Jesteś tutaj: Publicystyka » Adam Danek » Impresje wszechpolskie
A zatem zostało postanowione. Roman Giertych podjął oficjalną decyzję o zerwaniu wszelkich związków pomiędzy Ligą Polskich Rodzin a Młodzieżą Wszechpolską – organizacją, którą w 1989 r. sam zakładał (czy też, jak wolą jej członkowie, reaktywował). Wydaje się to dobrą okazją do dokonania swoistego rozrachunku z kilkoma ostatnimi laty działalności wszechpolaków oraz rozprawienia się z pewnymi błędnymi wyobrażeniami na ich temat, jakie pokutują w Republice Okrągłego Stołu. Odkąd pojawiła się w życiu publicznym – czyli de facto od początku poprzedniej kadencji parlamentu – Młodzież Wszechpolska stanowiła obiekt nieustannych ataków ze strony różowych salonów (które za pośrednictwem młodzieżówki Unii Wolności złożyła nawet wniosek o jej delegalizację – oczywiście za „faszyzm”), a także zaprzyjaźnionych z nimi tytułów prasowych i stacji telewizyjnych. (Wygląda więc na to, że wbrew deklarowanej niechęci do „Gejety Wyborczej” lider LPR ugiął się przed ich żądaniami.). Mniej stronnicze źródła określały ją jako organizację „kontrowersyjną”. I rzeczywiście taką była, ale nie ze względu na imputowane jej: faszyzm, nazizm, antysemityzm, ksenofobię, homofobię, eurofobię i robienie „hajhitla” (jak z typowym dla siebie wyczuciem i znawstwem tematu wyrazili się ostatnio dziennikarze TVN). W oczach prawicowca była kontrowersyjna, ponieważ pod wpływem rzucanych na nią oszczerstw podkuliła ogon i rozpoczęła tragikomiczną walkę z przyklejonym jej przez media wizerunkiem. Zaczęła tańczyć, jak zagrał różowy salon.
Wszechpolaków często oskarża się o tolerowanie we własnych szeregach tak zwanych potocznie skinów, co służy za koronny dowód ich rzekomego faszyzmu/nazizmu (medialni znawcy, rzecz jasna, operują tymi terminami wymiennie). Cóż, każdy, kto w przeciwieństwie do ekspertów z „Gejety Wyborczej” i „Obłudnika Powszechnego” wie coś o skinach, zdaje sobie sprawę, że ogromna większość z nich to zwyczajni chuligani, pozbawieni jakiejkolwiek orientacji politycznej. Wśród mniejszości, która ją posiada, istotnie nie brakuje neonazistów; ci jednak – jako wrogowie chrześcijaństwa, zwolennicy potępionego przez Kościół rasizmu i socjaliści (narodowi) – nie mają z prawicą nic wspólnego. Jeśli Młodzież Wszechpolska (w co wątpię, z przyczyn wyłożonych niżej) naprawdę przyjmuje indywidua tego pokroju, sama sobie szkodzi. Tymczasem obok skinów ze swastyką, skinów z sierpem i młotem (komunistycznych, tzw. red skins) oraz bezideowych młodych żuli istnieją także narodowi radykałowie – przedstawiciele tradycjonalistycznego nurtu myśli narodowej, skupieni pod znakiem celtyckiego krzyża (niesłusznie kojarzonym z neonazizmem; po II wojnie światowej symbol ten przyjęły m.in. francuski Front Narodowy, Włoski Ruch Społeczny czy organizacje narodowo-radykalne z innych państw zachodnioeuropejskich). Jeżeli osoby takie zdarzają się wśród wszechpolaków, nie ma powodu, by się ich wstydzić. Przeciwnie, nie byłoby źle dowartościować je medialnie i w ten sposób choć częściowo odkłamać stereotypy rządzące przekazami informacyjnymi.
Ale obecnie Młodzież Wszechpolska, jak przypuszczam, nigdy nie przyjęłaby narodowych radykałów – za bardzo trzęsie się o swój medialny wizerunek. Wypowiadać się przed kamerami w imieniu MW wolno teraz wyłącznie gładkim, ugrzecznionym chłopaczkom w białych kołnierzykach, na czele z urzędującym prezesem organizacji Krzysztofem Bosakiem. Jakoś nie wyobrażam sobie tych elegantów w przedwojennym mundurze obwiepolaków i oenerów – przepiętej koalicyjką jasnej koszuli z naszytą na rękawie falangą. Wszechpolacy nowej generacji odcinają się od antysemityzmu nawet nie pytani, zapewniają też o swym przywiązaniu do demokracji. Boją się już nawet używać określenia „nacjonalizm”. W 2006 r. w ostatniej chwili odwołali głośno zapowiadane protesty przeciw warszawskiej paradzie na rzecz homoseksualizmu. Wcześniej, w 2004 r., ukarali swoich kolegów z Gdańska po tym, jak gazeta Michnika oskarżyła ich o handel antysemickimi publikacjami. Czy warto poniżać się tego typu konformistycznymi gestami dla zyskania lepszej prasy ? Dla możliwości parlamentarnej kariery i dotacji z budżetu (czyt. z pieniędzy zabranych podatnikom) ? Oportunizm obecnych władz Młodzieży Wszechpolskiej potwierdza prawdę, że kto raz pójdzie na kompromis z reżimem liberalno-demokratycznym, prędzej czy później stanie się jego zakładnikiem.
Wszystko to jest nader przykre, ponieważ wśród wszechpolaków działają ludzie szczerze oddani sprawie, wrogowie (nie zaś zaledwie krytycy) demoliberalizmu, zwolennicy trydenckiego rytu Mszy św. etc. (Autor niniejszego tekstu sam miał przyjemność poznać takie osoby). Jeżeli zdecydują się pozostać w strukturach MW, czeka ich karkołomne zadanie ideowego odrodzenia środowisk identyfikujących się jako narodowe. A co za tym idzie, przeobrażenia wyświechtanej, sprzedajnej „centroprawicy” w Prawicę z prawdziwego zdarzenia. Bogactwa inspiracji dostarcza im historia polskiego obozu narodowego. Dziedzictwo piewców nowego średniowiecza spod znaku Związku Młodych Narodowców/Ruchu Narodowo-Państwowego (Ryszard Piestrzyński i inni) domaga się, by wreszcie starto z niego kurz, podobnie jak życie i dzieło Adama Doboszyńskiego oraz epopeja żołnierzy politycznych z Obozu Narodowo-Radykalnego. Tym jednak, którzy podejmą się odnowy tych wspaniałych tradycji politycznego myślenia i działania nie może zabraknąć odwagi ani samozaparcia. W końcu – jak napisał Stanisław Jerzy Lec – By dotrzeć do źródła, trzeba płynąć pod prąd.
Tymczasem przetrwanie najlepszej części dorobku polskich narodowców zawisło na Narodowym Odrodzeniu Polski – ostatnim, jak się zdaje, bastionie nonkonformistycznego i wojowniczego nacjonalizmu w naszym kraju.