RECENZJE MUZYCZNE
ATW

V/A - "Credo In Unum Deum", Trinitas Music
Śpieszę donieść wam, droga młodzieży, o pierwszych moich osobistych wrażeniach, związanych z jednym z najciekawszych i najbardziej kontrowersyjnych wydawnictw sceny military/neofolk, jakie miały miejsce w ostatnich miesiącach. Chodzi mianowicie o składankę "Credo In Unum Deum" zapowiadaną przez długi czas i wreszcie wydaną, a w Polsce rozprowadzaną - jak się wydaje - chyba tylko przez War Office Propaganda.
"Credo In Unum Deum - In Hoc Signo Vinces" to "concept-album", poświęcony chrześcijaństwu, ściślej - będący swoistym wyznaniem wiary kilkunastu mniej lub bardziej znanych artystów sceny. Sam pomysł jest już wystarczająco kontrowersyjny - i nie jest to nawet kwestia moich osobistych przekonań, ale po prostu fakt: czegoś takiego dotąd nie było i być może spora liczba słuchaczy wciąż nie wie, co z tym fantem począć. Ale do rzeczy. Za składanką stoi "Trinitas Music", ale kiedy przyjrzymy się bliżej, dostrzegamy pod tym szyldem dwie znane w środowisku osobistości: Damiano Mercuriego (ROSE ROVINE E AMANTI) i "enfant terrible" mrocznej sceny, czyli Josefa Marię Klumba (VON THRONSTAHL). To dzięki ich staraniom wydawnictwo doszło do skutku, to dzięki ich staraniom wygląda tak, jak wygląda.
Cóż to oznacza? Ha, nie dostajemy bowiem samej płytki CD z muzyką, ale całą pięknie wydaną książeczkę z kartonową, lakierowaną okładką (przedstawiającą barokową rzeźbę Chrystusa niosącego krzyż) oraz 64 stronicami, na których poszczególne zespoły zawarły swoje teksty, manifesty, refleksje, ilustracje i informacje o utworach. Teksty są po angielsku, niemiecku, francusku, włosku, serbsku, bułgarsku, na ogół w wersjach dwujęzycznych. Pozwolę sobie równolegle opisywać manifesty z książeczki i same utwory.
Na pierwszy ogień idzie ukraińska prawosławna ODA RELICTA. Artyści pozwolili zamieścić sobie tekst traktujący o postrzeganiu wiary jako "boskiego oddechu", czegoś, czego nie da się ogarnąć rozumem ludzkim, co jest sprawą transcendentą wobec ludzkich, przyziemnych spraw. Z tego wyrasta esencja życia: oczyszczenie, oświecenie i komunia. Muzyka zespołu idealnie komponuje się z tym przesłaniem: to swoisty sakralny dark-ambient, którego szkieletem jest prawosławny hymn "Po Rozdavstve Twoim", wzbogacony głębokim tłem, na które składają się melancholijne, jakby nieco rozmyte melodie, chóralne zaśpiewy i rozmaite tajemnicze dźwięki, co razem stwarza atmosferę wieczornego rytuału w wielkiej świątyni. Mankamentem jest jedynie zbyt krótki czas trwania utworu.
Jako drugi występuje na płycie Francuz Thierry Jolif, czyli LONSAI MAIKOV. Całostronicowy tekst dotyczy koncepcji Trzeciego Rzymu (Moskwy) i przejawia wyraźne sympatie w kierunku prawosławia. Jolif wzywa do odrodzenia Europy w duchu chrystianizmu, podpiera się w tym m.in. myślami Nicolasa Gomeza Davili. Wszystko to jednak tylko dodatek do utworu "Regnum", zawartego na krążku. Jest to dziwna, złożona kompozycja, trwająca ponad siedem minut, łącząca w sobie różne gatunki i nastroje. Szkieletem jest neofolk i neoklasyka, tkane akordami gitary akustycznej, melodiami fletów i instrumentów smyczkowych. Ale kilkakrotnie do głosu dochodzą srogie brzmienia przesterowanej gitary, momentami przywodzące na myśl black metal. Co więcej, przewija się tu kilka motywów rytmicznych i melodycznych oraz głęboki męski śpiew - razem tworzy to dość dziwne połączenie i powoduje że kompozycja może być trudna w odbiorze, szczególnie przy pierwszym odsłuchu.
ROSE ROVINE E AMANTI zamieściło trzeci utwór na płycie. W swoim artykule Damiano pisze, że problemem współczesnych ludzi nie jest to, że nie wierzą w nic, ale to, że wierzą we wszystko. Pisze także o nihilizmie i hedonizmie oraz o budowaniu prywatnych religii ze zlepków starych podań, mitów i wierzeń w ponowoczesnym sosie. Kilka utworów później do tego samego odnosi się Gregorio Bardini, poddając krytyce obecne na scenie wpływy tradycjonalizmu integralnego (Evola, Guenon) i zachęcając do sięgnięcia po największą tradycję - chrześcijaństwo. RReA prezentuje się neofolkową kompozycją "Jerusalem", wzbogaconą o pobrzmiewające w tle solówki gitary elektrycznej i marszowe bębny. W połączeniu ze śpiewem Damiano tworzy się z tego sympatyczna, wpadająca w ucho kompozycja.
Punkt 4. Panie i panowie, oto VT w kawałku "Mutter Der Schmerzen", znanym już z "ReTurn Your ReVolt Into Style!". Akordy gitary akustycznej i marszowy rytm przeplatają się z wokalnymi deklamacjami Josefa K. i monotonnym "Zdrowaś Mario", odmawianym po niemiecku kobiecym głosem. Do tego zamieszczony w książce ostry manifest ideowy, tzn. tak można domniemywać, bo napisany jest tylko po niemiecku i stąd niezrozumiały dla mnie w pełni.
Bliski przyjaciel Josefa K., Raymond P., prezentuje się utworem "Satan'S Trick", nagranym w ramach THE DAYS OF THE TRUMPET CALL. To mroczna kompozycja, której sednem jest stwierdzenie o największym kłamstwie diabła - wmówieniu ludziom, że go nie ma. "No More We Shall Be Deceived - For We Have Awakened" - przemawia Raymond P., a towarzyszy mu złowroga melodia fortepianu, rozjechane solówki gitarowe i moc industrialnego zgiełku w tle. Jedynym mankamentem jest to, że kompozycja trwa raptem 2 minuty, co psuje nieco wrażenie i stwarza uczucie niedosytu.
ZEBAOTH, jest to bodaj side-project PHJ z węgierskiego KRIEGSFALL U. Zespół nie zamieścił żadnego tekstu, a jedynie posępny obraz z sylwetką Jezusa na Krzyżu. Również utwór "Marana Tha!" jest posępny, przypominający nagrania KRIEGSFALL. Nie ma tu w zasadzie melodii, jest to kawałek oparty na motorycznym, industrialno-militarnym rytmie, narastającym i nabierającym mocy przez ponad 6 minut. Monotonne bicie kotłów, pobrzmiewające w tle werble i hałaśliwe zgrzyty wprawiają w swoisty trans, szczególnie, że wszystko to rozgrywa się w głębokiej, mrocznej przestrzeni, cały czas obecnej gdzieś w tle. Mnie to przywodzi na myśl nagrania Toroidh czy innych projektów H.N. Bjorka. Zimny, spustoszony świat po tragedii na Golgocie...
Włoska MILITIA (nie mylić z lewicowym belgijskim zespołem o tej samej nazwie) zamieściła tekst o akcji i intencji, o sacrum i profanum oraz utwór "Quando L'Angelo Muove Le Acque". Jest to kompozycja w której marszowy - ale nie za ciężki - rytm stanowi szkielet, wokół którego budują się śpiewy rodem z chorału gregoriańskiego, bicie dzwonów, włoskie deklamacje i syntezatorowe melodie. Takie piękne coś na przecięciu military, dark ambientu i neoklasyki.
Węgierski OUR GOD WEEPS pozwolił sobie jedynie na cytat z Pisma Św., po co jednak więcej, gdy mamy do czynienia z tak piękną neofolkową kompozycją, spajającą w jedną całość ambientowe, łagodne tło, melodie piszczałek, partie gitary akustycznej i śpiewy gregoriańskie. To utwór instrumentalny, ale cóż można powiedzieć, gdy jesteśmy "In The Heart Of The Creator" (W Sercu Stwórcy)?
THORN AGRAM, czyli numer 9, znany jest z albumu "Ar Dievu", wydanego dla Ars Benevola Mater, dostępnego u nas m.in. w Beast Of Prey. Tutaj prezentują się kompozycją "Majadahonda" łączącą w sobie wątki bałkańskiego folku, poetyckiej deklamacji (głosy męskie i damskie) i industrialnego tła - bo gdzieś w oddali pobrzmiewają odgłosy wystrzałów, wybuchów, jakieś szmery, echa, pogłosy. Razem tworzy to przepiękny, smutny nastrój, atmosferę wojny, tęsknoty, oczyszczenia i poświęcenia.
No i perełka - utwór 10, czyli węgierski KRIEGSFALL U, który niedawno sporo namieszał na scenie płytą "Kriegsfall U", wydaną przez prestiżowy Cold Spring. Tutaj atakują srogą, ponad 6-minutową kompozycją "The Personal Mistery of Conversion" i jest to najbardziej industrialny, hałaśliwy utwór na płycie.


RECENZJE...
Ciąg dalszy...

Początkowe szmery, echa i dudnienia przeradzają się szybko w długą, gęstą ścianę elektronicznego zgiełku, z której wynurzają się dwa głosy: jeden wykrzykujący po angielsku złowieszczą mantrę "Destroy all untrue, evil human" i drugi, odczytujący tekst zamieszczony w książeczce, tekst nawołujący do całkowitego oczyszczenia duszy, wyzbycia się grzechu i kłamstwa. Radykalny zespół, radykalny utwór - dedykowany Thomasowi Moynihanowi (BLOOD AXIS), Thomasowi Pettersonowi i Nordvargowi (MZ412, TOROIDH), czyli osobistościom jak najbardziej odległym od chrześcijaństwa. Przemysłowo-wojenna burza cichnie po kilku minutach i całość kończy się kościelnym chórem, przynoszącym ukojenie.
I zaraz potem wspomniany już GREGORIO BARDINI w kawałku "La Bottega dell' Orefice". Piękna, spokojna kompozycja, której szkieletem jest brzmienie klawiszy, co jakiś czas niepokojone, jakby zadrapywanie dziwnymi dźwiękami w tle: strzępkami muzyki folkowej, rockowej, audycji radiowych, melodiami dudów i różnymi takimi dziwactwami. Bułgarski KAYNO YESNO SLONCE łączy w swojej twórczości ambient i słowiański folklor, a także prawosławną muzykę cerkiewną. Utwór "Aum" świadczy o tym najlepiej, przepełnia go mistyczny trans, w który wprowadzają nas dziwne, przeciągłe dźwięki i zaśpiewy... Zespół ten wsławił się ostatnio swoim albumem, recenzowanym również i na polskich stronach (postindustry, kaos ex machina). PARZIVAL to rosyjska kapela mocno inspirowana LAIBACH, słychać to i w muzyce, łączącej wątki militarnej neoklasyki i elektronicznych beatów, w wokalu - głębokim, niskim, jakby wygłaszającym przemówienie i w image'u scenicznym muzyków, nawet ich uniformy przypominają LAIBACH. Cóż, może to mało oryginalne, ale warto posłuchać kawałka "Bewahre Den Glauben", który zamieścili jako 13 na składaku. Włoski HIDDEN PLACE to powrót do brzmień neoklasycznych i neofolkowych, inkrustowanych elektroniką. kobiecy śpiew oraz ciekawy tekst o tym, że nie należy się bać okresu ciemności i dekadencji, bo po nim przychodzi odrodzenie...
Płytę finalizuje VON THRONSTAHL (zagrali sobie dwa razy, a co!) utworem "Mother Of Mercy", podobnie jak "Mutter Der Schmerzen" poświęconym Matce Boskiej. To stosunkowo nowa kompozycja (2005), będąca typowym kawałkiem neofolkowym - gitara akustyczna i piękny śpiew Josefa K. oraz - tradycyjnie - sample z kazania ks. Hansa Milcha. Budujący tekst i piękny nastrój.
Podsumowując - ciekawa płyta, niewątpliwie kontrowersyjna, pięknie wydana i warta wydania 50 zł - zarówno dla dobrej muzyki, intrygującego przekazu, jak i po to by wspierać takie inicjatywy. Polecam, jakby co - uderzajcie do WAR OFFICE PROPAGANDA.

C.C.C.C. – „Cosmic Coincidence Control Center”
„Centrum Kontroli Kosmicznych Zbiegów Okoliczności” – tytuł albumu jest zarazem rozwinięciem skrótu, będącego nazwą zespołu. C.C.C.C. to uznana marka w kręgu miłośników japońskiej noisowej chłosty, a za ten status odpowiedzialna jest m.in. liderka projektu, Mayuko Hino, przez lata udzielająca się także jako aktorka w cokolwiek lubieżnych filmach „nie dla dzieci i młodzieży”. Drugim członkiem grupy był Hiroshi Hasegawa, postać znana w kręgach japanoise choćby jako Astro.
„Cosmic Coincidence Control Center” to w zasadzie trzy utwory – dwa krótkie („Morphogenesis” i „Reticular Formation”) i jeden kolosalny, ponad 40-minutowy „Sonic Machine”. C.C.C.C. serwuje nam więc sporą dawkę dźwięku utrzymanego cały czas mniej więcej w tym samym klimacie. Jest to gęsta, mroczna i przeraźliwie duszna ściana przemysłowego brzmienia, kreowanego syntezatorami. To ten typ noise’u, który przytłacza i zgniata słuchacza, by wciągnąć go w psychedeliczny rajd przez tygiel wrzącej magmy. Dominują brzmienia niskie, rzężąco-dudniące, podbite wijącymi się w tle piskami i buczeniami, co razem w sam raz nadaje się do głębokiego zanurzenia. Skłonny jestem sądzić, że najlepiej słucha się „C.C.C.C.” w stanie lekkiego zmęczenia, wspomaganego butelczyną czegoś mocniejszego – ale jeszcze tego nie sprawdzałem... ;-)
P.S. Już sprawdziłem. Faktycznie, działa... :-)

ATRAX MORGUE – „Collection in Formaldehyde”
Płyta osadzona – podobnie jak większa część twórczości Marco Corbellego – w tematyce kostniczno-chirurgiczno-psychiatrycznej, o czym świadczą choćby tytuły utworów: „Obsesja na tle igieł”, „Aseptyczne pomieszczenie”, „Parafilia”, czy „Trauma post-operacyjna”. Włoski maniak serwuje nam, w zgodzie ze swym hasłem „from obsession to obsession”, posępny spacer przez chłodne, oświetlone mdłymi żarówkami sale i korytarze, pełne makabrycznych przyrządów, plam zakrzepłej krwi i strzępków tkanki, pływających w słoikach formaliny.
Dźwięk jest, jak to u Atrax Morgue, prosty i ubogi. Syntezatorowe buczenia, dudnienia i zgrzyty nieraz są wielokrotnie (obsesyjnie?) zapętlone, każdy utwór ma raczej zwartą konstrukcję, opartą na jednym motywie przewodnim. Jest w jakiś sposób fascynujące, że tak skromnymi środkami można wykreować tak obłędną atmosferę. Można też zastanowić się, na ile jest to zasługa samego dźwięku, a na ile – całej otoczki związanej z Atrax Morgue. W każdym bądź razie – byłby z tego niezły soundtrack do niejednego medyczno-psychiatrycznego thrillera.

DIVISION S / HOTEL DE PRUSSE – „Division S / Hotel de Prusse”, War Office Propaganda
Jest to album osadzony w klimacie zgnuśniałej, ale malowniczej dekadencji, melancholii i fin de siecle’u. Na uwagę zasługuje eleganckie wydanie w kartonowym pudełku z naklejką przedstawiającą przepięknie rzeźbioną kołatkę, jedną z tych, które można spotkać w starych dworkach i pałacach.
Włoski Division S (nie mylić ze skandynawską kapelą NS o tej samej nazwie) zasłynął serią płyt „Something To Drink”, łączących neofolk ze starymi piosenkami kawiarnianymi, elektroniką i nawet delikatnymi wpływami jazzowymi. Polski Hotel de Prusse to projekt Marcina Bachtiaka, na co dzień odpowiedzialnego za Cold Fusion i wydawnictwo War Office. Moim zdaniem na tej płycie HdP wypada lepiej od Divisionu S, który rozpoczyna album pięcioma utworami. Słychać to, o czym pisałem: proste akordy gitary akustycznej, brzmienia fortepianu, nieco elektronicznych smaczków i zgrzytów, jednak moim zdaniem nie brzmi to jakoś szczególnie porywająco. Kolejnych pięć utworów to Hotel de Prusse, wspomagany wokalami Roberta Marciniaka (Rukkanor). Tu dominują proste, ale przyjemne melodie klawiszowe i lekkie elektroniczne beaty. Do tego w tle brzęk kieliszków, głosy ludzkie, zaśpiewy i śmiechy. Atmosfera zblazowania najlepiej oddana jest chyba w utworze dziewiątym, który zresztą poniekąd promował ten album – gdyż ukazał się na składance włoskiego NeoFolk.
Podsumowując: nie jest to płyta przełomowa, ani genialna, nie zaszkodzi jednak posłuchać, bo rzecz jest sympatyczna, a na polskim rynku – także oryginalna. Więcej takiego grania!


34