Jesteś tutaj: Publicystyka » Filip M. Muszyński » Kocham, biję
Mówi się, że dobrymi chęciami jest piekło wybrukowane. Obawiam się, że niektóre kampanie społeczne w imię słusznych idei mogą bardziej szkodzić niż pomagać. Z ekranu komputera spogląda smutny miś z zabandażowanym uchem, natomiast z billboardów miejskich uśmiechają się do mnie szczęśliwe rodziny zapewniając „kocham, nie biję”. Pominę może problem: w jaki sposób jest to finansowane (choć nie jest to przecież bez znaczenia), a zapytam jaki jest cel tej akcji? Ma zmniejszyć przemoc w rodzinie; tylko jakie będzie jej rzeczywiste działanie?
Pierwszym i niewybaczalnym błędem omawianej kampanii społecznej jest wrzucenie do jednego worka stosowania kar cielesnych wobec dzieci oraz znęcania się nad nimi i maltretowania ich fizycznego i psychicznego. Czy rzeczywiście hasło „kocham, nie biję” jest zgodne z prawdą? Czy wymierzenie dziecku kary fizycznej w postaci klapsa wiąże się z brakiem miłości?
Dziś wszelkie kary chce się zastępować modnymi ostatnio negocjacjami. Niestety są czasami sytuacje, w których na negocjacje nie ma czasu, a liczy się zwykłe posłuszeństwo. Zresztą dziecko nie zawsze ma ochotę na negocjacje: bardziej przemawia do niego zakaz i perspektywa kary, niż szereg argumentów, których przecież nie musi rozumieć. Na tym właśnie polega wychowanie. Gdyby dziecko samo wszystko doskonale rozumiało, nie trzeba byłoby go wychowywać. Wszyscy, którzy przykładnie gorszą się słowem „przemoc”, powinni pamiętać, że matka szarpnięciem powstrzymująca dziecko przed dotknięciem rozgrzanego żelazka stosuje względem niego przemoc i dopuszcza się gwałtu na jego wolności.
Zdarza się, że u dzieci pojawiają się jakieś złe skłonności, bywa, że zdecydowany klaps wybije je dziecku z głowy raz na zawsze. Dla dziecka, które jest wychowywane konsekwentnie i zostało nauczone konkretnych zasad, kara cielesna nie stanowi wielkiego problemu. Kochającym rodzicom niełatwo jest wymierzyć klapsa swoim pociechom, ale powinni zdawać sobie sprawę, że ma to czasami na wychowanie zbawienny wpływ. Dodam, że to właśnie zbyt pobłażliwa postawa rodziców względem dziecka jest przejawem ich egoizmu, wolą zachować komfort psychiczny „och, jakim jestem dobrym rodzicem, nigdy bym nie uderzył swojego dziecka” nie licząc się ze zgubnym działaniem takiej postawy na wychowanie.
Oswojenie z bólem fizycznym ma wpływ na kształtowanie się u dziecka stanowczego charakteru, a przyzwyczajenie do posłuszeństwa pomaga w przyszłości człowiekowi w panowaniu nad samym sobą. Drobna kara fizyczna działa jak szczepionka, ból spowodowany klapsem jest przecież niewielki, ale kształtuje w dziecku pewną postawę: uczy, że można ścisnąć zęby i wszystko przetrzymać. Dziecko, które nie zaznało bólu, będzie potem na niego mniej odporne, będzie wywoływał w nim niepotrzebny strach. Ponadto świadomość tego, że kara spowodowana jest wcześniejszym złym uczynkiem, jest również bardzo ważna dla kształtowania się charakteru. Młody człowiek zaczyna myśleć: zrobiłem źle, więc spotkała mnie kara, na którą sobie zasłużyłem; jest to jedynie konsekwencja mojego złego uczynku. Takie myślenie nie tylko „odstrasza” od czynienia zła, lecz także jest preludium do prawdy mówiącej, że zło rodzi zło, a ostatecznie, że każdym złym uczynkiem największą krzywdę człowiek wyrządza sobie sam. Nie jestem ani pedagogiem, ani psychologiem, ale pewne rzeczy wiem z doświadczenia, przecież nieraz zdarzyło mi się oberwać, za co Rodzicom serdecznie dziękuję.
Oczywiście nie chcę tym tekstem nikogo nakłaniać do bicia dzieci, nie przeczę też, że można dobrze wychować dziecko bez klapsa (są rzeczy na ziemi i niebie, które się nie śniły filozofom). Zwracam jedynie uwagę, że akcje typu „kocham, nie biję” w imię szczytnych celów działają na szkodę zwykłych rodzin. Nie mam złudzeń co do tego, że ojciec znęcający się nad dzieckiem zmieni swoją postawę, po tym jak zobaczy plakat z uśmiechniętą rodzinką; tym bardziej, że znęcanie się nad dziećmi i tak jest piętnowane, potępiane i karane.
Natomiast akcja ta przysporzy problemów zwykłym rodzinom, w których dzieci czasami karci się klapsem. No bo jak tu się teraz przyznać do tego przed znajomymi? Co to będzie jak dziecko powie o tym w szkole? A jeśli dam klapsa na spacerze w parku, a ktoś zobaczy i wezwie policję: czy odbiorą prawa rodzicielskie? Najgorzej, jeśli ktoś zbyt przejmie się taką kampanią społeczną; co ma zrobić jak pojawią się problemy z wychowaniem? Może iść z dzieckiem do psychologa?
„Opcja na Prawo”, nr 4/64, kwiecień 2007 r.