Jesteś tutaj: Publicystyka » Adrian Nikiel » Idea królewska

Idea królewska

Adrian Nikiel

Średniowieczni monarchowie, którzy już za życia stali się legendą, a do dziś wskazywani są jako archetyp władcy, byli przywódcami wojskowymi, politycznymi i religijnymi – zdobywcami, twórcami lub jednoczycielami państw, świeckimi następcami apostołów, którzy nieśli światło Wiary Chrystusowej, również zbrojnie, jeśli sytuacja tego wymagała, aby przełamać opór heretyków czy pogan. W mieczu dostrzegali kształt krzyża. Wzrastaniu i trwałości mitów sprzyjały długość ich panowania, a niekiedy również wielość pokoleń, które po nich nastąpiły.

Królowa Jadwiga Andegaweńska nie wpisała się w taki wzorzec władcy, stając się za to symbolem odrębnej polskiej drogi przez dzieje. Tę drogę – czego oczywiście nikt w XIV wieku nie mógł przewidzieć – de facto zapoczątkowała. A mimo to krótkie życie i panowanie Jadwigi, królowej pokoju, gwiazdy Polaków, również pozwoliły rozwijać się narodowej legendzie, która znakomicie, jak dowodzi dramat Franciszka Teodora Csokora, daje świadectwo uniwersalnej idei królewskiej jako intymnej więzi z naszym Panem Jezusem Chrystusem, Królem, przez którego panują królowie.

Przywołuję termin „legenda”, gdyż tak właśnie warto ku pożytkowi duszy odczytywać sztukę austriackiego (austro-węgierskiego) pisarza. Dzieło dowolnie łączy wydarzenia historyczne, nieprzesadnie dbając o chronologię i prawdopodobieństwo zaistnienia kolejnych scen dramatu. Na deskach teatru miałyby spotykać się osoby, które w swojej epoce nigdy się nie poznały. Ich motywacje i gwałtowne zachowania często są niezrozumiałe, zwłaszcza najbliżsi krewni Władysława Jagiełły – pod piórem Csokora otrzymujący anachroniczne oblicza pogan i barbarzyńców – prezentują się dość karykaturalnie, jakby balansowali na krawędzi szaleństwa. Dialogi bywają gorączkowe i rwane, jakby protagoniści skrywali coś przed widzami i nie chcieli zbyt otwarcie przy nich mówić. W dodatku jedna z kluczowych scen na wzgórzu wawelskim, wielokrotnie przecież odwiedzanym przez Csokora, rozgrywa się w przestrzeni monarszych krypt, której tam nie ma. Być może pisarz – zaryzykuję domniemanie – stworzył, podążając myślami do katedry poznańskiej i innych grobów naszych panów przyrodzonych, fantasmagoryczne miejsce wiecznego spoczynku poprzedników Jadwigi, przestrzeń mistyczną, aby pośrednio zaznaczyć, czego nie ma i nigdy nie było, lecz co powinno znajdować się w nadwiślańskim Akropolu dla wyrażenia ciągłości dynastycznej. Na tym podstawowym poziomie można zatem jedynie stwierdzić, że autor dramatu przelał na papier swoje fantazje o schyłku XIV wieku w Polsce (szerzej: w Europie Środkowej), podbudowując je swobodnie dobranymi epizodami z biografii królowej i archaizowanymi widokami współczesnego sobie Krakowa. Tak ma prawo odczytać dzieło, bez szukania jakichś ukrytych czy zagubionych sensów, odbiorca niebędący obrońcą Tradycji, znawcą twórczości austriackiego przyjaciela Polaków lub mediewistą.

Jest jednak diapazon, gdzie uważny i obdarzony czystym sercem czytelnik czy widz tej sztuki może przede wszystkim szukać odpowiedzi na pytania, kim jest król i co wynosi go ponad poddanych. Jaki jest jego status ontyczny? Na czym polega ta wspomniana już intymna więź, dostępna jedynie nielicznym z rzeszy grzeszników? Co łączy koronę złotą z koroną cierniową? Jaka moc sprawia, że kolana gną się przed tymi, którzy na pierwszy rzut oka nie wyróżniają się z otoczenia? Czym kierowała się – dopiszmy i zostawmy tę myśl na marginesie dramatu – św. Joanna d’Arc, rozpoznając Karola VII, ukrytego w tłumie dworzan? W tym ujęciu dokonania Csokora są ciekawsze niż dosłownie odczytana warstwa literacka, dla współczesnego ucha niejednokrotnie „szeleszcząca papierem”. Ciekawsze również dlatego, że zostały spisane w epoce, gdy po 1918 roku monarchia tradycyjna (władza prawowita) zdawała się już na zawsze żegnać ze sferą polityki realnej, przechodząc w obszar metapolityki – interesującej jedynie dla nielicznych uczonych i duchownych oraz „rojalistów cmentarnych”. Z drugiej strony należy podkreślić, że właśnie po załamaniu się cywilizacji, w 1925 roku, papież Pius XI ustanowił święto Chrystusa Króla, jakby dla umocnienia nadziei i przypomnienia, że historia się nie kończy wraz z wygnaniem prawowitych władców, a rewolucja nie jest ostatnim etapem domniemanego „postępu” ludzkości. Pisarz wyruszył więc do źródeł, czyli pod prąd. Dla niego królowa Jadwiga była przede wszystkim mitem chrześcijańskiego monarchy, dopiero zaś w dalszej kolejności postacią historyczną. Podobnie Wisłę miał za symbol wieczności, nie bacząc na jej zmieniający się bieg wokół Krakowa.

***

Wróćmy i my do źródeł. Polska, o czym żaden Polak nie powinien zapominać, do istnienia została powołana jako monarchia. W dodatku taka, co godne wyróżnienia, gdzie w drzewie genealogicznym jej założycieli nie pojawiają się żadni pogańscy bożkowie, lecz towarzyszą im anioły z koroną, które zapowiadają władzę prawowitą, a wizytą u Piasta Kołodzieja zamykają okres niezawinionej ciemności. Ta opatrznościowa geneza (błogosławiony korzeń) panowania potomków Mieszka I, w tym Jadwigi, określiła naszą tożsamość narodową.

Monarchia tradycyjna to byt ideowy i ustrój, w którym na tron wstępuje się dzięki łasce Bożej, a nie własnym zasługom. Pożądanie korony jest synonimem uzurpacji i buntu. Linia sukcesji nie zawsze jest jednak precyzyjnie określona, zwyczaje i prawa kardynalne przyrastają bowiem przez parę pokoleń niczym słoje wiekowego drzewa – zwykle przechodząc ewolucję od pierwotnej elekcyjności w obrębie dynastii lub kontaminacji dziedziczenia i elekcji. W chwilach, na szczęście rzadkich, gdy brakuje niekwestionowanego następcy, w obliczu zagrożenia wspólnoty politycznej i roszczeń wysuwanych przez wielu krewnych i powinowatych zmarłego władcy, powrót do elekcji może być nieunikniony. Reprezentacja polityczna narodu musi poszukać dla siebie dobrego pana, wzywając: „Weź na barki ciężar, którego nikt inny nie może udźwignąć”. W te poszukiwania – czy raczej: rozpoznawanie pana przyrodzonego – wpisują się plany Bożego Suwerena, który berło składać może nawet w ręce dzieci, a poniżać pysznych.

Nasz Pan Jezus Chrystus tak pokierował biegiem polskich spraw, że w naszej Ojczyźnie również kobiety krwi królewskiej mogą stać na czele państwa – i jest to władza prawowita, a nie maska skrywająca zakulisowe działania bezczelnych arywistów.

Królowanie to odpowiedzialność, jakiej dziś już nie znają dynaści sprowadzeni przez media do rangi celebrytów i te wszystkie „głowy państw”, którym wolno mieć tylko takie poglądy, jakim hołduje ich aktualny premier. Królowanie obnaża absurdalność postulatu separacji państwa od Kościoła i zamknięcia rzekomo prywatnego fenomenu wiary w murach świątyń, gdyż najważniejszym zadaniem i zobowiązaniem monarchy jest naśladowanie Chrystusa. Na tron – często podwójny, bo przeznaczony także dla Syna Bożego (a Jego pierwszym tronem był oczywiście krzyż) – wstępuje się po to, by mieć szczególny udział w Męce Chrystusowej: składać siebie, poświęcać całe swoje życie, każdą chwilę w doczesności, aby błagać Boga o miłosierdzie dla poddanych. Czynić sprawiedliwość, zachęcać do pokuty, dawać przykład pokory, a jednocześnie powstrzymywać karzącą dłoń Boskiego Sędziego. Stwórca cudownymi znakami i akceptacją ze strony Kościoła wskazuje rodzinę mającą się poświęcić w gigantycznym dziele. Z pokolenia na pokolenie życie wywodzących się z niej królów należy do wspólnoty politycznej. Wiedzieli o tym również rewolucjoniści, dokonujący rytualnego bogo- i ojcobójstwa na ołtarzach szaleństwa. Wiedzieli władcy, zobowiązani, by naśladując naszego Pana Jezusa Chrystusa, wybaczać swoim katom i mordercom. Mistyczne ciała królów przecież nie umierają. Także wygnani, zdetronizowani i zapomniani pozostają panami, gdyż Stwórca tego od nich oczekuje: prawa krwi potwierdzone są Boską sankcją. W roku 1918 precyzyjnie przypomniała o tym swojemu mężowi Zyta, cesarzowa austriacka, królowa Węgier i Czech. (Intrygujące: czy konstruując wizerunek królowej pokoju, Franciszek Teodor Csokor mógł nawiązywać do współczesnej mu cesarzowej, orędowniczki pokoju?). Jadwiga to dramat o obowiązku wybranych – ciążącym na nich nawet na łożu śmierci. Choćby nie mogli wykonać ruchu, pozostaje im najważniejsza z władz: władza modlitwy.

Nawiązaniem do tego monarszego powołania (a panujący w nierównym przecież stopniu je wypełniają) są być może słowa wypowiedziane przez uwięzioną w Novigradzie matkę Jadwigi, królową Elżbietę. Rozmawiając z Mikszą, służącym, kilkukrotnie podkreśla, że jej córka weźmie na siebie pokutę i odkupienie za innych: zapłaci za nas wszystkich, bo to my ją ukrzyżujemy. Ten dialog, toczony na chwilę przed śmiercią Elżbiety, pozwala zobaczyć Jadwigę w nowym oświetleniu. Odmienioną postać z mitu chtonicznego, wyłaniającą się z podziemi Wawelu, aby ofiarować siebie zarówno dla dobra Królestwa, jak i po to, aby światło Wiary Chrystusowej rozprzestrzeniło się na Wschód i przezwyciężyło szarość schizmy i ciemność pogaństwa. Zważywszy, że miłość jest definicją ustroju monarchistycznego, miłość wzrastająca między Trójcą Świętą, ustanowionymi przez Nią monarchami i poddanymi (autor przypomina o tym, wybierając cytaty składające się na motto), można zaryzykować myśl, że połączenie tych dwóch scen, wspólne ich odczytanie, pozwala pojąć, czym jest idea królewska. Król jest królem dzięki udziałowi w Bożej doskonałości i przez podporządkowanie Chrystusowi. Nie można uwolnić się od przeznaczenia królów, zetrzeć świętych olejów z ciała. Podobnie jest z samotnością – symbolizowaną w sztuce przez nienaturalnie opustoszały zamek wawelski, nieprzypadkowo hieratycznie górujący nad miastem. Bogactwa, splendor i przyjemności są jedynie mirażami dla maluczkich łagodzącymi grozę istnienia. Władca stoi lub klęczy sam w obliczu Boga. A jednocześnie panowie przyrodzeni są twórcami narodów – u początku każdej historycznej społeczności dostrzeżemy herosa, monarchę, prawodawcę. Porucznika Boga, który kładzie na szali sprawiedliwość i miłosierdzie. Jadwiga również na tym polu miała do odegrania rolę narodowotwórczą, dając impuls procesom czyniącym z Polaków wspólnotę kulturową atrakcyjną przez kolejne stulecia dla całego europejskiego Wschodu. Przyciągająca siła polskości nie osłabła nawet w epoce zaborów. Świadkiem tego fenomenu był sam Franciszek Teodor Csokor.

Zrodzone z pychy pożądanie korony – zakwestionowanie Boskiego źródła władzy, uzurpacja, tyrania – jest prowokowaniem naszego Pana, aby zarzucił na ramiona pragnącego nienależnej chwały ciężar przeznaczony dla innego mocarza. Kiedy zatem staramy się nie ulec wzruszeniu, rozmyślając o znaczeniu sceny zgonu zamykającej dramat, o zachowaniu się Witolda i Władysława Jagiełły, o rzeszy szlochających poddanych, powinniśmy pamiętać, że w wielkim planie zbawienia jest przede wszystkim jedna okoliczność, w której płacz, żal i pokuta są uzasadnione: gdy powierzeni opiece łamią przysięgę wierności złożoną pomazańcowi Bożemu. Na szczęście nie spotkało to królowej Jadwigi – również pamięci o niej Polacy pozostali wierni, zaliczając ją do najwybitniejszych poruczników Boga w naszych dziejach. Wciąż gromadzą się przy jej sarkofagu i wokół krzyża, przy którym się modliła. Jadwiga zapoczątkowała złoty wiek kraju, zamykając czas pokuty za śmierć św. Stanisława i wraz z mężem rozwijając apostolskie dzieło św. Wojciecha. Miejmy nadzieję, że twórczość austriackiego pisarza, jeżeli tylko jej oddziaływanie wyjdzie poza dość przecież wąski krąg germanistów, miłośników teatru i austrofilów, będzie sprzyjała namysłowi kolejnych pokoleń nad znaczeniem i celem Ojczyzny.

A zatem otrzyjcie łzy: wybrani przez Stwórcę czuwają nad nami w niebie.

***

Jadwiga: autor, który zachował mądrość imperium, i dramat wbrew duchowi czasu napisany jakby dla tych, którzy nie widzą powodu, by wpisywać się w prosty podział dwóch idei – piastowskiej i jagiellońskiej – lecz cywilizację łacińską i całe narodowe dziedzictwo, szczególnie zaś prawo miłości, biorą za fundament Trzeciego Królestwa Polskiego. Czerpią moc z wszystkich królewskich i xiążęcych grobów, ocalałych regaliów, każdego śladu monarchii na naszych ziemiach.

Idea królewska: myśl, ruch intelektualny i odwaga, żebyśmy odzyskali Boską sankcję i mieli Polskę, a nie atrapę Polski. Gdy dobiegnie końca epoka „gnuśnych królów”, fasadowej „władzy” i zbiurokratyzowanej anarchii, nasze Królestwo nadejdzie.

Artykuł jest komentarzem do nowego tłumaczenia na język polski sztuki Franciszka Teodora Csokora. W 2024 r. Jadwiga. Dramat w trzech aktach i dziewięciu obrazach w przekładzie pana Andrzeja Sznajdera ma ukazać się drukiem w serii Biblioteka Austriacka Uniwersytetu Wrocławskiego.

PMK Design
© Organizacja Monarchistów Polskich 1989–2024 · Zdjęcie polskich insygniów koronacyjnych pochodzi z serwisu replikiregaliowpl.com.