O muzyce industrialnej w pewnym ujęciu
ATW

Muzyka industrialna zrodziła się w połowie lat 70-tych jako kolejny etap buntu artystycznej awangardy i „młodzieży” przeciwko „opresyjnej kulturze Zachodu” czy też kanonom obowiązującym w społeczeństwie mieszczańskim. Pomysł „przemysłowej muzyki dla przemysłowych ludzi”, opartej o poszarzałe rytmy maszyn i fabryczne dudnienia, jest tworem grupki artystów skupionych najpierw w inicjatywie „COUM Transmissions”, a później – w zespole Throbbing Gristle. Wczesne experymenty muzyków industrialnych łączyły w sobie dwa podejścia do tematu muzyki: z jednej strony opracowaną przez włoskiego futurystę, Luigiego Russolo, koncepcję „sztuki hałasu” (a także całokształt hałaśliwych dokonań kompozytorów XX wieku), z drugiej zaś – nowe wówczas zjawisko młodzieżowej subkultury i muzyki rockowej.
Industrial miał wykorzystywać techniki hałasu do szokowania słuchacza i wyzwalania go z przyjętych konwencji społecznych, charakterystycznych (naprawdę lub rzekomo) dla „kultury judeochrześcijańskiej” i tradycji Zachodu. Z tego też powodu industrial z upodobaniem zwracał się w stronę nauk ezoterycznych i heretyckich, jednocześnie penetrując także marginalne obszary patologii społecznych i chorób psychicznych. W świetle tego wszystkiego mogłoby się zdawać, że industrial jest bronią szeroko pojętej „lewicy” i tak już pozostanie.

Sprawa nie jest jednak taka prosta. Na podobnej zasadzie funkcjonowała przecież także muzyka rockowa, przynajmniej od lat 60-tych, kiedy to stała się orężem obyczajowej i politycznej rewolucji. A jednak istnieją pozytywne przykłady wykorzystania rockowego schematu muzycznego, jak choćby w przypadku wrocławskiego zespoł Legion, który w latach 90-tych nagrywał piosenki z jednoznacznym przesłaniem tradycjonalistycznym. Rock stał się w tym wypadku środkiem, za pomocą którego przekazywano treści sławiące powstanie w Wandei czy wyprawy krzyżowe. Ktoś może jednak zastanowić się, czy nie jest to przypadkowe i nieuzasadnione łącznie treści z niedopasowaną doń formą. Niekoniecznie: cała sztuka polega na tym, by wykorzystać broń w odpowiedni sposób, by określonym cechom nadać pożądaną przez siebię wymowę. Taki rock dalej jest ostry – ale tym razem chodzi o bitewny zapał „Krzyżowców XX wieku”, a nie o jałową wściekłość zblazowanych młodzieńców. Taki rock dalej jest melodyjny i wpadający w uchu – po to jednak, by dodawać otuchy i natchnienia, a nie prowokować prostacki hedonizm i ogłupiać. Taki wreszcie rock może mieć nawet aspekt prowokacji i epatowania – ale w celu zwrócenia uwagi na istotne kwestie i ukazania rzeczy z właściwej perspektywy.

Analogicznie rzecz się ma z muzyką industrialną. W toku rozwoju podzieliła się ona na wiele podgatunków, często będących połączeniem klasycznej koncepcji „przemysłowej muzyki” z innymi nurtami – jak ambient, rock, czy nawet muzyka klasyczna. Ta ostatnia fuzja obrazuje się przede wszystkim poprzez muzykę „militarno-industrialną”, łączącą monumentalne aranżacje neo-klasyczne ze zgiełkiem przywodzącym na myśl przełomowe wydarzenia historyczne: bitwy, wojny, rewolucje i kontrrewolucje. Nieprzypadkowo najwięcej przykładów wykorzystania „industrial music” w służbie szeroko rozumianych poglądów „tradycjonalistycznych” znajdziemy właśnie na scenie militarnej. To jednak oczywiście tylko pewna etykietka mająca ułatwiać porozumienie, w istocie granice są płynne.


Martin - Green Army Fraction
Dlaczego industrial może być środkiem w rękach tradycjonalisty? Przede wszystkim dlatego, że stanowi on opis współczesnego świata, zaś w warstwie krytycznej postawa nawet wczesnych industrialowców bywa – w niektórych przynajmniej aspektach – bliska postawie konserwatysty. Wszak niechęć do burżuazji i szarości żywota w społeczeństwie liberalnym była częstym motywem w twórczości rewolucyjnych konserwatystów (jak Junger czy - poniekąd – Evola), a nawet klasycznych reakcjonistów XIX wieku. Z drugiej jednak strony wielu konserwatystów może żywić przekonanie, że wszelka sztuka winna jedynie oddawać, opisywać i propagować piękno oraz harmonię, zaś wszelkie wykorzystywanie form „brzydoty” (jak – rzekomo – hałas) jest uleganiem prądom rewolucyjnym. Wszystko to jest zagadnieniem bardzo złożonym i wymaga szczegółowego objaśnienia.

Ernest Junger pisał o wielkomiejskim nacjonalizmie:
„Tę wolę ucieleśnia dziś wielkie miasto. Nieistotne, czy wielkie miasto oceniamy w kategoriach pozytywnych czy negatywnych. Istotne jest to, iż jest ono mózgiem, który formułuje zasadniczą wolę naszego czasu, ramieniem, które pracuje i uderza oraz pośredniczącą świadomością, poprzez którą skończone pojmuje to, co nieskończone ma mu do przekazania. Rzućmy się w nurt owej epoki, której nie brak - jak każdej innej - ukrytego piękna oraz osobliwych, a przy tym fascynujących mocy i spróbujmy stać się w pełni tymi, którymi jesteśmy. Jest to lepsza służba narodowi, niż romantyzm odległych przestrzeni i zamierzchłych czasów, który nie sprosta oczekującym nas zadaniom.”
Istotnie – zrodziliśmy się w tej epoce i na nią musimy reagować, o ile nie chcemy pogrążyć się w eskapizmie i urojeniach. Trudno np. wyobrazić mi sobie świat robotów i komputerów ilustrowany np. XVII-wieczną balladą dworską, bo do ilustracji jego mechaniczności, automatyki etc. dużo bardziej nadają się syntezatorowe, monotonne rytmy i plumkające melodie Kraftwerk.

Można się oczywiście spotkać z zarzutem, że muzyka industrialna przedstawia brzydotę lub też wykorzystuje ją jako środek ekspresji artystycznej. Jest to oczywiście prawda. Jeśli weźmiemy np. albumy Green Army Fraction czy Genocide Organ, usłyszymy głuche uderzenia blaszanego złomu, rozbrzmiewające echem przemówienia polityczne i okrzyki tłumów, fabryczne dudnienie i maszynowy stukot... Doprawdy, gdyby ktoś robił film o Pol-Pocie, głodzie na Ukrainie, Katyniu, czy Rewolucji Październikowej to trudno byłoby mu znaleźć bardziej adekwatną ścieżkę dźwiękową... I oczywiście muzyka nie musi być "miła", "łagodna", "budująca" - na tej samej zasadzie na jakiej "miły" i "sympatyczny" nie jest np. "Inny Świat" Herlinga-Grudzińskiego czy "Czarna Księga Komunizmu" - i chyba nikt rozsądny nie zgłasza do autorów "Czarnej Księgi..." pretensji o to, że piszą o makabrycznych rzeczach.

Dlaczego oczekujemy często akurat od muzyki, ze będzie "ładna", "harmonijna", "pieścić uszy" etc.? Wszak np. w literaturze dopuszczamy - w każdym razie kiedy czemuś służą - opisy brzydoty, rozpadu, tragedii, bólu, rozpaczy (vide pamiętniki obozowe, książki nt. głodu, ludobójstwa i poniżenia etc.). W plastyce akceptujemy zasadniczo obrazy Boscha czy Goyi czy różne "dans macabre". W takim razie na gruncie muzyki te aspekty też będą miały swoje przełożenie. Tak jak nie pieści nas "Inny świat" czy "Czarna Księga Komunizmu", ani obrazy wojny czy potępieńców w piekle, tak samo nie pieszczą nas dźwięki oddające podobne zjawiska. Jak można przeczytać w prawosławnym piśmie „Death To The World”: „Ci artyści, którzy oddają współczesnego, bezbożnego, niezależnego człowieka jako pustego, zdesperowanego i odczłowieczonego, są bliżej prawdy niż naiwni, radośni humaniści, próbujący patrzeć na sytuację człowieka współczesnego z optymizmem.”


Josef Klumb - Von Thronstahl
To przeczucie upadku Zachodu to w pewnym sensie odczucie ambiwalentne, tzn. mieści się to w ramach wiary w ogólny sens wszystkiego. Na tej samej zasadzie na jakiej czasem sztuka traktuje o śmierci i smutku (wywołując uczucia normalnie przecież niepożądane, bo nikt smutny i ponury nie lubi być), na tej samej zasadzie industrial może wywoływać obrazy tegoż Zachodu... Ten upadek jest czymś, w czym żyjemy, inaczej mówiąc: chodzi o pewne zadowolenie z życia w ciekawych czasach, co nie oznacza aprobaty dla pojedynczych, konkretnych zjawisk tych czasów. Muzyka (post)industrialna oddaje (post)industrialny świat i takie może być jej przeznaczenie, jeśli już chcemy ją postrzegać w kategoriach pewnego przekazu (a nie samej pracy z dźwiękiem, o czym później.)

W interpretacji industrialu przez artystów odwołujących się do idei tradycyjnych (czy to w sensie katolickim, czy też „integralnym”, z nurtu Evoli lub Guenona) jest pojęcie paradoksu i połączenia sprzeczności, znanego z alchemii. Oto jak pisze o tym Panczel Janos z węgierskiego Kriegsfall-U, katolicki tradycjonalista i działacz monarchistyczny: (…) Przeciwieństwa, gdy użyte są świadomie do osiągnięcia zadanego finału, mogą czasami naprawdę zwiększyć wzajemnie swoją siłę. Głupcem jest ten, kto tego nie rozumie lub nie użyje tego do osiągnięcia swych celów”.
O wykorzystaniu muzyki industrialnej do ataku na nowoczesność i Rewolucję mówi także muzyk i religioznawca Thierry Jolif z grupy Lonsai Maikov. On także kładzie nacisk na ów aspekt paradoksu: „W zgodzie z tradycyjną mądrością, Lonsai Maikov zdecydowało się wyrażać „doktrynę jako poezję” i nie wahać się przed użyciem paradoksalnych form „sztuki”. Jeśli bowiem nowoczesność jest anormalna z punktu widzenia Tradycji, wtenczas Tradycja jest anormalna z punktu widzenia nowoczesnych norm i „wartości”. To wymaga czasem wykorzystania „trucizny jako lekarstwa” – aby posiąć zdolność odkrywania Prawdy poza formami, poza wszelkimi muzycznymi formami, aby być zdolnym do użycia w tym samym utworze okropnego hałasu naszego współczesnego świata i harmonijnej skali muzyki tradycyjnej – po to, by wywołać szok, metafizyczny szok, otwarcie na „niedualistyczną” Mądrość”.


O muzyce...
Ciąg dalszy...

W wywiadzie dla „Młodzieży Imperium” Thierry pisze: „Postrzegam scenę "industrial" jako najistotniejszy znak rzeczywistości naszych czasów, naszej tzw. "nowoczesności"! Nie sądzę, by moja własna ewolucja była możliwa na innej "scenie". Jest to dla mnie osobiście, jak powiedział Raymond Abellio, prawdziwa "inwersja inwersji": negatywny (apofatyczny) radykalizm muzyki industrialnej był centrum, w którym mogłem napotkać "pozytywny" radykalizm chrześcijaństwa.”
Ciekawie wypowiada się także lider włoskiej grupy black-metalowej Spite Extreme Wing, czerpiącej z tradycjonalizmu integralnego: „Black Metal jest dla nas brutalnym i radykalnym odniesieniem do świata tradycji. To forma czysto europejska. (...) Archeofuturyzm nie oznacza akceptacji pozytywizmu czy liniowej wizji historii - oznacza wyjście naprzód w oparciu o silne fundamenty: starożytną i tradycyjną wiedzę. Nasz wizerunek będzie zawsze powiązany z mrokiem nocy, ale to nie stawia nas w opozycji do słońca - noc jest wokół nas, ponieważ mamy mroczny wiek - nie jesteśmy jednak wyrazem Kali Yugi, ale rewoltą przeciw Kali Yudze!"


Panczel Janos - Kriegsfall-U
Ta ostatnia refleksja jest również bardzo istotna: chodzi tu o swoiste przechwycenie broni typowej dla epoki i skierowanie jej przeciwko przeciwnikowi w dogodny dla siebie sposób. Skłaniam się ku przekonaniu, że tym sposobem pewne gatunki muzyczne (w ogólności można by to rozumowanie przenieść także na grunt innych form sztuki) tracą pewien swój kontekst, z którym są utożsamiane w świecie popkultury i postmodernizmu, a zamiast tego zyskują nowy. Do pewnego stopnia odbija się to nawet w brzmieniu. Oczywiście to do pewnego stopnia subiektywne i można się spierać, na ile to rzeczywista przemiana, a na ile sugestia wywołana obecnością wiadomych treści, tym niemniej np. black metal Spite Extreme Wing nabiera swoistego monumentalizmu czy nawet wzniosłości, zaś electro/techno Preussak czy Kaiserbund traci wydźwięk hedonistyczny na rzecz surowości i dynamiki przywodzącej na myśl jakąś futurystyczną armię... Innymi słowy: siła danej muzyki zostaje wykorzystana w najlepszy sposób. Martin z Green Army Fraction miał zapewne coś podobnego na myśli, mówiąc o "przemianie nienawiści w rodzaj świętego gniewu". Dzieje się to - jak sądzę - na takiej samej zasadzie, na jakiej energia atomu nie musi służyć ludobójstwu, a może pracować dla elektrowni nuklearnych. Oczywiście - zabawy plutonem i uranem do bezpiecznych nie należą, podobną ostrożność i roztropność należy także wykazać przy experymentowaniu z rozmaitymi formami artystycznymi. To jednak, że droga jest kręta, nie oznacza, iż nie należy próbować.
Raz jeszcze przytoczę słowa Thierry'ego Jolifa: "Wyobraź sobie paradoxalną podróż, Energie Ducha grające hałasami Świata... Wyobraź sobie, że brzydkie i dziwaczne dźwięki tego zwariowanego i okropnego świata są jedynymi, których możemy użyć do wyrażenia niewymownego piękna Boga! ("Imagine paradoxal journey, the Energies of the Spirit playing with the noises of the Wolrd ... Imagine the ugly and weird sounds of this crazy and ugly world are the only we could use to express the unspeakable beauty of God !").

Dla sporej rzeszy muzykow industrialnych, którzy jednocześnie odwołują się do pojęcia „Tradycji” czy też innych pojęć typowych dla języka „prawicy” – najistotniejsza jest doktryna tradycjonalizmu integralnego bądź rozmaite jej modyfikacje. Można tu wymienić choćby takie projekty jak Green Army Fraction, Argentum, Ain Soph czy Barbarossa Umtrunk. Jednak przekonanie, że tylko tradycjonaliści tego typu wykorzystują tę formę byłoby złudzeniem i nieporozumieniem. Jak mówi lider wspomnianej już grupy Kriegsfall-U: „Fundamentami mojej własnej drogi są Jezus Chrystus, nauki Świętej Matki Kościoła, katolicka apostolska tradycja(…). To są moje zasadnicze wpływy, ale prócz tego jest wielu chrześcijańskich myślicieli takich jak Święty Bernard z Clairavaux, Św. Jan od Krzyża, Św. Augustyn, Kardynał Józef Mindszenty, Prof. Tomasz Molnar, etc.” Inne zespoły odwołujące się do chrystianizmu, a jednocześnie wykorzystujące formy muzyki postindustrialnej (oraz klasycznej, rockowej i elektronicznej) to np. Von Thronstahl, Parzival, Zebaoth czy Oda Relicta.

Industrial kojarzony jest zazwyczaj jako muzyka mroczna i przygnębiająca. Wielu jest obecnie takich chrześcijan, którzy usilnie starają się postrzegać swoją religię jako skupioną nieomal tylko i wyłącznie na tym, co radosne, błogie, spokojne i gładkie. Jest to oczywiście pochodna ogólnej dekadencji, odrzucającej wszelką głębszą refleksję z obawy przed naruszeniem płytkich fundamentów uświęconego przez massmedia i popkulturę trybu życia. Co za tym idzie, współcześnie bardzo często odrzuca się wszystkie te aspekty chrześcijaństwa, które swoją formą lub treścią wybiegają poza nachalną propagandę "myślenia pozytywnego" i cukierkowatego "optymizmu".
Taka różowa wizja chrystianizmu nieraz znajduje odzwierciedlenie także w kiczowatej "chrześcijańskiej pop-kulturze", w tym, co ochrzczono parę lat temu mianem "sacro-polo". Wesołe pienia, blask słońca, bezchmurne niebo i wspólne klaskanie - oto "dzieci Boga", które są "na luzie".
Ale oczywiście chrześcijaństwo - nie tylko katolickie, ale też np. prawosławne - ma również drugie oblicze. Oblicze, na którym maluje się to, co mroczne i przygnębiające: Droga Krzyżowa i Ukrzyżowanie, męczeństwo, przezwyciężanie słabości, rozpacz Hioba i koheletowe poczucie marności wszystkiego, groza świętej wojny, dostrzeżenie obecności zła i reakcja na nie, wreszcie - wizja możliwego potępienia. Te wszystkie zjawiska mają szczególne znaczenie w obecnych czasach. Nic więc dziwnego, że również industrialna muzyka może być formą expresji, która odpowiada powyższym tematom. Weźmy na przykład zespół Mental Destruction ze Szwecji.
Umysłowe Zniszczenie - cóż za "okropna" nazwa dla zespołu określającego się jako chrześcijański. Oczywiście muzyka jest jeszcze bardziej "okropna". To zgrzytliwy industrial oparty o wyraziste, połamane rytmy, głęboki bas i potwornie zdeformowany wokal. Pojawiające się tu i ówdzie proste, ale sugestywne mroczne melodie syntezatorów podbudowują napięcie i nastrój wędrówki przez świat w dniach Armageddonu.
Kiedy słucham Mental Destruction widzę świat w rozpadzie. Skażona ziemia, wykorzenieni ludzie, ruiny miast i fabryk i wrażenie, że jedyną porą roku jest jesień lub zima, jedyną porą dnia - czas zachodu słońca, późny wieczór lub głęboka noc. I w tym nieprzyjaznym świecie głos wokalisty jawi się jak głos kogoś, kto desperacko próbuje przetrwać i zachować czystość, a może raczej: osiągnąć ją... To głos owego „clamavis in deserto” lub może „wołającego z głębokości”. Wędruje on zatem wśród gruzów i przemysłowych konstrukcji, mijając wydrążonych ludzi na jałowej ziemi. Nieraz przytłacza go smutek, ma jednak także w sobie iskrę nadziei. Chce grać i gra, ale jedyne instrumenty, jakie znajduje, to blaszane beczki i młoty pneumatyczne. Wybija więc na nich ciężkie, kalekie rytmy, do których pragnie śpiewać - i nawet śpiewa, ale jego głos jest już zdarty i zniekształcony. Pragnie świadczyć o swojej wierze, ale nie chce w tym celu uciekać od rzeczywistości - dlatego jego teksty mówią o momentach niepewności i rozpaczy, o cierpieniu, grzechu i o tym, jak bardzo pragnie wyrwać się z tego, co ściąga w dół. Tak, to swego rodzaju "noc duszy".
Oczywiście to interpretacja bardzo osobista, ale z drugiej strony – nieomal narzucająca się. Podobnie można postrzegać choćby twórczość Kriegsfall-U – jako obraz świata opuszczonych katedr, kamiennych posągów, które nie mówią już nic, jako odległe wspomnienie o czasach chwały… być może nie ma w tym nawet nadziei, bo jak piszą artyści na swojej stronie internetowej: „Fighting without Hope – this is all our knowlegde”.

W ostateczności można jeszcze postrzegać industrial po prostu jako poszukiwanie nowych dźwięków, wynikłe z faktu, że klasyczne formy zostały mocno wyeksploatowane. Pisał o tym już Luigi Russolo w swoim „Manifeście Hałasu”: „Z drugiej strony, dźwięki muzyczne są zbyt ograniczone w swojej jakościowej różnorodności tonów. Najbardziej złożone orkiestry posiadają maksymalnie cztery lub pięć przenikających się rodzajów instrumentów: strunowych szarpanych lub smyczkowych, dętych drewnianych i blaszanych oraz perkusji. I tak nowoczesna muzyka zatacza małe kręgi, na próżno starając się stworzyć nowy zasięg tonów.
To ograniczone koło czystych dźwięków musi zostać przełamane, a nieskończona różnorodność hałasu – zwyciężyć. (…) My, Futuryści, głęboko pokochaliśmy i zasmakowaliśmy w muzyce wielkich mistrzów. Przez wiele lat Beethoven i Wagner wstrząsali naszymi sercami i umysłami. Teraz jesteśmy nimi nasyceni i znajdujemy daleko większą przyjemność w konceptualnym mieszaniu dźwięków tramwajów, odpalanych silników, wozów i rozkrzyczanych tłumów, aniżeli ponownym słuchaniu – dla przykładu – „Eroiki” czy „Pastorału”. Oczywiście – pobrzmiewa w tym też młodzieńcza naiwność i ów awangardowy pęd do „zmian”, tym niemniej jest w tych uwagach pewna słuszność.

Bardzo łatwo jest ustawić dyskusję na niekorzyść wszelkiego rodzaju "awangardzistów", jeśli tylko dokonać nieprawdziwego opisu rzeczywistości, tj. mniej więcej takiego: "byli sobie do któregoś-momentu wspaniali kompozytorzy, np. Bach, Mozart, Chopin etc., grający harmonijnie, ładnie, wzniośle etc., aż tu nagle, jak diabeł z pudełka wyskoczyło kilku psychopatów grających na maszynach do pisania, nagrywających szumy etc." (to samo możnaby odnieść do malarstwa).
Otóż to nie było do końca tak. Pomimo iż lata 1880-1920 przyniosły pewne przyspieszenie zjawisk, to jednak kolejne "zmiany" wynikały z poprzednich. To nie jest tak, że najpierw był piękny Chopin w zgodzie z tradycją, a zaraz po nim John Cage robiący para-muzyczne happeningi. Tak naprawdę najpierw ktoś zastanowił się "co będzie, jak ten jeden instrument w tradycyjnym składzie zmienimy na inny?", potem ktoś następny "a jeśli wprowadzę więcej np. bębnów i w akcie trzecim wstawię hinduską, orientalną melodię?", następny: "a jeśli umyślnie użyję tu i tam dysonansu by podkreślić napięcie i przerażenie bohatera opery?", następny: "a jeśli utworzę nową skalę dźwiękową, dodekafonię" (Schoenberg) i tak dalej... Warto tu zresztą wspomnieć Oliviera Messiaena, któremu radykalnie awangardowe środki służyły do wyrażania treści ortodoksyjnego katolicyzmu.
Trudno byłoby w ogóle uchwycić moment w którym kopnięto domino, a być może nawet ono zawsze się przewracało... od niepamiętnych czasów - biorąc pod uwagę, że nieomal każdy wybitny twórca COŚ zmieniał. Romantycy - dziś wydający się klasykami - zarówno swą poezją, jak i muzyką wzbudzali wielkie kontrowersje w swoim czasie.

Njlepsze podejście ma zapewne Thierry Jolif, który mówi: „Gdy komponujemy muzykę nie myślimy o niej w kategoriach "industrialu", "dark folku" czy czegokolwiek. To, co jest istotne to Duch i muzyka. Brytyjski kompozytor John Tavener powiedział: "Muzyka jest płynną metafizyką". Na tym jesteśmy skoncentrowani, nie na modach, ruchach, scenach... Oczywiście w historii Lonsai Maikov ta scena [industrial - przyp.ATW] jest ważna, to nasza "rodzina", czasem niczym bardzo odległa rodzina, niemniej historycznie rzecz biorąc LM jest częścią tego. Teraz i od czasu gdy zaczęliśmy wydawać płyty, próbujemy otworzyć wszystkie te rzeczy. "Wolność od tyranii mody" (by zacytować naszych przyjaciół z Death To The World)... możemy pracować z muzykami z kręgów metalu, hip-hopu, elektroniki, dance, pop... nie ma to znaczenia, liczy się tylko Duch i muzyka!”


ATW

10