ONR: wspomnienia i anegdoty
...

Bardzo wiele jest wspomnień z Polski międzywojennej, pisanych przez rozmaitych ludzi, opisujących różne przejawy ówczesnego życia społecznego i oceniających je z określonych pozycji światopoglądowych czy ideologicznych. Wśród tych materiałów oczywiście tylko część dotyczy ruchu narodowego – przy czym relacji odnoszących się do „endecji”, do ZLN, Romana Dmowskiego, Stronnictwa Narodowego czy Młodzieży Wszechpolskiej jest więcej niż tych, które poruszają ściśle zjawisko ONR – i są łatwiej dostępne, częściej spotykane. Tym bardziej warto zbierać i czytać wszelkie anegdoty i cytaty, w których przewija się motyw „ABC” i „Falangi”, nawet jeśli pisane są z odmiennego, wręcz nieprzyjaznego stanowiska.
Poniżej właśnie taki zbiorek wspomnień. Można powiedzieć, że jest to „ONR w oczach przyjaciół i wrogów”. Istotnie, poza wypowiedziami ludzi, którzy z ONRem byli związani w ten czy inny sposób, postanowiliśmy zacytować także tych, którzy odnosili się do narodowych radykałów z dystansem, bądź wręcz byli do nich usposobieni wrogo. Powstaje pytanie: czy teksty pisane przez osoby o przekonaniach liberalnych lub socjalistycznych mogą być w tym przypadku wiarygodne? To zależy. Na pewno są to wypisy z osób, które rzeczywiście żyły w tamtych czasach i jakiś bezpośredni obraz ONRu (i w ogólności: ruchu narodowego) miały – widząc akcje narodowców, ich ulotki i pisma, znając niektórych działaczy.
Pozostaje kwestia, na ile ich relacje są obiektywne, a na ile obarczone uprzedzeniami, przejaskrawione i wybiórcze. W tym miejscu należy uwzględnić rzecz bardzo istotną: okres międzywojenny był w ogóle burzliwy, a za to że „polityka wylewała się na ulice” (jak pisał Z. Przetakiewicz) nie było tylko winą (jeśli o jakiejkolwiek winie można tu mówić) narodowców, nie tylko oni to spostrzegali i nie tylko oni z tego korzystali. Przykładowo bojówki skore do bijatyk były organizowane przez komunistów z KPP, socjalistów z PPS, piłsudczyków, nacjonalistów ukraińskich, Żydów-syjonistów czy nawet – na prowincji szczególnie – przez Żydów-ortodoksów. Autorzy piszący z pozycji nieprzychylnych narodowcom często przedstawiają wydarzenia tak, jakby wszystko sprowadzało się do brutalnego atakowania bezbronnych przeciwników przez żądnych krwi „faszystów”. Jest to oczywiście obraz nieprawdziwy. Trwała walka, sytuacja się zaogniała, zaostrzała, a społeczeństwo było zainteresowane polityką i zaangażowane w nią w stopniu nieporównywalnie większym niż społeczeństwo naszych czasów. Należy o tym całym kontekście pamiętać – dlatego też niektóre relacje opatrzyliśmy uściślającymi komentarzami.
W każdym razie uznaliśmy, że z uwagi na ogólnie niewielką ilość materiałów tyczących się przedwojennego ONR należy poznać ujęcia z różnych stron, przy zachowaniu swego rodzaju „zasady ograniczonego zaufania” w stosunku do niektórych wypowiedzi. Poza tym wszystkie one dają jakiś obraz barwnego życia politycznego Polski lat 30-tych.

Kazimierz Żygulski, socjolog kultury, działacz polityczny, minister kultury i sztuki:
Gdy jesienią 1937 roku przyszedłem na Wydział Prawa UJK i rozpocząłem studia, wraz z zaostrzającą się sytuacją polityczną w kraju nastąpiła wyraźna brutalizacja życia studenckiego. Bójki i awantury, strajki i blokady, starcia zarówno z odmiennie myślącymi kolegami, jak i z policją były coraz częstsze. Prawicowa opozycja wobec ówczesnego rządu inspirowała te zajścia i wykorzystywała dla swoich, przede wszystkim propagandowych celów. Od października, początku roku akademickiego, do wiosny temat awantur na uczelniach nie schodził z pierwszych stron prasy. Tak było we wszystkich miastach uniwersyteckich w Polsce, wyróżniały się pod tym względem uczelnie Wilna i Warszawy. We Lwowie sytuacja była bardziej skomplikowana, bo do awantur coraz częściej, zwłaszcza w 1938 i 1939 roku, włączały się jawne, a przede wszystkim tajne organizacje studentów ukraińskich. Opanowanie demonstracji i awantur ulicznych utrudniał status prawny uniwersytetu. Uczelnia była eksterytorialna jak ambasada obcego państwa, policja mogła tam wejść tylko na wezwanie rektora, własna straż uniwersytecka była nieliczna i z reguły w zajściach nie interweniowała. Rektorzy wyjątkowo tylko korzystali z prawa do zwrócenia się o pomoc do władz państwowych: w senatach większość stanowili profesorowie o zdecydowanie prawicowej, endeckiej orientacji. Organizacje Bratniej Pomocy studentów i utrzymywane przez nie domy akademickie były we Lwowie na wszystkich uczelniach w ręku organizacji prawicowych, często jawnie faszyzujących, pozostających pod wpływem Obozu Narodowo-Radykalnego. Tam zaczynały się akcje i demonstracje, drukowano ulotki i malowano plakaty, nie było mowy, aby w takim domu mógł mieszkać ktoś publicznie przyznający się do ideologii innej niż prawicowa.

(Kazimierz Żygulski - "Jestem z lwowskiego etapu", IW PAX, Warszawa 1994)

Zbigniew Borecki, naukowiec:
Profesor Pieniążek nawet nie próbował namawiać mnie do wstąpienia do PZPR lub ZSL. Prawdopodobnie od profesora Józefa Kochmana, w którego katedrze pracowałem od roku 1948, dowiedział się o moich endeckich przekonaniach. Podczas rozmowy w czasie jednego z wyjazdów do sadowniczych zakładów doświadczalnych wyraził żal, że już we wczesnej młodości związałem się z narodowym ruchem politycznym i dodał, że ruch ten poznał w czasie studiów uniwersyteckich w postaci bojówek ONR (Obóz Narodowo-Radykalny) – „Wie pan, to tacy od bij żyda”. Poczułem się głupio i wyjaśniłem, że w okresie, gdy byłem członkiem Stronnictwa Narodowego nigdy nie uczono nas bicia żydów. Przypomniałem także, że z ruchem narodowym związani byli liczni wybitni polscy humaniści, między innymi profesorowie: Ignacy Chrzanowski – historyk literatury, historycy Władysław Konopczyński i Wacław Sobieski, ekonomista Roman Rybarski, a także profesorowie SGGW: Witold Staniszkis (dziadek profesor Jadwigi Staniszkis), Władysław Grabski, Sylwester Dziubałtowski i docent Czesław Strzeszewski oraz liczni młodsi pracownicy naukowi SGGW.

(Zbigniew Borecki, Instytut Sadownictwa i Kwiaciarstwa im. Szczepana Pieniążka, www.insad.pl/wspomnienia_4.html)

Kazimierz Brandys, pisarz:
"Bylem studentem, chodzilem na wyklady prawa. Dla mnie bylo jasne, ze kraj osuwa sie w umyslowa i spoleczna ciemnosc ... Co dzien slyszalem wrzaski palkarzy na dziedzincu uniwersyteckim i co tydzien czytalem wiadomosci o wizytach naszych rzadowych dostojnikow w Berlinie. Jedno laczylo sie z drugim ... Niczego w zyciu nie balem sie tak, jak widma glupiej i ciemnej Polski. Szlo z dwoch stron. Wiedzialem czym jest hitleryzm i wiedzialem, ze Falanga, czy inne odpryski tego ruchu sa polska odmiana hitleryzmu. W mojej klasie gimnazjalnej u Reja kilku uczniow nalezalo do ONR. Byli wsrod nich poczciwi chlopcy. Pozniej, na uniwersytecie zetknalem sie z ONR-em w akcji. Widok glupoty pomieszanej z furia, stada byczkow z laskami uganiajace sie po dziedzincy za studentem o zydowskim wygladzie. [...] Mlodzi dzialacze sanacyjni i narodowo-radykalni zapraszani na odczyty do Berlina, przywozili stamtad wzory ideologiczne. [...] Ministerstwo Wyznan Religijnych i Oswiecenia Publicznego upowaznilo rektorow do zarzadzen o getcie lawkowym. Stemplowano indeksy studenckie: "miejsce parzyste" albo "miejsce nieparzyste". Miejsca nieparzyste stanowilo kilka osobnych lawek w glebi audytorium. pierwszy zarzadzil getto lawkowe ksiadz rektor Witkicki na Uniwersytecie Batorego w Wilnie. Przystawiono mi stempel z nadrukiem "miejsce parzyste" - kryterium wyznaniowe - ale przestalem chodzic na wyklady. Czulem przygnebienie i wstret. Nie dlatego jedynie, ze tak sie dzialo w moim kraju, lecz przede wszystkim na mysl, ze narod, w ktorym zylem, jedno z najinteligentniejszych spolecznestw na swiecie, nie potrafi odroznic prawdy od slow. [...] Kiedy na trzy lata przed wojna bawil w Warszawie przyszly generalny gubernator Frank, zaproszony go do wygloszenia odczytu w uniwersyteckim Auditorium Maximum. Tematem mialo byc prawo Trzeciej Rzeszy. Po uroczystym zagajeniu z publicznosci wysunelo sie troje mlodych ludzi - dwie dziewczyny i chlopak. Podeszli do prelegnta i wreczyli mu roze, proszac, aby je zlozyl na grobach bojownikow o wolnosc zamordowanych w hitlerowskich obozach koncentracyjnych. Wybuchlo zamieszanie [...] Wkrotce pozniej bojowka Falangi pobila go kastetami przed budynkiem autodytorum. Wiosna 39 Hitler zarzadal Gdanska i tranzytu przez Pomorze. Skonczyla sie przyjazn z Trzecia Rzesza. Ale w parkach nadal grasowaly sztafety ONR, wtykajace spacerowiczom tygodnik "Pod pregierz". W maju na lwowskim uniwersytecie bojowka zabila dwoch studentow Żydów. W tym samym miesiacu na Uniwersytecie Warszawskim dziekan wydzialu prawa prof. Rybacki odmowil podpisu w indeksach studentom, ktorzy na znak protestu przeciw gettu lawkowemu sluchali wykladow stojac. Dzialo sie to w trzy miesiace przed wtargnieciem miliona aryjskich Niemcow do Polski i poltora roku przez wzniesieniem getta w Warszawie."

Kazimierz Brandys - "Miesiące", Warszawa, Iskry 1997

Wypada jednak pamiętać o tym, że Kazimierz Brandys był zdecydowanym przeciwnikiem idei narodowej, reprezentował poglądy stricte lewicowe i oczywiście – zgodnie z tym, o czym pisaliśmy we wprowadzeniu do zeszytu – pomija kompletnie aspekt konfliktu różnych stronnictw na ówczesnych uczelniach, sprowadzając wszystko do schematu „narodowcy biją innych”. Trudno też traktować jako poważne i wiarygodne jego sugestie, jakoby istniało pokrewieństwo czy współpraca pomiędzy polskimi narodowymi radykałami, a hitlerowcami. Mało tego: jeszcze w 1939 roku RNR „Falanga” organizowała w Warszawie antyniemiecką demonstrację. Oczywiście antypatia narodowców do nazizmu niemieckiego nie była jeszcze taka, jak w okresie wojennym i powojennym, co było spowodowane tym, że hitleryzm nie dopuścił się wówczas jeszcze takiego szeregu zbrodni. Tym niemniej nigdy polscy nacjonaliści nie fascynowali się modelem ustrojowym III Rzeszy, zawsze spoglądali nań krytycznie, a ewentualna niezdrowa fascynacja mogła być co najwyżej cechą nielicznych, nadpobudliwych czy naiwnych jednostek. – przyp. red.

Władysław Dworak, działacz narodowo-demokratyczny, opowiada o swojej młodości:
Władysław Dworak: Jeszcze przed II wojną światową należałem do NOG-i, tajnej organizacji gimnazjalnej. U mnie w domu było sześciu braci i dwie siostry. Synem mojego brata Tadeusza Dworaka jest były prezes TVP Jan Dworak. Wszyscy należeli do ruchu narodowego. W Warszawie gdzie później się przeniosłem robiliśmy różne akcje. Były np. wyprawy tego rodzaju, że w nocy wyrywaliśmy żydowskie tabliczki, żydowskie napisy i to wszystko wrzucaliśmy do rzeki. Ciekawe, że nikogo to nie obchodziło. Przechodzili ludzie, dziwili się i przyglądali, ale nawet się nie pytali, co się stało.

M.D.: [Maria Dworak, żona – przyp. red.] Takie akcje robił też ONR, ale to było nieproduktywne i niechrześcijańskie. Fanatycy zawsze się znajdą w każdej organizacji.

(Mysl.pl, nr 8, zima 2007/2008)

Andrzej Łapicki, aktor:
Na Nalewkach można było wszystko kupić taniej, ale niektórzy uważali, że nie wypada tam kupować. Pamiętam sceny sprzed uniwersytetu. Korporanci mieli grube lagi z żyletkami i walili nimi żydowską młodzież, nie patrząc, chłopak czy dziewczyna. Były krzyki: "Falanga żyje, Falanga czuwa, Falanga nową Polskę wykuwa!". A czuwała przed żydowskimi sklepami. Kto wchodził – tego szarpano.

(http://www.rp.pl/artykul/384812_Korzystajmy_z_zycia.html)


wspomnienia i anegdoty...
Ciąg dalszy...

Gen. Wojciech Jaruzelski o swojej młodości:
Wiecie Panowie, ja jako młody chłopak jakiś czas nosiłem mieczyk! To określa moje ówczesne widzenie, wynikające z atmosfery w gimnazjum, bo dom był apolityczny, mniej angażujący się w politykę, bardziej zainteresowany cenami zboża. Aczkolwiek zamach majowy był oceniany krytycznie. Jeśli chodzi o Dmowskiego, to moja wiedza była dość ograniczona, ale jego ruch był prężny i dynamiczny. W naszej szkole był i ONR. I na mieczyku te trzy litery właśnie…

Pan generał nosił taki z literami?

– Nie, ja bez liter (śmiech). Mógłbym jednak nosić i taki. Mój horyzont był jednostronny: Bóg, Ojczyzna, Naród, żydokomuna, masoneria. Rolę Dmowskiego poznawałem później.

(„Myśl Polska”, nr 6 (8.02.2009) oraz „Pro Fide, Rege et Lege”, nr 2(63), 2009)

Brzmi to bardzo intrygująco i budująco, ale – pomijając już nawet całokształt działalności W. Jaruzelskiego w PRL – całość wywiadu pozwala sądzić, że generał popiera wszystkich i wszystkich docenia… oczywiście najbardziej środowisko lewicowo-liberalne Adama Michnika etc. Można zatem przypuszczać, że odwołanie – czy w ogóle autentyczne? – do owej „narodowej młodości” to swoisty chwyt, za pomocą którego generał stara się na starość pozyskać sympatyków. – przyp. red.

Jan Krawiec, działacz konspiracji antyniemieckiej i działacz polonijny:
W Przemyślu u wuja, starszego sierżanta w Prokuraturze Wojskowej, wdychałem kult Piłsudskiego i powstań. W gimnazjum zgłosiłem się do pracy w bibliotece, by mieć dostęp do książek. W czasie procesów starych bolszewików w Moskwie u rodziców kolegi zabrałem się do czytania grubego tomu “ideologa” komunizmu Bucharina (skazanego na śmierć), ale niewiele rozumiałem. Sięgnąłem więc po “Wstęp do filozofii”. Przez kolegę Jurka Guziorskiego, syna komendanta żandarmerii w DOK 10. poznałem majora Jana Rybowskiego (studia filozofii przerwała mu walka o Lwów, potem wojna z bolszewikami), który prenumerował kilka czasopism literackich i naukowych. U niego zapoznałem się z tyg. “Prosto z mostu” i wydawnictwami ONR. Fanatyczny wróg komunizmu został zamordowany przez komunistów w Katyniu.
Największy wpływ w tym czasie wywarł na mnie Roman Dmowski. Byłem chyba w szóstej klasie, gdy koledzy wyciągnęli mnie na zebranie i pogadankę organizatora Stronnictwa Narodowego Leona Uchwata w domu zamrożonego narodowca. Stałem się stałym bywalcem zabronionych przez władze szkolne zebrań politycznych. Uchwat pożyczał nam książki Dmowskiego, Jędrzeja Giertycha i innych autorów oraz czasopisma, m.in. “Samoobronę Narodu”, propagującą nienawiść do Żydów.
Byłem młody, a młodość jest idealistyczna i łatwowierna. Towarzyszą jej wielkie aspiracje i marzenia, wierzy, że można stworzyć raj na ziemi. Gorący patriotyzm zaszczepiano w nas w szkole i harcerstwie. Z dumą i... zazdrością patrzyliśmy na pokolenie rodziców, które wywalczyło niepodległość i obroniło młode państwo przed niewolą bolszewicką.
Wierzyliśmy, że Dmowski w “Myślach nowoczesnego Polaka” zwraca się do nas: “Jestem Polakiem i nic co polskie nie jest mi obce /.../ Obowiązki względem narodu są obowiązkami, z których nikomu z jego członków nie wolno się wyłamywać, wszyscy jego synowie winni dla niego pracować i o jego byt walczyć”. Słowa te brzmiały jak najpiękniejsza muzyka i zapadły głęboko w serca młodych, wiążąc ich z autorem, mnie także. Od działaczy Stronnictwa Narodowego nie otrzymałem jednak zadawalającej odpowiedzi na pytanie, co robić z nędzą wsi? Nie było nią twierdzenie, że młodzież wiejska zajmie miejsce Żydów. a co zrobić z ponad trzema milionami Żydów?
Zacząłem szukać odpowiedzi w broszurach i czasopismach ONR. W czasie wakacji po maturze byłem na dwudniowym kursie “Falangi” w majątku Zdziarskich koło Nowego Miasta nad Pilicą. Poznałem Bolesława Piaseckiego i wielu publicystów znanych mi z prasy. Jeden z nich, Wojciech Wasiutyński, radził, bym nie szedł do Szkoły Dziennikarskiej, gdzie za dużo czasu poświęca się teoriom i technice dziennikarskiej, którą można opanować w krótkim czasie w dobrej redakcji, lecz studiować na uniwersytecie politykę, ekonomię, historię lub coś, co mnie interesuje i może stać się podstawą dla dziennikarstwa. Idąc za jego radą w Podchorążówce zgłosiłem się na ekonomię polityczną UJK we Lwowie. Wojna zniweczyła plany życiowe, nie tylko mnie.

(Jan Krawiec – 1 - Żywot człowieka nie) poczciwego (Wspomnienia od “diabełka” do redaktora), Chicago 2008)


Andrzej Nieczajew wspomina czasy międzywojenne:
Ale w końcu lat 30. Polska zmierzała ku faszyzmowi - Falanga, ONR, zapatrzenie w Hitlera... Miałem na studiach kolegę Polaka, który biegał na kroniki filmowe do kina i z lubością oglądał hitlerowskie parady. Młodzież z ONR krzyczała podczas dni antyżydowskich: "Żyd to wściekły pies, którego trzeba zabić!"
Już na pierwszym roku studiów zetknąłem się z przerażającymi scenami. Na uniwersytecie w listopadzie przeżyłem dni antyżydowskie. Proszę sobie wyobrazić takie sceny: na dwustu studentów medycyny było pięciu Żydów. Aula zapełniona nie tylko studentami, ale i mętami z ulicy. Prawie wszyscy wołają: "Zabij Żyda!" Profesor oświadcza, że w takich warunkach nie może prowadzić wykładu i wychodzi. Żydzi salwują się ucieczką, skacząc przez balustrady. Niektórzy z nich zostali dotkliwie pobici.
Dla mnie to był szok i groza. Mój ojciec był humanistą i demokratą. W Dobrzyniu, na cztery i pół tysiąca mieszkańców, dwa i pół tysiąca było Żydami. Zawsze razem bawiliśmy się i nikomu to nie przeszkadzało.
Wkrótce na uniwersytecie wprowadzono getto ławkowe, potem numerus nullus. Żydów w ogóle nie przyjmowano na medycynę.

(Andrzej Nieczajew, Opowieść na dwa głosy. Część I Pierwsza gildia, Michał Bołtryk, Przegląd Prawosławny 3/2004)

Znów oczywiście można mieć wątpliwości co do tego, czy relacja owego Rosjanina jest obiektywna, szczególnie jeśli wziąć pod uwagę owo rzekome „exterminacyjne” hasło „młodzieży z ONR”. Zresztą jeśli chodzi np. o Uniwersytet Warszawski, to Z. Przetakiewicz podaje iż wydziały prawa i medycyny były w ok. 50% opanowane przez Żydów (fakt faktem cytowany autor mówi tu o Poznaniu). W ogólności zaś (odnośnie tej i podobnych relacji) trzeba uczciwie przyznać, że "doły organizacyjne", "masy" - zdradzały niekiedy brak subtelności (delikatnie rzecz ujmując), czy głębszego zrozumienia treści serwowanych przez "górę". Jest to zresztą cechą wszystkich chyba ruchów masowych. – przyp. red.

Mirosław Ostromęcki, komendant Związku Jaszczurczego i Narodowych Sił Zbrojnych:
Studenci uczelni warszawskich i ich organizacje były wówczas pod dominującym wpływem ONR-ABC. Ponieważ od roku 1933 byłem członkiem Korporacji Akademickiej Arkonia, której statut zabraniał w okresie studiów należenia do organizacji politycznych, nie byłem członkiem ONR, lecz miałem w tym środowisku wielu znajomych i przyjaciół, którzy - szanując moją postawę antypartyjną - udzialali mi poparcia w działalności społecznej.

(...)

W okresie akademickim przyjaźniłem się z Tadeuszem Salskim, znałem dobrze Wiktora Martiniego, Otmara Wawrzkowicza, Aleksandra Hainricha, Władysława Marcinkowskiego, Włodzimierza Chojnackiego (późniejszego organizatora i szefa tajnych drukarń "Szańca" przy ulicy Przemysłowej, a następnie Długiej) i wielu innych działaczy środowiska ONR-ABC, z którymi spotykałem się od połowy października 1939 r. w Związku Jaszczurczym, a następnie w NSZ i strukturach Organizacji Polskiej. Wówczas przyjaźnią, a do dziś pamięcią wspólnej idei i walki czuję się z nimi związany.

(it.home.pl/nsz/nsznsznsz/teksty/nshz20.htm)

Leszek Sawicki, geolog, wspomina lata szkolne:
Klasa liczyła pięćdziesięciu uczniów. Uczyliśmy się dobrze,ale zakałą klasy byli repetenci, uczniowie, którzy ze względu na złe wyniki w nauce lub niewłaściwe zachowanie nie przechodzili do wyższej klasy. Co roku co najmniej jeden taki przyjemniaczek pojawiał się w naszym gronie. Zazwyczaj był sadzany w ostatniej ławce, z reguły uczył się nadal źle, ale ...okazywał się dobrym sportowcem! Jeden z nich, o nazwisku Winowski, nazywany przez nas „Krasy” (ze względu na czerwone cętki na twarzy), był, jak się okazało, bojówkarzem skrajnie prawicowej organizacji „Falangi” (bojówki O.N.R-u). Kolportował antyżydowskie czasopismo „Samoobrona Narodu”, a pewnego razu zobaczyliśmy go na ulicy maszerującego w grupie podobnych wyrostków, wykrzykujących chóralnie hasło: „Falanga walczy, Falanga czuwa, Falanga Żydów z Polski usuwa!”. Znikł gdzieś pod koniec roku szkolnego.

(http://lwow.blog.onet.pl/1,AR3_2009-03_2009-03-01_2009-03-31,index.html)



31