Jesteś tutaj: Publicystyka » Inni publicyści » Mad Monarchist: Monarchia nie jest tyranią
Jest wielu, którzy — z ignorancji bądź innego powodu — zrównują monarchię z tyranią. Niestety, niektórzy niedoinformowani monarchiści także forsują ów pogląd jako pozytywny (postrzegają oni bowiem totalitaryzm jako coś dobrego). Stało się to plagą monarchizmu i dostrzegam to wciąż na nowo. Wielu ludzi żywi przeświadczenie, że monarcha jest albo tyranem, albo całkowicie zbędnym, ceremonialnym wydatkiem. W pewnym okresie typowy model monarchii konstytucyjnej mógł służyć jako kontra wobec takiego poglądu, jednak nawet ten model — który przez jakiś czas działał sprawnie i znacznie się rozprzestrzenił — został dziś zredukowany, ponieważ monarchię konstytucyjną zrównuje się dziś całkowicie z ceremonializmem, a monarchom grozi się usunięciem ich, jeśliby ośmielili się skorzystać z władzy, która im się prawnie należy.
Wiem, że wiele osób jest skonfundowanych, gdy powtarzam, iż moim ideałem jest monarchia absolutna, ale nie arbitralna. Wiedzie to nieuchronnie do niezrozumienia i jest to raczej trudne do wyjaśnienia. By obejść tę trudność, powołuję się na słowa francuskiego monarchisty, biskupa Jakuba Bossueta, który pisał obszernie o władzy, powinności posłuszeństwa wobec xiążąt oraz odpowiedzialności, jaka na nich spoczywa. Wyjaśniwszy szczegółowo absolutną, świętą i nienaruszalną naturę monarchii, Bossuet odniósł się do — jak to nazwał — władzy arbitralnej, której przypisał cztery przymioty. Owe cztery atrybuty arbitralnego rządu to (I) [fakt], iż poddani rodzą się niewolnikami i żaden z nich nie jest wolny, (II) nikt nie posiada własności prywatnej, xiążę kontroluje wszystkie źródła bogactwa i niedozwolone jest dziedziczenie, (III) xiążę może pozbawić mienia i życia każdego w swym xięstwie wedle życzenia, a także (IV) nie ma żadnego prawa oprócz woli władcy.
Ci, którzy popieraliby taki ustrój — dopóki u władzy znajduje się monarcha, a nie przywódca republikański — zmuszeni byliby dzielić włos na czworo, zastanawiając się nad tym, co w zasadzie konstytuuje monarchię. Przykładowo, komunistyczny rząd Korei Północnej spełniłby wszystkie z powyższych kryteriów arbitralnego państwa, a przy tym na jego czele stoi dziedziczący [stanowisko] przywódca, wybierany w obrębie jednej rodziny. Czy uznano by to za prawdziwą monarchię? Czy ukoronowanie Stalina uczyniłoby go Carem? Monarchiści muszą zadać sobie pytanie, czy oprócz ich przekonań oraz tytułów i dekoracji liczy się coś jeszcze. Tu ponownie biskup Bossuet udziela stosownego wyjaśnienia:
Czym innym jest dla rządu, aby był absolutny, a czym innym, aby był arbitralny. Jest on absolutny w odniesieniu do przymusu — nie istnieje bowiem moc zdolna do zmuszania suwerena, który w tym właśnie sensie jest niezależny od wszelkiej ludzkiej władzy. Nie wynika stąd jednak, że rząd jest arbitralny, jako że oprócz faktu, iż wszystko podlega osądowi Boga (co jest także prawdą w odniesieniu do rządów, któreśmy przed chwilą określili arbitralnymi), w imperiach istnieją także [konstytucyjne] prawa tak, że cokolwiek uczynione jest wbrew nim, jest nieważne w sensie prawnym [nul de droit]: i zawsze istnieje sposobność do zadośćuczynienia, bądź to przy innej okazji, bądź w innym czasie. Każda osoba pozostaje prawowitym właścicielem swych dóbr: przy czym nikt nie uwierzy, iż swoim posiadaniem czegokolwiek mógłby złamać prawa, których czujność i działanie względem niesprawiedliwości oraz występków są nieprzemijające, jak to wyjaśniliśmy szerzej gdzie indziej. To jest właśnie to, co określa się mianem prawowitego rządu, z samej swej natury będącego przeciwieństwem rządu arbitralnego.
Inne wyjaśnienie tej kwestii możemy zobaczyć w procesie króla Karola I z Brytanii, który z pewnością uważany był (przez siebie i swoich rojalistów) za absolutnego, stojącego na świętej i nienaruszalnej pozycji, lecz który zeznał na swym procesie, iż użycie przezeń władzy absolutnej służyło obronie jego ludu przeciwko arbitralnej władzy parlamentarnych sił wojskowych Cromwella. Gdy został skazany, Karol I zwrócił się do swych przeciwników po raz ostatni, mówiąc:
Muszę powiedzieć wam, iż wolność i swobody [ludu] opierają się na posiadaniu rządu — tych praw, poprzez które ich życie i dobra mogą pozostać wyłącznie ich. Nie chodzi tu o udział w rządzie, Sir, który nie należy do nich. Poddany i suweren są wyraźnie dwoma różnymi istotami. Jeślibym ustąpił pola arbitralności, zmianie wszystkich praw wedle siły miecza, nie musiałbym tu przychodzić, a przeto powiadam wam (…) iż jestem męczennikiem ludu.
Ujmując szerzej, dostrzec można, że monarcha — by wypełnić swe obietnice i obowiązki wobec Wszechmogącego — nie może być skrępowany przelotnymi zachciankami i kaprysami większości. Umęczony car Mikołaj II widział swą absolutną władzę jako boską impozycję, której nie mógł zbyć poprzez przekazanie swych obowiązków komuś innemu. Jednocześnie jednak władza taka nie może być arbitralna i uważać wszystkich poddanych ze jedynie trzodę władcy, ale musi być egzekwowana, utrzymując w mocy, jak ujął to król Stuart, te prawa, poprzez które ich życie i dobra mogą pozostać wyłącznie ich. Państwo, w którym cała własność i społeczeństwo „należy” pod każdym względem do niego, nie jest prawdziwą monarchią, a ucieleśnieniem definicji państwa komunistycznego, niezależnie od tego, czy panujący nosi czapkę robotnika, kapelusz czy koronę. Prawdziwy monarcha, jak wielu, którzy cierpieli męczeństwo w imię tej zasady, walczy o swą władzę absolutną (lub boskie prawo, jeśli takie określenie preferujemy) nie z osobistej ambicji, lecz dlatego, że czyniąc to, walczy o absolutne prawo każdego ze swych poddanych do posiadania tego, co prawowicie do nich należy.
tłumaczenie: Dawid Świonder