|
Przerażający Człowiek Miasta
III. Strategies Against Architekture
III.I.
“Strategie przeciw architekturze” – dziwny tytuł tego rozdziału, poświęconego artystycznemu przedstawieniu wielkomiejskiego zgiełku, zaczerpnąłem z twórczości zespołu muzycznego Einsturzende Neubauten, a konkretnie - płyty „Strategies against architecture”, wydanej w roku 1984 nakładem wytwórni Mute. Einsturzende Neubauten – co na polski tłumaczy się jako Obalanie Nowych Budowli (prowokacyjnie, nieprawdaż?) – to muzyczny projekt powstały w 1979 roku na fali rewolty muzyki industrialnej. Wczesna twórczość EN była majstersztykiem hałasu blaszanego złomu, który miał oddawać posępny i niespokojny nastrój życia w wielkich aglomeracjach miejskich, całą wielkomiejską paranoję i zagubienie ludzi cywilizacji przemysłowej. Z całą pewnością nie każdy strawi muzykę tego zespołu, zwłaszcza jeśli mówimy o pierwszych płytach. Dość powiedzieć, że na wydawnictwie „Kollaps” Blixa Bargled i jego ludzie zastosowali tak ekstrawaganckie instrumenty, jak młoty pneumatyczne, blaszane beczki, sprężyny itp. Niektórych może więc zniechęcić już chociażby specyficzny początek takiego utworu, jak np. Steh auf Berlin, - solo „zagrane“ na czymś w rodzaju świdra lub wiertarki. Ale gdzieś w głębi tego wszystkiego kryje się specyficzny, bolesny nastrój dekadencji.
Einsturzende Neubauten nie był ani jedynym, ani pierwszym zespołem industrialnym (choć jednym z pierwszych). Początki tego gatunku leżą w Wielkiej Brytanii, gdzie kilka lat przed EN narodził się projekt Throbbing Gristle, który swoim sloganem reklamowym uczynił hasło „Industrial music for industrial people” – „Przemysłowa muzyka dla przemysłowych ludzi”. Twórcy spod znaku industrialu poddawali (poddają) zdecydowanej krytyce sytuację, w jakiej znalazła się cywilizacja tzw. Zachodu. Aby zadośćuczynić wszelkim archiwistom i badaczom wymieńmy takie projekty (anty)muzyczne jak choćby: Laibach, Cabaret Voltaire, Psychic TV, Merzbow, Genocide Organ, The Haters, Killer Bug czy Whitehouse. Poszarzałe, monotonne rytmy i pulsacje znakomicie oddają nastrój zmęczonych i zagubionych mieszkańców miast, zresztą równie dobrze jak dekoncentrujące salwy hałaśliwego, chaotycznego szumu, czy plądrofoniczne eksperymenty z dekonstruowaniem hitów popularnej muzyki rozrywkowej.
III.II.
Oczywiste jest, że użycie motywu wielkiego miasta jako motywu przewodniego w dziele sztuki nie zaczęło się wraz z muzyką industrialną. Ani nie oni zainteresowali się tym jako pierwsi i jedyni, ani też ich spektrum zainteresowań nie ograniczało się tylko do wielkomiejskich paranoi.
Cofnijmy się w czasie aż do wieku XIX. Już wtedy angielski pisarz Karol Dickens z właściwym sobie realizmem (nieraz bardzo bolesnym) opisywał życie ubogich warstw angielskiego społeczeństwa, mieszkających w posępnych dzielnicach przemysłowych miast. W powieściach takich, jak: Oliver Twist, David Copperfield, Nicholas Nickleby, Klub Pickwicka, przedstawiał wiele ówczesnych problemów – ubóstwo, pijaństwo, prostytucję, brak edukacji, brak higieny. Nie można jednak zapomnieć także o tym, że do wielu swych postaci (zwłaszcza głównych bohaterów – bardzo często nieszczęśliwych dzieci) Dickens odnosił się z sympatią i choć często przedstawiał zło, to jednak nadal nie tracił głębokiej nadziei na możliwość zmiany panującego stanu rzeczy. Pisarz ten był zwolennikiem edukowania mas społecznych i prowadzenia działalności filantropijnej. Na dobrą sprawę on sam był przykładem, że w ówczesnych czasach dało się wybić z najgorszego nawet dna – startował bowiem jako ubogi syn nieudacznego ojca, więzionego za długi, a skończył jako jeden z najbardziej cenionych pisarzy swej epoki.
Tyle o Dickensie, czas przejść dalej – i będzie to duży skok, albowiem przenosimy się do Europy w pierwszej ćwierci dwudziestego wieku i natrafiamy tam na krąg awangardowych artystów, zwących siebie futurystami.
|
|
Przerażający Człowiek Miasta
Ciąg dalszy...
III.III.
Futuryzm wyrósł z fascynacji niespotykanym wcześniej rozwojem techniki i cywilizacji przemysłowej, jaki dokonał się w wieku dziewiętnastym i wciąż trwał w rodzącym się dopiero wieku dwudziestym. Młodzi artyści, tacy jak Marinetti, Russolo, w Polsce – Jasieński i Młodożeniec – z nieskrywaną odrazą odnosili się do tradycyjnej sztuki europejskiej, którą odbierali jako statyczną, melancholijną i niezdolną do ukazania nowych czasów. Marinetti w swym manifeście zalecał uwolnić Włochy „od gangreny bibliotekarzy” i odrzucić niemal całą przeszłą sztukę, a przynajmniej nie stosować jej środków wyrazu w dwudziestym stuleciu. Futuryści twierdzili, że ich działalność artystyczna znakomicie odzwierciedla postęp technologiczny, atmosferę zmechanizowanego przemysłu, wielkie rzesze ludzkie i rewolucje, słowem – pęd, szybkość, siłę, przemoc. Sztuka miała być całkiem zmieniona – w plastyce przeważać winny abstrakcyjne kompozycje oddające ruch i kolorowe szaleństwo; w poezji – dowolność w konstruowaniu wierszy, swobodne posługiwanie się słowami, tworzenie neologizmów, prowokowanie tematyką; w muzyce – hałas. Twórca futurystycznej muzyki, Luigi Russolo, skonstruował nawet nowe instrumenty o nazwie intonarumori (hałasofony?). Te dziwne mechanizmy i tuby służyły wydawaniu wszelkiego rodzaju hałasów, szmerów i pisków, a w konsekwencji – brutalnemu prowokowaniu mieszczańskiej publiki. Pisze Russolo: W XIX wieku wraz z wynalazkiem maszyn narodził się Hałas. W naszych czasach Hałas triumfuje i niepodzielnie rządzi ludzką wrażliwością. Dźwięk muzyczny jest zbyt ograniczony w swoim doborze barw.. Musimy wyrwać się z zamkniętego kręgu dźwięków i podbić nieskończone bogactwo hałasu... Hałas, wynurzający się z nieregularnej dezorientacji życia jako dezorientujący i nieregularny, nigdy nie ukazuje się nam w całości i zawsze zawiera w sobie niezliczone niespodzianki.*[4] Nie da się ukryć, że jego idee najbardziej wyraźnie odżyły w latach 70-tych, wraz z powstaniem wspomnianej już sceny industrialnej.
III.IV.
Wielkie miasto pojawiało się w dwudziestowiecznej sztuce jeszcze wiele razy. Obrazy Georga Grosza, lewicującego artysty z okresu międzywojennego, w iście groteskowy i szyderczy sposób przedstawiają ówczesne niemieckie mieszczaństwo, którego życie toczyło się wokół wielkomiejskich piwiarni i sklepów, co Grosza niezaprzeczalnie drażniło. Stąd też na jego obrazach nader często widzimy grube, nalane twarze filistrów i ich wulgarne, wyuzdane kobiety (burżuazja była wyjątkowo pogardliwie traktowana tak przez socjalistów i komunistów, jak i przez ich największych antagonistów – konserwatywną rewolucję Ernesta Juengera, Ericha von Salomona czy Karla Schmitta). Dalej poniewierają się prostytutki, księża, policjanci, tajniacy, donosiciele, politycy – wszyscy w tym szczególnym krzywym zwierciadle Grosza.
A teraz coś z innej beczki, jak to się potocznie określa. Stany Zjednoczone, lata 40-te minionego wieku i rozkwit czarnego kryminału spod znaku Dashiela Hammeta i Raymonda Chandlera. Styl ten zawdzięczamy Hammetowi, ale faktem jest, że bardziej pamiętamy Chandlera. Wielu twierdzi, że nikt nie opisał kalifornijskich miast i ich charakteru tak, jak autor Wielkiego snu, Playbacku, Wysokiego okna. Chandler również wyciągał na wierzch wielkomiejski brud – wszak jego bohater, detektyw Marlowe, zajmował się właśnie „sprzątaniem”, „praniem brudów” innych ludzi. Marlowe – błędny rycerz z przeceny (jak określił go jeden z bohaterów Wysokiego okna), obdarzony sporą dozą dystansu do świata, a nawet specyficznym cynizmem. Cynizm ten pozwalał mu zdawać sobie sprawę z tego, że jego klienci (często z tzw. wyższych sfer) nie raz nie są lepsi od tropionych przestępców, ale nie pozwalał mu na porzucenie obowiązków, przekupstwo czy lenistwo. I dzięki temu Marlowe wciąż i wciąż musiał zagłębiać się w zakamarki wielkiego miasta – zarówno do bogatych dzielnic willowych, jak i do najpodlejszych zaułków, tętniących jazzowym rytmem, pełnych zapachu chińskiego jedzenia i tanich perfum.
Również w czasach Chandlera, na początku lat 50-tych, William Burroughs (znów coś z innej beczki!) publikuje słynnego Ćpuna, w którym bez skrupułów przedstawia czytelnikom szokujące i ponure tajemnice wielkich miast – tym razem głównie w odniesieniu do narkotyków. Mamy więc opisy poszukiwania lekarzy, chętnych wydać narkomanom receptę na morfinę, mamy przedstawienie knajpek w których zbierają się homoseksualiści i alkoholicy, do tego dochodzą jeszcze szczegółowe objaśnienia podziałów, panujących wśród narkomanów z różnych dzielnic, ulic i warstw społecznych. Autor Ćpuna bezlitośnie wyciąga na wierzch to, o czym przeciętny człowiek zwykle stara się nie myśleć, odsuwa to od siebie i skrywa, nawet gdy dotyczy to jego samego lub jego bliskich.
|
|
Przerażający Człowiek Miasta
Ciąg dalszy...
Można tu jeszcze wspomnieć o dość paranoicznej wizji zgiełku wielkiego miasta, jaką spotykamy w postmodernistycznej, quasi-fantastycznej powieści Thomasa Pynchona 49 idzie pod młotek. Niejasna i dziwaczna intryga, związana z motywem wielowiekowego spisku Trystero – niezależnej, anty-państwowej poczty – rozgrywa się w urbanistycznym krajobrazie kalifornijskich metropolii. Główna bohaterka tropi przejawy działalności Trystero i w związku z tym coraz bardziej zagłębia się coraz bardziej w szalony i skomplikowany świat marginesu wielkomiejskiego życia. Poznaje rozmaite tajne organizacje, artystyczne podziemie, miejską biedotę, środowiska anarchistów i antysystemowych buntowników. A wszyscy oni kontaktują się ze sobą właśnie za pomocą Trystero, odmawiając korzystania z państwowej poczty. Ta paranoiczna wizja entropii narastającej w wielkim mieście, w atmosferze splątanych ze sobą konspiracji, w kulminacyjnym momencie kończy się w niejednoznaczny sposób, do końca nie wyjaśniając wszystkich zagadek. Czytelnik pozostaje więc niejako „na lodzie”, mogąc co najwyżej zastanawiać się na ile prawdopodobne jest istnienie w wielkomiejskim zgiełku takiego wewnętrznego świata, drugiej strony rzeczywistości.
III.V.
My tymczasem wróćmy do najbardziej chyba oddziaływującego na odbiorcę medium artystycznego, jakim jest wspomniana już muzyka. A muzyka rockowa bez wątpienia wywiera bardzo silny wpływ na współczesnych młodych ludzi. Jeżeli chodzi o motyw wielkiego miasta, to nader silnie jest on akcentowany w muzyce niektórych subkultur, czego przykładem może być twórczość kapel z kręgu Oi! Skinheads. Jest to subkultura wywodząca się z robotniczych dzielnic brytyjskich miast (korzeniami sięgająca lat 60-tych), trudno więc dziwić się tematyce piosenek, która obraca się przede wszystkim wokół codziennego życia w rodzinnym mieście. Piwo, futbol, dziewczyny, siła fizyczna, uliczne bójki, a do tego specyficzny etos chuligana – skinheada – robotnika. To wszystko to słychać w twórczości kapel takich jak np. The Analogs, Ramzes & The Hooligans, Zbeer, Baranki Boże, BTM, w których tekstach bardzo często pojawia się motyw ulicy, ulicznego życia. Gdzieś na krańcach wielkich miast, Gdzie zawracają czerwone autobusy / Mieszka wielu takich, jak my / Mieszka wielu szczęśliwych młodych ludzi*[5] – śpiewa Ramzes w utworze „My, młodzież”. The Analogs równie niefrasobliwym tonem śpiewa o Szczecinie i Dziewczynach z brudnych miast. Jednak nie zawsze rzeczywistość jest tak wesoła: W blokowiskach stłoczonych za portem / i ruderach pozornie milczących / wszystko kipi, pulsuje i drży / ale wciąż nie rozlega się krzyk!, a także: By w cokolwiek grać trzeba mieć co przegrać / dla tych chwil radości poświęcamy życie / przez wszystkich przeklęte dzieciaki ulicy.*[6]
Jak widać wielkomiejskie realia obecne są także (a może nawet przede wszystkim) w takiej właśnie twórczości podziemnej, młodzieżowej i buntowniczej.
III.VI.
Powyższe akapity przedstawiają zaledwie kilka przykładów roli wielkiego miasta w sztuce. Nader często twórcy zajmowali się przede wszystkim analizowaniem wielkomiejskich patologii i brudów, obalaniem mitów narosłych wokół metropolii, przekopywaniem się przez meandry podziemnego życia miasta (narkotyki, awangardowi artyści, przestępcy, zboczeńcy etc.). Trzeba zresztą pamiętać, że dzieł sztuki, w których istotnym elementem jest miasto z jego obyczajami i stylem życia mieszkańców, jest dużo więcej. Do powyższych przykładów z powodzeniem dodać można jeszcze chociażby dzieła takie, jak: opowiadania polskiego pozytywizmu, odmalowujące życie mieszczaństwa (Lalka B. Prusa); powieść Manhattan Transfer Johna Dos Passosa – wielki, jednocześnie odbierany, panoramiczny obraz Nowego Jorku wraz z jego wielkomiejskimi realiami*[7]; słynna powieść Buszujący w zbożu, pisana z punktu widzenia zbuntowanego nastolatka żyjącego tuż po II wojnie światowej; filmy Woody’ego Allena, zwykle rozgrywające się w Nowym Jorku, co ma dla reżysera ogromne znaczenie; mnogość filmów sensacyjnych, rozgrywających się w przestępczych półświatkach Los Angeles, San Francisco i innych metropolii. Jest tego naprawdę sporo – nie ma zresztą czemu się dziwić, bowiem miejskie otoczenie jest w naszych czasach wszechobecne. Musi więc przenikać także do takiej dziedziny ludzkiej aktywności, jaką jest sztuka.
|
|