Jesteś tutaj: Publicystyka » Adrian Nikiel » Król, który płaci podatki?
Jan Karol I, tzw. konstytucyjny król Hiszpanii (którego należy oczywiście odróżniać od prawowitego króla katolickiego Królestw Hiszpańskich), po raz kolejny udowodnił światu, że państwo, na którego czele formalnie stoi, nie ma wiele wspólnego z jakąkolwiek monarchią, o monarchii prawowitej już nawet nie wspominając. Przy okazji ujawnienia afery, już zapewne na stałe związanej z nazwiskiem jego zięcia, nieudany następca generała Franco ujawnił wysokość swojej „królewskiej pensji” i dochody członków najbliższej rodziny.
Dziennik „Rzeczpospolita” poinformował: Afera z królewskim zięciem w roli głównej skłoniła dwór do podania pierwszy raz w historii, ile Juanowi Carlosowi I i jego bliskim płaci budżet państwa. Król otrzymuje rocznie niespełna 293 tys. euro brutto (płaci od tego 40 proc. podatku). Następca tronu – ponad 146 tys. Królowa, obie infantki i żona następcy tronu dostają w sumie 375 tys. euro na wydatki reprezentacyjne. Inaki Urdangarin nie otrzymywał od państwa ani centa.
Gdyby przez chwilę (na potrzeby tych rozważań) potraktować Jana Karola jak rzeczywistego monarchę, a nie demokratycznego figuranta, trzeba by zadać fundamentalne pytanie: komu ten Najjaśniejszy Pan, suweren Hiszpanii, płaci zabójczo wysoki podatek od dochodu brutto, kto jest prawdziwym władcą suwerena, któremu suweren musi składać tak wielką daninę?
Najprostsza, choć zapewne absurdalna odpowiedź powinna brzmieć: płaci sam sobie, przekłada tę kwotę z kieszeni do kieszeni. Niestety, ta danina składana jest czemuś znacznie potężniejszemu niż tzw. król – bezosobowej machinie partyjnej biurokracji. Tej samej biurokratycznej machinie, która najpierw w ogóle ustala, czy i jaką kwotę raczy przyznać na życie „Najjaśniejszemu Panu”. A jeżeli któregoś dnia zdecyduje, aby tę fikcyjną monarchię zamknąć w trumnie historii, od jej wyroku nie będzie odwołania. Doświadczenie podpowiada, że odpowiedni akt prawny Jan Karol I podpisałby bez wahania, jak czynił to do tej pory w znacznie poważniejszych sprawach życia i śmierci.
Sprawa ma jeszcze jeden aspekt. Czy w tradycyjnej monarchii można by wyobrazić sobie sytuację, w której prokuratura publicznie oskarża o nadużycia, oszustwa i fałszowanie rachunków królewskiego zięcia? Czy można sobie wyobrazić, że rodzina królewska pozostaje bez immunitetu sądowego? I czy można przede wszystkim wyobrazić sobie, że autentyczny władca, który jest również „ojcem i synem sprawiedliwości”, czyli najwyższym prawodawcą i najwyższym sędzią, czekałby na wnioski podległych mu urzędników wymiaru sprawiedliwości, czy raczej już dawno we własnym zakresie, acz możliwie dyskretnie, rozsądziłby o winie i karze dla występnego zięcia? A tak: ileż błota na berle!
Trudno sobie wyobrazić autentycznego suwerena, który rozlicza się przed poddanymi z listy cywilnej. Tym bardziej, gdyby miał to czynić pod publiczkę, aby ratować prestiż dynastii po wybuchu skandalu finansowego.
Pan profesor Jacek Bartyzel w nieco innym kontekście pisał o niebezpieczeństwach, jakie istnieją w przypadkach związków małżeńskich dynastów z gwiazdami mediów lub nawet „zwykłymi śmiertelnikami”. Jednym z nich jest „sprowadzenie Majestatu na ziemię”, kiedy po kolejnych mezaliansach i małżeństwach, które jeszcze niedawno uznane byłyby za morganatyczne (a czasami też po rozwodach i związkach cywilnych), okazuje się, że tytularnego monarchę nic już nie różni od równie tytularnych poddanych.
Problemem może być też sytuacja, w której dynasta zaczyna mieszać przyrodzone porządki stanowe i postanawia zajmować się biznesem. Nie dlatego, że musi, bo cierpi na wygnaniu, lecz dlatego, że arystokracja pieniądza jawi mu się jako bardziej atrakcyjna, bardziej wpływowa i znacząca niż arystokracja krwi. Drugą stroną tego samego problemu mogą stać się bezczelni arywiści, którym obcy jest etos poświęcenia i służby, natomiast rodzinne powiązania i arystokratyczny tytuł traktują jako przydatny dodatek w interesach.
Bez ryzyka popełnienia większego błędu można uznać, że zasygnalizowane wyżej problemy skumulowały się w aferze tzw. xięcia Palmy.