Wywiad z GREEN ARMY FRACTION
 
GREEN ARMY FRACTION to jednoosobowy projekt ze Szwecji, kreujący surowy i brutalny power electronics z tradycjonalistycznym przesłaniem wymierzonym bodaj we wszystkie świętości ponowoczesnego świata: demokrację, feminizm, egalitaryzm, liberalizm, humanitaryzm i postępującą sekularyzację. Pod szyldem GAF ukazało się kilka pełnometrażowych albumów, m.in. "Destructive Power", "Caste War" czy "Chlorophyll Flood" - ten ostatni był dostępny np. w polskiej dystrybucji War Office (być może wciąż jest...). GAF wydawało swoje albumy m.in. dla Tesco Organisation i Steinklang.

Zapraszamy do lektury wywiadu z Martinem Hggkvistem, twórcą Frakcji Zielonej Armii. Pytania zadawał Wielebny ATW.


Dlaczego wybrałeś dla swego projektu taką właśnie nazwę? Niesie ona ze soba dziwne skojarzenia z ekoterroryzmem, a także Frakcją Czerwonej Armii...
Na początku GAF było projektem bazującym na radykalnej ekologii („ekofaszyzm” Pentti Linkoli, idee Teda Kaczyńskiego i pokrewne rzeczy). Po części była to zaplanowana koncepcja, po części zaś produkt moich ówczesnych osobistych zainteresowań. Jeśli chodzi o związek z Frakcją Czerwonej Armii, to rzecz jasna zasadniczy sens nazwy zmienił się, gdy w miejsce „czerwieni” weszła „zieleń” i takie jest (w uproszczeniu) sedno sprawy. Z początku interesowałem się dość mocno rozmaitymi formami terroryzmu i ruchami oporu najróżniejszych odmian, niekoniecznie wysuwając jakieś stwierdzenia, które odzwierciedlałyby moje opinie na ten temat, więc po prostu taka nazwa wydawała się pasować. Obecnie ma ona niewiele wspólnego z tematami, które są mi bliskie, ale wciąż ją akceptuję. No, w ostateczności – zieleń to prawdopodobnie mój ulubiony kolor.

Jakiego sprzętu używasz do tworzenia dźwięku GAF?
Najpierw używałem sporo komputera, ale ponieważ produkowanie tego typu dźwięku, jakiego pragnę, za pomocą czysto cyfrowych środków jest zarówno nudne, jak i trudne, to obecnie używam głównie „field recordings” i prymitywnych efektów. Oczywiście część pracy wykonana jest cyfrowo i od czasu do czasu używam jakiegokolwiek dziwnego wyposażenia, które znajdę, nawet jeszcze raz komputerów. Jestem zmienny w tej dziedzinie.

Opowiedz nam coś o początkach swojego projektu – dlaczego zacząłeś tworzyć dźwięki industrial/power electronics I kiedy? Co jest dla Ciebie ważniejsze – dźwięk (muzyka), czy przekaz?
Zacząłem tworzyć industrial około 1999-2000, jestem zatem dość nowy w tym kręgu. Dlaczego zacząłem? Trudno tak naprawdę powiedzieć... Wychodząc z kręgów pagan/black metal czułem się cokolwiek zmęczony tą formą ekspresji, szczególnie dlatego, że po prostu z większej części tego wyrosłem ideologicznie. Miałem pewien kontakt ze sceną industrial poprzez Cold Meat Industry od czasu wczesnej młodości i gdzieś w tym okresie poznałem ludzi takich jak K z SURVIVAL UNIT / HEID, który zapoznał mnie z pozostałymi obliczami sceny industrial. Oczywiście, do pewnego stopnia, to także kwestia dojścia do dużo większej ekstremy w warstwie dźwięku i przekazu, ale sądzę, ża dla wielu innych ten aspekt był dużo ważniejszy niż dla mnie. Potrzeba bycia „ekstremalnym” w imię „skrajności”, albo by szokować, czy wreszcie z powodu „artystycznej” wartości ekstremy nie jest oczywiście już ważną motywacją dla mnie. Przekazuję poglądy, czy raczej pewne punkty widzenia słuchaczowi i muzyka oraz zamysł artystyczny są tylko wehikułami wzmagającymi ekspresję, więc na ostatnie pytanie odpowiem rzecz jasna „przekaz”, w tym czy innym sensie.

Jeden z twoich albumów nosi tytuł „Conservative and Full of Hate”. Czy to opis twoich własnych poglądów? A może to jedynie ironia i prowokacja?
To na pewno po większej części opis moich przekonań, aczkolwiek nie do końca chwalebny. Konserwatyzm, w szerokim i „radykalnym” sensie tego słowa, stał się (i w pewnym sensie zawsze był) bardzo naturalny dla mnie i gdyby ktoś spytał mnie o moje poglądy polityczne, skłaniałbym się do opisania siebie jako reakcjonisty. Nie wierzę w „uniwersalnego człowieka” rodem z Rewolucji Francuskiej, nie wierzę w to, że człowiek powinien być miarą wszystkiego i nie jestem zainteresowany inżynierią społeczną skupioną na konstruowaniu ziemskiej raju, zorientowanego na zaspokajanie potrzeb zmysłowych. Zatem mój ogląd świata jest zasadniczo przed-nowoczesny i jest mi z tym dobrze.

Część „nienawistna” jest czymś bardziej złożonym, albowiem uczucie nienawiści towarzyszy i towarzyszło mi przed długi czas, jako wielka część mojego codziennego życia. Po części dlatego, że otaczające społeczeństwo jest tak odległe od mojego własnego sposobu myślenia (biorąc pod uwagę moje ogólne funkcjonowanie w społeczeństwie, nawet stopnie w szkole, mogę wykluczyć możliwość, że moje poglądy są przede wszystkim produktem bycia „outsiderem”), ale jest to również skaza na mojej osobowości. Nienawiść niszczy tego, kto nienawidzi, dużo szybciej niż obiekt jego nienawiści. Ma tendencję do samonapędzania się i kierowania do wewnątrz, nie zauważania faktu, że to zniekształca całą wizję i wypacza duszę. To nie powinno być postrzegane jako twierdzenie pacyfistyczne, ale po prostu jako stwierdzenie faktu. Stan większości „ekstremalnych” organizacji (po każdej stronie spektrum politycznego) udowadania to bez cienia wątpliwości. – nienawiść zaczyna definiować doktrynę, zamykać i generalnie odcinać ludzi od tego, co naprawdę ważne.

Jakaś część GAF na pewno wiąże się z nienawiścią i przekierowuje ją we właściwą stronę. Innymi słowy – zmienia nienawiść w coś, co nazywamy „sprawiedliwym gniewem”.


Wygląda na to, że silnie inspirujesz się tradycjonalizmem integralnym. Dlaczego tak jest? Czy uważasz, że ta idea ma przyszłość w naszym „ukochanym” współczesnym świecie?
To jest temat na który mógłbym pisać bez końca, więc spróbuję się ściśle ograniczyć.

Studiowałem politykę, filozofię i religię przez całe moje dotychczasowe życie – począwszy od czytania ilustrowanych mitów Grecji, Rzymu, Egiptu i Chin, gdy miałem 5-6 lat, aż do moich obecnych badań nad Mistrzem Eckhartem, Vedantą i teologią katolicką oraz prawosławną. Główny wniosek – że wszystkie autentyczne religie mają pewien wspólny korzeń – naszedł mnie dość wcześnie, ale wówczas moja koncepcja ograniczona była faktem, że miałem mniej więcej 15 lat i słuchałem tylko black metalu, czytałem przede wszystkim Nietzschego i pojęcie „autentyczne” było dla mnie tożsame z „pogańskim”. Zużywałem przez to wiele czasu na porównywanie i identyfikowanie bogów rozmaitych kultur, a nawet jeszcze więcej na sprowadzanie tych bogów jedynie do psychologicznych reprezentacji umysłowych lub przyrodniczych zjawisk. Oczywiście w tym czasie czytywałem także sporo „Biblii Szatana”, „Księgi Prawa” (Thelema) i pokrewnych pism bazujących na ultra-indywidualizmie, stąd anty-chrystianizm był moim głównym priorytetem, jak to ma miejsce w kulturze black-metal.

W miarę upływu czasu, zacząłem studiować rozmaite rzeczy, zasadniczo tkwiąc jednak w światopoglądzie nietzscheańsko-naturalistycznym, próbując zbudować „religię świata”, będącą opozycją dla transcendentalizmu i prymatu ducha nad materią, który w moim odczuciu pokrywał się z dziedzictwem „judeo-chrześcijańskim”.

Lektura Juliusa Evoli i innych „perennialistów” oraz tradycjonalistów integralnych przełamała ten schemat w moim umyśle oraz usunęła wiele poglądów, które wówczas wyznawałem. Zrozumiałem, że cała koncepcja materialistycznego indywidualizmu i anty-autorytaryzmu, na której opierało się 99% krytyki chrześcijaństwa w istocie rzeczy była i jest podstawowym problemem, a nie rozwiązaniem. To zmieniło także bardzo mocno mój pogląd na chrześcijaństwo. Jakkolwiek wciąż nie jestem chrześcijaninem, to jednak nigdy nie określiłbym się ponownie jako „antychrześcijański” i oczywiście cały „transcendentalizm”, którego tak kiedyś nienawidziłem teraz jest chyba tym, co najbardziej pociągające w wierze chrześcijańskiej - w stopniu, w jakim wciąż w niej funkcjonuje.

„Tradycjonalizm integralny” ma jednak masę wewnętrznych problemów. Po pierwsze – jest to pewna konstrukcja teoretyczna, która pomija organiczny charakter systemów religijnych i ezoterycznych. Jakkolwiek w wielu aspektach jest ona „poprawna” i oczywiście stanowi bramę do zrozumienia człowieka i jego relacji ze Stworzeniem w stopniu dużo większym niż większość nowoczesnych systemów, to jednak wciąż jest to po prostu system filozoficzny. Może być to, jak twierdził Guenon, opis „czystej metafizyki”, ale na pewno nie jest metafizyczny sam w sobie, nie jest sam w sobie ścieżką duchową. Julius Evola przedstawiał kilka postaci swej doktryny, niekiedy idąc bardzo daleko w poglądach na temat „magicznych mocy”, które mogą być „ujarzmione” przez człowieka – w sposób, który jest daleko obcy mojemu postrzeganiu świata.

Ponadto, jak sugeruje twoje pytanie, polityczne i społeczne idee tradycjonalizmu są rzecz jasna tak daleko od obecnej rzeczywistości, jak to tylko możliwe.

Green Army Fraction
Ciąg dalszy...

Istotne, że wciąż jest to nader użyteczne indywidualne narzędzie do lepszego zrozumienia świata, a wyposażenie w idee tego typu pozwoli być może odpowiednim jednostkom sprawić – jeśli to możliwe, albo nieuniknione – że karta się odwróci i perwersja jaką jest współczesny świat zapadnie się lub zmieni w coś dalece lepszego

Na twoich zdjęciach koncertowych widać, że używasz projekcji video. Możesz powiedzieć o tym coś więcej?
Jak większość wykonawców power electronics stosuję projekcje video. Ich zawartość zmieniała się w miarę upływu lat, począwszy od wczesnych koncertów z prostymi, chaotycznymi „cool” obrazkami (od logosów grup terrorystycznych do wszystkiego, co szokujące, jakkolwiek nigdy nie używałem obrazków typu „gore” i tylko kilka o treści seksualnej) – aż po obecne wizualizacje, bardziej zaplanowane i uporządkowane.

Na twojej stronie internetowej można zobaczyć odnośniki do takich stron jak „Opus Dei”, „Towarzystwo Piusa V”, „Wirtualna Biblioteka Buddyzmu Zen”, „Bhaktivedanta” etc. Czym jest dla Ciebie religia? Co sądzisz o nowoczesnym chrześcijaństwie oraz o tzw. „neo-poganizmie”?
Myślę, że poniekąd odniosłem się do tego w pytaniu o tradycjonalizm, ale rozwinę trochę wątek. Mój podstawowy duchowy punkt widzenia może zostać – w uproszczeniu – przedstawiony w sposób następujący.

Człowiek jest tworem Absolutu – Boga – który jest niezmienny i przewyższa wszelkie formy stworzenia, przekracza wszelkie ograniczenia. To jest źródło ludzkiej woli, która jest naprawdę wolna (ponieważ jest „darem” od jedynej istoty, która jest kompletnie niezależna i samowystarczalna). Ta wola człowieka jest jednak ograniczana przez jego własny wybór niezależności od fundamentalnej Zasady, wybór skierowania samego siebie na obiekty zmysłowe, które są ograniczone (i ograniczające), zmienne i stąd też w pewnym sensie nierzeczywiste. Z tego powodu człowiek pozostaje zasadniczo zniewolony, a jego obowiązkiem jest dążyć do poprawy tego stanu rzeczy. Powiedziałbym, że ten opis podsumowuje pewne abstrakcyjne „jądro” większości podstawowych form religijnych, okruchy tego sposobu myślenia można znaleźć w egzoterycznych systemach religijnych – od chrześcijaństwa do tzw. „hinduizmu”. Nie twierdzę, że ten konkretny sposób wyrażenia tego „jądra” jest „bardziej prawdziwy” od któregokolwiek z innych jego przedstawień, przeciwnie wręcz – niemniej jednak jest to najprostszy sposób opisania go odbiorcy mającemu skłonność do myślenia filozoficzno-teoretycznego czy wręcz ateistycznego.

Co do poganizmu, skłonny jestem podpisać się pod evoliańskim postrzeganiem tej kwestii, dzieląc to zjawisko na „solarne” i „chtoniczne” formy praktyk religijnych (jakkolwiek czasem jestem sceptyczny co do sposobu w jaki Evola używa tych określeń w innych przypadkach). Liczne aspekty poganizmu były po prostu nakierowane na świat przyrody – przed-naukowe sposoby wyjaśniania płodności, szczęścia lub bogactwa wspólnoty czy własnego stanu fizycznego. Mogę od razu dodać, że niemal każdy neo-poganizm z jakim miałem do czynienia był właśnie tego typu – z ludźmi ubranymi w ciuchy rodem z „Władcy Pierścieni”, składającymi ofiary z owoców dla jakichś nadętych bóstw. Oczywiście nie interesuje mnie to w ogóle, chyba że jako przykład tego, w jaki sposób chora nowoczesność klonuje i nawet kultywuje najbardziej poniżające elementy przeszłości.

Solarna forma poganizmu bardziej zbliża się do tego, co opisałem poprzednio, choć rzadko w odpowiednim stylu. Tutaj celem i ideałem jest ciągła obecność nieba i słońca, a praktyka religijna ukierunkowana jest na heroizm i kontemplację, na trwanie w obliczu wroga i zmieniającego się świata chwilowych form. Chodzi o uniesienie się ku niebiosom i partycypowanie w zasadach stworzenia i istnienia w świecie wolnym od nieustannej śmierci. Zwykle jest to wyrażane w sposób mitologiczny i niejasny, oczywiście wiadomo, że taka interpretacja i podział nie zawsze znajdują zastosowanie (i nie zawsze są poprawne, bo przecież raptem kilka przykładów kultów czysto chtonicznych lub czysto solarnych można napotkać w znanej nam historii). Przypuszczam, że były podejmowane próby ożywienia kultów tego typu, inspirowane pracami Evoli, ale muszę przyznać, że moje zdanie na ten temat jest bardziej niż sceptyczne. Odradzanie organicznego systemu duchowego, który już umarł może okazać się zwyczajnie niemożliwe, jakkolwiek jest to projekt, który interesował przez większą część minionej dekady, zatem dyskusja na ten temat jest zawsze mile widziana.

Co do chrześcijaństwa, to niewątpliwie (nawet w swych najbardziej zdegenerowanych formach) przewyższa ono wszelkie postaci sekularyzmu lub ateizmu. Niemniej chrześcijaństwo jest zasadniczo w godnym ubolewania stanie, w dużym stopniu stało się niczym więcej niż jedynie „systemem moralnym”, w zgodzie z oskarżeniami Nietzschego i jego naśladowców. Osobiście powiedziałbym, że prawosławne i katolickie formy są tymi, które wciąż mają pewne przywiązanie do oryginalnej tradycji, podczas gdy protestantyzm jest raczej preludium do modernistyczno-świeckiego sposobu myślenia. Nie mówię, że nie ma protestantów posiadających żywą i prężną wiarę, ale jeśli kiedykolwiek wykonałbym poważny ruch w kierunku chrystianizmu (na tym etapie raczej nie, z kilku przycznyn, które należy dopiero rozwiązać), to najpewniej skierowałbym się ku katolicyzmowi, pomimo wielu błędów i uproszczeń jakim uległ w ostatnich stuleciach.

„Caste War – Back in their places” (Wojna kast – z powrotem na swe miejsca) – powiedz nam o przewodniej idei tego albumu. Wygląda na to, że walczysz z egalitaryzmem, koncepcją równości ludzi – czyli prawdopodobnie głównym mitem społeczeństwa ponowoczesnego, liberalno-demokratycznego.
To tylko jeden z aspektów tego albumu. Egalitaryzm to oczywiście absurdalna ideologia, nawet jeśli postrzegasz ją z najbardziej świeckiego, pragmatycznego i „realistycznego” punktu widzenia, jaki tylko jest możliwy. To nie znaczy, że automatycznie sympatyzuję z wszystkim, co „anty-równościowe”.

Chociaż brutalne zrównywanie ludzi w komunizmie i kolektywistyczny pseudo-indywidualizm demokracji są niewątpliwie problematyczne, to jednak niewiele więcej dobrego mogę powiedzieć o zoologicznym rasizmie, postrzegającym człowieka po prostu jako produkt „naturalnych procesów’ które mogą i powinny być sterowane i planowane, jak każda inna materialna substancja. Zwierzęca przemoc, przejawiająca się w wielu działaniach „skrajnej prawicy” tym bardziej nie ma nic wspólnego z heroizmem w jego prawdziwym znaczeniu, ale powinna być przede wszystkim postrzegana jako reakcja prymitywnych jednostek przeciw negatywnym zjawiskom, w najgorszej postaci jako perwersyjna rozrywka wykorzenionych ludzi-bestii grających ideologią by umotywować czymś sadyzm i przemoc.
Poza tym, twoje wrażenie jest prawdziwe. Głowną ideą stojącą za tym albumem jest, podobnie jak w przypadku większości moich dzieł, „antynowoczesność” – w rozumieniu, które wyrażam przez cały ten wywiad.

„Dirty Bitch (Feminist)” (Brudna Dziwka – Feministka) – jeden z twoich „najbardziej kontrowersyjnych” tytułów... Co sądzisz o całym tym „ruchu feministycznym” i koncepcji „wyzwolenia kobiet”?
Jeszcze raz coś, o czym mógłbym napisać zbyt dużo. Oczywiście jestem przeciwko wszelkim poglądom o równości pomiędzy mężczyzną, a kobietą. Nasze funkcje są idealnie różne i społeczeństwo powinno to dostrzegać. Oczywiście musi istnieć miejsce dla wyjątków – nie można od fizycznie słabego mężczyzny wymagać skrajnie wyczerpującej pracy, a z kolei „zmaskulinizowana” kobieta nie może być kategorycznie odsuwana od wszystkiego, co postrzegane jako „męskie”. Idąc dalej, mój podstawowy pogląd jest taki, że każda jednostka powinna realizować idealną formę swego istnienia i postrzeganie swojej płci jako idealnie dopasowanej to podstawowa kwestia. To nie oznacza, że przemoc seksualna lub parszywe zachowanie w stosunku do kobiet jest niepoważną plotką, ale to po prostu znaczy, że feministyczne podejście doszukujące się przyczyny kryminalnych zachowań w istnieniu różnic płciowych czy „struktur władzy” zakorzenionych w płci – to absurd. Zróżnicowane położenie w hierarchii nie jest tym samym, co gnębienie i „opresja”, ale to coś, czego lewica (czy też liberałowie) nigdy nie pojmą. Muszę zauważyć, że o ile mój antyfeminizm jest radykalny i absolutny, o tyle każda obecna mizogynia w mojej muzyce lub osobowości powinna być postrzegana w pierwszym rzędzie jako coś humorystycznego, a w drugim jako coś, co ja sam postrzegam jako kłopotliwe.

Czy grasz w innych projektach, zespołach?
W wielu, ale w niewielu takich, które byłyby obecnie istotne dla mnie.

Twoje plany na najbliższą przyszłość... Czy wydasz następne albumy w Steinklang?
Niewiele tych planów, jeśli mowa o GAF. Może kilka koncertów, jeśli czas pozwoli i nie wynikną inne problemy. Kilka wydawnictw będzie zapowiedzianych w najbliższej przyszłości, dość duża liczba kaset ukaże się w 2008. Nie wiem, kiedy pojawi się mój nowy pełnoczasowy album, ponieważ nie jest on obecnie nawet w fazie planowania.

Twój CD “Chlorophyll Flood” znajduje się w polskich dystrybucjach. Czy miałeś jakiś kontakt z Polską lub Polakami? Czy znasz naszą scenę postindustrialną?
„Chlorophyll Flood” to stara rzecz. Ma swój urok, ale oczywiście jest odległa od większości rzeczy, które nagrałem później. Odnośnie Polski to nie miałem wiele kontaktu z Polakami. Osiem lat temu zrobiłem wywiad z Robem Darkenem, pracowałem wtedy dla black-metalowego zina, jeśli to liczyć. Podobnie jak w przypadku wielu zachodnich Europejczyków, moje pierwsze skojarzenia z Polską to szare, betonowe budowle w „funkcjonalistyczno-komunistycznym” stylu i ludzie spacerujący dokoła – bladzi i nieszczęśliwi. Oczywiście to najprawdopodobniej bardzo odległe od prawdy, w każdym razie obecnie. Wiem, że standardy moralne wciąż są w niektórych przypadkach wyższe u was niż tutaj, w Szwecji, aczkolwiek nie wiem ile z tego to medialny obraz, wynikły z ekstremalnych szwedzkich poglądów na życie rodzinne i dewiacje seksualne. Nie sądzę, bym miał wielką wiedzę na temat polskiej muzyki. Znam polski NSBM, który jest całkiem sympatyczny w niektórych przypadkach (jakkolwiek ideologicznie jest o całe mile ode mnie) – ale to właściwie tyle.

...i Twoje ostatnie słowa dla naszych czytelników:
Myślę, że ograniczę się po prostu do zwyczajnego podziękowania za zainteresowanie. Każdy, kto czuje się zainteresowany muzyką GAF powinien ją w ten czy inny sposób sprawdzić.


40