RECENZJE MUZYCZNE
ATW & Przemo

AUBE - "November"
"November" to płyta ze specjalnej serii albumów Aube, wydanych przez wytwórnię Armonika, a poświęconych kolejnym miesiącom roku - inne pozycje z tego zestawu to np. "Iulius" czy "Augustus".
Na "Listopadzie" źródłem dźwięku jest dla Akifumi Nakajimy powietrze. Materiał podzielony jest na 30 ścieżek, w większości bardzo krótkich (poza numerem 28, trwającym ponad 6 minut) - tak naprawdę jednak zlewają się one w jedną, długą kompozycję. Wynika ona z nieomal zupełnej ciszy, w której dopiero po kilkunastu sekundach da się wychwycić niski, zapętlony dźwięk, przypominający krótki, stłumiony odgłos gromu rozbrzmiewającego gdzieś daleko. Dźwięk ten narasta przez dwa pierwsze "utwory" by potem zamilknąć i ustąpić pola swoistemu terkotaniu czy też drapaniu, które tworzy swoisty rytm, towarzyszący dużej części płyty. Ten "rytm" zostaje z czasem obudowany przeciągłymi ćwierkaniami i brzęczeniami ciągnącymi się w tle. W miarę upływu czasu atmosfera płyty - choć zasadniczo ascetyczna, surowa i sterylna - staje się nieco bardziej żywa, aby w okolicach ścieżki 22 znów przejść w ciszę, wypełnioną głuchymi dudnieniami w tle... z których wkrótce wyrasta kolejny "niby-rytm", tym razem bogatszy, stukocząco-pukający, do tego obrastający rozmaitymi szumiącymi brzmieniami, co w efekcie daje swego rodzaju "delikatny noise" we wspomnianym kawałku 28. Później znów następuje wyciszenie, a po nim krótki wzrost głośności, sugerujący "coś" - ale to coś to jedynie finał albumu.
To dość "trudna" muzyka - wymaga wyciszonego pomieszczenia, odsłuchu najlepiej na słuchawkach, a nawet pewnej kontemplacji. Nie jest to co prawda rewelacja w tym gatunku, ale miłośnicy experymentu powinni spróbować zasłuchania w "November".

REZ EPO - "Xazau"
Kielecki projekt industrialno-noise’owy w swojej drugiej odsłonie serwuje cztery utwory i blisko czterdzieści minut specyficznej mieszanki dźwiękowej. „Xazau” stanowi kontynuację drogi obranej na wydanym niecały rok temu, krótkim i klimatycznym materiale „Phenomena”. Podstawę generowanego przez Rez Epo stylu stanową rozmazane, przestrzenne tła dosyć gęsto przykryte pulsującą warstwą metalicznego noise’u. Znana z poprzedniej płytki wyraźna, wysunięta do przodu rytmika (nie w sensie bitu) utworów zeszła na dalszy plan częściowo ustępując miejsca pozornie chaotycznym przeobrażeniom. Brzmienie jest mocno nieorganiczne, szorstkie i chłodne, pełne drażniących (dla nie wprawionych w noise’owych walkach uszu) skrzypliwych sprzęgów. Trochę więcej powtarzalności charakterystycznej dla power electronics można wychwycić w utworze drugim, natomiast przedostatnia kompozycja daje moment wytchnienia od ostrych sonicznych emanacji stanowiąc coś w rodzaju niepokojącego, ambientowego przerywnika. Podobnie utwór ostatni jest również raczej stonowany względem dwóch pierwszych, metaliczne smugi spotykają delay’owane, charakterystyczne hałasy – bije od tego odległym, przestrzennym chłodem.
Materiał wydano prosto ale przyjemnie, w pierwotnym duchu noise’owego DIY – Chaosynod to wytwórnia autora – lubię takie undergroundowe podejście.
Płytkę można śmiało polecić każdemu kto lubi sprawdzać tego rodzaju „wynalazki” – Rez Epo ma do zaprezentowania specyficzny styl generowania muzyki i raczej trudno wskazać na polskiej scenie noise kogoś kto rzeźbi w dźwiękach w podobny sposób. Czy się spodoba? To już kwestia gustu – fanatycy analogowego brzmienia i typowego, skomasowanego harsh noise niekoniecznie będą usatysfakcjonowani „Xazau”; pozostałym miłośnikom hałasu i industrii w muzyce pozostaje sprawdzić te cztery kompozycje i przekonać się samemu. Dobry, interesujący materiał na rozpoczęcie nowego roku.

(Przemo)

MONK JOHN - "Lamentation"
"Lamentation" to akustyczny album Justina Marlera - amerykańskiego muzyka rockowego, grającego na początku lat 90tych w grupie Sleep. Marler w roku 1992 został prawosławnym zakonnikiem i przez siedem lat żył w ascezie na pustkowiach Alaski jako mnich John. Mnich John był współzałożycielem zina "Death To The World", obecnie żyje w Teksasie, udzielając się m.in. w grupach The Sabians i Black Veil Choir, oraz pisząc książki i artykuły.
"Lamentation", wydany w roku 1997, jest płytą równie ascetyczną, jak ówczesne życie Marlera. Gitara akustyczna i głos - to całe instrumentarium. Na album składa się 10 piosenek z tekstami przenikniętymi duchem chrześcijaństwa, poruszającymi m.in. tematy wiary, zwątpienia, wojny i cierpienia. Słychać w tym zapewne wpływy country, folku czy może nawet ballady rockowej. To muzyka nostalgiczna, ale chyba nie bardzo smutna - jest w niej przecież nadzieja... tak sądzę. Utwór 11, niejako dodatkowy, to prawosławny hymn Zmartwychwstania.


RECENZJE...
Ciąg dalszy...

NOJSENS - "Transmisja"
Pierwszy pełny materiał tego projektu stanowi mieszankę dynamicznego, skomasowanego noise z silnymi wpływami tego co zwykle określa się mianem eksperymentu. Większość utworów charakteryzuje się dużym stopniem dynamiki, szerokim wachlarzem użytych brzmień, źródeł dźwięku i kombinacji efektów na pełnym spektrum częstotliwości (jednakże bez zbędnego przesadyzmu na tych najwyższych).
Szybkie, wytryskowe fragmenty zapełnione poszarpanymi strumieniami dźwięków przeplatają się z bardziej statycznymi motywami, okazjonalnie przerywanymi hałaśliwszymi fragmentami i zapętleniami. Równocześnie brzmienie jest bardzo klarowne w odniesieniu do typowego noise’u budowanego na bazie czystego sprzęgu lub statycznych źródeł dźwięku. Sample i szumy łączą się z wyraźnie syntezatorowymi wstawkami, nie brakuje też metalicznych, przestrzennych fragmentów czy nawet bitów – dynamicznych i mocno przetworzonych, dalekich od bardziej transowego podejścia do rytmiki. Pomimo, że dzieje się tu dużo, to odsłuch nie powoduje wrażenia nadmiernego rozproszenia i płyta wydaje się być bardzo spójna pod względem kompozycyjnym.
Głównym mankamentem jaki napotkałem jest duże zróżnicowanie głośności poszczególnych utworów - oczywiście nie dla każdego musi być to wada. Dla mnie jest. Wydawnictwo ozdobiono niezbyt różnorodną graficznie okładką, na moje oko słabo korespondującą z właściwą zawartością płyty.
Uogólniając powyższe, „Transmisję” można śmiało polecić zwolennikom ostrzejszej (acz nie ekstremalnej), dynamicznej i przybrudzonej elektroniki. Bardzo przyjemna płyta.

(Przemo)

KAYNO YESNO SLONCE - "Chakryk"
Kayno Yesno Slonce (Jasno Świecące Słońce) to projekt z Bułgarii, za którym stoi Veselin Mitow, wspomagany także przez innych muzyków. Zespół ma na swoim koncie dwa albumy, wydane dla wytwórni Corvus Records, a także udział w składankach "Credo in unum Deum" i "Koyaanisqatsi Ambient Party Mix".
"Чакрък" (Chakryk) jest debiutem Veselina Mitova, nagranym na przełomie lat 2001/2002, a wydany w roku 2004. To bardzo szczególna muzyka, można rzec: sakralny ambient ze szczyptą bułgarskiej muzyki ludowej. Album dzieli się na 5 utworów, które różnią się od siebie, nie na tyle jednak by mącić wrażenie dobrego wzajemnego dopasowania. Razem składa się to na swoistą podróż - w czasie, w przestrzeni... w duchu? To muzyka spełniająca warunki dobrego ambientu, warunki paradoksalne - z jednej strony może być jedynie wypełnieniem tła, z drugiej zaś - w każdej chwili można się w nią zasłuchać. W oddali rozmywają się dźwięki tajemnicze i bliżej nieokreślone - odgłosy przyrody, urokliwe tony dzwonków, gęste plamy i echa rytmów wystukiwanych na bębnach. Temu wszystkiemu towarzyszą od czasu do czasu wzniosłe, niskie zaśpiewy chórów prawosławnych, co podkreśla ów aspekt sakralny; z kolei brzmienia tradycyjnych instrumentów dętych - gaidy i kavalu - stanowią łącznik z folklorem. To bardzo piękna muzyka, pewnym mankamentem jest jedynie wydanie - oczekiwałoby się czegoś więcej niż standardowego plastikowego pudełka z ubogą wkładką. Ale cóż, może to przejaw swoistej ascezy?

PERISKOP - "Periscopes"
Periskop to projekt z Wrocławia, zaś materiał "Periscopes", wydany przez Beast Of Prey, jest jego płytowym debiutem. Album jest wydany bardzo elegancko i już sama okładka wprowadza nas w klimat tej szczególnej muzyki. Ilustracje we wkładce oraz na dołączonych karteczkach sugerują oniryczny nastrój, w którym koszmar przeplata się z sielanką gdzieś na pograniczu dnia i nocy, jawy i snu - co razem daje efekt groteski rodem z "Alicji w Krainie Czarów" czy opowiadań Bruno Schulza. Ten ostatni trop jest o tyle prawidłowy, że właśnie cytaty z Schulza zdobią opakowanie płyty.
Przejdźmy jednak do samej muzyki... ano właśnie - cóż to właściwie jest? Periskop gra muzykę, która kojarzyć się może z krętymi uliczkami małego miasteczka, warsztatem starego zegarmistrza, pocztówkami sprzed wieku, opuszczoną kamienicą, bożonarodzeniowymi szopkami, brzęczeniem katarynki, martwymi naturami... i czymkolwiek pokrewnym w nastroju. Trudno to opisać: jest to swoisty mariaż ambientu, połamanych beatów, melodyjek rodem z pozytywki, luźnego brzdąkania na gitarze, wolnej improwizacji i samplowego kolażu bliskiego plunderphonics... To mieszanka: dźwięki ze strychu, z lamusa, zza pieca, dźwięki stare i nowe, niby urokliwe i miłe, a jednocześnie podszyte pewnym szczególnym napięciem. Brzmi to trochę jak dwie pierwsze płyty Ait!... Nutka dekadencji, infantylność, surrealizm i być może mistycyzm - wszystko w jednym. Rzecz dziwna, ale bardzo intrygująca!


34