Neofolk na obrzeżach rewolucji konserwatywnej
ATW

Nietrudno zauważyć, że nurt niemieckiej rewolucji konserwatywnej – a także ruchy go poprzedzające i towarzyszące mu, tudzież pokrewne zjawiska rodem z innych krajów – stanowi jedną z inspiracji części artystów sceny określanej jako „martial/neofolk”. W obszarze tym mieszczą się zarówno projekty mocno czerpiące z muzyki industrialnej, jak i grupy wykonujące muzykę zgoła akustyczną, nieraz inspirowaną (przynajmniej w teorii) folklorem europejskim. W warstwie przekazu i tematyki panuje tu spora różnorodność, jakkolwiek wspólne nieomal wszystkim wykonawcom zdaje się być odwołanie do mitu „tożsamości europejskiej” i niechęć do świata współczesnego, postrzeganego jako wulgarny, materialistyczny, zamerykanizowany i wyzbyty autentycznego ducha. Oczywiście jest to opis bardzo uproszczony, nie uwzględniający licznych niuansów, czy choćby faktu, że wielu twórców nie postrzega swojej muzyki jako nośnika jakiegoś przesłania bądź też (niekiedy wręcz panicznie) lęka się szufladkowania, etykietowania, zwłaszcza jeśli miałoby ono nasuwać skojarzenia ze skompromitowaną sferą polityki.
W tym tekście naszym celem nie jest jednak szczegółowy opis sceny „militarno-industrialnej”, a jedynie uwypuklenie – na kilku przykładach – obecności pojęć, idei i symboli zaczerpniętych czy to z niemieckiej rewolucji konserwatywnej (znaczonej takimi nazwiskami jak Ernst Junger, Ernst von Salomon, Oswald Spengler, Carl Schmitt czy Friedrich Hielscher), czy z nurtów pobocznych, takich jak volkizm i ariozofia (Guido von List, Jorg Lanz von Liebenfels, Rudolf von Sebottendorf), powstałych wcześniej i trwających później, odmiennych – lecz mających z rewolucją konserwatywną pewne punkty wspólne.
Jest w gruncie rzeczy zrozumiałe, że scena odwołująca się (w pewnym przynajmniej stopniu) do pogańskiej przeszłości Europy, jak również epatująca symboliką militarną, etosem heroicznym i niejednokrotnie także wizjami swoistej „apokalipsy Zachodu”, sięga do wyżej opisanych nurtów. Nie należy przy tym pochopnie mieszać rewolucji konserwatywnej z rozmaitymi podejrzanymi towarzystwami okultystycznymi, reaktywującymi rzekome rytuały i wierzenia starogermańskie, w tym jednak tekście omawiamy recepcję obu tych zjawisk. Łącznikiem między nimi może być choćby odwołanie do romantyzmu, radykalna niechęć do świata demoliberalnego i „nowoczesnego”, inspiracja filozofią F. Nietzschego, wreszcie: silny nacjonalizm niemiecki, przypisywanie Niemcom szczególnej roli w Europie i określonego przeznaczenia, nawet misji. Istnieją także personalne połączenia, jeśli wziąć pod uwagę swego rodzaju „neopogańską konwersję” F. Hielschera, czy pewne związki niektórych niemieckich „nowych nacjonalistów” z volkizmem (ruch Wandervogel, bundy).
Spośród postaci, które wymieniliśmy dotąd, kilka doczekało się uhonorowania na scenie militarnej. Wspomnieć można na przykład album „A Prussian Revolutionary” – gdzie neoklasyczna muzyka The Days Of The Trumpet Call (projekt Raymonda Plummera, znanego też z Von Thronstahl) stanowi tło dla czytanych przez lektora wypisów z twórczości Ernesta von Salomona, bojownika freikorpsów i narodowego rewolucjonisty. Kolejnym przykładem może być składanka „Wir Rufen Deine Wolfe”, gdzie kilkanaście zespołów interpretuje muzycznie wiersz Friedricha Hielschera. Pomysłodawcą przedsięwzięcia był Gerhard Petak (Allerseelen), a grają m.in. Turbund Sturmwerk, Werkraum, Blood Axis, Der Arbeiter. Wreszcie Guido von Listowi, autorowi „Tajemnic run” (wydanych w Polsce przez Okulturę) dedykowany jest power-electronicsowy materiał „Meister” Green Army Fraction.
Z innych nawiązań można wymienić album Allerseelen „Abenteuerliche Herz” (tytuł zaczerpnięty rzecz jasna z książki Ernesta Jungera), czy wykorzystanie wierszy Stefana George’a i Gottfrieda Benna na płycie „Songs from the Ivory Tower” grupy Sagittarius. Ta sama grupa ma na swoim koncie także winyl "Die Grosse Marina", będący fortepianową ilustracją muzyczną do powieści Jungera "Na marmurowych skałach". Jeśli wyjść odrobinę poza opisany wcześniej „obszar ideowy”, to można uwzględnić także składanki poświęcone rzeźbiarzom, specjalizującym się w neoklasycznych, monumentalnych formach (tworzonych często na użytek propagandy NSDAP). Chodzi tu o płyty na cześć: Josefa Thoraka (m.in. Stalingrad, Egoaedes, Forthcoming Fire, Death in June czy Andromeda Complex), Arno Brekera (Belborn, Von Thronstahl, Kaiserbund, Gothic Sex i inni) i Georga Kolbe (np. Rose Rovine e Amanti, The Days Of The Trumpet Call, SadoMaxDeath). Albumy „Thorak”, „Breker” i „Georg Kolbe Bildwerke” wydane zostały przez kontrowersyjną (tj. pomawianą o sympatie „faszystowskie”) wytwórnię VAWS (Verlag Werner Symanek). Pośmiertnego hołdu doczekał się także malarz Herman Hendrich (1854 – 1931), odwołujący się w swojej twórczości do germańskich mitów i niemieckiego nacjonalizmu. Był on także założycielem stowarzyszenia Werdandibund, propagującego „zdrową” sztukę w opozycji do prądów modernistycznych i „dekadenckich”. W 2001 ukazał się materiał jemu dedykowany, a na nim utwory takich grup jak choćby Waldteufel, Sturmkind, Gandolfs Gedanken czy (wszechobecny) Von Thronstahl.
Nietrudno dostrzec na scenie neofolk liczne odniesienia do europejskiego (w szczególności germańskiego) pogaństwa, a co za tym idzie – zainteresowanie runami, mitologią nordycką i wreszcie postaciami, które w XIX i XX wieku próbowały to wszystko reanimować i dowartościować (von List, Sebottendorf, von Liebenfels, Hielscher, a poza Niemcami choćy Julis Evola, uwzględniając oczywiście wszelkie różnice). Takie inspiracje zdają się być co najmniej ryzykowne – mieszczą się gdzieś na obrzeżach szeroko pojętego „konserwatyzmu”, „tradycjonalizmu” czy „prawicy”, choć stanowią raczej deformację autentycznej tożsamoście europejskiej, w każdym razie wtedy, gdy się pierwiastek chrześcijański, katolicki, eliminuje i przeciwstawia go rzekomo bardziej prawdziwemu i „zakorzenionemu” pogaństwu. Owszem, poszukiwania te stanowią niewątpliwy wyraz zmęczenia kanonem wartości społeczeństwa "post-oświeceniowego" i są próbą odnalezienia bardziej trwałych i sensownych fundamentów duchowych, ale z drugiej strony często kończą się gdzieś na manowcach podejrzanych doktryn z pogranicza (czy wręcz z jądra) okultyzmu - które to prądy stawia się wyżej niż dziedzictwo stricte przynależne do cywilizacji łacińskiej. Z pewnością można tu mówić o rozczarowaniu chrześcijaństwem, choć oczywiście można pytać, czy w pewnym stopniu sami chrześcijanie nie są odpowiedzialni za swój obraz. To ostatnie nie odnosi się choćby do zdominowania przekazu współczesnego Kościoła (i mniej nas tu interesujących sekt protestanckich) przez płytki, sentymentalny moralizm odnoszący się coraz bardziej do „wartości ogólnoludzkich”. To zapewne ma na myśli (neopogański) zespół Changes, gdy śpiewa: „Your churches all are classrooms of humanistic thought / Who preach of economics and salvation which is bought / They measure good in dollars, no longer martyrs' blood / And promise "pie" not of the sky, but lying in the mud.” Podobnie rzecz się ma ze zubożeniem sfery rytualnej (w szczególności w protestantyzmie), czy też z utożsamieniem kryzysu duchowego współczesności z chrześcijaństwem (tzn. twierdzi się, że chrystianizm nie był opozycją – jak to jest w klasycznej myśli kontrrewolucyjnej - lecz pra-przyczyną prądów rozkładowych i materialistycznych, jak to głosił choćby Nietzsche, a za nim np. francuska Nowa Prawica). Zawsze pozostaje też podobna postawa w aspekcie krytyki, negacji określonych zjawisk – stąd też prądy takie jak tradycjonalizm integralny Juliusa Evoli czy niektóre radykalne niemieckie koncepcje nacjonalistyczne o wydźwięku pogańskim zdobywają sobie zrozumiałe zainteresowanie „na prawicy”.
Ale oczywiście nie wszystko da się sprowadzić li tylko do nieporozumień i pobłądzenia na bazie dobrych intencji, zwłaszcza jeśli się ogłasza zamianę paradygmatu chrześcijańskiego na pogański, a nie tradycyjne połączenie pierwiastka katolickiego z pewnym wcześniejszym kulturowym dziedzictwem (jak to jest w twórczości Von Thronstahl i co jest w zupełności zrozumiałe). Istnieją wszak nieprzezwyciężalne różnice w obszarze moralności, stosunku do świata i przyrody, koncepcji człowieka. Nie zawsze da się zjeść ciastko i mieć ciastko, nawet jeśli sporo sensownych refleksji znajdziemy w tekstach Changes czy pokrewnych wykonawców.
Wróćmy jednak do muzyki i weźmy pod lupę projekt Turbund Sturmwerk. ..."bardziej militarnie brzmiącej nazwy nie potrafię już sobie wyobrazić" - w ten sposób podsumował ów projekt jeden z polskich recenzentów. Trafne i zgrabne ujęcie, jednak nie poprzestawajmy na nim - wszak za nazwą coś się jeszcze kryje, a mianowicie muzyka, ludzie i artystyczny zamysł. W przypadku Turbund Sturmwerk warto się temu wszystkiemu bliżej przyjrzeć, skupiają się bowiem w tym tworze interesujące nas zjawiska z pogranicza rewolucji konserwatywnej, tradycjonalizmu integralnego, volkizmu, ariozofii i artystycznej awangardy.
Projekt powstał w Norymberdze w roku 1992 z inicjatywy niejakiego Manfreda Lenza, a zadebiutował w tym samym roku na kasecie "Sturmgeweiht/Dokumente". Strona A ("Sturmgeweiht") taśmy zawierała nagrania TS, strona B ("Dokumente") - utwory innych projektów (m.in. Allerseelen, Genocide Organ, First Law czy Securitate). "Sturmgeweiht" to osiem niezatytułowanych utworów, które po 10 latach (w roku 2002) zostały wznowione na CD przez wytwórnię Rabauken. Szorstka i drapieżna muzyka industrialna, obfitująca w metaliczne zgrzyty i łoskoty, przesycona jest odniesieniami do drugiej wojny światowej - przede wszystkim za sprawą sampli określonego rodzaju (a więc pieśni żołnierskich, przemówień, głośno wykrzykiwanych komend etc.). Razem tworzy to przytłaczający i paranoiczny obraz wielkiego konfliktu epoki totalnej mobilizacji. Ta militarna estetyka będzie towarzyszyć zespołowi także i w dalszej twórczości, czego widomym znakiem są albumy "Turbund Sturmwerk" (1995) oraz "Weltbrand" (1999), a w międzyczasie także 7" materiał "Der Letzte Sieger Ist Der Tod".
W 2003 roku nakładem Loki Foundation ukazał się jeszcze materiał "Peryt Shou" - wspólny z projektem Inade. Są na nim dwie długie (blisko 20-minutowe) kompozycje. Utwory TS pojawiały się także na licznych składankach - m.in. na kompilacjach poświęconych J. Thorakowi i Leni Riefenstahl oraz na "Wir Rufen Deine Wolfe". W 2008 roku utwór "Reunification" pojawił się na składance „Juche” (Dżucze), poświęconej Korei Północnej.
W sieci można znaleźć co najmniej dwa wywiady z TS w języku angielskim: na stronie magazynu Synthesis (http://rosenoire.org/interviews/turbund.php) i magazynu Last Sigh (http://www.lastsigh.com/interviews/turbundint.htm). Można się z nich dowiedzieć sporo nie tylko o muzyce Turbund Sturmwerk, ale także o przesłaniu zespołu. Jak wiele projektów tego typu twórcy TS podkreślali swoją pogardę dla współczesnego Zachodu, przeciwstawiając mu wartościowania heroiczne (m.in. etykę samurajską), samodyscyplinę i doskonalenie duchowe. Częste były odwołania do mitologii nordyckiej, nietrudno także zauważyć jeśli nie wpływ, to na pewno podobieństwo do myśli tradycjonalistów integralnych (jak Julius Evola) czy rewolucyjnych konserwatystów (E. Junger), jak i wspomnianych wcześniej niemieckich restauratorów odynizmu.
Wszystko to wyrażane jest niepokojącą, posępną muzyką: pompatyczymi partiami neoklasycznymi, przemysłowymi hałasami, deklamacjami tekstów i samplami z różnych źródeł - np. z filmu o Yukio Mishimie, któremu poświęcony jest jeden z utworów Turbund Sturmwerk.
Odwołania, o których mowa w tym artykule, są też obecne w twórczości grupy Ostara, powstałej z inicjatywy Richarda Leviathana (nota bene muzyka pochodzenia żydowskiego), która zresztą pierwotnie zwała się Strenght Through Joy (czyli po niemiecku „Kraft Durch Freude”, prowokacja?). „Ostara” (czyli po angielsku „Easter”) to nazwa pogańskiego święta wiosennego, w okolicach którego ma miejsce chrześcijańska Wielkanoc. Ale było to także czasopismo wydawane na początku XX wieku przez Jorga Lanza von Liebenfelsa, propagatora germańskiego mistycyzmu i zarazem zaciekłego nacjonalistę-rasistę. Richard Leviathan nie ukrywa zresztą tego, że czerpie z germańskiej mitologii czy np. myśli Evoli (vide choćby utwór „Ride The Tiger”), odwołuje się także do postaci arystokraty, nacjonalisty i zarazem przeciwnika Hitlera, Stauffenberga (album „Operation Valkiria”). Prezentuje więc Ostara właśnie taką szczególną, pokrewną „Nowej Prawicy” formę tradycjonalizmu.
A więc zarówno Turbund Sturmwerk, jak i Ostara – oraz wiele innych projektów – można chyba umieścić w szerokim nurcie, który ktoś kiedyś nazwał zbiorczo "radykalizmem apokaliptycznym". Apokaliptycznym, bo rzeczywiście wyraźne w twórczości tych artystów jest przeczucie upadku Zachodu i następującego po nim wejścia w nowy cykl historyczny – np. według twórców TS za późno już na jałową reakcję czy tym bardziej konserwowanie, należy pozwolić opaść zeschłym liściom... Co prawda zespoły te niekoniecznie używają akurat określenia "radykalizm apokaliptyczny", ale zdaje się ono dobrze do nich pasować, przy całej swej ogólności... a może ze względu na nią właśnie?

ATW


Neofolk na obrzeżach...
Ciąg dalszy...










10