Od Kosmosu do Chaosu... i z powrotem
Adam Danek

Do najbardziej charakterystycznych cech życia nomadów, jakimi stali się nowocześni ludzie, należy chorobliwy wręcz pośpiech. Ich egzystencja, inaczej niż człowieka tradycyjnego*[1], nie jest zestrojona z tym, co czołowy filozof Rewolucji Konserwatywnej Oswald Spengler (1880-1936) nazwał „kosmicznym taktem”. Nie wkomponowuje się w transcendentny porządek wszechświata. Jeszcze niedawno w kręgu ortodoksyjnego chrześcijaństwa wpisywała się w Boski ład za pośrednictwem kolistego czasu liturgicznego.*[2] Dziś w świecie postchrześcijańskim wizja życia jako trwania bądź pielgrzymki budzi w najlepszym wypadku niezrozumienie, zwykle zaś drwiący śmiech. Człowiek tradycyjny stanowi dziś gatunek reliktowy. Dzieci „postmodernizmu”, „ery po holocauście”, „śmierci Boga” etc. oglądają rzeczywistość zupełnie innymi niż on oczyma. Ich życie nie jest stabilnym bytem, lecz właśnie egzystencją: czymś rozedrganym i niespokojnym. Zostało zredukowane do pościgu i ucieczki. Pościgu za karierą, za kolejną inwestycją, za plastikowym ideałem z okładek kolorowych czasopism czy choćby za „lepszym proszkiem” – fantomami, które mają przydawać jego gonitwie ulotny pozór sensu. I ucieczki przed uczuciem pustki, absurdu i osamotnienia, ogarniającym go nawet (zwłaszcza?) w największym tłumie i największym nawale „spraw do załatwienia” lub rozrywek. Tak właśnie przedstawia się konterfekt mieszkańców wielkomiejskich molochów. Ich styl życia nosi piętno autodestrukcji niczym coraz szybsze okrążenia ćmy wokół płomienia świecy. Ów pęd do samozniszczenia przybiera różne formy. Wskutek nieustannego pośpiechu współczesnych toczą rozliczne „choroby cywilizacyjne”, nieznane człowiekowi tradycyjnemu. Po zapomnienie o codziennym kieracie wielu udaje się do handlarzy narkotyków, przygodnych kochanków albo szarlatanów spod znaku New Age – tak wszechobecny „wyścig szczurów” przygotowuje podłoże dla bujnego rozkwitu wszelakich patologii społecznych. Inaczej mówiąc, wyzwala i napędza procesy gnilne. Na wielu łatwowiernych obserwatorach ta kolorowa i hałaśliwa krzątanina może sprawiać wrażenie żywotności. Nic bardziej mylnego. Padlina często porusza się pod wpływem pożerających ją robaków i gryzoni; rozmaite nekrofagi nieustannie pracują, mnożą się i walczą w jej trzewiach lub na wierzchu. Kulturowy krąg Zachodu znajduje się obecnie w identycznym stanie. Padlina nie żyje, nie może się odrodzić. Jaki los czeka populację trupojadów, gdy przejedzą już całe truchło?



Europe is Dead!
Paradoksalnie, nie ma większego znaczenia odpowiedź na pytanie, czy rozpad Okcydentu ma charakter nieodwracalny. Jeżeli nie da się go powstrzymać, nasza misja polega na tworzeniu sanktuariów dawnej kultury zachodniej – skarbców, gdzie okruchy dziedzictwa Starej Europy przetrwają epokę upadku, by później na jego ruinach stać się zaczynem mozolnej odbudowy ładu. Jeżeli zaś można go zahamować, musimy przystąpić do tworzenia centrów duchowego oporu przeciw rozkładowym prądom – co na jedno wychodzi. Europie – zgrzybiałej kokocie, kryjącej starość pod jaskrawym makijażem – potrzeba nowych eremów i platońskich akademii, gdzie zgiełk nowoczesności nie miałby prawa wstępu. Ich tworzenie powinniśmy zacząć od siebie samych.

Przede wszystkim należy zrzucić pęta, jakie nakłada na nas konieczność życia w pośpiechu – ponieważ wbrew powszechnemu mniemaniu konieczność taka nie istnieje. Współczesnym wpaja się, że życie w „społeczeństwie informacyjnym” wymaga „bycia na bieżąco” czy też „trzymania ręki na pulsie wydarzeń”, w tym zwłaszcza nieustannego kontaktu z masmediami, których istota to dążenie do absolutnej aktualności informacji. A przecież „Aktualność jest określeniem tego, co najmniej istotne.”, jak poucza Nicolás Gómez Dávila (1913-1994).


Od Kosmosu do Chaosu...
Ciąg dalszy...


Im większe znaczenie (rzekomo) posiada aktualność danego zjawiska, tym bardziej jest ono ulotne i przemijające. Najbardziej aktualność liczy się w najniższych sferach życia: modzie, potocznych opiniach, bieżących układach partyjno-politycznych – i to właśnie one wzbudzają największe podniecenie w społeczeństwie pustych, „wydrążonych ludzi” (T.S. Eliot). Narzucany zewsząd pośpiech uniemożliwia jakąkolwiek refleksję o sprawach wykraczających poza tu i teraz. Jego odrzucenie równoznaczne będzie z odzyskaniem zdolności do kontemplacji, która leży u podstaw duchowości religijnej oraz filozoficznego „poszukiwania wiedzy”, przed tymi zaś dwoma rodzajami oręża pierzchają w popłochu demony (po)nowoczesności. Przełamanie mentalności motłochu rozpocząć się zatem powinno od zaprzestania pogoni za rzeczami przelotnymi i skierowania uwagi na rzeczy wieczne.



Europe is Dead!
Kluczową rolę gra tu zwrot ku tradycji. Jak pisał Ernst Jünger (1895-1998), koryfeusz Rewolucji Konserwatywnej, w „świecie miliardów obracających się kół” otwarcie na tradycję pozwala człowiekowi odnaleźć równowagę, gdyż przenosi go w jego głąb – pod kipiącą powierzchnię aktualnych zdarzeń, stawia go w „najwewnętrzniejszym środku obracającego się koła”, gdzie zawsze panuje niezakłócony spokój.*[3] Podobnie ujmuje to zagadnienie integralny tradycjonalista Julius baron Evola (1898-1974) w artykule Przezwyciężenie aktywizmu z 1933 r.: „Co jest przyczyną i rzeczywistym władcą ruchu, samo pozostaje nieruchome. On wywołuje i kieruje działaniem, budzi czyn, ale sam nie działa, nie staje się współtowarzyszem w czynie, nie jest akcją, lecz nieruchomą, całkowicie i spokojnie panującą wyższością, od której akcja wychodzi i zależy. Stąd płynie jego potężna i niewidzialna władza wraz z jednym wyrażeń zaczerpniętych z Dalekiego Wschodu: ‘działaniem poprzez niedziałanie’ – wei wu wei.”*[4]

Evoliański „bunt przeciw nowoczesnemu światu” musi się rozpocząć właśnie od „przezwyciężenia aktywizmu” – przezwyciężenia mody na bezładne angażowanie się w natłok przypadkowych spraw, będące w rzeczywistości paniczną ucieczką przed ciszą i namysłem. Zamiast wybuchać emocjami, prawdziwy buntownik powinien wyjść z niosącego współczesnych potoku strumienia mód, rozrywek i zachcianek. Dopiero stanąwszy poza nurtem ujrzy, ze płynął przez pustynię. Ale wtedy będzie mógł wyruszyć pod prąd strumienia – do źródeł. Ożywczą moc najprościej jest czerpać wprost ze źródeł.


Adam Danek

[1] Szczegółowa charakterystyka mentalności człowieka tradycyjnego w: Mircea Eliade Mit wiecznego powrotu Warszawa 1998
[2] O naturze czasu liturgicznego zob. Mircea Eliade Aspekty mitu Warszawa 1998, s.166-169
[3] Wojciech Kunicki Rewolucja i regres. Radykalizm wczesnej twórczości Ernsta Jüngera Wrocław 1995, s.76-77
[4] Martin A. Schwarz Z Evolą w trzecie tysiąclecie? Duchowo-metapolityczna spuścizna ostatnich Gibelinów (seminarium z okazji 25. rocznicy śmierci Juliusa Evoli), [w:] „Reakcjonista. Pismo Tradycjonalistycznej Prawicy” nr III, lato 5107 r.


34