Jesteś tutaj: Publicystyka » Adrian Nikiel » Maszynki do mielenia mięsa — czyli gdzie kończy się dyplomacja
Kariera Napoleona była taką samą drwiną z monarchii jaką dziś urządza Idi Amin. Ale był silniejszy. Koronacja Napoleona na cesarza była taką samą operetką jak koronacja Bokassy; a jednak dokonał jej porwany siłą papież. Cała historia polityczna jest szyderstwem z prawa.
Andrzej Kijowski1
Pan Tomasz Orłowski, były ambasador i wiceminister spraw zagranicznych, archeolog, mediewista, przyjaciel Burbonów orleańskich i innych xiążąt, przyjaciel lub przynajmniej bliski znajomy prezydentów, premierów, ministrów i merów, rozmówca królowej Danii Małgorzaty II, członek elitarnych gremiów. Autor tomu Nasz zakochany przewodnik po Francji czyli dyplomatyczna ratatouille2 – publikacji niewątpliwie interesującej, która o swoim twórcy mówi równie wiele, co o opisywanych wydarzeniach, krajobrazach, zabytkach czy smakach.
We wspomnieniach z dekad spędzonych we Francji łatwo odnajdziemy autoportret człowieka, który gładko akceptuje zastany stan spraw, więc równie chętnie kontempluje średniowieczne wizerunki naszego Pana Jezusa Chrystusa, uczestniczy w „święcie narodowym” 14 lipca i obcuje z potomkami króla Ludwika Świętego. Można zaryzykować twierdzenie, że pan Orłowski nie jest entuzjastą konsekwencyj rewolucji 1789 r., tj. terroru, lecz z pewnością nie nazwałby jej antyfrancuską. Francja i Antyfrancja w tej xiążce tworzą całość, a podział na pays réel i pays légal ulega dyskretnemu zatarciu. Xięstwa i departamenty są częścią tej samej mapy. Trudno dostrzec coś, co mogłoby zakłócić dobre samopoczucie dawnych i nowych elit3.
A jednak na str. 151 jest ślad niepokoju, który trzeba było szybko stłumić szyderstwem. Zza starannie do tej pory ważonych słów wyłania się modernista4 i demoliberał (czyżby jako personifikacja stwierdzenia, że orleanizm jest rewolucją?5), mający dla króla Francji i Nawarry Henryka V jedynie drwinę:
Ostatnim dziedzicem włości był za to noszący tytuł hrabiego Chambord wnuk ostatniego Burbona na tronie Francji, Karola X, a przy tym jedna z najbardziej groteskowych postaci w jej historii. Mimo proklamowania Republiki po klęsce w wojnie z Prusami nastroje rojalistyczne były tak silne, że nawet prezydent Mac Mahon dążył do przywrócenia monarchii. Wszystko już było gotowe do ogłoszenia hrabiego Chambord królem jako Henryka V, gdyby nie jego dziecinny opór w odmowie uznania trójkolorowej flagi Francji, który pogrzebał plany restauracji. Ten brak zmysłu politycznego – największe zwycięstwa wojskowe Francja odnosiła pod trójkolorową flagą – stanowił pełne przeciwieństwo jego wielkiego przodka Henryka IV, który wiedział, że „Paryż wart jest mszy”, co znaczy, że tron Francji wart jest kompromisów. Odwrotnie niż Henryk duński, który chciał być królem choć na chwilę6, Henryk z Chambord nie został nim nawet na chwilę.
Jak widać, nie zabrakło dość zgrabnego bon motu, lecz w tym przypadku znajomość historii i praw fundamentalnych Królestwa Francji okazała się zdumiewająco nikła – jak na autora, który w tym kraju (acz oczywiście pod republikańską okupacją) zdobywał wykształcenie i związał z nim kilka dekad życia zawodowego i który powinien pamiętać, że uległość Ludwika XVI – przyjęcie przez niego rewolucyjnej kokardy i spełnianie kolejnych życzeń „ludu” – nie ocaliła mu życia.
Antyfrancja pod trójkolorową flagą odnosiła nie tylko największe zwycięstwa, lecz także ponosiła największe klęski – przede wszystkim zaś dokonywała aktów ludobójstwa, profanacji kościołów, niszczenia zabytków oraz masowych grabieży. Pod trójkolorową flagą masakrowano wiernych królowi w Tulonie i na schodach kościoła pw. św. Rocha, pod nią zamordowano xięcia d’Enghien i setki duchownych. W ostatecznym rachunku jedynie to się liczy.
Z równym sensem ludzie stawiający warunki swojemu panu przyrodzonemu mogliby oczekiwać, że król arcychrześcijański osobiście zamontuje odwrócony krzyż na katedrze pw. Najświętszej Maryi Panny w Paryżu. I w tym właśnie kontekście należy również rozpatrywać niewątpliwe nadużycie, jakie wiąże się z przywołaniem postaci Henryka IV. Pierwszy z Burbonów na tronie Francji wiedział, że królem może być tylko katolik. Bóg pokierował jego losami, zsyłając mu łaskę nawrócenia. Z kim zatem Henryk IV zawarł kompromis – z naszym Stwórcą, jedynym dysponentem koron? Do tej pory nawrócenie kojarzone było z radykalnym wyborem, porzuceniem herezji i innych błędów, przylgnięciem do Kościoła Chrystusowego – dzięki panu Orłowskiemu zyskuje osobliwą i trudną do logicznego uzasadnienia kategorię kompromisu7.
Gdyby Henryk V wyrzekł się bieli burbońskiego sztandaru i przyjął za swoje barwy rewolucji, gdyby uznał, że poddani mogą mu narzucić choćby symboliczną aprobatę dla wszystkiego, co sprzeczne ze Świętą Wiarą Katolicką, musiałby przyjąć, że jego władza pochodzi właśnie od poddanych, a łaska Boża jest co najwyżej użyteczną fikcją. Kto mianuje, może też udzielić dymisji. Czy powinien wziąć przykład z Napoleona Bonapartego, który w Egipcie deklarował, że chętnie przyjąłby wiarę Mahometa, gdyby nadal mógł pić wino, a w innych okolicznościach nie krył, że trzeba po prostu dostosowywać się do wierzeń większości?
Henryk V dokonał wyboru z tych samych powodów, dla których Ludwik XVIII był następcą Ludwika XVII, a nie „Napoleona I”. W przeciwnym wypadku musiałby uznać, że Bonaparte był kimś więcej niż bożkiem wojny, zwiastunem wojen totalnych, który w imię urojeń o geniuszu i wielkości kolejne roczniki młodych Francuzów, liczne w setkach tysięcy, mielił w maszynkach do ludzkiego mięsa. Dla życia, zdrowia i własności poddanych (oraz zniewolonych przez uzurpatorów) geniusze są groźniejsi od przeciętniaków – dodajmy na marginesie.
Przybycie Henryka V do Paryża po oczekiwanej akceptacji rewolucji nie byłoby przecież końcem historii. Już widzę, pozwolę sobie na ironię, jak cztery skonfederowane stany w spokoju i bez szemrania przyjmują powrót monarchii tradycyjnej z wygnania. Co wydarzyłoby się po śmierci monarchy? Oczywiście to tylko przypuszczenia, ale biorąc pod uwagę niewygasłe do dziś pragnienia tzw. hrabiów Paryża (z własnego nadania), należałoby liczyć się z tym, że xiążęta orleańscy chętnie wtryniliby się na tron, opinii publicznej przedstawiając prawowitego następcę Henryka V – czyli króla Jana III – jako „cudzoziemca”. A współcześnie? Zapewne czytalibyśmy, że we Francji król panuje, ale nie rządzi, jest apolitycznym symbolem i musi aprobować programy zmieniających się partyj, cała zaś władza należy do premiera. Może nawet widzielibyśmy kolejnego z potomków Ludwika Świętego, jak podpisuje ustawy o rozwodach, przywilejach dla dewiantów, zabijaniu dzieci i starców. Albo prosi, żeby go „zawiesić” w obowiązkach na czas przyjmowania takich ustaw. To jedynie domniemania, ale przecież nieodległe od realiów „monarchij zachodnioeuropejskich”. Myślę, że pan Tomasz Orłowski, autor mający ciepłe uczucia i serdeczne słowa dla wszystkich prócz obrońców Tradycji katolickiej, a równocześnie przepełniony wzruszeniem na myśl o białym pióropuszu, te realia zna doskonale.
Pozwólmy sobie na spekulacje z zakresu historii alternatywnej. Wyobraźmy sobie lata czterdzieste XX wieku inaczej, niż w rzeczywistości przebiegały.
Zobaczmy zatem Adolfa Hitlera – w 1941 r. wzywającego króla Prus Wilhelma III, aby opuścił zamek w Oleśnicy i zasiadł na przyozdobionym swastykami tronie w Berlinie. Czy monarcha – zapytajmy pana Tomasza Orłowskiego – powinien przyjąć za swój czerwony sztandar rewolucji narodowosocjalistycznej?
Przenieśmy wzrok do Moskwy – w której Józef Stalin oprócz „pojednania z Cerkwią” wciela w życie myśl car i sowiety, przyozdabiając głowę wybranego przez siebie przedstawiciela Domu Romanowów koroną Katarzyny II wzbogaconą sierpem i młotem. Czy taki wariant dziejów dla pana Tomasza Orłowskiego byłby dopuszczalny?
Dla pełnego obrazu, i tu już odchodzimy od historii alternatywnej, przypomnijmy dokonania „króla konstytucyjnego” Jana Karola, który składał hołd Brygadom Międzynarodowym, jakby niepomny, jaki byłby los jego rodziny, gdyby w latach 1936–1939 wpadła w ręce żołnierzy którejś z brygad. „Król konstytucyjny”8 de facto stał się jednym z głównych budowniczych Antyhiszpanii i sprawił, że rewolucja jest już niepotrzebna. Efekty „białej rewolucji” przerosły najśmielsze marzenia dwudziestowiecznych rebeliantów. Wyczyny tego obrońcy demokracji są przestrogą – przywołajmy zapis Ewangelii – by bać się przede wszystkim tych, którzy nie tylko ciało, lecz także duszę zatracić mogą.
1 Cyt. za: Andrzej Kijowski — fragm. 'Dziennika' [ ‘77 ].
2 Tomasz Orłowski, Nasz zakochany przewodnik po Francji czyli dyplomatyczna ratatouille, Dom Wydawniczy REBIS, wydanie II, Poznań 2024.
3 Autor tuż obok rozważań o katedrze w Reims wspomina ciepło Szymonę Veil – jedynie jako więźniarkę KL Auschwitz i przewodniczącą Parlamentu Europejskiego – przemilczając, że jako minister zdrowia była autorką ludobójczej ustawy, na mocy której miliony dzieci zostały zabite na żądanie ich matek. Być może panu Tomaszowi Orłowskiemu należy przypomnieć, że bycie ofiarą nie gwarantuje generalnego rozgrzeszenia i nie usprawiedliwia zbrodni.
4 Por. np. str. 198, 313–314, 388.
5 Należy też uwzględnić deklarację, że autor w głębi duszy jest domorosłym bonapartystą (str. 186, por. także str. 245, 261 i nast., 328), oraz jego zadziwiającą umiejętność opisywania ceremonii sakry w Reims i autokreacji Bonapartego na tym samym diapazonie. No, prawie na tym samym, bo ostatecznie okazuje się, że panowanie Karola X było „ultrakonserwatywnym” kuriozum, jakby wszystkie opisane wcześniej aspekty prawowitości, łącznie z łaską Bożą, w XIX stuleciu przestały mieć znaczenie (str. 218–221).
6 Nawiązanie do aspiracyj xięcia Henryka, małżonka królowej Danii Małgorzaty II.
7 Innym wyrazem szczególnej logiki autora jest sugestia, że wierność należy się kochankowi, a nie mężowi (por. wzmiankę o wiernej Marii Walewskiej na str. 264). Podobny ton znajdziemy zresztą w przywołanym na str. 246 popularnym, lecz absurdalnym sloganie o Karolu Maurycym de Talleyrand-Périgord, wyklętym biskupie Autun, który zdradził wszystkich z wyjątkiem Francji. Tłumacząc z polskiego na polski: zdrada naszego Pana Jezusa Chrystusa i Kościoła Świętego jest dopuszczalna.
8 Warto wspomnieć, że Jan Karol jest wnukiem króla Francji i Nawarry Alfonsa I.