uczeń czarnoksiężnika” i „wypuszczenie dżina z butelki” dobrze oddają sytuację tego, kto mimo braku odpowiednich umiejętności, mimo swojej wewnętrznej słabości sięga po enteogeny; Aldous Huxley pisał, że bilet, który sami sobie sprzedaliśmy, gwarantuje, iż celem przeznaczenia są Wyspy Błogosławione, jednak okazuje się, że często są to Wyspy Diabelskie; tybetańskie powiedzenie mówi, że tylko pajęczyna oddziela białą magię od czarnej – to samo możemy powiedzieć o oddziaływaniu enteogenów: tylko pajęczyna oddziela „biały trip” od „czarnego tripu”, łatwo można zagubić się w „mrocznym rytuale zstępowania” i nigdy nie dojść do „świetlistego rytuału wstępowania”. Nie ulega wątpliwości, że w ciągu wieków dla wielu dla ludzi enteogeny okazały się drogą ku Wyspom Diabelskim.
Indianie pomimo, a może dzięki wielowiekowej tradycji spożywają (z wyjątkiem szamanów) święte grzyby dwa – trzy razy w roku. Boskie grzyby jak każde bóstwo mają różne oblicza – mogą ukazać adeptowi uroki raju, ale mogą też strącić śmiałka w piekielne otchłanie, pełne demonów, cierpiących i wołających o ratunek potępionych postaci. Środki halucynogenne noszą łacińską nazwę psychosomimetica – czyli wywołujące stany analogiczne psychozom – psychozy modelowe.
(Robert Palusiński)
W artykule „Two Classic Trips” (1993) Thomas Riedlinger opisuje, jak to w 1935 roku Jean-Paul Sartre poprosił swojego przyjaciela, lekarza Daniela LaGache’a, aby zaaplikował mu meskalinę. W trakcie tripu Sartre był atakowany przez gigantyczne ośmiornice, małpy i insekty. W ciągu kilku następnych miesięcy filozof przeżywał nawroty koszmarnych wizji, w których prześladowały go monstrualne homary, wydawało mu się, że traci rozum. Riedlinger przypuszcza, że te przeżycia były inspiracją dla napisania powieści Mdłości w 1938 roku. Być może, odczytywana z tej perspektywy, powieść Sartre’a jest jednym z ciekawszych przykładów psychodelicznej literatury. W swojej autobiografii Słowa Sartre twierdzi, że pisząc ją, był „kronikarzem Piekła”. Drugą bohaterką tekstu Riedlingera była Jane Dunlap (pseudonim Adelle Davis, specjalistki od żywienia), która w książce Exploring Inner Space (1961) opisała swoje sesje z LSD w latach 1959-1960. W przeciwieństwie do Sartre’a, który zszedł do „psychochemicznego Piekła”, Davis miała wyłącznie niebiańskie tripy.
Do Asgardu, niebiańskiej siedziby Azów, gdzie wznosi się pałac Walhalla, dostać się można po moście z tęczy; tęcza to droga mistyka.
Al-Sirat to w muzułmańskiej legendzie most z ziemi do Raju, ostry jak miecz, cieńszy niż włos, rozpostarty nad czeluścią piekła, Al-Sirat to droga mistyka.
Owe [narkotyczne] substancje stworzyły więź pomiędzy ludźmi na przeciwnych półkulach, między cywilizowanymi i dzikusami; wyważyły drzwi, które raz otwarte, okazały się użyteczne także dla innych celów; dzięki nim u dawnych plemion wykształciły się cechy, które przetrwały do dziś, stanowiąc precyzyjny i pewny dowód zdumiewającej bliskości różnych ludów, podobnie jak w chemii, która ustala związki łączące dwie substancje na podstawie zachodzących pomiędzy nimi reakcji. Setek, a może tysięcy lat potrzeba było, by w ten sposób doszło do kontaktu pomiędzy narodami. Etnologia, której zadaniem powinno być dotarcie do ich korzeni, nigdy nie podjęła takich poszukiwań czy badań, choć kwestie te mają wielkie znaczenie zarówno dla nauki, jak i dla historii ludzkości.
(Louis Lewin, Phantastica. Die betäubenden und erregenden Genussmittel, Berlin 1924)
Szczególnie twórcze były ekstatyczne doświadczenia szamanów, tzn. ich podróże do nieba lub po świecie umarłych (…) Szaman jako ktoś zdolny do odbywania podróży po światach duchowych i do oglądania istot nadprzyrodzonych (bogów, demonów, duchów zmarłych) przyczynił się wydatnie do naszego poznania śmierci. (…) Liczne szczegóły „geografii pogrzebowej”, jak też pewna liczba tematów związanych z mitologią śmierci są rezultatem ekstatycznych doświadczeń szamanów. Krajobrazy widziane przez szamana, osoby spotykane przezeń w czasie ekstatycznych podróży w zaświaty drobiazgowo opisuje on sam w czasie transu lub po nim. Nieznany i przerażający świat śmierci obleka się w kształty, przybiera postać stosowną do konkretnego typu; na koniec uzyskuje strukturę i z czasem staje się swojski, do przyjęcia. Z kolei osoby zamieszkujące świat śmierci stają się widzialne; okazuje się, że mają własne twarze i osobowości, a nawet biografie (…). Istnieje wyraźne pokrewieństwo między relacjami o ekstazach szamanów i pewnymi tematami epickimi literatury ustnej na Syberii, w Azji Środkowej, w Polinezji i u niektórych plemion północnoamerykańskich. Jak szaman zstępuje do świata podziemnego, aby sprowadzić stamtąd duszę chorego (niby Orfeusz usiłujący ratować Eurydykę), tak też bohater epicki udaje się w podróż do krainy umarłych, skąd po wielu przygodach wyprowadza duszę zmarłego.
(Mircea Eliade)
…poczułam, że rozumiem to, co mistycy wszystkich epok uważali za uniwersalną prawdę egzystencji. (…) Nagle zrozumiałam filozofię wieczystą i ezoteryczne nauki wszystkich epok. Zrozumiałam, dlaczego wszyscy poszukiwacze duchowi byli uczeni, aby patrzeli w siebie, i podświadomość objawiła się nie jako użyteczny koncept, ale jako niewyczerpany rezerwuar twórczego potencjału. Czułam, jakbym otrzymała możliwość spojrzenia w naturę rzeczywistości i ludzki potencjał w niej zawarty, wraz z bezpośrednim doświadczeniem samej siebie, wolnej od iluzorycznej tożsamości i ograniczeń świadomości. Moje pojmowanie mistycznych nauk, Wschodu i Zachodu, hinduistów, buddystów, chrześcijan i sufich zrobiło jakościowy skok. Stałam się świadoma transcendentalnej jedności w jądrze wszystkich wielkich religii i zrozumiałam po raz pierwszy znaczenie stanów ekstatycznych.
(Frances Vaughan, pionierka psychologii transpersonalnej)
Dzięki enteogeniczno-mistycznej teorii religii uświadamiamy sobie wyraźniej duchową jedność gatunku ludzkiego i jedność ludzkiej kultury, odkrywamy łączność z innymi religiami i kulturami, z dalekimi ludźmi na wszystkich kontynentach i wszystkich epok; tak często postulowana jedność duchowa Wschodu i Zachodu, Północy i Południa (a raczej wyższego Wschodu, wyższego Zachodu, wyższej Północy, wyższego Południa) staje się faktem, jedność, która, co oczywiste, nie zabija wcale różnorodności stylów ekspresji, wielości lokalnych tradycji i systemów duchowych; zdaje się nawet, że jest na odwrót: uniwersalność i jedność „mistyczno-enteogenicznego” światoobrazu wyostrza jednocześnie percepcję różnic, niuansów, odcieni.
W niektórych tradycyjnych systemach religijnych Pierwotne Światło stopniowo traci blask w ciągu wieków, zbliżając się we współczesnych czasach do pełnej ciemności; podobnie uważali tradycjonaliści integralni (Guenon, Evola, Schuon), również przedstawiciele różnych kościołów i wyznań, myśliciele, pisarze, artyści filozofowie pytają, dlaczego ludzie utracili poczucie sacrum, dlaczego wyschły mistyczne źródła religii, dlaczego człowiek utracił zdolność odczuwania boskości, dlaczego umiera archetypalna kreatywność; dlaczego, jak uważa Joseph Campbell, „zatraciliśmy język ducha i nie umiemy już rozpoznawać bogów”; wielu ludziom nowoczesne myślenie jawi się jako myślenie zdegenerowane w porównaniu z myśleniem tradycyjnym; panuje dość powszechna zgodność co do tego, że dawny, tradycyjny świat kończy się w XVII-XVIII wieku; europejskie Oświecenie jest jego ostatecznym kresem – jest ono Antyoświeceniem, rzeczywistą Antyiluminacją, gdyż wyznacza koniec prawdziwego enteogeniczno-mistycznego Oświecenia. Tradycjonalistyczna narracja upadku jest zatem o tyle prawdziwa, że kilka wieków temu nastąpiło prawdziwe wygnanie człowieka z „mistycznego, rajskiego ogrodu świętych roślin”, dostępu do którego bronią cheruby z mieczami w ręku; „Eleuzyńskie misteria zanikły, a w ich miejsce mamy paradygmat Marduka, świra na punkcie rządzenia, mamy ład i porządek, stłumienie chaosu i zapaść wyobraźni i fantazji” (Ralph Abraham); prawdą zatem jest, że niektóre aspekty przednowoczesnego myślenia były wyższym niż nowoczesne rodzajem myślenia, gdyż ich źródłem była wyższa, mistyczna świadomość leżąca poza zasięgiem nowoczesnego człowieka; ważne jest jednak to, że potrafimy dziś racjonalnie wyjaśnić, dlaczego nastąpił „upadek” i dlaczego daremne jest poszukiwanie drogi wstecz; należy raczej selektywnie wydobyć na powierzchnię inicjacyjne, mistyczne, mityczne, alegoryczne, wizyjne aspekty tradycyjnego myślenia, zachowując równocześnie najcenniejsze i najzdrowsze osiągnięcia myślenia nowoczesnego; re-konstruowanie Tradycji, mistyczne wglądy i doświadczenia nie oznaczają w żadnym razie odrzucenia zalet i osiągnięć nowoczesnej świadomości, nowoczesnych wartości i konwencji, nowoczesnego racjonalizmu i nowoczesnej nauki.
Według amerykańskiego autora Michaela Hoffmana jedną z zasadniczych intelektualnych treści przeżycia mistyczno-enteogenicznego był metafizyczny determinizm, rozpoznanie, że nie ma „wolnej woli” i nie ma oddzielnego „ja”; wszystkie punkty w czasie już istnieją, wszystkie wydarzenia wszystkich czasów były (są i będą) (s)tworzone jednocześnie; moment kreacji dział się i dzieje się wiecznie, jeśli patrzy się z perspektywy pionowej wobec osi czasu; stworzenie nie odbyło się dawno temu, ale dokonuje się zawsze; przyszłość jedna i wieczna preegzystuje, wszystko w świecie jest ustalone i na wieczność znajduje się na miejscu; przyszłość już istnieje, przyszłość nie jest otwarta (poza najbardziej ograniczonym sensem tego słowa), metafizyczny determinizm opiera się na przyczynowości wertykalnej, a nie horyzontalnej; na bezczasowym, hierarchicznym łańcuchu przyczynowo-skutkowym; według Hoffmana seria enteogenicznych sesji inicjacyjnych jest obrazowana jako wstępowanie przez kolejne sfery planetarne ku gwiazdom i poza nie, aby dosięgnąć ukrytego, duchowego królestwa (Empireum, siedziby Najwyższego Kreatora), które przekracza determinizm; mistyczna, astralna kosmologia wstępowania i kosmicznego determinizmu jest centralnym elementem koncepcji Heimarmene, Fatum, Konieczności, Losu, Prawa, Demiurga, Uwięzienia w Czasoprzestrzeni, Wolnej Woli, a także genezy zła i jednostkowej autonomii; gnostycyzm, europejska ezoteryka, neoplatonizm i inne duchowe systemy są sposobami penetracji metafizycznego, kosmicznego determinizmu i duchowym zmaganiem się z nim.
Teoria mistyczno-enteogeniczna pozwala w innym świetle ujrzeć kryzys systemów metafizycznych zdiagnozowany przez postmodernistów. Podważyli oni (lub uznali za martwe) systemy metafizyczne wywodzące się np. z metafizyki platońskiej i chrześcijańskiej. Problem w tym, że krytycy metafizyki traktują tradycyjną metafizykę nazbyt „literalnie” jako spekulatywny system, nie dostrzegając w Platonie czy Plotynie mistyków („wielkich szamanów”). Robert Gordon Wasson pisał:
Platon mówi nam, że poza tą efemeryczną i niedoskonałą egzystencją tutaj na dole istnieje inny Idealny Świat Archetypów, gdzie wiecznie trwają pierwotne, prawdziwe, piękne Wzory Rzeczy. Poeci i filozofowie przez tysiąclecia podziwiali i dyskutowali tę koncepcję. Jest dla mnie jasne, gdzie Platon znalazł swój ideał; było to jasne także dla jego współczesnych: Platon pił napój w eleuzyńskiej świątyni i spędził noc, widząc swoją wielką Wizję.
Współczesny religioznawca i tradycjonalista integralny Huston Smith wyznał, że sądził kiedyś, iż emanacyjna teoria Bytu Plotyna i jej wedyjski odpowiednik to czysto konceptualne teorie, tymczasem on sam w czasie psychodelicznej sesji na własne oczy widział to, co teorie te opisują. Historycy filozofii, stwierdził Smith, uważają twórców pewnych wizji świata takich jak Plotyn za spekulatywnych geniuszy, podczas gdy, być może, należałoby ich uznać po prostu za reporterów opisujących duchowe wydarzenia, w których uczestniczyli. Karl Albert w swojej książce Wprowadzenie do filozoficznej mistyki (Kęty 2002) omawiając poemat dydaktyczny Parmenidesa, wskazuje na to, że opisane w nim wznoszenie się do niebiańskiej sfery bogini zwiastującej najwyższą prawdę ma przypuszczalnie swój pierwowzór w szamanistycznych wędrówkach na „tamten świat”. Zdaniem Alberta teza o powstaniu pojęcia bytu u Parmenidesa na drodze czystej abstrakcji wydaje się trudna do utrzymania. O wiele bardziej prawdopodobne jest, że zrodziło się z przeżycia szamanistycznej ekstazy, z doświadczenia mistycznego. Parmenides, przypuszcza Albert, musiał osobiście doświadczyć unio mystica z prawdziwym bytem.
W tomie drugim swojej Historii wierzeń i idei religijnych Mircea Eliade przytacza opinię jednego z badaczy, który porównał mistyczną podróż Parmenidesa opisaną w jego wierszu z ekstatycznymi podróżami syberyjskich szamanów. Inny z badaczy uważał, że fragmenty Empedoklesa stanowią „jedyne źródło, na podstawie którego możemy wyrobić sobie jakieś pojęcie o tym, czym faktycznie był grecki szaman”. Empedokles znany był z magicznych przywilejów: panował nad burzami i zsyłał deszcze. Eliade pisze o „szamańskich symbolach” używanych przez Platona, o szamańskich cechach Orfeusza i Pitagorasa (należy mieć na uwadze, że pojęcie „szamanizm” występujące u Eliadego i innych badaczy powinno mieścić w sobie spożywanie roślin psychoaktywnych). Pitagoras jak szaman potrafił uciszać wiatr i burzę, wskrzeszać zmarłych i latać w powietrzu; miał władzę nad zwierzętami i ptakami, opowiadano, że pisał litery krwią na zwierciadle i ustawiał je naprzeciw księżyca, a wówczas odbicie napisu ukazywało się na obliczu księżyca. Hiperborejczyk Abaris, kapłan Apolla latał na strzale, Arysteasz z Prokonessos słynął z ekstazy, którą można było pomylić ze stanem śmierci, z umiejętności bilokacji i przemiany w kruka, Hermotimos z Klazonemaj posiadał zaś zdolność opuszczania swego ciała na długi okres. Według Roberta Antona Wilsona właściwości marihuany stosowanej podczas rytuałów religijnych opisywał Demokryt. Można przypuszczać, że sam musiał uczestniczyć w takich obrzędach, co wyjaśniałoby jego reputację jako „filozofa śmiechu”, czyli tzw. chichrawy doskonale znanej każdemu „trawiarzowi”. O greckich misteriach pisał Eliade, że obecne w nich były dzika muzyka, taneczne zapamiętanie i zażywanie halucynogennych roślin po to, aby przybliżać się do bóstwa lub nawet osiągnąć unio mystica; z tychże misteriów wywodziła się treść nauk filozoficznych, innymi słowy, filozofowie greccy nauczali mądrości misteryjnej, ujmując ją w formę pojęciową.
Krytyka metafizyki skierowana jest w próżnię wtedy, gdy nie rozpoznając jej mistycznego jądra, uderza w zewnętrzną powłokę, rozbija ją i odnosi „łatwe” zwycięstwo. W tym sensie ta krytyka jest bezprzedmiotowa; jej zarzuty skierowane są pod złym adresem. Carl Gustav Jung pisał: „Misterium wytworzyło rytuały; dziś znamy tylko rytuały – puste skrzynie, z których znikło złoto”. Krytycy metafizyki rozwalają puste skrzynie, nie docierając nawet do pierwszej warstwy mistycznej metafizyki, będącej wypracowaną, quasiracjonalną systematyzacją doświadczenia intensywnego stanu zmienionej świadomości, trwającej nadal mimo wyschnięcia źródeł, z których wypłynęła.
Krytyka metafizyki i jej „Pierwszych Zasad”, krytyka wiary w ostateczną podstawę Bytu, w ostateczny ład świata, w jedną ostateczną Prawdę, w Absolut, w transcendentalnego władcę wszechświata etc. jest nietrafiona o tyle, o ile w mistycznym stanie zmienionej świadomości wszystkie te metafizyczne zasady są rzeczywiście przeżywane: mistyk zapada się w Bezgruncie (umiera), ale odnajduje Grunt (zmartwychwstaje), mistyk tonie w otchłani, by stanąć na skalistej opoce, „ogląda spokojne, odwieczne wizje, rozświetlone przeczystym blaskiem”, mistyk „słyszy” i „widzi” Byt, doświadcza Jednej Ostatecznej i Absolutnej Podstawy i Prawdy Bytu, w której nie ma różnicy pomiędzy przedmiotem i podmiotem, pomiędzy twórcą a tworzywem, odczuwa realnie ostateczny ład świata, poznaje zmysłowo najwyższą rzeczywistość, doznaje poczucia jedności z Najwyższym Bóstwem, rozpada się na kawałki, spada równocześnie we wszystkich kierunkach, aby w końcu odnaleźć Całość, Środek, Miarę i Sens, przekracza wszystkie dualizmy, docierając tam, gdzie Jedno jest Wszystkim, a Wszystko Jednym.
Zatem ci Europejczycy, którzy z takich czy innych powodów nie potrafią już odnaleźć dla siebie miejsca w tradycyjnych metafizykach, mogą ewentualnie pójść drogą od postmodernizmu ku postpostmodernizmowi, od postmetafizyki ku postpostmetafizyce, czyli ku reinterpretacji metafizyki w duchu teorii „enteogeniczno-mistycznej”; wówczas odsłoni się przed nimi ezoteryczno-mistyczna warstwa systemów metafizycznych. Nie muszą już słuchać krytyków metafizyki, którzy nie potrafili w systemach metafizycznych rozpoznać ich mistycznego jądra, ślepi na mistyczne doświadczenia, które je inspirowały. Nie rozumieli, że każda metafizyczna teza, każda zasada filozofii wieczystej daje się interpretować jako prawda odczuta i przeżyta w mistycznym stanie zmienionej świadomości. Postpostmetafizyka to realna metafizyka, oparta na rzeczywistym doświadczeniu, mistyczna i racjonalna zarazem, adresowana do tych, którzy pragną przeniknąć tajemnice mistycznych alegorii, rozwikłać „podwójne znaczenia”; odczytywać liczące wiele wieków symbole i metafory; których nic a nic nie dziwi „uderzające podobieństwo pomiędzy między australijskimi i platońskimi teoriami anamnezy i reinkarnacji” (Eliade). Będą oni dysponować prostym, racjonalnym, naturalnym wyjaśnieniem, a zarazem to oczywiste wyjaśnienie zaprowadzi ich w istny labirynt znaczeń i interpretacji, kodów, szyfrów i tajemnic, alternatywnych znaczeń, wielopiętrowych alegorii, rozigranych i zderzających się ze sobą paradygmatów, teorii nakładających się na siebie jak w palimpseście; otworzą się drzwi ku niesłychanemu bogactwu duchowej twórczości ludzi wszystkich epok i kontynentów.
Artykuł pierwotnie opublikowany w portalu Nowa Debata: http://nowadebata.pl/2013/06/23/enteogeny-po-raz-trzeci-i-ostatni