Aborcja, Jarocin i Sparta
Ł.D.

Pamiętam taką scenę z filmu „Fala – Jarocin ‘85”, gdy odbywa się dyskusja pomiędzy publicznością jarocińską, a grupą młodych aktywistów i aktywistek, przedstawiających się jako niezależna inicjatywa studencka z Poznania. W tejże grupie aktywistów udziela się młoda Magdalena Środa (późniejsza pani profesor, aktywistka feministyczna, polityk), choć wedle moich obliczeń miała wtedy 28 lat i jako żywo nigdy w Poznaniu nie studiowała.
Gdy Środa (Środówna ?) próbuje dowieść młodemu punkowcowi bezideowości jego kolegów, ten gasi ją szybką ripostą, że oto niedawno grał na scenie zespół punkowy, którego wokalista „chociaż wyglądał jakby miał wszystko w dupie, to jednak krzyczał, że jest przeciwko aborcji i że nie chce by mordować nienarodzone dzieci”. Wniosek: więc jednak o coś mu chodzi i nie jest taki bezideowy. W tym momencie Środzie (Środównie) zabrakło języka w gębie, co było oczywistą kompromitacją. Tak sobie pomyślałem: czy to nie wtedy zaczęło się jej proaborcyjne wariactwo? Zwykła frustracja i kompleksy, powstałe na skutek kompromitacji przed kamerą? W sumie całkiem możliwe, nie?
Co jednak skłania rzesze innych osób, by z takim zapałem bronić „prawa kobiety do własnego brzucha”? Po kolei rozważmy możliwe motywy.

FILOZOFIA? Jeśli tak, to poszukajmy opinii proaborcyjnych filozofów. Prof. Maria Szyszkowska naucza tak: „Chorym jest mówienie o dzieciach nienarodzonych – embrion nie jest człowiekiem. Nawet w momencie urodzenia my jesteśmy zaledwie zadatkiem na człowieka. Człowiekiem stajemy się całe życie, o ile wkładamy w to dużo, dużo wysiłku.”
Niestety Pani Profesor nie daje nam szansy dowiedzieć się, kto i gdzie miałby podjąć decyzję, czy dajmy na to Ja jestem już człowiekiem. A może byłem i nagle przestałem, bo mam niedojrzały światopogląd? Jakież to mądre komisje, czyje widzimisię, miałyby mieć głos ostateczny? Szkoda, że Pani Profesor nie kontynuowała tego wątku, bo już oczyma wyobraźni stawiałem ją w rzędzie takich tuzów filozofii humanistycznej, jak towarzysz Henryk Himmler czy spartańskie koło dyskusyjne z okolic jednej z apothetai (czyli takiej jamy ziemi w pobliżu Tajgetu, gdzie zrzucano kalekie lub zbyt cherlawe dzieci).
Brr... coś z tą filozofią humanistyczną im nie wychodzi, bliżej temu do filodoksji, czy wręcz pseudos różnych mędrków. Platon z prof. Szyszkowską bruderschaftu by nie wypił, to pewne.

Więc może IDEA. Idea to rzecz piękna i zawsze w cenie. Tylko jaka?
A jakąż to mają najczęściej na sztandarach? DEMOKRACJĘ.
Powie ktoś, że w Polsce więcej jest jednak przeciwników aborcji? Co z tego, kiedy moja ulubienica Magdalena Środa, tłumaczy nam: „W sprawach istotnych dla demokracji, dotyczących jej fundamentów, nie każdy ma równy głos”. I wszystko jasne. No może nie do końca, bo ktoś musi rozstrzygnąć, które to są te sprawy istotne dla demokracji i czyj to głos jest ważniejszy, a czyj nie. Znowu komisje, równi i równiejsi, a obiecana demokracja oddala się i oddala... I przez ten to drobny szczegół piękna idea demokracji, jako uzasadnienia dla żądań proaborcyjnych, legła nam w gruzach.

Ha! Ale są jeszcze WZGLĘDY SPOŁECZNE.
Wybitna poetka epoki stalinizmu, Wisława Szymborska ujmuje to tak: „Aborcja jest rozwiązaniem złym, ale bez porównania gorszym rozwiązaniem jest porzucanie niemowląt na śmietnikach, grzebanie ich w lesie czy upychanie w beczce”. Wtóruje jej niezawodna Magdalena Środa: „Co się dzieje (…) z rzeszą niechcianych urodzonych dzieci, których bezradne matki skazują na straszny los? Znajdujemy je w beczkach i na śmietnikach. I nie jest to bynajmniej marginalne zjawisko.” Piękna logika: gdybyś się nie narodził, to by cię nie zabito.
Myślę, że te panie, które wyrzucają dzieci na śmietniki i upychają je w beczkach, to osoby do których trzeba najpierw dotrzeć, a jak już się dotrze to mamy dwie alternatywy: zaproponować środek antykoncepcyjny, środek wczesno-poronny czy aborcję – oto pierwsze rozwiązanie, rozwiązanie Środy, Szymborskiej i Szyszkowskiej.
Druga opcja polega na tym, by pomóc ocalić życie dziecka, zapewnić matce opiekę medyczną i uświadomić, że po porodzie może oddać dziecko, bez żadnych konsekwencji, do np. „okienka życia”.
Nie chcę wartościować ludzkiego życia, ale pozwolę sobie tu przytoczyć znane słowa Jeana Taulat’a:
„A gdy postawiono kwestię: ojciec jest syfilitykiem, matka gruźliczką, mieli już czworo dzieci, z których jedno jest ślepe, drugie umarło przy urodzeniu, trzecie jest głuchonieme, a czwarte gruźliczne. Pojawia się nowa ciąża. Czy radzilibyście ją przerwać? Z pewnością – odpowiedziałoby 95 proc. rodziców. A więc zabilibyście Beethovena.”


Aborcja...
Ciąg dalszy...

Warto tu zauważyć, że zarówno proaborcyjna, jak i antyaborcyjna strona musi najpierw do tej matki dotrzeć z "pomocą" (to ci pierwsi) bądź pomocą (autentyczną - to drudzy). Argumenty "z nędzy, z dzieci w beczkach, ze złych warunków sanitarnych", nie mogą być więc argumentem za aborcją. Lekarze aborcjoniści raczej nie biegają po zapadłych dziurach, oferując za darmo swą "pomoc" takim kobietom. Magdaleny Środy też tam nie widziano. Zresztą - może i dobrze!

Kolejny fetysz naszych czasów to NAUKA.
Taki embrion to podobno nie człowiek z czysto biologicznego punktu widzenia, więc możemy z nim zrobić co chcemy. Nie potrzebna nam tu nawet prof. Szyszkowska ze swym humanizmem rodem z oświęcimskiej rampy. Niestety, czy raczej stety, sprawa nie przedstawia się tak, jak chcieliby tego rzecznicy aborcji.
"Stwierdzenie, że indywidualne ludzkie życie rozpoczyna się w momencie poczęcia, z naukowego punktu widzenia jest poprawne" – poucza tych ignorantów harvardzki profesor M. Matthews-Roth. Człowiek traktowany czysto biologicznie, jako zlepek komórek o niepowtarzalnym DNA, zaczyna się w chwili poczęcia i basta. Mogą sobie proaborcyjni "naukowcy" stworzyć nową, własną definicję człowieka. Niech ją stworzą, to się pośmiejemy. Mieliby (być może!) trochę (i tylko trochę) racji, gdyby ludzki płód mógł w toku rozwoju zamienić się w dorosłego osobnika innego gatunku, gdy fakt pochodzenia od ludzkich rodziców nie determinował przynależności potomstwa do gatunku homo sapiens. A jednak tak nie jest - z małego stworzenia w brzuchu ludzkiej matki nie wyrośnie noworodek kangura czy Marsjanina. A zatem w oczywisty sposób owa mała istotka jest po prostu człowiekiem, tyle że na wczesnym etapie rozwoju i "po drugiej stronie" łona.

Rozpatrzmy kolejny motyw, bardzo prozaiczny - PIENIĄDZE.
Po prostu mają gdzieś wszystkie te humanitaryzmy, filozofie. Lekarze, działacze i koncerny farmaceutyczne są egoistami, którzy chcą zarobić kasę. OK, ale MY też jesteśmy egoistami, nie wolno nam? Naczytaliśmy się Ayn Rand i tak nam zostało. I nasz egoizm każe nam myśleć o tym, kto będzie zarabiał za lat 30 na nasze emerytury. I nas jest więcej, więc możemy was przegłosować, pokonać waszą własną bronią. Oczywiście to trochę przewrotna argumentacja z mojej / naszej strony, pragnę za jej pomocą uzmysłowić czytelnikom (i przeciwnikom...), że broń egoizmu jest obosieczna.

A może KOMFORT?
Kobieta może co prawda urodzić dziecko i je od razu oddać, ale ono będzie dla niej jak wyrzut sumienia, poza tym trzeba przechodzić te 9 miesięcy z brzuchem. Jednak słaby to argument w obliczu tego, że proaborcjonićci, jak napisało się wyżej, nie potrafią ustalić, kiedy to zaczyna się człowiek i dlaczego ten w brzuchu jeszcze nim nie jest. Tym samym stawiają komfort przeciw życiu. I wybierają komfort, zresztą wątpliwy, bo trauma proaborcyjna to nie termin z bajek dla dzieci, tylko naukowo udokumentowana przypadłość.

Ostatni argument: WIARA. Rozumiana dwojako. Po pierwsze, wiara w aborcję jako nowoczesny fetysz, feministyczny mit i symbol. Wywalczenie prawa do przerwania ciąży ma rzekomo doprowadzić do iluminacji, humanistycznego zbawienia.
Drugie rozumienie to swoista anty-wiara, wrogość do wiary tradycyjnej, bo wszystkie wielkie religie w mniejszym lub większym stopniu potępiają aborcję. Nic więc dziwnego, że ślepa nienawiść do religii każe wielbić aborcję. Myślę, że przynajmniej część proaborcjonistów podświadomie ten właśnie argument skłonił do przyjęcia takiej postawy.

Reasumując, widzimy, że z wielkich idei i filozofii nie zostaje nic. Zostają za to pieniążki, kaleko pojmowany komfort, jaskiniowy antyklerykalizm i skłonność do mędrkowania. Kolejny lewicowy domek z kart.
Tak naprawdę to sądzę, że każdy zwolennik aborcji uzasadnia sobie swoją postawę po trochu każdym z tych pseudo-argumentów, a cała rzecz w tym, że nie chce mieć wyrzutów sumienia. Prawdopodobnie czuje jednak – mówią mu o tym owego sumienia resztki – że dokonując aborcji lub ją promując, robi coś naprawdę ZŁEGO. I jeżeli tak rzeczywiście jest, to wbrew pozorom jest to optymistyczne zakończenie.


Ł. D.


34