Jesteś tutaj: prof. Jacek Bartyzel » Miscellanea » Z mojego archiwum: list do „Polityki Polskiej”

Z mojego archiwum: list do „Polityki Polskiej” z 1991 roku

Jacek Bartyzel

Przeglądając swoje stare papiery znalazłem kopię listu wysłanego w maju 1991 roku do Redaktora Naczelnego „Polityki Polskiej” (w nowej, już „legalnej” edycji od 1989 roku), Marka Gadzały. List ów, w którym składałem rezygnację z uczestnictwa w Zespole pisma, nie został nigdy opublikowany z powodu tyleż zrozumiałego, co banalnego. Wówczas to bowiem, po wydaniu pięciu numerów (zresztą w wyjątkowo atrakcyjnej edytorsko, jak na tamte czasy, szacie), „Polityka Polska” upadła – jak dziesiątki innych pism, które nie przeżyły, bo przeżyć nie mogły, „terapii szokowej” Leszka Balcerowicza.

Jeżeli decyduję się opublikować ten list akurat teraz, to nie tylko dlatego, że czytając go po osiemnastu latach miałem wrażenie swoistego déjà vu po mojej niedawnej rezygnacji, z podobnych powodów, z uczestnictwa w Radzie Programowej „Pro Fide Rege et Lege”. Stanowi on bowiem zapis utrwalający zjawisko ogólniejszej – i powtarzalnej – natury, należące do zasługującej na wnikliwe badania, psychologii człowieka prawicy w czasie marnym, a mianowicie skłonności do schodzenia z wysokiego diapazonu ideowego i „otwierania” się na dotychczasowych wrogów akurat wtedy, kiedy można im zadać śmiertelny cios misericordii. Co wydaje się warte przypomnienia szczególnie dzisiaj, kiedy moi dawni kompatrioci z Ruchu Młodej Polski uważają za stosowne organizować obchody Trzydziestolecia jego powołania z udziałem, i to wybitnym, redaktorów „Gazety Wyborczej” oraz kombatantów „lewicy laickiej”. Dlatego podaję ów zakurzony tekst do wiadomości.

WP
Red. Marek Gadzała
„Polityka Polska”

Z prawdziwym żalem, niemniej z przekonaniem o słuszności takiego kroku, proszę Redaktora „Polityki Polskiej” o wykreślenie mego nazwiska z listy sygnatariuszy Zespołu pisma.

Nie jest to dla mnie łatwa decyzja. „Polityka Polska” z lat 1982-89 stanowi także i moją „legitymację” życia publicznego. To właśnie na jej łamach mogłem prezentować bez przeszkód swoje stanowisko ideowe, a co najważniejsze – miałem niewzruszone przekonanie, iż stanowisko to, przynajmniej w głównych rysach, współbrzmi z innymi głosami redakcyjnej „orkiestry”. Niestety ducha tamtej, twardo stojącej na gruncie prawicowych wartości, „Polityki Polskiej” nie odnajduję w tekstach nowej edycji pisma. Nie rozumiem na przykład powodów skłaniających Redakcję do tak szczodrego użyczania własnych łamów panom: Rakowskiemu, Fiszbachowi, Werblanowi, Lamentowiczowi albo do drukowania hołdowniczego wywiadu-rzeki z panem Michnikiem. Panowie ci nie mogą uskarżać się na brak trybuny, z której mogliby prezentować swoje racje – dysponują przecież niemal w 100% środkami przekazu o najszerszym obiegu (prasa codzienna, radio, TV).

Trudno ukryć mi także poczucie obcości wobec aktualnej linii programowej Redakcji. Jaskrawo mylne są, w moich oczach, dwie zasadnicze tezy publicystyki kol. Tomasza Wołka, a to: 1o o szczerym, jakoby, „odlewicowieniu” środowisk umownie niegdyś nazywanych „KOR-em” i 2o że stosunek do religii i Kościoła przestał być zasadniczym kryterium podziału w życiu publicznym.

Nie chcę zabierać zbyt wiele miejsca na polemikę, mimo to uważam za konieczne jasne wyrażenie swego poglądu w powyższych kwestiach. Jestem bowiem przekonany, że Polska stoi dziś właśnie u progu fundamentalnej batalii ideowej, od której rozstrzygnięcia zależy kształt nie tylko ustroju politycznego, ale i duchowych oraz etycznych podstaw życia zbiorowego. Idzie dziś o to czy naród polski będzie żył w państwie cywilizacji chrześcijańskiej, gdzie prawo Boże i naturalne znajdzie swój wyraz także w instytucjach publicznych, czy raczej w nieładzie permisywnej cywilizacji laicko-demokratycznej i kosmopolitycznej. Wrogowie ładu tradycyjnego robią wszystko, aby upokorzyć wartości wyznaczające naszą tożsamość. Udało im się narzucić ich własny język debaty publicznej, którego najczęściej eksploatowane pojęcia, takie jak „tolerancja”, „Europa”, „antysemityzm”, „ksenofobia” etc. są w najlepszym wypadku pustymi liczmanami, w najgorszym zaś – mackami ośmiornicy dławiącej aortę narodowego organizmu. Nie „dialogu” ludzi „rozsądnych i umiarkowanych” nam dziś trzeba, ale zdeterminowanej odwagi cywilnej „ludzi szalonych”, którzy gotowi będą podjąć wysiłek politycznej i kulturalnej REKONKWISTY, przywrócić panowanie Ładu.

Przez wiele lat sądziłem, że taki właśnie duch ożywia całe środowisko „młodopolskie”. Dziś dowiaduję się co i rusz, ż niektórzy z dawnych „młodopolaków” gotowi są godzić i łączyć – w jednej formacji politycznej – „wrażliwość liberalną” (nawiasem pytając: od kiedy to akurat liberalną?) z „wrażliwością – o horrendum! – socjaldemokratyczną”.

Powiem otwarcie: mierzi mnie ten język, to letnie dywagowanie o „wrażliwościach” – w ramach consensusu. Wolę inne sformułowania: jednoznaczne i męskie; ton, którym na przykład Hrabia Henryk przemawiał do Pankracego, albo też słowa Donoso Cortésa: „Kocham wolność, lecz kiedy muszę wybierać pomiędzy dyktaturą szabli a dyktaturą sztyletu, wybieram dyktaturę szabli”.

Kroplą goryczy, której przelanie przesądziło moją decyzję opuszczenia zespołu „Polityki Polskiej”, było powołanie przez Forum Prawicy Demokratycznej wspólnie z ROAD-em jednej partii politycznej – Unii Demokratycznej. I chociaż, jak dotąd, redakcja „Polityki Polskiej” nie zdeklarowała wprost swojej opcji partyjnej, to jednak unikaniem spojrzenia prawdzie w oczy byłoby twierdzenie, że wiatr, który zasiał ową zadziwiającą, lewicowo-centrowo-prawicową hybrydę „udecji”, nie wieje również z kart nowej „Polityki Polskiej”. Zwłaszcza, że i personalnie skład Redakcji odpowiada dość dokładnie kierownictwu Frakcji Prawicy Demokratycznej w UD.

Nie mogę godzić się na taką dwuznaczność mojej własnej pozycji. Co innego nawet gościć w jakimś piśmie jako autor, co innego zaś być członkiem Zespołu, a więc brać odpowiedzialność za ogólny kierunek pisma.

Swoją drogą, nigdy nie przypuszczałem, że tylu moich Przyjaciół ulegnie wątpliwemu powabowi i mniemanej głębi myślowej „intelektualistów i metafizyków warszawskich”. Wydawało mi się, że – jak mało kto – na ten „dyskretny urok” są impregnowani. Niestety nie. Szkoda.

Mam nadzieję, że Redakcja rozumie moją wolę przedstawienia tego listu publiczności „Polityki Polskiej”.

Jacek Bartyzel
Łódź, 31 V 1991

PMK Design
© Organizacja Monarchistów Polskich 1989–2024 · Zdjęcie polskich insygniów koronacyjnych pochodzi z serwisu replikiregaliowpl.com.