Jesteś tutaj: Publicystyka » Inni publicyści » Adam Tomasz Witczak: Islamofobia czy rekonkwista?
30 grudnia 2016 roku przedstawiciele Organizacji Monarchistów Polskich nawiedzili pikietę zorganizowaną w Katowicach przez lokalne środowiska narodowe i prawicowe.
Wydarzenie odbyło się, jeśli można tak powiedzieć, ponad wszelkimi podziałami. Unia Polityki Realnej, Narodowcy RP, Zjednoczony Front, Kukiz‘15, Kongres Nowej Prawicy, Ruch Narodowy, Obóz Narodowo-Radykalny – te nazwy padły podczas przemówień, a i tak nie jesteśmy pewni, czy spamiętaliśmy wszystkie.
Pikieta – zwieńczona pochodem, który dotarł do Centrum Kultury Islamu – miała na celu zamanifestowanie sprzeciwu mieszkańców aglomeracji katowickiej wobec terroryzmu islamskiego i tzw. uchodźców czy też imigrantów z krajów muzułmańskich. W praktyce jednak jej wymiar był jeszcze szerszy i poniekąd bardziej radykalny – a mianowicie frontalnie antyislamski. Wyraźnie było to słychać w wygłaszanych wystąpieniach – mówcy ostentacyjnie podkreślali, że w islamie dopuszczalne jest ukrywanie swej prawdziwej wiary i natury dla określonych celów; że każdy muzułmanin jest przynajmniej potencjalnym terrorystą; że „pokojowi” i „cywilizowani” mahometanie nie są godni zaufania etc. Działacze pozwalali sobie też na niewybredne docinki o „arabskich nazwiskach z piekła rodem” itp.
Nasuwają się tu przynajmniej dwie refleksje. Pierwsza jest taka, że z perspektywy każdego, kto ma elementarne pojęcie o religioznawstwie porównawczym, wszelkie uogólnienia sprowadzające cały islam do wspólnego mianownika „dzicz i przemoc” są nieuprawnione. Ostatecznie przecież historia pokazuje, że istniały cywilizacje oparte (od pewnego momentu) na „religii Proroka”, a zarazem imponujące poziomem sztuki, literatury i filozofii. Przykładem może być tu Persja czy Indie Wielkich Mogołów, a poniekąd także i Hiszpania pod panowaniem arabskim (abstrahując od wszystkiego złego, co moglibyśmy o tym powiedzieć jako chrześcijanie i Europejczycy). Wypada też podkreślić głębię islamskiego mistycyzmu sufickiego.
Faktem jest jednak i to, że ten nurt islamu, który współcześnie zdaje się być najbardziej agresywny i ekspansywny – to nurt salaficki czy też wahabicki. Ten zaś darzy nienawiścią nie tylko szyizm czy mistycyzm suficki, ale i właściwie całą sensowną cywilizację islamską, doszukując się w niej „niebezpiecznych” wpływów pogaństwa (politeizmu) czy greckiej filozofii.
Naturalnie można zrozumieć to, że w czasie demonstracji ulicznych nie ma czasu na to, by wchodzić w tego rodzaju dywagacje. Dodatkowym usprawiedliwieniem może być to, że osią zgromadzenia był fakt, iż Centrum Kultury Islamu współpracuje blisko z Ligą Muzułmańską, ta zaś – przynajmniej według informacji podanych przez organizatorów – propaguje w Polsce nauki Bractwa Muzułmańskiego. Temu z kolei ugrupowaniu organizatorzy zarzucili znajdowanie się pod wpływem radykalizmu wahabickiego, aczkolwiek wypadałoby zaznaczyć, że sytuacja jest bardziej złożona. Bractwo co prawda określa się jako salafickie, ale niekoniecznie musi oznaczać to identyczność z saudyjską formą salafizmu, określaną często jako wahabizm. Dla przykładu, w Egipcie Bractwo prezentuje względnie umiarkowany kurs względem chrześcijan, a z jego szeregów wywodzi się też palestyński Hamas.
Druga rzecz, którą warto odnotować, to szczególna sytuacja prawicy konserwatywnej w kontekście islamu. Oto bowiem środowisko to znajduje się w pewnym sensie pomiędzy młotem i kowadłem. Z jednej strony może krytykować islam z pozycji katolickich, chrześcijańskich czy też konserwatywnych. Wówczas jednak musi brać pod uwagę, że niektóre (a może nawet całkiem liczne) hasła, nauki i postulaty katolickie mogą wydawać się zbieżne z zaleceniami islamu – zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę katolicyzm „przedsoborowy”. W tej sytuacji przesadne atakowanie „muzułmańskiego stosunku do kobiet”, „muzułmańskiej nietolerancji” czy „islamskiej przemocy” może trącić hipokryzją, która zostanie wytknięta przez lewicę.
Z drugiej strony prawica może wprost krytykować islam z pozycji takich jak sławetna Oriana Fallaci – ale wtedy automatycznie lokuje się na pozycjach liberalnych i staje w jednym szeregu z tymi, którzy są przeciwko islamowi, bo ten nie szanuje wolności słowa, krótkich spódniczek i wolnej miłości.
Co do przebiegu samego zgromadzenia, to był on dość standardowy. Cokolwiek zabawnym akcentem było skandowane w pewnym momencie hasło Raz sierpem, raz młotem czerwoną hołotę, nie bardzo mające związek z zasadniczym tematem spotkania. Lekko kuriozalny posmak miało również emitowanie pod muzułmańskim meczetem (w porze modlitwy) „narodowych” piosenek rockowych, z odgrzewanym, liczącym sobie ponad ćwierć wieku hitem wrocławskiej Konkwisty 88 na czele.
Ambicją organizatorów było wręczenie szefowi Centrum, którym jest pan Abdelwahab Bouali, algierski imam, czegoś w rodzaju petycji, której wymowa zasadzała się na żądaniu, by miejscowi muzułmanie opuścili miasto, kraj, a najlepiej i cały kontynent. Pan Bouali, jak można się było domyślić, nie przyjął tego apelu, tak więc ostatecznie wydruk został doręczony do skrzynki pocztowej.
zdjęcie: Karol Oknab