Jesteś tutaj: Publicystyka » Inni publicyści » Tomasz Gabiś: Giorgio Agamben o prawdzie i o fałszu
Zgodnie z oczekiwaniami faza 2 [włoskiego Exitplanu] na mocy ministerialnego dekretu sankcjonuje – w większym lub mniejszym zakresie – istniejące ograniczenia konstytucyjnie zagwarantowanych wolności, choć jest to dozwolone wyłącznie na mocy ustawy. Jednak nie mniej ważne jest ograniczenie prawa człowieka niezawarowanego w żadnej konstytucji: prawa do prawdy, łaknienia prawdziwego słowa. To, czego doświadczamy, to coś więcej niż bezprzykładne manipulowanie naszymi wolnościami – to w rzeczywistości gigantyczna operacja fałszowania prawdy. Jeśli ludzie zgadzają się na ograniczenie swojej osobistej wolności, to w istocie dlatego, że akceptują bez jakiejkolwiek weryfikacji dane i ich oceny dostarczane przez media. Reklama już dawno przyzwyczaiła nas do przekazów, które są tym skuteczniejsze, im mniej starają się pozorować, że są prawdziwe. Już od dawna oferuje się wręcz polityczny konsens, który obywa się bez jakichkolwiek głębszych przekonań, zakładając poniekąd, że w przemówieniach wyborczych kwestia prawdy jest nieistotna. Jednakże to, co obecnie dzieje się na naszych oczach, jest czymś zupełnie nowym, chociażby z tego powodu, że od prawdziwości czy fałszywości biernie akceptowanego dyskursu zależy nasz sposób życia, cała nasza powszednia egzystencja. Stąd też byłoby rzeczą nadzwyczaj pożądaną, aby każdy spróbował poddać przynajmniej elementarnej weryfikacji to, co mu się komunikuje.
Nie jestem jedynym, który zauważył, że dane o epidemii podaje się nam w nieprecyzyjnej formie i bez przestrzegania jakichkolwiek kryteriów naukowości. Z epistemologicznego punktu widzenia jest na przykład czymś całkowicie oczywistym, że żadnego sensu nie ma podawanie liczby zmarłych bez odniesienia do umieralności w tym samym okresie w latach poprzednich i bez określenia rzeczywistych przyczyn śmierci. A mimo to stale, dzień po dniu, właśnie tak się robi i prawie nikt tego nie zauważa. Jest to tym bardziej zaskakujące, że dane, które umożliwiają weryfikację, są dostępne dla każdego, kto tylko zechciałby je pozyskać. W tej rubryce wspominałem już o raporcie dyrektora ISTAT-u (Istituto Nazionale di Statistica) Giana Carlo Blangiardo, z którego wynika, że liczba zgonów spowodowanych przez COVID-19 jest niższa niż liczba zgonów z powodu zachorowań na choroby dróg oddechowych w dwóch poprzednich latach. Nieważne, jak bardzo jednoznaczny byłby ten raport – postępuje się tak, jak gdyby nigdy nie istniał. Nie zwraca się także uwagi na fakt, iż pacjenta mającego pozytywny wynik testu, który zmarł na zawał serca lub z innej przyczyny, uznaje się za zmarłego na COVID-19. Dlaczego wbrew udokumentowanemu fałszowi nadal się w to wierzy? Można sądzić, że fałsz uznany zostaje za prawdę, ponieważ – tak samo jak reklama – nawet się nie wysila, by ukryć swoją fałszywość. Podobnie jak niegdyś w przypadku pierwszej wojny światowej, wojnę przeciwko wirusowi można uzasadniać tylko fałszywymi powodami.
Ludzkość wkracza w stadium swojej historii, w którym prawda zostaje zredukowana do momentu w ruchu fałszu. Prawdziwa jest ta fałszywa mowa, którą musi się uznawać za prawdę, nawet jeśli udowodniono jej fałszywość. W ten sposób ludzkim istotom odbiera się język jako miejsce objawienia prawdy. Teraz można jedynie milcząco obserwować ruch fałszu, który jest prawdziwy, ponieważ jest rzeczywisty. Dlatego też każdy, kto ruch ten chciałby zatrzymać, musi mieć odwagę, aby bezkompromisowo dążyć do najcenniejszego dobra: prawdziwego słowa.
Giorgio Agamben, Sul vero e sul falso, 28 kwietnia 2020.
Do 25 lutego 2020 roku Giorgio Agamben był cieszącym się powszechnym uznaniem filozofem polityki, którego książki przełożono na prawie wszystkie języki europejskie. Także w języku polskim ukazało się 13 pozycji, w tym fundamentalne dzieło Homo sacer; ponadto Krytyka Polityczna wydała „przewodnik po Agambenie”. Wystarczyło jednak, aby 26 lutego włoski filozof opublikował Wymyślenie epidemii (L’invenzione di un’epidemia), a następnie kolejne komentarze na temat „pandemii choroby koronawirusowej”, aby w niebywałym, wręcz furiackim, ataku rzucili się na niego koledzy filozofowie oraz publicyści i dziennikarze z różnych krajów. Posypały się określenia typu: „paranoiczne interpretacje historii”, „ślepota na rzeczywistość będąca skutkiem zbyt wielkiego przywiązania do własnych teoretycznych fantazji”, „majaczenia”, „upadek teorii na poziom paranoi”, „negacjonizm koronawirusa”, „podstarzały i sprowadzony na manowce mędrzec, któremu jego teoretyczne inklinacje zaciemniły osąd”, „paranoiczny konspiracjonizm”, „ignorant w kwestii koronawirusa” itp. Maseczki opadły – „niezależni” intelektualiści okazali się agitatorami na usługach rządzących, „intelektualnymi ochroniarzami (bio)władzy”, mającymi za zadanie zniszczyć prestiż jedynego – jak się okazuje – naprawdę niezależnego myśliciela współczesnej Europy.
W komentarzu zatytułowanym Nowe refleksje (Nuove riflessioni, 22 kwietnia 2020) Agamben napisał, że faktycznie przeżywamy koniec pewnego świata, świata demokracji mieszczańskich opartych na rządach prawa, parlamentaryzmie i podziale władz, które ustępują miejsca „nowemu despotyzmowi”. Zdaniem włoskiego filozofa ten „nowy despotyzm”, który, jeśli wziąć pod uwagę wszechobecność kontroli i zawieszenie wszelkiej politycznej aktywności, będzie gorszy niż znane dotychczas totalitaryzmy. Amerykańscy politolodzy nazywają ten system Security State, czyli państwem, w którym „ze względów bezpieczeństwa” (w tym przypadku „zdrowia publicznego” – termin kojarzący się z Komitetem „Ocalenia Publicznego” z okresu terroru jakobinów) można nałożyć wszelkiego rodzaju ograniczenia wolności osobistych. Przy czym kontrola sprawowana za pomocą wideokamer oraz, jak to się dziś proponuje, telefonów komórkowych dalece przewyższa, według Agambena, formy kontroli sprawowane w totalitarnych reżimach takich jak faszyzm i narodowy socjalizm. Oraz – dodajmy – komunizm.
O tym, że „nowy despotyzm” dąży do rozciągnięcia kontroli nad sferą myśli i mowy, najlepiej świadczy właśnie sposób, w jaki potraktowano włoskiego myśliciela – język, jakim posłużyli się jego „krytycy”, ma na celu tylko jedno: zdyskredytować, spostponować, ośmieszyć. Tak mówią nie ci, co „łakną prawdziwego słowa”, tak przemawia władza przez swoje propagandowe tuby.