Jesteś tutaj: Multimedia » Muzyka » Viva la Inquisición – Muera la Policia (czerwiec AD 2015) — Lord Kula
Historia Ameryki Romańskiej – Środkowej i Południowej, z rozmaitymi wyspami karaibskimi włącznie – obfituje w dyktatury, najczęściej wojskowe, proweniencji prawicowej lub lewicowej. Określenia te nie zawsze miały rzeczywisty związek z ideowym wymiarem danych rządów – często bowiem wymiaru tego brakowało, System miał charakter par excellence mafijny, jedynym zaś wyznacznikiem „prawicowości” bywał hałaśliwy antykomunizm czy nastawienie proamerykańskie.
Trudno byłoby więc wynosić na piedestał postaci takie, jak Anastazjusz Somoza García z Nikaragui, Rafał Leonidas Trujillo Molina z Dominikany, Fulgencjusz Batista z Kuby czy Emanuel Noriega z Panamy.
Z drugiej strony zdarzali się też i przywódcy, którzy – mniej lub bardziej skutecznie i sprawnie – starali się wcielać w życie określone ideały. W Polsce bodaj najbardziej znanym z południowoamerykańskich dyktatorów prawicowych jest August Pinochet Ugarte, przywódca Chile. Przez lata w narracji płynącej z „prawej strony barykady” traktowany był jak symbol antykomunizmu, sukcesu gospodarczego, ale też i pewnego rodzaju osobistej wzniosłości. Odbrązawianie Pinocheta, narracja krytyczna – to w rodzimym prawicowym undergroundzie wciąż rzadkość. Jeśli się pojawia, to płynie albo z kręgów gospodarczo liberalnych (w których Pinochetowi zarzuca się, jak to zwykle bywa, że nie zaprowadził „prawdziwego wolnego rynku”, a jedynie jego namiastkę), albo z obszarów „trzeciej drogi” i „czwartej teorii politycznej”, gdzie Pinochet jawi się jako kolejna marionetka amerykanizmu, atlantyzmu i kapitalizmu.
Tak czy inaczej, byli też inni. Na przykład lata 1973-1976 to czas dyktatury Jana Marii Bordaberry Arocena w Urugwaju. Był to polityk rzeczywiście katolicki, jakkolwiek można się domyślić, że w ciągu raptem trzech lat sprawowania rządów, przy istnieniu radykalnej opozycji (w postaci komunistycznych band Tupamaros), nie zdołał zrealizować w pełni swego programu. Warto jednak wiedzieć, że w późniejszym okresie związał się z myślą nie byle jaką, bo karlistowską, a więc autentycznie kontrrewolucyjną.
Inna ciekawa postać to Marek Pérez Jiménez, przywódca Wenezueli w latach 1952-1958. Ambicją tego niebanalnego polityka było przeprowadzenie szeroko zakrojonej modernizacji swej ojczyzny – tj. unowocześnienie jej pod względem infrastrukturalnym czy technologicznym. Fundamentem ideowym był w tym przypadku wenezuelski nacjonalizm, a całe przedsięwzięcie nosiło nazwę Nuevo Ideal Nacional. Ideał ten wcielany był w życie z niebywałą intensywnością i konsekwencją. Lata rządów Jimeneza pod wieloma względami były złotym okresem Wenezueli – w zawrotnym tempie budowano drogi, mosty, budynki użyteczności publicznej, szpitale, biurowce i hotele. Rozwijano przemysł, wybudowano także imponujący kampus Centralnego Uniwersytetu Wenezueli. Sprowadzano cudzoziemców, w każdym razie wykształconych, przydatnych wenezuelskiej gospodarce Europejczyków.
Jednym z symboli tej krótkiej, ale pełnej wrażeń epoki jest do dziś Hotel Humboldt w Caracas – ultranowoczesny (w latach pięćdziesiątych), potężny i zbudowany w ciągu siedmiu miesięcy na nieużytkach. Los jednak sprawił, że Jiménez musiał ustąpić w obliczu społecznych niepokojów podsycanych przez lewicową opozycję – pomimo niewątpliwych sukcesów gospodarczych.
Ciekawa postać to także Jan Karol Onganía, który objął władzę w Argentynie w roku 1966, w wyniku puczu wojskowego, określonego jako Rewolucja Argentyńska. Program Onganii miał fundamenty katolickie i prawicowe. W obszarze gospodarki zmierzał w stronę liberalizmu i wolnego handlu, jakkolwiek – w sferze deklaracji – miało to być raczej podejście korporacjonistyczne, z którym zresztą również eksperymentowano.
Znamienne jest to, że Onganía wraz ze swymi ludźmi rozpoczął surową kampanię przeciwko niemoralności i przemianom obyczajowym, które zachodziły wtedy (pamiętajmy – druga połowa lat sześćdziesiątych!) w Argentynie tak samo jak w USA czy Wielkiej Brytanii. Rock and roll, długie włosy u mężczyzn, spódniczki mini, magazyny pornograficzne, publiczne wyrażanie erotycznych namiętności – wszystko to było (w miarę możliwości) rugowane lub zakazywane. Stosowano takie środki represji, jak zatrzymania, aresztowania i kary więzienia, nachodzenie i patrolowanie przez policję wybranych miejsc (klubów etc.), konfiskowanie materiałów. Onganía uzasadniał zresztą swoją politykę w tym obszarze nie tylko samym złym wpływem rozpasania obyczajowego, ale także i związkami pomiędzy libertyńską obyczajowością a infiltracją komunistyczną. Rygoryzm obyczajowy traktowany był więc także jako przejaw działalności antysowieckiej. Krótko trzymano również studentów, czego wyrazem była brutalna interwencja na Uniwersytecie w Buenos Aires, zwana później Nocą Długich Pałek (policyjnych) – uczelnie stały się bowiem w oczach reżimu wylęgarnią elementów wywrotowych.
Jednocześnie nie można powiedzieć, by skala represji za czasów Onganii zbliżyła się choćby w części do tej, którą później zastosował inny argentyński generał – Jerzy Rafał Videla Redondo, słynny przywódca drugiej junty. Poniósł klęskę w walce z Małgorzatą Thatcher (wojna o Falklandy), ale przegrał też walkę o swe dobre imię. Videla to, jak się wydaje, postać, której nikt nie lubi (a więc bądźmy tymi, którzy choćby dla równowagi przyjmą odmienny punkt widzenia). Obciąża się go odpowiedzialnością za tzw. Guerra Sucia (brudną wojnę), czyli prześladowania elementów wywrotowych, socjalistycznych i komunistycznych przez juntę w latach 1976-1981. Fałszem byłoby jednak przedstawianie ofiar tej wojny jako niewiniątek czy osób przypadkowych. Sam Videla wyjaśniał to tak: Człowiek staje się terrorystą nie tylko poprzez zabijanie przy pomocy broni czy podkładanie bomb, ale także przez zachęcanie innych do przyjmowania idei, które są przeciwne naszej cywilizacji zachodniej i chrześcijańskiej. Zresztą, tak czy inaczej, byłoby złudne przypuszczanie, że ofiary rządów Videli ograniczały się li tylko do rozprzestrzeniania idei. W 1998 Videla miał rzec: Dla mnie nie ma brudnych wojen. Są tylko sprawiedliwe i niesprawiedliwe. Ta, którą prowadziliśmy, była wojną sprawiedliwą.
Cóż, niewątpliwie jest łatwo i wygodnie pisać hymny pochwalne czy epitafia dla bezsprzecznych bohaterów, postaci krystalicznych lub prawie krystalicznych, jak Piotr Chateau-Jobert. Większym wyzwaniem jest lawirowanie w strefie mroku, w smudze cienia, gdzie podejmowano extremalne wybory w extremalnych okolicznościach.
A tymczasem naszych Czytelników zachęcamy do zapoznania się z utworem, który w zamierzeniu ma przywoływać wydarzenia i postaci, o których wspominaliśmy wyżej (i nie tylko te, ale także inne, powiązane ideowo czy geograficznie i historycznie). Jest to bardziej może słuchowisko wypełnione materiałami archiwalnymi i schematami muzyki martial industrial – niźli typowa kompozycja muzyczna.
Zapraszam do słuchania – Lord Kula – Viva la Inquisición – Muera la Policia: