***
Wincenty Korab-Brzozowski

Odjechał, a po sobie zostawił wspomnienie
Przykre – gadów ohydnych pełzające ślady.
Bliscy powiedzą o nim trwożnie: Był on blady,
A w jego głowie drzewo zła miało korzenie.

Nikt go nie mógł ukochać: mętne tajemnice
Szumiały w jego serca purpurowej jamie…
Na swych czole miał głuche, kainowe znamię,
A jego oczy smętne były, jak księżyce…

Zwykle milczał; lecz kiedy mówił, spod kurzawy
Ciemnych pojęć, słuch łowił, przerażon do głębi,
Namiętny, w ciężkiej ciszy, ostry krzyk jastrzębi,
A wzrok dojrzał lecący puch z gołębic, krwawy…

Wszyscy odeń stronili, nie mając ochoty
Być w kręgach jego myśli: więc, w kącie komnaty,
Sam jeden ze swym cieniem, dziwne poematy
Układał, pisząc węglem smutku i zgryzoty…

Z domu wychodził rzadko – o słońca zachodzie –
I w parku szedł, wśród kwiatów, pełen zimnej pychy;
A rzędy drzew, w alejach, mruczały jak mnichy
Egzorcyzmy, zgadując, że Złośnik w ogrodzie…

Noce miał niespokojne; szeptał: „O Sezami
Dusz naszych, odsłoń skarbów twych złote kobierce!...”
A potem krzyczał, raniąc jakieś Dobre Serce,
I wielkie groby kopał i łkał nad grobami…

Odjechał gdzieś daleko, na losy tułacze:
Szczerą uczuli ulgę wszyscy z tej rozłąki,
Otwarto spiesznie okna, powiał podmuch z łąki
I zmiótł ostałe po nim grzechy i rozpacze…

Przed odjazdem napisał „Żegnam! Za mą trumną
Nikt z was pewnie nie pójdzie?... Żyłem wedle skruchy.
I tam kędy się piętrzą Wielkich Gór łańcuchy
Duch mój zapłonie świętą ognistą kolumną!”

Komentarz
od naczelnego

Wiersz otwierający tomik W. Koraba-Brzozowskiego (1877-1941) pt. „Dusza mówiąca” z 1910 r.



20