Jesteś tutaj: Publicystyka » Adrian Nikiel » Między Pierwszym a Szóstym Przykazaniem
Kapłany gruzów! twarde krzyża sługi!
Adam Asnyk
W latach poprzedzających wybuch rewolucji antyfrancuskiej król Francji i Nawarry Ludwik XVI stwierdził, że chciałby przynajmniej w Paryżu mieć biskupa, który wierzy w Boga. Dziś, kilkadziesiąt lat od wybuchu rewolucji w Kościele i stworzenia parodii Kościoła – wspólnoty religijnej często zwanej Nowym Kościołem montiniańskim – w epoce tryumfującej Ciemności, to pragnienie wydaje się jeszcze trudniejsze do spełnienia, niż było u progu Nowego Barbarzyństwa. Znajdujemy się w sytuacji szczególnej, gdyż Mistyczne Ciało Chrystusa jest atakowane i poniżane, a Jego świętość negowana, w związku z potwornymi czynami Jego najzacieklejszych wrogów: modernistów.
Jesteśmy świadkami, jak zbrodnie niektórych modernistów, kapłanów Nowego Kościoła montiniańskiego, przeciwko dzieciom powszechnie wywołują zrozumiałe oburzenie. Niestety, często jest to oburzenie przepełnione emocjami, wynikające ze złych namiętności, dalekie od racjonalnego namysłu i dojrzałego osądu, sięgające po łatwe uogólnienia – kierujące się nie przeciwko libertynom, zdeprawowanym sługom Antykościoła, lecz będące zarzewiem wojny przeciwko Bogu i Jego Prawom. Głos zabierają ignoranci niemający choćby podstawowej wiedzy o historii, nauczaniu i dyscyplinie Kościoła katolickiego1. Ostatecznie więc obserwujemy osobliwy spektakl, gdzie moderniści walczą z modernistami, demokraci walczą z demokratami (modernizm jest bowiem kultem sprzeczności). Wśród kolejnych doniesień obnażających grzechy wołające o pomstę do Nieba – o zgwałconych dzieciach, zgwałconych ministrantach i seminarzystach, zgwałconych i zmuszanych do aborcji zakonnicach – ścierające się z sobą frakcje staranie pomijają fakt, że dewianci i inni cudzołożnicy podający się za duchownych nie mają nic wspólnego z Kościołem katolickim. Pomimo zewnętrznego sztafażu nie są prawdziwymi duchownymi, gdyż nie zostali ważnie wyświęceni w Kościele katolickim i nie wyznają Wiary katolickiej. Z katolickiego punktu widzenia nie różnią się zatem od pastorów i rabinów.
Któż bowiem jest katolikiem: czy ten, kto zostanie określony mianem „katolika” lub subiektywnie przyjmie takie określenie z powodów rodzinnych, kulturowych albo politycznych, bez względu na to, jaki jest jego stosunek do Boga, czy też ten, kto przyjął katolickie sakramenty od ważnie wyświęconych kapłanów i wyznaje Wiarę katolicką, tę samą od pontyfikatu świętego Piotra do pontyfikatu Piusa XII? Po raz kolejny trzeba więc przypomnieć – posłużę się w tym miejscu autocytatem z opublikowanego przed kilkoma miesiącami artykułu – że od roku 1958 pod szyldem katolicyzmu prezentowane są poglądy wielokrotnie potępione przez papieży: przekonanie o powszechności zbawienia, ekumenizm, aprobata dla wolności religijnej, antropocentryzm i uznanie dla tzw. praw człowieka, konieczność dostosowania moralności i praktyk religijnych do aktualnego stanu nauki, wiara w nieprzerwany postęp, uznanie, że wyznawcy judaizmu podążają odrębną drogą zbawienia. Zniesiona została Przysięga Antymodernistyczna, a w związku z przyjęciem nowej koncepcji Kościoła zakwestionowano Jego nieomylność. Wyrazem radykalnego zerwania są m.in.: nowy (protestancki) porządek mszy, zmienione ryty sakramentów, nowe prawo kanoniczne, nowy katechizm (podlegający wkrótce po publikacji kolejnym „aktualizacjom”), rozluźniona dyscyplina w sprawach moralności (prowadząca do akceptacji zboczeń i niewierności małżeńskiej), kolegialność władzy biskupów, a nawet nowy różaniec i nowe tłumaczenie modlitwy Ojcze nasz. Nowy jest także kształt świątyń, często projektowanych, budowanych i wyposażanych tak, jakby za wszelką cenę – nawet karykaturalnej brzydoty – miały być świadectwem, że mamy do czynienia z odmienną od katolicyzmu religią. Zamierające życie zakonne zmieniło się w swoją parodię. Niewątpliwą nowością jest również wynikający z antropocentryzmu sprzeciw wobec kary śmierci. Magisterium i praktykę kościelną podważono właściwie w każdym aspekcie. Najwyższym wyrazem uznania, który może usłyszeć modernistyczny duchowny, są słowa: nikogo nie nawracał2.
W paradygmacie postoświeceniowym istnieje zatem konsensus, że ciężkie grzechy będące bezpośrednią i najpoważniejszą obrazą Boga – związane z systemowym, nakazanym przez fałszywą hierarchię „kościelną” łamaniem I Przykazania – nie wywołują sprzeciwu i masowych działań protestacyjnych. Opór stawiają nieliczni. Istnienie Boga i wszystkie wynikające z tego faktu konsekwencje zostały przesunięte w sferę subiektywnych mniemań. Dekalog, zredukowany do specyficznej interpretacji VI Przykazania, jest tylko poręcznym narzędziem używanym w zmaganiach o rząd dusz. Jeżeli zaś łamanie I Przykazania nie jest już grzechem wywołującym skutki w sferze publicznej, pojawia się pytanie: dlaczego jakikolwiek inny grzech, w tym również związany z gwałceniem dzieci i innych osób zależnych od wilków w owczych skórach, powinien być zwalczany? Jeżeli mamy żyć tak, jakby Boga nie było lub jakby zbawienie było zagwarantowane każdemu człowiekowi, pojęcia grzechu i zła tracą jakikolwiek sens. Jeżeli – jak chcą moderniści – Bóg może zmieniać zdanie odnośnie do wymagań stawianych wiernym, nie można spójnie uzasadnić sprzeciwu wobec grzechów wołających o pomstę do Nieba3. Cóż zatem pozostaje? – przepełnione hipokryzją moralizatorstwo, które przyzwala na wszystkie inne grzechy ciała, a jedynie pedofilom błędnie uznawanym za katolickich duchownych zabrania „samorealizacji”. Można zresztą sądzić, że dla wielu dewianci w koloratkach są tylko wygodnym kozłem ofiarnym, próbą oszukania sumienia samousprawiedliwieniem, że „są gorsi ode mnie”4. Godnym zauważenia jest przy tym fakt, że Kościół jest potępiany, odrzucany i znieważany z powodu zbrodni swoich najzacieklejszych wrogów, którzy stworzyli Jego bluźnierczą podróbkę, z użyciem środków propagandy wykorzystywanych już przez niemieckich narodowych socjalistów, a solidnie osadzonych w hitlerowskim multikulturalizmie, swobodzie obyczajowej i nienawiści do katolicyzmu. Trudno uznać to za przypadek – postoświeceniowe i antyteistyczne imaginarium wydaje się zdumiewająco ubogie5. Lewica może być wewnętrznie zróżnicowana, lecz w swoich majaczeniach dąży do tych samych celów: zagłady ludzkości i unicestwienia Boga.
Jest więc zbrodnia, powtórzę raz jeszcze, na którą „świat” pozostaje obojętny: odrzucanie naszego Stwórcy lub zafałszowywanie Jego obrazu. Wrogowie Chrystusa atakują na wielu frontach, również wtedy, gdy sprawiają wrażenie, jakby ścierali się między sobą. Bez względu jednak na to, jak będziemy niuansować odcienie szarości: ktokolwiek prześladuje i oskarża Kościół za winy Antykościoła, jest oszczercą i bluźniercą.
1 Jeżeli sine ira et studio przeczytamy słynny cytat z przemówienia pana Leszka Jażdżewskiego, Polski Kościół wyparł się Chrystusa, wyparł się Ewangelii, dostrzeżemy, że afektacja pokrywa brak sensu. Ktokolwiek wypiera się Chrystusa, w tej samej chwili przestaje być częścią Jego Mistycznego Ciała i znajduje się poza Kościołem. Gdyby było inaczej, musielibyśmy uznać, że nasz Pan może wyprzeć się samego siebie. Pan Jażdżewski – zapewne całkowicie nieświadomie – potwierdził zaś, iż moderniści są wrogami Boga. Zebrani 3 maja na Uniwersytecie Warszawskim są już tak znieczuleni na kwestię integralności Wiary, że nawet tego nie dostrzegli. Rozgrzani komentatorzy – też nie.
2 Por. „Traditio”, Czytelnik pyta: „Wychowałem się w Novus Ordo. Czy jestem prawdziwym katolikiem?”.
3 Nauczanie Nowego Kościoła montiniańskiego przyjmuje, że wierni mogą być rozproszeni w różnych wspólnotach wyznaniowych, których doktryny pozostają wzajemnie sprzeczne.
4 Jak długo jeszcze w dyskursie publicznym będzie poważnie traktowany pogląd demoliberałów, że kapłani Nowego Kościoła montiniańskiego mają prawo folgować wszystkim innym namiętnościom z wyjątkiem tej jednej, ukierunkowanej na nieletnich? To tabu też w końcu upadnie, gdyż celem demoliberałów nie jest podniesienie poziomu moralnego jakkolwiek pojętego duchowieństwa, ostatecznie zaś o kryteriach tego, co akceptowalne, ma rozstrzygać głosowanie lub nawet sondaż opinii publicznej.
5 Jak dowodzi przykład pana prof. Pawła Śpiewaka, rozpowszechniającego rzekomy cytat Leona Messiego na temat „faszystowskiej Polski”, wiarygodność w walce o rząd dusz nie ma żadnego znaczenia.