Cantece Legionari
ATW

Powiedzieć, że Legion Michała Archanioła to zjawisko fascynujące, intrygujące, budzące skrajne odczucia, owiane legendą i tajemnicą – to powtórzyć wielokrotnie już wyrażane truizmy. Wszystko to jest oczywiście prawdą i odnosi się zarówno do legionowej organizacji, jak i do jej przywódcy, który w kręgach radykalnej prawicy urasta do rangi postaci zgoła mitycznej, żywego pomnika, materialnego ucieleśnienia czystej idei. I tak dalej, i tak dalej…

Okazuje się, że Codreanu inspiruje także artystów, a przede wszystkim muzyków. W ciągu ostatnich dwóch dekad ukazało się co najmniej kilka albumów kompilacyjnych, poświęconych Żelaznej Gwardii, wszystkie one rzecz jasna wywodzą się z szeroko pojętego „podziemia”. Szeroko pojętego, ponieważ mowa tu zarówno o scenie military/neofolk, jak i o środowisku black metal, „rocku tożsamościowym” czy wreszcie muzyce R.A.C. (utożsamianej z subkulturą narodowo-socjalistycznych skinheadów). Jest w Legionie coś paradoksalnego, choćby dlatego, że łączył on wątki silnie chrześcijańskie (wiara prawosławna, nacisk na cnotę miłości i cierpienia, uwielbienie dla Michała Archanioła i samego Chrystusa) ze swoiście „pogańskimi” (np. poprzez odwoływanie się do prastarych ludowych obyczajów i symboliki solarnej). W znanym tekście prof. Bartyzel pisze: „Przedziwny stop idealizmu, ascezy, mistycyzmu, heroizmu, egzaltacji, żelaznej woli, fanatyzmu i okrucieństwa, czynią i z samego C. i ze stworzonego przezeń ruchu najbardziej, bez wątpienia, niesamowite zjawisko z pogranicza duchowości i polityki w XX wieku (…)”.
Skoro więc niezwykły i paradoksalny był Legion, to czemuż dziwić się, że cecha ta przenosi się na krąg jego fascynatów? A przenosi się, jeśli wziąć pod uwagę, że wśród zespołów grających ku pamięci Codreanu spotykamy na przykład wiele kapel jawnie neopogańskich (co kontrastuje z – być może szczególnym, ale niewątpliwie szczerym i żarliwym – chrystianizmem legionistów), narodowo-socjalistycznych, albo flirtujących z dekadencją i nihilizmem (choć przecież istotą Żelaznej Gwardii było wytworzenie ożywczego powiewu, który miał skruszyć wszelką gnuśność i beznadzieję). Jak widać, trzeba chyba wszystko to rozwiązywać dialektycznie, albo też alchemicznie… Być może w jakimś alchemicznym tyglu ideowym wszystkie te przeciwieństwa się spotykają? Pytanie, czy wówczas wzajemnie się redukują, czy też eksplodują ze zwielokrotnioną siłą?

Przejdźmy jednak do rzeczy, a zróbmy to chronologicznie. W roku 1999 ukazała się, nakładem wytwórni Tellurian Battlegrounds Productions, kaseta „Corneliu Zelea Codreanu: Prezent!”. Materiał ten w całości wypełnia muzyka black-metalowa w wykonaniu kilkunastu kapel, m.in. Gontyna Kry, Kataxu, Thunderbolt (wszystkie trzy z Polski), Absurd (Niemcy), Donar’s Krieg (Holandia), Sigrblot (Szwecja) i inne. Można się tu zastanowić, jak uczestnicy tej składanki postrzegali (czy w ogóle jakoś?) postać Codreanu i doktrynę Legionu. Oczywiście, wypadałoby spytać samych muzyków, jak również organizatorów przedsięwzięcia. Prawdopodobne, że Żelazna Gwardia uhonorowana została przez owo black-metalowe środowisko przede wszystkim jako manifestacja radykalnego nacjonalizmu (przywiązanie do krwi i ziemi, „dziedzictwa przodków” etc.) oraz ze względu na przywołane wyżej pierwiastki „quasi-pogańskie”, obecne w legionowej duchowości.
Zresztą, istnieje przecież taka interpretacja Legionu Michała Archanioła, popularna zwłaszcza w środowiskach neopogańskich, „evoliańskich” etc., w ramach której opisuje się chrześcijański aspekt Legionu jako pozorny, powierzchowny, będący bardziej zewnętrznym okryciem pre-chrześcijańskiego wnętrza, niż twardym jądrem i istotą koncepcji.
Znamienne, że jedno z wydań oryginalnej, archiwalnej muzyki legionowej ukazało się z inicjatywy neopogańskiego muzyka i eseisty, Gerharda Petaka z Austrii. Mowa tu o płycie „Eiserne Garde / Garda de Fier”, zrealizowanej przez jego wydawnictwo „Aorta” w roku 1998.
Są i tacy, którzy chyba w ogóle pomijają pierwiastek ideologiczny Żelaznej Gwardii, interesuje ich natomiast obecny w Legionie kult śmierci i poświęcenia, można rzec: fanatyzm i oddanie jako takie, same w sobie i ze względu na siebie. Ciekawe, czy z takiej podejścia wynikał amerykański artysta Boyd Rice, wydając (podobnie jak Petak) legionowe pieśni na płycie „Death's Gladsome Wedding: Hymns and Marches from Transylvania's Notorious Legionari Movement”. A przecież Rice to – było nie było – członek Kościoła Szatana Antona Szandora La Vey’a i w ogólności osobnik stojący daleko od chrystianizmu (a blisko np. nietzscheanizmu…).

Nazwiska Petaka i Rice’a wprowadzają nas zresztą w świat muzyki industrialnej, a stąd już prosta droga do militarnej odmiany tego gatunku oraz – bliskiej jeśli nawet nie brzmieniem, to tematyką i estetyką – muzyki neofolk. Na tej scenie Codreanu stał się swego rodzaju ikoną, której poświęcono wiele utworów, częstokroć wykorzystując przy tym archiwalne nagrania przemówień i śpiewów. Wymienić tu można takich wykonawców, jak choćby Arditi, Der Krieg, Argentum oraz blisko 30 projektów, które hołd Kapitanowi złożyły w roku 2001 na albumie „Codreanu: Eine Erinnerung an den Kampf”. Nie ma w tym nic dziwnego: muzyka tego typu (marszowa, neoklasyczna i monumentalna) znakomicie pasuje do tematyki Legionu Michała Archanioła. W ogólności zresztą Żelazna Gwardia przystaje do militarno-industrialnych toposów, takich jak wojna, heroizm, śmierć, cierpienie, poświęcenie, poczucie honoru i godności etc.
Materiał „Eine Erinnerung…” wydany został wspólnie przez Oktagon oraz Neue Europaische Kultur i śmiało można rzec, że jest to jeden z najbardziej szczególnych albumów w dziejach sceny martial / neofolk. Tyczy się to zarówno oprawy graficznej, jak i samej muzyki. Album zaopatrzony jest w elegancko wydaną książeczkę, w której zawarte są informacje na temat wykonawców, ilustracje oraz eseje na temat Legionu – autorstwa Gerharda Petaka, Martina Schwarza (redaktora tradycjonalistycznego pisma „Kshatryia”), Martina Horvatha i Josefa Marii Klumba (Von Thronstahl).


Cantece...
Ciąg dalszy...

Imponujący jest także dobór artystów: chciałoby się rzec (nieco pretensjonalnie), że „są tu wszyscy”. W istocie są „prawie wszyscy”, ale w tym wielu czołowych przedstawicieli gatunku, a to np. Von Thronstahl, The Days Of The Trumpet Call, Changes, Spiritual Front, Derniere Volonte, Blood Axis, jak również twórcy mniej znani bądź efemeryczni, w rodzaju Book and Sword, Republik Awake, Socrates Wounded czy Marienburg Jugend.

Brzmieniowo jest to dzieło bardzo zróżnicowane, prezentujące rozmaite oblicza militarnej sceny. Salwy industrialnego hałasu przeplatają się z delikatnymi dźwiękami instrumentów akustycznych, zza bitewnego zgiełku i monumentalnych partii quasi-orkiestrowych dobiegają urywki przemówień Kapitana i legionowe hymny. Niektóre utwory są pogodne i budujące, inne jednak nie pozwalają zapomnieć o nieuchronnym fatum śmierci i męczeństwa. „Smierć i noc i krew”, chciałoby się rzec, cytując Stranglers (co prawda tyczyło się to Yukio Mishimy, ale tu pasuje równie dobrze). Od patosu i idealizmu – aż po słodko-gorzką melancholię, choćby w wydaniu włoskich nihilistów ze Spiritual Front (serwujących balladę „The Long Summer Day For A Dog Of Satan”, tyle że pod zmienionym tytułem „The Longest Winter Of The Strongest Heart”).
Zatrzymaliśmy się dłużej przy „Eine Erinnerung…”, ale jak się okazuje, nie jest to ostatnia składanka „około-legionowa”. Rok 2005 przynosi materiał „Codreanu Prezent! Compilatie De Muzika Nationalista”, na nim zaś 20 utworów autorstwa tyluż wykonawców. Tym razem dowartościowana została scena „Rock against Communism”, udział wzięli bowiem tak sławni przedstawiciele subkultury NS-skinheads, jak np. Bound For Glory (USA), Kolovrat (Rosja), czy Kraftschlag (Niemcy). Prócz nich mamy znów „militarnych folkowców” (Belborn, Von Thronstahl, The Days Of The Trumpet Call), do których na dobrą sprawę należy także Sagittarius, wykonujący jeden z legionowych utworów (Plange Printre Ramuri Luna) na fortepianie. Pojawia się także bard francuskiej Nowej Prawicy, Dr. Merlin, oraz przedstawiciele włoskiej „Musica Alternativa” – grupa Delenda Carthago. Są i inni wykonawcy, rockowi i nie tylko.

Wszystko to pokazuje, jak żywym źródłem inspiracji wciąż pozostaje Legion. Można oczywiście pytać, czy zawsze przesłanie Codreanu jest właściwie interpretowane przez artystów nominalnie składających mu hołd. Na ile mamy do czynienia z rzeczywistym opowiedzeniem się za legionowymi wartościami, na ile zaś – z przypisywaniem Kapitanowi i jego ludziom własnych przekonań czy wyobrażeń? Do tego dochodzi ów aspekt mniej lub bardziej przemyślanej fascynacji ogólnym „klimatem” Legionu, towarzyszącą mu otoczką, legendą i estetyką. Mało tego, ktoś cyniczny mógłby wręcz sugerować, że dla niektórych twórców udział w „kompilacji na cześć Codreanu” nie jest żadnym głębszym przeżyciem, a jedynie okazją do wrzucenia kolejnego „kawałka” na kolejną płytę. Trudno jednak oceniać cudze intencje, a dla odbiorcy i tak liczy się ostateczny efekt. A gdy mowa o interpretacji słów i czynów Codreanu, to jest to przecież temat-rzeka.

Wspomnieliśmy o tym, że mit Kapitana przyciąga rozmaite grupy: chrześcijańskich nacjonalistów, reakcjonistów, tradycjonalistów integralnych, fascynatów neopogaństwa, badaczy religii i ezoteryzmu, neofaszystów, gnostyków, mistyków i nihilistów. Czy to sprzeczność, paradoks? Jakiejś odpowiedzi na to udzielił na Forum Frondy użytkownik Trajan, którego nader trafną wypowiedź przytaczam na zakończenie:

Poza tym problem jest dość ważki, a jeżeli nie ważki, to interesujący. Wydaje się bowiem istnieć pewien obszar wspólny, w którym stykają się chrześcijaństwo (tradycyjny katolicyzm i prawosławie, orto- i heterodoksyjne), reakcjonizm (oddzielam go tu trochę od chrześcijaństwa), ideologie radykalnego centrum, „mroczne” pogaństwo, a także pewne refleksje wywodzące się ze strony „nie-dobrości”, rozsadzające jednak skorupę prymitywnego satanizmu, lecące w stronę gnostycyzmu. Ten obszar wspólny to „anty-światowość”, „nie-ludzizm”, antyeudajmonizm, koncentracja na tym, co jest „poza…”.
Wesołe piosenki neokatechumenatu, świadectwa Odnowy w Duchu Świętym, spokojna harmonia i poukładanie tomizmu, czy tym bardziej kochający wszystko i wszystkich pastor – takich dziwnych poszukiwaczy nie przyciągną. Ale już karmelita czy inny kontemplacjonista trzymajacy w celi czaszkę, koledzy z „Death To The World” z ich par excellence black-metalową estetyką, delektujący się śmiercią Legioniści, jansenizujący de Maistre czy plwający na całą fajność i „zajebistość” świata Gomez Davila - owszem.


Oczywiście, ta odpowiedź jest tak naprawdę tylko kolejnym pytaniem, zachętą do zbadania fenomenu.

Adam T. Witczak


10