Jesteś tutaj: prof. Jacek Bartyzel » Miscellanea » Notatki z Facebooka (VII)

Notatki z Facebooka (VII)

Jacek Bartyzel

Anno Domini 2012

kwiecień – czerwiec

Wojna się skończyła

1 kwietnia 2012

Godny pamięci dokument historyczny Generalissimusa Franco o oficjalnym zakończeniu wojny domowej 1 IV 1939 roku.

CUARTEL GENERAL DEL GENERALÍSIMO

ESTADO MAYOR

PARTE OFICIAL DE GUERRA

correspondiente al día 1º. de Abril de 1939. — III Año Triunfal

En el día de hoy, cautivo y desarmado el Ejército rojo, han alcanzado las tropas Nacionales sus últimos objetivos militares. 

LA GUERRA HA TERMINADO.

BURGOS 1º de Abril de 1939

Año de la Victoria

EL GENERALÍSIMO,

Franco

koniec wojny

Krótki komentarz: mnie osobiście bardzo porusza oszczędna zwięzłość tego komunikatu: po prostu „wojna się skończyła”. To bardzo Augustyńskie, bo „celem, który pragnie się osiągnąć przez wojnę, jest pokój. Każdy bowiem człowiek szuka pokoju, nawet wiodąc wojnę; nikt natomiast nie szuka wojny, ustalając pokój” (De civ. Dei, XIX, 12). Lecz zarazem towarzyszyć temu musi świadomość, że ziemski pokój jest zawsze niedoskonały i nietrwały, bo pokój wieczny może panować tylko w państwie niebieskim, które jest „społecznością doskonale uporządkowaną i doskonale zgodną co do radowania się Bogiem tudzież wzajemnego radowania się sobą w Bogu” (ibid., XIX, 13). Na nieszczęście jesteśmy dziś pod panowaniem pacyfistycznych, demoliberalnych „maksymalistów”, którzy nie chcą pogodzić się z kruchością pokoju ziemskiego i dlatego podpalają świat, prowadząc „wieczną wojnę dla wiecznego pokoju” – a więc tego, co wieczne żadną miarą być nie może.

Wielopole, Wielopole…

3 kwietnia 2012

Odwiedzenie Krakowa, jak zwykle, okazją do przypomnienia sobie, że z domu wychodzi się nie – jak bałakają Priwislincy – „na dwór”, jeno „na pole”. Poza tym, oczywiście, obowiązkowy rytuał wypicia kawy w Río. Mam wprawdzie wrażenie, że to już nie ten sam smak, co trzydzieści lat temu i więcej, ale może to tylko malkontenctwo starzejącego się tetryka?

Pan Jezus demokratycznie na śmierć skazany

6 kwietnia 2012

Autor bez wątpienia ma rację. To było także pierwsze znane nam z historii demokratyczne referendum, u którego źródeł jest sceptycyzm epistemologiczny („a cóż jest prawda”?) i relatywizm. Kiedy demokrata nie wie, co zrobić, zarządza głosowanie, spychając także odpowiedzialność za decyzję, którą musi podjąć, na większość. Przyznaje to otwarcie guru demokracji Kelsen, pisząc, iż „światopogląd relatywistyczny jest przesłanką idei demokratycznej”. Co więcej, Kelsen wprost odnosi się do tego samego przykładu, zaznaczając, że owo „proste, lapidarne w swej naiwności opowiadanie [z Ewangelii wg św. Jana]… podnosi się nieoczekiwanie do wyżyn symbolu – względności i demokracji”, i staje po stronie Piłata.

Pan Jezus demokratycznie na śmierć skazany — PoloniaChristiana.pl — prawa strona internetu. Wydarzen | www.pch24.pl

Głupcy doskonali

7 kwietnia 2012

Francuskie postępowe klechostwo całkiem „z uma schodzi”: zajrzałem na stronie „Naszego Dziennika” do korespondencji p. Franciszka L. Ćwika z Caen i czytam, że grupa duchownych z kilku wspólnot zainicjowała w Internecie modlitwę przed wyborami prezydenckimi w intencji… „ocalenia Republiki”. Prosić Pana Boga, żeby ocalił ten czarci pomiot masonerii, to już doprawdy bluźnierstwo. Co więcej, podczas jednej z modlitw (w kościele Św. Trójcy w Paryżu) czytano poezje… Louisa Aragona. Komunisty – stalinisty tak zatwardziałego, że bardziej już nie można, który chciał, by Francja była Francuską Republiką Rad.

Takie przypadki potwierdzają niestety diagnozę Gomeza Davili, iż domieszka szczypty chrześcijaństwa czyni z głupca – głupca doskonałego.

***

Na święto Paschy

„Przynośmy więc dary Temu, który dla nas poniósł mękę i dla nas zmartwychwstał. Może sądzicie, że mówię o złocie lub srebrze albo o tkaninach czy o świecących i drogich kamieniach. To wszystko jest materialne, pochodzi z ziemi, na niej pozostaje, a większą jej część zawsze mają w swym posiadaniu ludzie źli oraz niewolnicy dóbr ziemskich i książęta tego świata. Natomiast przynieśmy w darze samych siebie, najcenniejszy i najmilszy Bogu skarb. Oddajmy Obrazowi duszę na Jego obraz stworzoną, doceńmy naszą godność, otoczmy czcią Pierwowzór, pojmijmy moc Chrystusowego misterium i niech stanie się dla nas jasne, dlaczego Chrystus umarł” (Św. Grzegorz z Nazjanzu, Mowa na święto Paschy, Wielkanoc 362 r.).

Żart strachem podszyty

9 kwietnia 2012

Teraz dopiero dowiedziałem się o primaaprilisowym żarcie miesięcznika „Versailles”, który podał informację, że Ludwik XX (ks. Ludwik Alfons de Burbon) zdecydował się kandydować do izby z okręgu w Wersalu. Żart taki sobie, niemniej po raz kolejny unaocznia, że klasa polityczno-medialna republiki już nie jest w stanie ignorować istnienia prawowitego suzerena Francji, o którym pisze się coraz częściej.

Bizancjum i my

10 kwietnia 2012

Czyżby rację mieli ci, którzy twierdzą, że robak sekularyzmu i egalitaryzmu toczył Zachód już dużo wcześniej, niż zwykliśmy przypuszczać? Może o tym świadczyć epizod z historii krucjat opisany przez córkę cesarza bizantyjskiego Aleksego I Komnena, Annę Komnenę (1083-1150). Na audiencję do Złotego Pałacu przybyła delegacja rycerzy frankijskich, których rychło zaczął nudzić ceremoniał dworski, część z nich zaczęła więc chodzić wokół sali tronowej, czyniąc nieprzystojne uwagi wobec dam dworu. Jednak autorem największego skandalu stał się, dzielny skądinąd, rycerz Robert z Paryża, który przeskoczył barierę przed tronem i wołając do monarchy: „Panie cesarzu, przesuń się trochę na swojej ławie, jestem zmęczony tym staniem”, bezceremonialnie usiadł obok niego (a nie należy zapominać, że na szerokim tronie cesarskim w Bizancjum wolna połowa miejsca była symbolicznie zarezerwowana dla Chrystusa). Dwór zamarł, cesarz udał, że niczego nie widzi, natomiast rycerze frankijscy wybuchli ogłuszającym śmiechem, chociaż suzeren Roberta – hrabia Baldwin z Flandrii wezwał go do opamiętania. Rycerz jednak nie ustępował i jeszcze wołał, że jest Frankiem nie mniej szlachetnego rodu. Incydent wprawdzie został załagodzony ucztą, podczas której krzyżowcy tak się upili, że trzeba ich było odwieźć taczkami do obozu, ale absmak zostaje. Do dzisiaj.

Powyższy wpis dedykuję tym, którzy gardzą cywilizacją bizantyjską, będącą w istocie tym inkubatorem dopiero rodzącego się łacińskiego Zachodu, w którym tradycja grecka, rzymska i chrześcijańska złączyły się w harmonijną i nierozerwalną jedność.

Kalambur

11 kwietnia 2012

Milutki york naszych sąsiadów, z którym Xymenka (chihuahua) bawi się najchętniej, wabi się Browar, zdrobniale Browaś. Śmiesznie jest kiedy na spacerze, na widok zbliżającego się samochodu, wołamy jednocześnie z sąsiadką: Xymena, Browar, do nogi!

Ksywa

12 kwietnia 2012

W ramach operacyjnego rozpracowywania w latach 1977-89 miałem kryptonim „Reżyser”. Jeszcze ładniej byłoby „Prospero”, ale tak tyz piknie.

***

Glosy do scholiów

Wszystkie „prawa człowieka”, jakie dotąd wynaleziono i ogłoszono, dadzą się w ostateczności sprowadzić do tego, co N. Gómez Dávila nazwał wywalczeniem człowiekowi prawa do publicznego wymiotowania. Żeby się o tym natychmiast przekonać, wystarczy na chwilę zatkać nos i posłuchać, co mają do powiedzenia Palikot, Maria Czubaszek, Kuba Wojewódzki czy jakikolwiek inny medialny celebryta.

***

Znalazłem ścisły dowód na twierdzenie Gomeza Davili, że każde zgromadzenie przekraczające piętnaście osób to pospólstwo: dokładnie tyle nasze prawo wymaga, aby zarejestrować partię polityczną.

Nieodwołalne

14 kwietnia 2012

To stało się najprawdopodobniej dokładnie 1046 lat temu, 14 kwietnia RP 966: chrzest księcia Polan Mieszka I, chrzest Polski, wszczepienie naszej, dotąd pogańskiej, dziczki oliwnej w oliwkę szlachetną (Rz 11, 17-24); akt nieodwołalny, na wieczność, i biada tym, którzy chcieliby nas pociągnąć w otchłań apostazji.

Klawe życie królów?

15 kwietnia 2012

Oto co pisze Jean-Paul Roux (cytujący autorów starożytnych, jak Strabon, i badaczy, jak Frazer, Dumézil, Murray, Palau-Marti…) na temat sakralnego zabijania chorowitych i starych królów:

„Timajos mówi, że Sardowie składali w ofierze swych ojców Kronosowi, gdy przekroczyli siedemdziesiątkę. Kantabrowie, przodkowie Basków, popełniali samobójstwo, gdy dobiegali starości. Na Keos prawo nakazywało usuwanie sześćdziesięciolatków przez podawanie im cykuty. W starożytnej Anglii, gdzie uważano, że na królewskiego ducha mają wpływ fizyczne warunki zamieszkiwanego przezeń ciała, uroczyście zabijano króla przy pierwszych oznakach choroby lub starości, by jego duch przeniósł się do młodego i silnego ciała [czyżby zalążek teorii king’s two bodies? – JB]. (…) Gdy tybetańskiego króla dotknął trąd, zakopywano go żywcem. W Beninie (…) dziewiąty król został podobno zabity, gdy zauważano, że ma sparaliżowane nogi. U Szylluków duszono króla przy pierwszych oznakach starości lub utraty sił. (…) Szyllukami rządził wówczas pewien król mieszkający w Faszodzie, otaczany czcią i wielką troską przez poddanych. Uważali go za wcielenie boga-założyciela dynastii. Byli jednak przekonani, że nie mogą dopuścić do jego choroby lub starości, obawiali się bowiem, że w miarę zmniejszania się królewskiej żywotności bydło osłabnie lub przestanie się rozmnażać, plony zgniją, a ludzie, dotknięci chorobą, będą masowo umierali. Wiedzieli więc, że muszą go zabić przy pierwszych przejawach słabości. (…) Jedną z najbardziej oczywistych oznak królewskiego osłabienia była niemożność zaspokojenia seksualnych wymagań jego licznych żon. Żony donosiły o braku męskiej sprawności króla wodzom, a ci powiadamiali władcę o czekającym go losie: niegdyś była to długa agonia poprzedzająca głodową śmierć, później zabijano przez uduszenie” (Król. Mity i symbole, Warszawa 1998, s. 66-67).

Stanowczo, opinia, iż „cysorz to ma klawe życie”, jest przesadzona.

Szczęśliwi i bogaci

16 kwietnia 2012

Kiedy w 1728 roku John Rich wystawił w Lincoln’s Inn Fields Operę żebraczą Johna Gaya i przyniosło to obu ogromny sukces kasowy, to mówiono, że sztuka ta had made Rich gay and Gay rich. Sam Gay zarobił ponoć aż 600 funtów – sumę podówczas ogromną.

Grek z Martigues

20 kwietnia 2012

144 lata temu urodził się w Martigues Charles Maurras. Prowansalczyk, Francuz, Rzymianin. A właściwie to Grek w peruce Racine’a – piszący po francusku „późny wnuk” Anaksagorasa i Platona. Z tymi samymi zaletami ducha, co wielcy Grecy (geniusz, styl, szlachetność), i z tymi samymi przywarami (zaciekła kłótliwość aż do pasji poniewierania oraz szowinistyczna pogarda dla „barbarzyńców” i „meteków”).

***

„Mędrzec” przemówił

Logika Bolkowa jest powalająca: zaczyna od obrony legalizmu, a kończy na pogróżce, że sam zorganizuje „skuteczne działania porządkujące”. Ma sporą szansę dostąpienia do zaszczytnego grona katechłoniaków. W podgrupie „demokatechonów”.

Jest suweren na fejsbuku!

22 kwietnia 2012

Podobno konto na fb może być zablokowane za nawoływanie do ustroju niedemokratycznego. To dlaczego mnie jeszcze nie zablokowali? Czuję się zlekceważony.

Niemniej, jeśli to prawda, muszę wyrazić uznanie Wielkiemu Bratu FB, który najwyraźniej widzi, że sama ta demokracja to ściema, natomiast przerobił lekcję Hobbesa, iż „z władzą suwerenną wiąże się uprawnienie do tego, by rozstrzygać, jakie poglądy i doktryny są sprzeczne z pokojem, a jakie do niego prowadzą; i co za tym idzie, uprawnienie do tego, by rozstrzygać, w jakich sytuacjach, jak dalece i co do czego należy ludziom pozwalać, by przemawiali do dużych gromad ludu, oraz by rozstrzygać, kto ma badać doktryny wyłożone w książkach, nim zostaną opublikowane”.

***

Samo sedno

Warto upowszechnić jakże trafne, acz smutne, określenie „posoborowia” autorstwa o. Benedykta Huculaka OFM: „Kościół katolicko-reformowany”.

Gómez Dávila „przedscholiastyczny”

23 kwietnia 2012

Ciekawy i poetycko piękny fragment z Notas – będący niebanalnym spojrzeniem na postać i mit Odyseusza – „wczesnego” i jeszcze dość młodego (41 lat) Bogotańczyka, który prawdopodobnie sam jeszcze nie wiedział, że zostanie autorem scholiów:

„Statek zanurzał swój ostry dziób w wodzie. Wydęty biały żagiel ślizgał się po morzu, a ptaki morskie krążyły wokół masztu, zawieszone na swych długich skrzydłach. Brzegi wysp zaczynały mieszać się z wodami morza i już tylko na najwyższych szczytach zatrzymywało się słońce. Urwiska rozbłysnęły po raz ostatni i noc – fioletowa pani – zawładnęła cichym morzem. Ulisses, siedząc na dziobie okrętu, kontemplował ospałe gwiazdy, zagubione w świetlistym i czystym niebie. Kłamliwy i sprytny Grek był pogrążony w myślach, jego małe, ruchliwe oczy wypatrywały ascetycznych gór Itaki, zwartych masywów pośród nocnych ciemności. Ulisses obawiał się, że bogowie wysłuchają jego błagań i że znowu przyjdzie mu panować nad brudnymi wieśniakami i marynarzami cuchnącymi rybą i morską solą. Ach! Boski pasterzu! Kastorze i Polluksie! Jaką odrazę budzi myśl o powrocie na tę twardą ziemię i o konieczności wysłuchiwania mów pochwalnych na cześć Itaki, jej kobiet i wina. Już jutro będę tylko królem Ulissesem, czyli nikim, gdy dzisiaj jestem jeszcze Ulissesem, awanturnikiem i nieszczęśnikiem, człowiekiem, przed którym ucieka szczęście, tym, kto odwiedza umarłych i dzieli łoże z boginiami. Na tych zdradzieckich wodach można spodziewać się wszystkiego: życia, śmierci i tysiąca nowych Ulissesów” (Notas, Villegas Editores, Bogota 2003, s. 301-302, przekład Krzysztofa Urbanka).

Wydaje mi się to głęboko prawdziwe. Ulisses na królewskiej emeryturze w marnej Itace („gównianym państewku”) jest tak samo przygnębiający, jak byłby Roland, gdyby nie zginął w Roncevaux, Parsifal, którego od razu przyjęto by do grona rycerzy Okrągłego Stołu, czy Don Kichot odzyskujący zdrowy rozsądek. Bohater, który nie ma już nic nadzwyczajnego do zrobienia, może tylko – jak jego odległy i bardziej burleskowy wnuk: Zagłoba – zastanawiać się, co będzie grzeczniejsze po świnince na obiad: miód czy piwo, chyba że – na szczęście! – zdarzy się jakiś nowy Potop.

***

Marine Le Pen? Nie, dziękuję

Nie mogę pojąć tej ekscytacji (faktycznie dobrym, ale co z tego) wynikiem Marine Le Pen u osób, które w ocenie polskiej sceny politycznej kierują się pryncypialną odrazą do tego, co nazywają „pipi-prawicą”. Przecież córka Jean-Marie zrobiła bardzo wiele, aby właśnie upodobnić FN do establishmentu, odebrać mu charakter antysystemowy. Zmarginalizowała też całkowicie najwartościowszy w partii ojca nurt katolicko-narodowy. To w gruncie rzeczy socjalliberalna narodowa demokratka, której agenda polityczna odpowiada mniej więcej temu, co w Polsce reprezentuje Zbigniew Ziobro. Należałoby chyba zatem zachować jakąś konsekwencję podejścia. Co do mnie, btw, to ani nie popieram, ani nie pluję, tak w jednym, jak w drugim wypadku.

„Już nasze podejrzenie stwierdzone dowodem…”

24 kwietnia 2012

Pan Krzysztof Burdon: pyta po co Kościołowi był ten dialog (z lewicą)? Dzisiaj to już stuprocentowo jasne: po to, żeby u źródła zasięgnąć informacji, w jaki sposób Kościół będzie przeganiany z przestrzeni publicznej i zapędzany do „kruchty”, oraz dlaczego to słuszne jest i zbawienne. W skrócie można by to, za klasykiem, ująć tak: po dialogujących wegetarianach (Michniki) przychodzą kanibale (Palikoty).

Nadszedł chyba czas, ażebym ja, „kombatant” tzw. opozycji wypowiedział tę przykrą, lecz prawdziwą prawdę: jeżeli pominąć okres zwany stalinowskim oraz pewne szczególne momenty napięć, jak konfrontacja przed Millenium (w której jednak obie strony, co warto podkreślić, występowały z pozycji depozytariuszy tradycji państwowości polskiej, tyle że w różnym ujęciu: laickim vs religijnym) i w okresie stanu wojennego z racji prosolidarnościowego zaangażowania poszczególnych księży, to sytuacja Kościoła (i w konsekwencji: perspektywy katolicyzmu w Polsce) jest dzisiaj gorsza niż w PRL-u po 1956 roku. Nie chodzi tu zresztą o tzw. przywileje czy stan posiadania materialnego, ale o coś znacznie ważniejszego: kondycję moralną, psychologiczną, szacunek, prestiż, autorytet, „rząd dusz”. W peerelowskim socjalizmie istniał wręcz rozziew pomiędzy oficjalną ideologią ateizacyjną a praktyką, zaś komuniści – ci o rodowodzie „krajowym” – odczuwali nawet coś na kształt zabobonnego respektu wobec Kościoła, przynajmniej od czasu, kiedy przekonali się, że fizyczne prześladowania raczej umacniają wiarę. W praktyce zatem, zwłaszcza na prowincji, wytworzyło się pomiędzy lokalnym aparatem partyjno-administracyjnym a biskupami i proboszczami coś w rodzaju „unii delikatnej”, jak to nazywano w Meksyku epoki Porfiria Diaza (1877-1911), kiedy to antykościelne prawa i ideologia laicystyczna formalnie obowiązują, ale nie są stosowane, przynajmniej drastycznie i permanentnie. O ile Gomułkę irytowało to, co wyczuwał instynktownie (i słusznie), że Prymas Wyszyński z pozycji interrexa Polski prawdziwej traktuje go jako namiestnika obcej władzy, z którą rozmawiać trzeba, ale tylko dlatego, że to konieczność, sam zaś (Gomułka) „łaknął uznania”, o tyle za Gierka i Jaruzelskiego władzy wręcz zależało na obecności Kościoła w sferze publicznej – oczywiście dla własnych celów, niemniej miało to skutki niezależne od intencji. Poza tym samo istnienie cenzury oraz pewien „purytanizm” komunistów wykluczały przynajmniej pewien typ wrogości – ten bazujący na wulgarnej i chamskiej obsceniczności. Dziś natomiast doszła do głosu antykościelność pozbawiona jakiegokolwiek skrępowania, poczucia wstydu i zuchwała, taka, w której to ludzka bestia domaga się szacunku i uznania dla wszystkich swoich instynktów i wynaturzeń.

Zobaczyć niewidzialne

25 kwietnia 2012

Towarzysze Pantagruela na wyspie Medamothi (czyli Nigdzie) kupują osobliwe obrazy: Epistemon – malowidło, na którym były „żywcem namalowane” idee Platona i atomy Epikura, a Rizotom – obraz przedstawiający Echo „w naturalnej postaci”. Jakże silne jest pragnienie, aby to, co nadzmysłowe zobaczyć w widzialnej postaci. Przecież nawet Boga mamy nadzieję ujrzeć „twarzą w twarz”; i chociaż to przenośnia, to jakże znacząca.

Prawdy ponadczasowe (IV)

26 kwietnia 2012

To, co utraciliśmy z powodu inwazji ideologii zawistnych pariasów (egalitaryzm) i chciwych kupczyków (liberalizm i socjologiczny nominalizm): normalne, stanowe, hierarchiczne społeczeństwo. Na szczycie król; u jego tronu – arystokracja duchowa i świecka; dalej, średnia szlachta rycerska, duchowni i uczeni klerkowie, urzędnicza „szlachta togi”; niżej stan trzeci – jego warstwa górna (rzemieślnicy, kupcy, urzędnicy), pośrednia (chłopi) i najniższa (służba, najemnicy). A jednocześnie ta hierarchia nie ma zamkniętego, „kastowego” charakteru – schody symbolizują możliwość przejścia do stanu wyższego dzięki pracy i zasłudze.

Ład

A to przeciwieństwo tamtego świata: Lewiatan ze sławnej ryciny w książce Hobbesa, w którego paszczy się znaleźliśmy; potwór wyłaniający się z odmętów „umowy społecznej”, więc z dołu, nie z góry, z naszego zwierzęcego strachu o przetrwanie, a nie z aktu stwórczego Boga, który nas wyposażył w naturę społeczną; już „bezpieczni” i stłoczeni w jego torsie jako miriady maleńkich – ale za to równych! – główek; poddani jego absolutnej władzy miecza i pastorału, od której nie ma odwołania do żadnej wyższej instancji, a co więcej – jako ci, którzy jego panowanie ustanowili – muszący uznać, że cokolwiek on z nami zrobi, jest aktem naszej własnej woli.

lewiatan-hobbes.jpg

I wreszcie – by domknąć tę trylogię – Lewiatan ogołocony już z resztek wzniosłości, po demokratyzacji, Lewiatan od środka, parlamentarny, w karykaturze Le ventre législatif [„Brzuch ustawodawczy”] Honoré Daumiera.

Daumier

***

Addendum

„Dom Boży, o którym się sądzi, że jest jeden, podzielony jest na trzy części. Jedni się modlą, drudzy wojują, a trzeci pracują. Te trzy części są solidarne i nie znoszą separacji. Usługi jednej z nich zależą od działań dwu pozostałych; wzajemnie przyczyniają się one do podtrzymania wspólnoty. Ta zbiorowość trzech części tworzy w rzeczywistości jedną całość. W taki sposób triumfuje prawo i świat dotąd żyje w pokoju” (bp Laon, Ascelin, do króla Francji Roberta Pobożnego, ok. 1000).

Niemiły dobrego koniec

28 kwietnia 2012

Dla relaksu fizycznego od pisania postanowiłem skosić trawę w ogródku. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że prawie na sam koniec oprócz trawnika skosiłem kabel. Ostał się w czterech kawałkach, a korki strzeliły w całym segmencie.

Na odejście Przyjaciela

30 kwietnia 2012

Zmarł Wiesław Chrzanowski, mój Mistrz i Przyjaciel. Nie mogę sobie darować, że będąc niedawno w Warszawie, nie odwiedziłem Go, a mając kilka godzin wolnych, poszedłem na spacer do Łazienek. Teraz wpatruję się w karteczkę, którą wiele lat temu zostawił mi, wychodząc z domu, i w której jest esencja Jego dobrotliwej ironii: „Drogi Konserwatysto, proszę sobie usmażyć jajecznicę. Stary Endek”.

Jedna z opowiadanych przez Niego historii, jakże arcypolska. Rok 1946, więzienie na Rakowieckiej, w stłoczonej celi kwiat podziemia, sami „polityczni głowacze” ze wszystkich obozów toczą spór o to, jak długo to (okupacja i komuna) może jeszcze potrwać i kiedy wybuchnie III wojna światowa. Dzielą się na dwa obozy: „optymiści” mówią, że kilka miesięcy, góra rok-dwa, „pesymiści”, że 4-5 lat. 23-letni Wiesław, najmłodszy ze wszystkich, więc traktowany z góry, zauważa, że to nie takie proste i na wyzwolenie trzeba będzie może czekać nawet 8 lat. Natychmiast dochodzi do zjednoczenia optymistów i pesymistów, którzy zgodnie naskakują na Niego, że do wypowiadania takich absurdalnych opinii może skłaniać chyba tylko szczeniacka przekora.

Jeszcze jedno wspomnienie, które mnie naszło. Tuż po wojnie Wiesław ukrywał się przez kilka miesięcy w Toruniu, pracując jako pomocnik szewca. Mówiąc o tym, naśmiewał się trochę z naszych metod konspiracyjnych, bo tamto – przy ówcześnie silnych jeszcze i łatwo dostrzegalnych różnicach klasowych w manierach, wysławianiu się itp. – było naprawdę trudną sztuką kamuflażu dla inteligenta, syna profesora politechniki i wciąż jeszcze po trosze ziemianina. A używał wówczas pseudonimu „Andrzej Miciński”. Kiedy to usłyszałem, mówię: „to jak ten młodopolski poeta, Tadeusz Miciński”. A Wiesław na to: „no tak, bo wtedy właśnie go czytałem i bardzo mi się podobał”. Od razu nas to jeszcze bardziej do siebie zbliżyło.

Kurewstwo pokątne i niepokątne

2 maja 2012

Skazana jednocześnie na więzienie i areszt („detencyą”) ~ toż ja bym się też wk…..ł na taką redundancyą i zemknął. Ale kto wie, czy odnaleziony ponad pół wieku później Herbert Marcuse to nie jej wnuczek? Tego to by dopiero trzeba męczyć detencyą za kurewstwo intelektualne i bynajmniej niepokątne.

list gończy

Vivat Trzeci Maja?

3 maja 2012

Do Konstytucji 3 Maja (jak i do tzw. stronnictwa patriotycznego) mam właściwie stosunek ambiwalentny, a już do krańcowej irytacji doprowadza mnie coroczna paplanina o tym, że to pierwsza spisana konstytucja w Europie, a druga na świecie – jakby to był powód do dumy; przecież spisywanie prawa to znak, że prawdziwe prawo, niepisane, już nie działa. Jej związek z polską tradycją (co podkreślał m.in. Mickiewicz!) był mocno naciągany, przepaja ją konstruktywistyczny duch oświecenia, na czele z wydumaną i niemożliwą do spełnienia, a przede wszystkim fałszywą, teorią „trzech władz”. Unosi się też nad nią brzydki zapaszek burżujskiego tiers-etatyzmu – postawienie walorów pekuniarnych mieszczaństwa nad klejnotem szlachectwa ubogiego. Cóż z tego, że przywracała dziedziczność tronu, skoro jeszcze bardziej niż dotąd ograniczała kompetencje króla i czyniła go jedynie szefem władzy wykonawczej? Centralizowała państwo, też na wzór francuskich nacjonalitarystów rewolucyjnych. Na dobrą sprawę tylko jeden jej artykuł winien obowiązywać zawsze – ten o religii rzymskokatolickiej jako panującej i o zabronieniu przejścia od niej do jakiejkolwiek innej pod karami apostazji: ciekawe, że tego akurat nikt nie przypomina. Zresztą nie miejmy złudzeń: masoni, którzy pisali jej tekst, nie wpisali tego rozdziału z gorliwości religijnej, przeciwnie – to było tylko ich „alibi” wobec katolickiego narodu.

Czyżbym zatem namawiał do antyrocznicowego „nihilizmu”? Przeciwnie, sam wywieszam flagę, ale z zupełnie innego powodu niż nabożeństwo do tego dokumentu. Trzeci Maja jest po prostu symbolem; w jego celebrowaniu zapisana jest historia nadziei, pragnień, woli przetrwania, niepodległości, tożsamości. Czcimy w nim to, czym on był dla nas przez ponad dwa stulecia – MITEM. Także mitem monarchistycznym.

***

R.I.P.

Dziś w Rzymie zmarła w wieku 98 lat Emmanuelle de Dampierre, księżna Segowii, babka JKW księcia Ludwika Alfonsa Andegaweńskiego, k.z.p. Francji i Nawarry Ludwika XX. Nie przyniosła ona swoim życiem chluby Królewskiemu Domowi Francji, niemniej oby Pan zechciał w Swoim miłosierdziu przyjąć ją do Swojego Królestwa.

***

Z rzucaniem fejsbuka jest niestety tak, jak z rzucaniem palenia. Ale teraz bez żartów, naprawdę znikam, dopóki ostatniej kropki w pisanej książce nie postawię.

Finis coronat opus

5 maja 2012

Uff! Wreszcie skończyłem książkę. Otwieram teraz flaszkę Hennessy V.S.O.P. Wypić za zdrowie meksykańskich katolików wodą życia od francuskich hugenotów to dobry pomysł, tak mniemam.

***

Subtelna różnica

„Kościół jest nietolerancyjny w zasadach, ponieważ wierzy; lecz jest tolerancyjny w praktyce, ponieważ kocha. Wrogowie Kościoła są tolerancyjni w zasadach, ponieważ nie wierzą; lecz są nietolerancyjni w praktyce, ponieważ nie kochają” (O. Réginald Garrigou-Lagrange OP).

***

Dopytuję się (dla zasady)

To socjalistyczne bydlę (Hollande) zostanie zapewne konkubentem dziwki Marianny, więc zawczasu pytam, czy we francuskim pays réel jest jeszcze jakaś Charlotte Corday?

http://www.pch24.pl/hollande-nie-zaakceptuje-religii-w-przestrzeni-publicznej,2300,i.html

***

Lektury polskie

W Tygodniku Rzeczpospolitej „Plus-Minus” nr 17 (1000), 28-29 kwietnia 2012, s. P8-P9, był ranking „Lektur polskich”, tj. najlepiej uczących polskości i o polskości. Pośród ogółem 20 osób byłem proszony przez red. Rafała Mierzejewskiego o podanie pięciu tytułów i uzasadnienie jednego z nich. Opublikowany materiał zawiera jednak tylko ranking zbiorczy oraz ogólne omówienie, więc „ku pamięci” wklejam swoją odpowiedź.

1. Adam Mickiewicz, Pan Tadeusz

2. Henryk Sienkiewicz, Trylogia

3. Tadeusz Miciński, Termopile polskie

4. Feliks Koneczny, Polskie Logos a Ethos. Roztrząsanie o znaczeniu i celu Polski

5. Jan Karol Kochanowski, Polska w świetle psychiki własnej i obcej. Rozważania

Uzasadnienie (dotyczy piątej książki):

Pionierskie – a niemające właściwie kontynuacji – dzieło Jana Karola Kochanowskiego, stanowiące oryginalną próbę zrekonstruowania „psycho-dziejowego typu polskiego” na tle innych psychik zbiorowych, a zwłaszcza w konfrontacji z „sadystycznym okrucieństwem” typu moskiewskiego i „zabijającym człowieczeństwo” przez mechanizm masy typem pruskim, unaocznia z wielką siłą istotę „polskiej anomalii”, jaką jest napięcie, a nawet rozziew, pomiędzy wyjątkową szlachetnością, wzrastającego dzięki życiodajnym sokom rzymsko-katolickiego chrześcijaństwa, indywidualistycznego i arystokratycznego ideału wolnego człowieka i obywatela, znajdującego swą nieomal skończoną postać w typie polskiego szlachcica – a potwornymi „wadami naszych cnót”: warcholstwem, anarchią, niekarnością i demokratycznym kultem niekompetencji, sprawiającymi, iż panowanie w Polsce i nad Polakami stawało się zawsze ostatecznie… Golgotą, na której najlepsi muszą płacić za najgorszych, aż do mizantropii i unicestwienia samych siebie, bo zmuszeni bezsilnie patrzeć, jak ich bliźni – rodacy rujnują zdobyte dla nich z takim trudem skarby duchowe i materialne.

Wołodia zabity stresem

6 maja 2012

Podobno Lenin zmarł jednak nie z powodu syfilisu, tylko ze stresu. Biedaczek. To nie mógł dalej bezstresowo siedzieć w burżujskim Zurychu? Pisałby te swoje elaboraty, jak jaki Žižek, a jak by się zmęczył, to poszedłby sobie do kabaretu Voltaire posłuchać dadaistów, którzy pisali kawałki śmieszniejsze niż on – a zdaniem komisarza policji nawet groźniejsze dla porządku publicznego.

***

Ostrzeżenie

Człowiek z wiekiem nabiera cierpliwości i wyrozumiałości, ale nie są one i nie powinny być bezgraniczne. Dlatego uprzedzam, że będę odtąd usuwał z mojego profilu za wszystkie peany na cześć komunistycznych i narodowo-socjalistycznych zbrodniarzy, Związku Sowieckiego, Korei Płn., PRL etc., za wyrazy uznania (choćby tylko z „technicznego” punktu widzenia) dla bolszewików i nazistów, dla Stalinów, Dzierżyńskich, Hitlerów, Goebbelsów, Rokossowskich, Bierutów, Strasserów, Kimów itp., słowem: za poglądy i opinie zaczadzone „nacbolstwem” czy „lewodrożnym tradycjonalizmem”. Mogę tolerować społecznie lewicujący „narodowy rewolucjonizm”, choć się z nim nie zgadzam, ale nie apologetyzowanie opryszków, albo z drugiej strony – „obiektywny chłód”, wyrażający zrozumienie „racji”, jakie komuniści mieli, mordując rtm. Pileckiego jako „obcego agenta”.

***

Finis Reipublicae Gallorum?

Nad Sarkozym płakać oczywiście nie będę, ale wybór Hollande’a świadczy po prostu o skłonnościach samobójczych Francuzów. Jeśli faktycznie otworzy przymknięte nieco przez Sarko śluzy dla imigracji, to kto wie, czy nie będzie już ostatnim w historii prezydentem Francji, przed nastaniem Kalifatu Paryskiego. Ten zaś, znając dezintegracyjny geniusz Arabów, natychmiast zapewne podzieli się: najprędzej pewnie wyłoni się Emirat Marsylski albo Zjednoczenie Emiratów Riwiery. Ale najbardziej wściekła dziś z powodu wygranej Hollande’a jest – podejrzewam – Ségolène Royal.

***

Fascynacja

Widziałem ten obraz w Madrycie i przyznaję, że stałem przed nim jak zahipnotyzowany. To jest ten rodzaj „hiperrealizmu”, który szybuje ponad wszelką immanencję.

Salvador Dali

Z medytacji Mistrza Konga

8 maja 2012

„Przy sześćdziesiątce moje ucho dostroiło się. Przy siedemdziesiątce mogłem popuścić cugli sercu bez przekraczania tego, co prawe” (Konfucjusz).

To jest nadzieja, że to, co najważniejsze, dopiero przede mną.

„Mistrz powiedział: Wolałbym już więcej nie mówić. Tsy-kung rzekł na to: Jeśli ty, Mistrzu, mówić nie będziesz, cóż my, twoi uczniowie, zapiszemy dla przyszłych pokoleń? Mistrz powiedział: Czyż Niebo coś mówi? A jednak cztery pory roku następują we właściwej kolejności i wszelakie się rodzą stworzenia” (Konfucjusz).

To Claudel, zdaje się, napisał, że od muzyki piękniejsza jest tylko cisza. A dodam, że na pewno jeszcze piękniejsza jest od gadulstwa. Zabija zdolność wsłuchiwania się w ciszę. Przede wszystkim w ciszę, którą przemawia Niebo swoimi dziełami.

Egzaminacyjne do(rz)ynki

9 maja 2012

~ To jak się nazywał ostatni socjaldemokratyczny kanclerz Niemiec?

~ yyy…. Ratzinger?

Kanon

12 maja 2012

Do 10 dzieł, które musiałbym wybrać na bezludną wyspę, prócz tego, co chyba oczywiste i bezsporne – Biblii, dialogów Platona, Państwa Bożego św. Augustyna, Sumy Teologicznej św. Tomasza z Akwinu, Boskiej komedii Dantego, Folio Szekspira, zdecydowałbym się dodać Corpus Dionisyacum oraz Ikonologię Cesarego Ripy. Bez znajomości Imion Bożych, hierarchii niebiańskich i kościelnych, a także universum alegorii i symboli, nasza świadomość epistemiczna nie wykraczałaby ponad poziom świni dogrzebującej się nieomylnym węchem trufli w ziemi. Dwa miejsca pozostawiam puste, bo wybór trudny.

Grunt to tytuł

13 maja 2012

Gdyby ktoś cierpiał na męki twórcze w zakresie inwencji w wymyślaniu przyciągających uwagę tytułów, to polecam inspirowanie się tfurczością w tym zakresie Stacha z Warty, czyli – znamienitego, bądź co bądź, artysty, Stanisława Szukalskiego.

Par exemple:

~ „Gudłajniarz Żydowinkler czyli obrzezanie łapy sieczkarnią”

~ „Bohatorły wyfruną z Modłona Polski”

~ „Naukucze czyli trup zdrowego rozsądku”

~ „Polaczukcze”

~ „Sercedrowe bożce a obłuda sklerozakonnej sztuki”

~ „Flegmędrek Treter czyli Worek Wiatru”

~ „Mięso trotuarów a rewolucja imaginacji”

***

Teologia wizygocka

XI Synod w Toledo (675 rok), objaśniając gemina natura Chrystusa oraz stwierdzając, iż mieści On w sobie gemina substantia swojej boskości i swojego człowieczeństwa, ukuł zadziwiającą swoją niezwykłością, a jednak chyba zupełnie poprawną formułę: „Należy wierzyć, że jest On zarazem większy i mniejszy od samego siebie” (Item et maior et minor se ipso esse credendus est). Uczestnicy XIV i XV synodu w 684 roku, chyba na wszelki wypadek, dodali, iż nie jest On przez tę dwoistość natur podzielony (non naturarum geminatione divisus), lecz jest w pełni Bogiem i w pełni człowiekiem.

Tak czy inaczej, hiszpańska (wizygocka) teologia wznosiła się na wyżyny subtelności naonczas niemającej sobie równych na Zachodzie. W porównaniu z powyższym późniejsze formuły (z obszaru frankijskiego), utrzymujące się nawet do XII wieku, jak np. gigas geminae substantiae („olbrzym o dwóch substancjach”), budzą uśmiech, bo godne są raczej barbarzyńskiej epiki w stylu Beowulfa aniżeli chrystologii.

Boski paradygmat polis

14 maja 2012

Posiłkując się charakterologią Platona, tradycjonalistów można scharakteryzować przez ich miłość do mądrości (philosophon), nacjonalistów — przez ich temperamentność (thymoeides), a liberałów — przez kochanie się w złocie (philochrematon).

Trzeba dostosować ustrój do takiej konstytucji dusz, więc rządzącymi (archontes) uczynimy tradycjonalistów, a najmądrzejszy z nich będzie królem (archont basileus). Temperament nacjonalistów ujmiemy w cugle dyscypliny i uczynimy ich strażnikami (phylakes). A kolibrom pozwolimy zostać klasą wytwórców (georgoi).

Prawda, że pięknie urządzona polis – zaiste podług theion paradeigma – nam w ten sposób wyszła? Trzeba by tylko obmyślić jakieś dobre zabezpieczenie na wypadek, gdyby georgoi znowu przyszła chętka – jak w XIII wieku – wmieszać się w ewentualne nieporozumienia między archontes a phylakes, bo wtedy znowu zburzą „boski wzór” i stworzą kontraktualnego potworka obywatelskiego społeczeństwa handlarzy, i kolejne 700 lat pójdzie na marne.

Konserwatywny anarchista Thibon

15 maja 2012

Okazuje się, że nie tylko Gómez Dávila, ale również Gustave Thibon czuł, że istnieje jakiś – specyficzny, bo specyficzny, ale jednak – rodzaj korespondencji Nietzschego z chrześcijaństwem, bo odpowiadając na pytanie o swojego ulubionego świętego i wskazując św. Jana od Krzyża – największego ekstremistę ze wszystkich świętych – Thibon dodał: Nietzsche dobrze by się z nim rozumiał. Tak samo jak Gómez, Thibon jako swoje ulubione stulecie wskazuje XII wiek – najbardziej wolny i będący jednością kulturalną i duchową Europy – ale także (sic!) wiek XVIII, ze względu na wysubtelnienie. Bardzo mi też przypada do gustu jego samookreślenie: konserwatywny anarchista – konserwatywny w odniesieniu do tradycji, anarchista wobec mód i idoli wieku. Za cnotę najbardziej dziś potrzebną Thibon uważa reakcję przeciwko konformizmowi ukrywającemu się pod maską wolności. Odpowiadając na pytanie, jaka jest jego ulubiona fraza Ewangelii, Thibon cytuje najpierw Chestertona, który napisał, że nasza religia jest jedyną, w której Bóg przez chwilę stał się ateistą, a następnie wskazuje słowa Ukrzyżowanego: Boże, czemuś mnie opuścił?

A całość tego arcyciekawego wywiadu z 1993 roku (lecz po hiszpańsku) jest tutaj: http://www.religionenlibertad.com/articulo.asp?idarticulo=22543.

Wokół Donosa

18 maja 2012

Wielbicieli (jak niżej podpisany zresztą) Donosa Cortesa, jako myśliciela katolickiego à outrance, ultramontanina i „ojca Syllabusa”, może zaskoczyć to, że w swojej liberalnej młodości, jako urzędnik ministerstwa sprawiedliwości i bliski współpracownik premiera Mendizabala – Żyda, agenta Rotszyldów i starego masońskiego konspiratora jeszcze z epoki konstytucji z Kadyksu, a potem puczu Riega – brał aktywny udział w opracowywaniu i wprowadzaniu w życie tzw. prawa o dezamortyzacji, czyli grabieży majątku Kościoła (głównie przymusowo likwidowanych klasztorów), oraz dekretów znoszących seniorie jurysdykcyjne, czyli przekształcających ziemską własność feudalną w prywatną w sensie „burżuazyjnym” i wprowadzających wolny obrót ziemią.

Jego późniejsza przemiana jest oczywiście krzepiąca, bo pokazuje, że palikocka wścieklizna antykościelna może minąć każdemu. Z drugiej strony, trzeba inaczej nieco spojrzeć na jego myśl i działalność z okresu rewolucji, bo apokaliptyczne przestrogi przed ateistyczno-socjalistyczną Bestią, apel o dyktaturę szabli, podtrzymującą walący się tron, oraz piorunowanie przeciwko liberalnej „klasie dyskutującej”, są także w gruncie rzeczy samooskarżeniem, bo przecież to on sam, pomiędzy innymi, ongiś tego piwa nawarzył, uczestnicząc w odgórnej rewolucji, przekształcającej Hiszpanię w kraj rządzony przez burżuazję i parlamentarne gaduły, z których zresztą był najbardziej wymowny i… co już wręcz zabawne w świetle jego późniejszej pogardy dla parlamentaryzmu – najbardziej upierdliwy w domaganiu się ścisłego trzymania litery konstytucji.

Stawiając jeszcze kropkę nad i: konserwatyzm Donosa jest więc krzykiem rozpaczy liberała przerażonego skutkami tego, co sam uczynił. I na szczęście zrozumiał, że jedynym wyjściem z tej desperacji jest mocno objąć Krzyż, bo przecież nawet i dyktatura szabli to tylko rozwiązanie przejściowe; niestety, rozpowszechniona u nas interpretacja „europejska” Schmitta oparta jest na jego bardzo selektywnej znajomości Donosa, w dodatku podporządkowanej własnej koncepcji decyzjonizmu. Tymczasem ani dyktatura Donosa nie jest „suwerenna”, tylko „komisaryczna”, ani nie jest jego „ostatnim słowem”. Pojawia się w mowie z 1849 roku, a nie ma już jej ani w dwu następnych mowach, ani w Ensayo…, ani w liście do kardynała Fornari. Wszędzie tam jest już tylko rozwiązanie religijne, jedyny ratunek przed nastaniem „człowieka grzechu” (el hombre de pecado), wcielonego w „kolosalne, demagogiczne imperium” (które wyjdzie, jak przewidział, z Rosji, jeśli tam wybuchnie rewolucja i połączy się z siłą militarną), to przywrócenie panowania Boga nad człowiekiem, łaski nad wolną wolą, Opatrzności nad wolnością, Kościoła nad państwem.

A oto Donoso – romantyk (19-letni! profesor literatury), więc też mało znany: „poezja jest językiem wyobraźni i serca” (Crítica a unas décimas, 18 VIII 1828).

Inna myśl, też romantycznie „kapryśna”: „Błędy wielkich ludzi są prawie tak pożyteczne, jak prawdy, które odkrywają dla ludzkości” (List do przyjaciela, sierpień 1829).

To przytomniejsze: „Naród religijny nie może być narodem zepsutym” (Exposición al Rey Don Fernando VII).

A tu już prawdziwy tradycjonalista: „Ja reprezentuję tradycję, przez którą narody są tym, czym są w ciągu swoich dziejów. Jeżeli moje zdanie ma pewien autorytet, to nie dlatego, Panowie, że jest moim, ale dlatego, że jest głosem naszych przodków” (Discurso sobre la situación de España, 1850).

Dopisek:

I jak tu wierzyć Niemcom: to Edmund Schramm rozpowszechnił informację (której, jak inni, zaufałem), że doczesne szczątki Donosa dopiero w 1900 roku zostały ekshumowane i przetransportowane z Paryża do Madrytu. Tymczasem Santiago Galindo Herrero już w 1953 roku przedstawił dowody, że w rzeczywistości stało się to już pół roku po jego śmierci, 10 X 1853, kiedy to staraniem markiza Pidala ciało Donosa zostało złożone w krypcie parafii Naszej Pani Dobrej Rady w Madrycie. Schramm pomylił ten fakt z uroczystym pogrzebem w 1900 roku, kiedy Donoso spoczął ostatecznie we wspaniałym grobowcu na cmentarzu Św. Izydora, wybudowanym dla niego, Goyi oraz (mniej u nas znanych) Moratina i Melendeza Valdesa.

Szydło z worka

19 maja 2012

„Słusznie więc zauważa czołowy ideolog neokonserwatyzmu William Kristol, że walka z fundamentalizmem islamskim oraz terroryzmem jest przedłużeniem wojny Reagana z bolszewizmem”.

„Amerykańscy neokonserwatyści, którzy wyrośli ze sprzeciwiającej się dyskryminacji rasowej lewicy, są wyjątkowo wyczuleni na obronę praw człowieka”.

Powyższe dwa cytaty z artykułu p. red. Łukasza Adamskiego, tak znakomicie dokumentujące obłęd tych „czołowych ideologów” oraz ich na wskroś lewackie korzenie, dostarczają nam wspaniałego argumentu na rzecz tezy, że zwycięstwo tych podpalaczy świata byłoby fatalne dla Polski, jeszcze bardziej uwiązanej do ognistego rydwanu demoliberalnego imperatora.

***

Dwie strony medalu

Odkładając w czasie bardziej kompletną dyskusję z inspirującym artykułem p. Ronalda Laseckiego, odniosę się tu do jednego, w sumie marginalnego, ale ciekawego wątku, wyrażającego dystans czy wręcz niechęć autora do narodów romańskich z racji ich „podwyższonej” pobudliwości seksualnej.

Owszem, jest „coś na rzeczy”, bo wiadomo, że są to nacje mocno rozerotyzowane i zmysłowe, na co z pewnością niemały wpływ ma ciepły klimat, w którym żyją, sprzyjający też obnażaniu się. W końcu i Tristan i Izolda, i Casanova, i Don Juan, to toposy tych kultur, a wszystkie, choć z nieco różnych powodów, są sprzeczne z katolicką etyką seksualną, „oficjalnie” tam od wieków wyznawaną, a pogłębiało się to jeszcze w Ameryce Romańskiej, wskutek mieszanki z innymi południowymi rasami. To Freyre, o ile dobrze pamiętam, pisał o bezskutecznej walce kaznodziejów w brazylijskim Pernambuco o to, aby tamtejsze arystokratki i ich murzyńskie niewolnice, obnażające się „z powodu upału” do pasa, zasłaniały piersi podczas Mszy przynajmniej na Podniesienie, co przecież trudno uznać za postulat szczególnie wygórowany.

A jednak to tylko jedna strona medalu, bo przecież to właśnie na Południu, począwszy od anachoretów na pustyniach Egiptu czy Palmyry, a skończywszy na monastycznym życiu Zachodu, rzesze mężczyzn i kobiet wybierały życie w całkowitej wstrzemięźliwości seksualnej i ascezie, podczas gdy na Północy kończy się to nieomal wraz z reformacją. A kiedy ten protestancki huragan przyszedł, to jednak na dochowującym wierności katolicyzmowi Południu, gdzie wszystko zdaje się pobudzać zmysły, uznano, że jest możliwe zachowanie celibatu przez duchownych, zaś na Północy, która odstąpiła od Kościoła, i gdzie ponury krajobraz i warunki atmosferyczne sprawiają, iż większą część roku ludzie są zakutani po uszy, uznano, że to niemożliwe i „nienaturalne”.

I nie koniec na tym, bo przecież to nie gdzie indziej, jak w (post)luterańskich Szwecji czy Danii i w (post)purytańskiej Ameryce wymyślono przemysł pornograficzny, sex-shopy, striptiz w lokalach, a wreszcie coś jeszcze gorszego niż to wszystko razem wzięte, to, co Gómez Dávila nazwał „kopulowaniem po doktrynersku”, czyli nie dla samej przyjemności zmysłowej (do której odczuwania, w tym, co Południowcy, stopniu te północne, zimnokrwiste filety z dorsza, zapewne nie są zdolne), lecz dla „samorealizacji”, „wyzwolenia i autonomii jednostki”, „prawa do satysfakcji” oraz przeciw „opresywnej, burżuazyjnej kulturze”, „religijnemu ciemnogrodowi” itp.

***

Gratulacje

…dla działaczy NOP za pogonienie sodomitów i Palikota. Błazenady tego ostatniego nawet nie warto komentować, bo błazen, gdy przekracza dozwolone mu granice, zasługuje tylko na kopniaka, natomiast wielką miałbym ochotę zapytać, czy dumny z siebie jest o. Tomasz Dostatni OP, który w 2006 roku zezwolił rozwodnikowi na cyrk w lubelskim klasztorze dominikanów i jeszcze sam błogosławił „obrączki narzeczeńskie”?

Ecclesia semper militans

21 maja 2012

Ojciec Święty przypomina nam o tej oczywistości, o której tylu katolików z nazwy, a nawet prałatów, zaczadzonych „otwartością”, nie chce słyszeć i wiedzieć.

Benedykt XVI: potrzebny jest „Kościół wojujący” | www.niezalezna.pl

Pro domo sua

22 maja 2012

Co za imbecyl pisał mój biogram na Wiki? Ja postmodernistą?

„Światopoglądowo Jacka Bartyzela charakteryzują poglądy takie jakie; konserwatywny monarchizm (tradycjonalizm, karlizm, kontrrewolucja), religijnie tradycjonalizm katolicki (FSSPX). Krytyk demokracji i nacjonalizmu. Filozoficznie postmodernista”.

Powinność Księcia

25 maja 2012

Jako człowiek i chrześcijanin, książę Alojzy zasługuje oczywiście na najwyższy szacunek. Ale jako Książę powinien nie wycofywać się, tylko kazać rozstrzelać członków owego „Komitetu Obywatelskiego”, a parlament rozpędzić na cztery wiatry.

Lichtenstein: książę Alojzy nie godzi się na legalizację aborcji. Grozi wycofaniem się z życia publi | www.pch24.pl

Bar(d)ack i jego lizusek

31 maja 2012

Jeśli po tej wypowiedzi Obamy pod ambasadą amerykańską w Warszawie nie spłonie chociaż jeden gwiaździsty sztandar, to znaczy, że już nic nie jesteśmy warci i zasługujemy na takie traktowanie.

Obama o „polskich obozach śmierci” | Narodowcy.net

***

I jak tu nie mieć ochoty strzelić w ten wiecznie głupkowato uśmiechnięty pedalski ryj.

Biedroń: Biały Dom nie powinien przepraszać, bo inaczej „Polacy znów poczują się ważni” | wPolityce

Konserwatysta czyli wywrotowiec

1 czerwca 2012

Dzięki bardzo ciekawemu, jak zwykle, Przeglądowi niemieckiemu p. Tomasza Gabisia dowiedziałem się, że ostatni prawdziwi konserwatyści w Niemczech nazywają się AKCJĄ KONSERWATYWNO-WYWROTOWĄ. Ich (Karlheinz Weißmann, Götz Kubitschek, Ellen Kositza, Wolfgang Dvorak-Stocker i in.) pismo nosi z kolei tytuł „Sezession”. I te nomina – pomimo ich paradoksalności – są głęboko trafne. W świecie, w którym herezja stała się publiczną ortodoksją, dewiacja – normą, kłamstwo – dogmatem, konserwatysta może być tylko wywrotowcem, rebeliantem, sabotażystą i dywersantem, franc-tireur’em, secesjonistą i… tu ciśnie się na usta równie piękne słówko „frondysta”; malheureusement, u nas ostatnio skompromitowane, odkąd „frondyści” przeszli do obozu wroga, utożsamiając się z najbardziej niebezpiecznym, bo udającym prawicę, segmentem demoliberalnego establishmentu. Tak czy inaczej jednak owa „wywrotowość” to również nazewniczo powrót do źródeł: wszakże tory oznaczało ponoć pierwotnie „irlandzkiego, katolickiego bandytę”. I nie tylko nazewniczo: wszyscy nasi czcigodni poprzednicy – szkoccy highlanders, Wandejczycy i bretońscy szuani, nawaryjscy i baskijscy karliści, neapolitańscy sanfedyści (i brigantes), tyrolscy górale, nasi Żołnierze Wyklęci, kimże byli dla „legalnych” uzurpatorów i najeźdźców, jeśli nie wywrotowcami i bandytami?

Petycja

3 czerwca 2012

Już parę osób zwracało się do mnie z propozycją podpisania petycji do Obamy w sprawie jego wypowiedzi o „polskich obozach śmierci”. Konsekwentnie odpowiadałem, że zamiast pisać petycje do demo-imperatora Bar(d)aka I, wolałbym mu wygarbować kijem skórę. Aliści, zwrócono mi uwagę, że ani pleców, ani kija nie mam w zasięgu ręki. Uznając słuszność argumentu, modyfikuję postulat: proponuję pomysłodawcom akcji napisać „petycję” w poetyce listu Kozaków zaporoskich do sułtana tureckiego.

***

„Elżbieta II”

Rodak zamieszkujący w Albionie zadał mi pytanie co sądzić o odprawianiu modłów – co wydarzyło się w jego katolickiej parafii – za (obchodzącą dziś tzw. diamentowy jubileusz panowania) monarchinię brytyjską, będącą jednocześnie formalnie głową tzw. Kościoła Anglii (a jednocześnie, co skądinąd zabawne, „protektorką” jeszcze drugiego „kościoła”, o teologii innej niż anglikańska, czyli prezbiteriańskiego „Kościoła” Szkocji).

Podaję tu nieco rozszerzoną moją odpowiedź, jakiej udzieliłem. Zanoszenie modłów dziękczynnych za heretyczkę i schizmatyczkę (jak na szyderstwo używającej też tytułu „obrończyni Wiary”), nadto zaś za uzurpatorkę, jest bluźnierstwem i znieważaniem Świątyni Pańskiej. Godziłoby się natomiast modlić o łaskę nawrócenia na wiarę katolicką dla księżniczki Elżbiety Windsor (a właściwie to Saxe-Coburg Gotha) – znanej światu jako „Elżbieta II” – którego to nawrócenia, gdyby nastąpiło, konieczną i oczywistą konsekwencją musiałoby być także zaniechanie przez nią okupacji tronów Anglii, Szkocji i Irlandii, tudzież krajów należących do Wspólnoty Brytyjskiej i zwrócenie ich prawowitym dziedzicom – w chwili obecnej Jego Królewskiej Wysokości Franciszkowi II Wittelsbachowi. W przeciwnym wypadku nawrócenia nie można by uznać za szczere, albowiem przecież jest rzeczą oczywistą, że protestanccy uzurpatorzy okupują (i „dziedziczą”) owe trony od 1689 roku tylko dlatego, że ich przyrodzonego Pana pozbawiono tych tronów właśnie za trwanie w wierze katolickiej, a w dalszej konsekwencji wykluczono z góry od dziedziczenia wszystkich Książąt katolickich. Jest przeto również oczywiste, że źródłem ich „panowania” nie jest Almighty God, tylko Almighty Parliament. Nie można więc wyrzec się błędu, a jednocześnie nadal spożywać owoce jego wyznawania. To oczywista oczywistość. Dixit.

Neokoszerwatyzm

5 czerwca 2012

Znana (ponoć, nie wiem, ja pierwsze słyszę) dziennikarka judeoamerykańska, Debbie Schlussel – działaczka Narodowej Organizacji Młodych Republikanów, więc zapewne neokonserwatystka – oznajmiła, że Polacy, którzy wymordowali miliony Żydów, za wydawanie ich Niemcom dostawali butelkę whisky.

I tu jest dopiero gafa nad gafami: przecież każde dziecko wie, że ulubionym trunkiem owoczesnych tubylców nad Wisłą była nie whisky, tylko piña colada. Whisky to polscy żydożercy używali wyłącznie do dezynfekcji, jak się przypadkiem skaleczyli, mordując Żyda.

Ale skłonny byłbym przyznać, że takie wystąpienia jak owej Debbie mają swoje dobre strony, bo niejednemu mogą otworzyć oczy na to, czym naprawdę jest ów neokoszerwatyzm, i trudniej będzie po tym wmawiać, że to nasz „sojusznik w walce o wartości tradycyjne”. Przecież to nie jest jakiś pojedynczy wybryk trzeciorzędnej blogerki, tylko stała i obowiązująca linia w tym środowisku. Nie tylko zresztą w tej kwestii; np. Walter Laqueur, uchodzący za poważnego historyka, i jedna z głównych postaci pierwszego pokolenia neocons, pisał w książce Faszyzm. Wczoraj – dziś – jutro, że przejawem odradzania się faszyzmu w Polsce (w latach 90.) jest zaangażowanie Kościoła w tak „kontrowersyjne inicjatywy”, jak ochrona życia poczętego.

„Materialno-semiotyczne wiązanie”

16 czerwca 2012

Przypadkiem, bo czytając rozprawę doktorską, którą dostałem do zrecenzowania, natrafiłem na taki oto cytat z niejakiej Donny Haraway: „…ludzie nie są jedynymi istotami zobowiązanymi i zdolnymi do odpowiedzi. Zwierzęta jako pracownicy laboratoriów [sic! – JB] oraz zwierzęta w różnych światach, w jakich żyją, są odpowiedzialne w tym samym sensie [sic! – JB], co ludzie. Odpowiedzialność jest więc relacją wytworzoną w intraakcji, przez którą istoty – będące podmiotami i przedmiotami – uzyskują istnienie. W laboratorium ludzie i zwierzęta są dla siebie nawzajem podmiotami i przedmiotami [sic! – JB] w zachodzącej intraakcji. Jeśli ta struktura materialno-semiotycznego wiązania załamuje się lub jeśli nie pozwala się jej powstać, pozostaje tylko uprzedmiotowienie i opresja”.

Cytat ten pochodzi z artykułu przetłumaczonego i zamieszczonego w neobolszewickiej „Krytyce Politycznej” (15/2008, s. 103), szczodrze dopieszczanej przez Ministerstwo Kultury. Oto za jaki bełkot musi płacić polski podatnik.

Prawdy ponadczasowe (V)

18 czerwca 2012

To, co jest absolutnie niemożliwe, wykluczone w demokracji (a zupełnie naturalne w republice arystokratycznej): otrzymać władzę, nawet dyktatorską, nie zabiegając o nią, wręcz wzbraniając się ją przyjąć, dopóki tylko się da, dopóki Ojczyzna nie zażąda.

„A prawda bodaj że tak wygląda: państwo, w którym ludzie mający rządzić najmniej się garną do rządów, w tym muszą być rządy najlepsze i najbardziej wolne od wewnętrznych niepokojów, a gdzie rządzący są nastawieni przeciwnie, tam i stosunki panują wprost przeciwne” (Platon, Politeia, 520D).

Cyncynat

Cincinnatus przyjmuje delegację senatorów rzymskich
obwieszczających mu decyzję obwołującą go dyktatorem Rzymu.

Humor zeszytów szkolnych

28 czerwca

Przeglądając stare papiery znalazłem kilka wypisów z egzaminów pisemnych na kulturoznawstwie jeszcze z lat 90. Oto kilka z nich (pisownia też oryginalna):

~ Od średniowiecza rozpoczęły się próby przełamania zupełnego ubóstwa Boga.

~ Na plan dalszy już w epoce romantyzmu przesuwa się czczony Bóg.

~ Romantyzm oznaczał zespół cech będących właściwościami ludzkiego uosobienia.

~ Ludowość zaczerpnięta ze świata często wiejskiego.

~ Mickiewiczowska przebudowa literacka to szerokie pole tematu narodowego.

~ Mówiąc o dziedzictwie literackim Adama Mickiewicza, to walka w obronie kraju zostaje wszczęta przez pisarza piórem o ostrym końcu.

~ Konflikt szlachty i chłopów jest głównym pędem jaki Mickiewicz nadaje, aby można było to zmienić i pobudzić szlachtę, aby stanęła i pod swoje skrzydła skryła i przygotowała do walki chłopów.

~ Mickiewicz działał w ruchu oporu.

~ Płacz każdej z tych osób ma charakter lamentów i zawodów.

~ Część druga jest pisana w stylu utopijnym.

~ Komedia ta jest postępowa.

~ Bogaci ziemianie, którzy nie mieli konkretnych zajęć wzbogacali się wykorzystując lud.

~ Również w wieku XVII problem człowieka niemoralnego nie był obcy poetom.

~ Baryka przeżywa nieszczęśliwą miłość, w wyniku której wyjeżdża do Warszawy i staje się wielkim rewolucjonistom.

~ Jak często się zdarza będąc wspaniałym poetą nie miał powodzenia w miłości.

~ Człowiek został ocalony tylko fizycznie, biologicznie jego wnętrze okazało się puste.

~ Aby zaspokoić własne rządze flirtuje z pokojówką.

***

Ambiwalentny dar wolności

„Najsmutniejszym losem, jaki może nas spotkać, jest posiadanie wolności bez zasłużenia na nią” (John Ruskin).

Myśl tę zanotowałem sobie w kajeciku 27 stycznia 1972 roku, kiedy większości z Państwa tu obecnych zapewne nie było jeszcze na świecie. Dziś dodałbym, że bardziej niż smutne jest to zawstydzające (albo dlatego smutne, że zawstydzające).

***

Katedra

Słowa zbędne, trzeba tylko ugiąć kolana:

Tron na Lateranie

„Katedra [tron] jest symbolem władzy nauczania, która jest władzą posłuszeństwa i służby, aby słowo Boga – Prawda! – mogło rozbłysnąć między nami i pokazać nam drogę życia” (Benedykt XVI; na zdjęciu – najstarszy zachowany tron papieski w Bazylice na Lateranie).

***

Aporia narodowej demokracji

Na tablicy głównej znalazłem myśl, którą uważam za niezwykle trafną a dotyczącą niekonsekwencji Kolegów Endeków – zwłaszcza tych „starej daty”, czyli narodowo ‑ demokratycznych – wychwalających bez umiaru Traktat Wersalski. Pomijam już to, iż często pojawiające się twierdzenie, że traktat „dał” nam niepodległość, jest po prostu obraźliwe dla nas. Chodzi o ewidentną sprzeczność pomiędzy mazgajskim jojczeniem, że Żydzi i masoni rządzą światem, a apoteozowaniem „porządku wersalskiego”, który był jednym wielkim triumfem „żydomasońskiej” i demoliberalnej wizji świata, wymierzonym we wszystko, co jeszcze do tego czasu pozostało choćby powierzchownie katolickie (Austro-Węgry), monarchiczne, tradycyjne – nawet poza chrześcijaństwem, jak choćby Turcja ottomańska, zastąpiona z poparciem Ententy przez masońską, wściekle laicką i szowinistyczną republikę. Czy ta – mówiąc eufemistycznie – aporia endeckiej szkoły myślenia politycznego nie jest aby przypadkiem „schizofrenii bezobjawowej”?

Wiem, że zaraz mnie tu zlinczują, ale trudno.

Izba refleksji

29 czerwca

Parlamentaryzm, czyli – jak pisał Guizot – gouvernement par la discussion.

parlament

***

Animal Farm

Scenka rodzajowa z życia bynajmniej nie XX-wiecznego Meksyku pod panowaniem Partii Rewolucyjno-Instytucjonalnej albo powojennej Austrii pod rządami „bandy dwojga”: chadeków i socjaldemokratów.

ODSŁONA I

Pewien Dziennikarz, z dużym i uznanym dorobkiem, wspomniał mimochodem na towarzyskim spotkaniu Bardzo Wysokiemu Urzędnikowi Państwowemu, że poszukuje stałej pracy.

Żaden problem – odpowiedziała Bardzo Ważna Osoba – stanowisk mamy dostatek, wpadnij do mnie do biura, to coś znajdziemy.

ODSŁONA II

Obaj dżentelmeni spotykają się, jak ustalili. Bardzo Wysoki Urzędnik Państwowy podsuwa Dziennikarzowi do wypełnienia deklarację członkowską Platformy Obywatelskiej.

Ależ ja nie zamierzam zapisywać się do żadnej partii – mówi zaskoczony Dziennikarz.

Jak to! – odpowiada głęboko i szczerze zdumiony Bardzo Ważny Urzędnik Państwowy – przecież mówiłeś, że poszukujesz pracy?

Oto Polska Współczesna – folwark nomenklatury z PZPO.

Przemyślenia histrionów

30 czerwca

U komedyantów taka, delikatnie mówiąc, niespójność nabiera cech epidemicznych: najpierw Krystyna Janda „występuje” z Kościoła, do którego nie należy, teraz dyrektor Teatru Narodowego oznajmia, że stał się apatrydą.

W sumie jeszcze jeden argument na rzecz przywrócenia monarchii: histrionom jako Aktorom Jego Królewskiej Mości, ubranym w przepisowe liberie, przestanie się w głowach kiełbasić, że poza sceną mają się wypowiadać na tematy ogólne i jeszcze być z nabożeństwem wysłuchiwanymi, a jeśliby któremuś mimo to się pokiełbasiło, to już mu Wielki Ochmistrz Dworu wskaże jego miejsce.

Wanda Zwinogrodzka Nie mam potrzeby uczestniczenia w społeczeństwie, które jest paskudne. Dlatego przestaję być patriotą — mówi Jan Englert, dyrektor … | Hej-kto-Polak!

***

Od oświecenia do socrealizmu

Głęboko symboliczny tytuł. W wersji porzekadła ludowego brzmiałoby to: od rzemyczka do koziczka.

Kawiarnie.jpg

PMK Design
© Organizacja Monarchistów Polskich 1989–2024 · Zdjęcie polskich insygniów koronacyjnych pochodzi z serwisu replikiregaliowpl.com.