Jesteś tutaj: prof. Jacek Bartyzel » Miscellanea » Notatki z Facebooka (V)

Notatki z Facebooka (V)

Jacek Bartyzel

Anno Domini 2011

październik – grudzień

Wrogowie jak marzenie

2 października 2011

Zadumałem się nad litograficzną karykaturą Daumiera przedstawiającą portugalską „Wojnę Dwóch Braci” (A Guerra de Dois Irmãos): „naszego” legitymistycznego Dom Miguela wspiera zakonnik, konstytucjonalistę Dom Pedra – jegomość z kokardą tricolore przy cylindrze à la Louis-Philippe.

Wojna Dwóch Braci

Mon Dieu! Gdzie te czasy, kiedy za wrogów na lewicy mieliśmy zaledwie arystokratycznych liberałów!

***

Droga jezuity

Dowcip o jezuitach, opowiedziany mi zresztą przez zaprzyjaźnionego od lat jezuitę: pewien jezuita został wysłany przez swoich przełożonych do nieznanego sobie miasta. Zoczywszy na ulicy braciszka franciszkańskiego pozdrowił go i zapytał czy może mu wskazać drogę do konwentu jezuickiego. „Oczywiście” – odparł franciszkanin – „niemniej obawiam się, że brat i tak nie trafi, bo tam trzeba iść cały czas prostą drogą”.

Dwie rocznice

7 października 2011

Dziś dwie rocznice, o których nie wolno zapomnieć: 7 X 1571 flota Ligi Świętej pod dowództwem Juana de Austria pokonała pod Lepanto flotę imperium ottomańskiego; z tej racji papież św. Pius V ustanowił święto NMP Różańcowej.

7 X 1918 Rada Regencyjna Królestwa Polskiego ogłosiła odezwę do Narodu Polskiego, proklamującą niepodległość Polski: pierwszy całkowicie suwerenny akt polskiej instytucji nieuzgadniany z żadnym z zaborców. Było tam wprawdzie niestety ustępstwo na rzecz „ducha czasów” w postaci zapowiedzi ustawy wyborczej opartej na szerokich podstawach demokratycznych, ale niech tam – liczy się to pierwszeństwo.

Źle i jeszcze gorzej

10 października 2011

No to groza. Może być tylko albo bardzo źle, czyli tak jak dotychczas, albo jeszcze gorzej, czyli koalicja z Ruchem Antychrystów i Sodomitów. Zresztą, nawet jeśli biedronie nie wejdą do rządu, to i tak w sejmie będą robić taki cyrk, że nieomal z rozrzewnieniem będziemy wspominali awantury Samoobrony: w końcu tamci chcieli tylko „kasy”, z tymi będziemy mieli „nergalizm” na każdym posiedzeniu sejmu. A tak à propos: gdyby nasz Epidiaskop miał, z przeproszeniem, jaja, a nie Święty Spokój za patrona, to by już wcześniej ogłosił, że każdy, kto na nich głosuje, podlega ekskomunice latae sententiae, a teraz zarządziłby w całej Polsce modły przebłagalne z biciem w dzwony za ciężką obrazę Boga.

***

Przeglądam różne wpisy i komentarze na forach i widzę, że prawie wszystkie oscylują między straszną trwogą a jakimś desperackim rodzajem odwagi (przypomina się tu Herbertowska Próba rozwiązania mitologii). Piszę to także samokrytycznie, bo oba tony dostrzegam też u siebie. Jako że w zmęczonej już (koszmarną podróżą pociągiem do i z Krakowa, szlakiem „Polski w budowie” ministra infrastruktury) mózgownicy kołatała mi się pewna fraza z Dialogów karmelitanek Bernanosa, zajrzałem tam, żeby ją sprawdzić i wzrok mój padł na inną, niż ta, o której myślałem, a idealnie wyrażającą to, co w tej chwili myślę. Oto ona: Trwoga jest fantasmagorią szatana. – A odwaga? – Odwaga także może być ułudą szatana, tylko inną. Każdy z nas ryzykuje więc, że będzie igrał ze swoją odwagą, czy ze swą trwogą, jak szaleniec, który igra ze swym cieniem. Jedno ma tylko znaczenie: abyśmy, odważni czy tchórzliwi, znajdowali się zawsze tam, gdzie Bóg chce nas mieć, zdając się na Niego co do reszty. Tak, nie ma innego lekarstwa na trwogę, jak rzucić się na oślep w Wolę Bożą, tak jak jeleń ścigany przez psy rzuca się w wodę zimną i czarną.

Fiesta w piekle

12 października 2011

No to zaczyna się cyrk na Wiejskiej: „Pan minus penis, czyli jakby Pani” wprawdzie nie będzie wicemarszałkiem, ale za to będzie nim prawdopodobnie, zasłużona w walce o prawo do mordowania dzieci, Wanda Nowicka. W czeluściach piekielnych od 9 października trwa z pewnością nieustanny festyn: Polonia semper fidelis wzięta!

Komunistyczna gnida bez kary

14 października 2011

Syn Wandy Nowickiej, Michał Nowicki pozostanie bezkarny. Prokuratura Rejonowa Warszawy – Żoliborz umorzyła właśnie toczące się przeciwko niemu od 2008 roku postępowanie w wątkach, cytuję, dotyczących publicznego nawoływania do popełnienia przestępstwa lub pochwalania go, propagowania totalitarnego ustroju państwa oraz publicznego znieważania grupy ludności z powodu jej przynależności narodowej, etnicznej, rasowej, wyznaniowej.

Nie jest to pierwszy przypadek jakiejś tajemniczej ochrony roztaczanej nad tą gnidą, już wcześniej bezkarną mimo przyłapania na gorącym uczynku aktu chuligańskiego. Ale to za co był dotąd ścigany, przekracza wszelką miarę. Dla przypomnienia więc: Michał Nowicki, redaktor portalu Lewica bez Cenzury im. Feliksa Dzierżyńskiego, w „recenzji” z filmu Katyń uznał mord polskich oficerów nie tylko za fakt „mało istotny”, ale wręcz go pochwalił, za „likwidację darmozjadów”, których ZSSR nie było stać na ich wyżywienie: Wystarczyło już tej bezczelności z czasów sanacji, gdy robotnicy i chłopi ich żywili – dodał. Zapowiedział, że założone przez niego ugrupowanie zacznie działalność w rocznicę wyzwolenia Zachodniej Białorusi i Zachodniej Ukrainy przez Armię Czerwoną. Mało tego, wyraził pogląd, iż jedynym błędem Stalina było to, że nie stworzył zalążka Polskiej Republiki Rad i nie rozpoczął przygotowań do pójścia nad Łabę, Ren, albo i Ebro. Wielbiciel Stalina głosi bez osłonek konieczność wszczęcia na nowo terroru rewolucyjnego, który powinien uspokajać masy (…); Zadeklarowanych kontrrewolucjonistów najlepiej karać na miejscu (…); Kontrrewolucjonista zasługuje na najwyższy wymiar kary (…). Towarzysz Nowicki jest ufny w swoje siły: sami wykończymy polską burżuazję i jej łańcuchowe psy, a jego kumpel, niejaki Jakubowski, dodawał: Poleje się krew, ale tego nie trzeba się bać.

Mordować jeszcze nie udało im się zacząć, ale dewastować i bezcześcić owszem. Nie ma tu nawet czego badać, bo bandyci z Lewicy bez Cenzury sami chełpili się zbezczeszczeniem pomnika artylerzystów konnych z 1920 roku w Górze Kalwarii, umieszczając skan dokumentujący to na swojej stronie. Podobnie zdewastowali pomnik WiN w Lublinie.

Przestępstwa Nowickiego organa ścigania „analizowały” jakoś wyjątkowo długo. Teraz okazuje się, że prokuratura – niezawisła i apolityczna, oczywiście – w ogóle nie dopatrzyła się znamion przestępstwa w jego działaniach, jak wyjaśniła Rzeczpospolitej prokurator Agnieszka Muł (bardzo adekwatne nazwisko, jak się zdaje).

Wroński „austriakiem”?

15 października 2011

Dowiedziałem się dziś, że Hoene Wroński, kilkadziesiąt lat przed powstaniem szkoły austriackiej, bo na początku XIX wieku, w swojej koncepcji ekonomii „dynamicznej” głosił, że wartość towaru jest subiektywna, zawierając się w oczekiwaniach konsumentów.

Luteranie zaniepokojeni

16 października 2011

Lutrzykom ksiądz Skarga nie w smak (http://www.rp.pl/artykul/153227,733689-2012-Rokiem-Piotra-Skargi--Luteranie-zaniepokojeni.html). Czyż to zatem nie dobra okazja, aby nareszcie otwarcie opowiedzieć się po stronie niedemokratycznej (widać, że dla dzisiejszych protestantów prawdziwą religią jest demokracja!), wyrzucić na śmietnik współczesną koncepcję postrzegania spraw religijnych, neutralność państwa i otwarcie na inicjatywy ekumeniczne?

A poza tym, dość już tego prezentystycznego bełkotu o „idei jagiellońskiej”, jako rzekomej promocji wielowyznaniowości i obojętności na prawdziwość religii. Jagiellon Zygmunt I Stary kazał ściąć pierwszych heretyków w Gdańsku.

***

Obraza Boga, nie „uczuć”

I znowu ta sama śpiewka: rozrabiające wczoraj włoskie palikoty sprofanowały w Rzymie kościół św. św. Marcelina i Piotra, niszcząc m.in. statuę Matki Bożej i wielki krzyż, a rzecznik Watykanu, ks. Federico Lombardi ubolewa, że nie licząc się z „wrażliwością” wiernych ciężko obrażono ich „uczucia”.

Nie żadne „uczucia”, do jasnej cholery! Obrażono ciężko Pana Boga i Matkę Bożą!

Podpowiadam

20 października 2011

A może tak już najwyższy czas powiedzieć panom rabinom, żeby sobie poszli do swojego ojca, czyli do diabła? ( http://ekai.pl/wydarzenia/x47311/rabini-apeluja-do-kosciola-o-zawieszenie-rozmow-z-lefebrystami/)

***

Wart pałac Paca

Niepodobna żałować tyrana (mówię, rzecz jasna, o Kaddafim). Ale rozbestwiony motłoch, dobijający rannego i bezczeszczący jego trupa, to jednak też ohyda. Warci drudzy pierwszego, bo jak mówił de Maistre, każdy lud ma takiego władcę, na jakiego zasłużył.

***

Słownik Żydów czy żydokomuny?

Swego czasu kupiłem sobie, zresztą z przeceny, ale w doskonałym stanie, Słownik biograficzny Żydów Geoffreya Wigodera – tłumaczenie z angielskiego, oryginał wydany w 1991 r. przez G.G. The Jerusalem Publishing House Ltd. Oczywiście, podstawowym pytaniem jest to kogo autor uznaje za Żyda, na co daje w przedmowie odpowiedź następującą: Po pierwsze, opieramy się na tradycyjnym religijnym założeniu, że osoba, która przyszła na świat jako Żyd, pozostanie nim «niezależnie od tego, jak bardzo grzeszy» [bardzo dowcipna definicja, swoją drogą – JB]. Dotyczy to również tych, którzy odeszli od judaizmu albo publicznie wypierają się wszelkich związków z religią mojżeszową czy narodem izraelskim (…). Przedstawiamy również te osoby, których jedno z rodziców jest Żydem albo które nawróciły się na judaizm. Przyjęte kryteria są zatem, jak widać, najszersze z możliwych, bo brakuje chyba tylko „Żydów” by tak rzec, z „duchowej adopcji” – takich, jak np. pewna studentka mojej żony, która jej powiedziała: „nie mogę wybaczyć moim rodzicom tego, że nie jestem Żydówką”.

Mnie wobec tego interesował dobór nazwisk z punktu widzenia ideowo-politycznego. Pomijam zatem kwestie oczywiste, jak żydzi sensu proprio, czyli wyznawcy religii mojżeszowej, albo przypadki obojętne z tego punktu widzenia, czyli sławni artyści czy uczeni. I kiedy przekartkowałem ów słownik to doszedłem do wniosku, że autor jest chyba ukrytym żydożercą, który postanowił dostarczyć dowodu, że żydostwo to żydokomuna, żydomasoneria czy najogólniej żydopostępactwo. Liczba tych wszystkich piekłoszczyków jest ogromna, co więcej opisywani są z wielką rewerencją (proszę zobaczyć np. biogram Róży Luksemburg czy Trockiego).

Natomiast prawie w ogóle nie ma Żydów – przypominam, według szerokich kryteriów przyjętych przez autora – reakcyjnych: konserwatystów, monarchistów, ogólnie rzecz biorąc prawicowych, a także nawróconych na katolicyzm (jak M.A. Ratisbonne SJ czy Edyta Stein/św. Teresa Benedykta od Krzyża), czy choćby nawet inne wyznanie chrześcijańskie (jak np. F. J. Stahl). Jeden Disraeli jaskółki nie czyni, więc nie ma tam np. postaci tej rangi, co: Moisiej Ostrogorski, Lew Szestow, Max Scheler, Friedrich Gundolf, Ernst Kantorowicz, Hugo von Hofmannsthal, Joseph Roth, Henry L. Mencken, Frank S. Meyer, Leo Strauss, Helmuth Plessner, Hans-Joachim Schoeps.

Co ciekawe, nie ma również nawet Żydów – leseferystów czy libertarian, jak Ludwig von Mises, Max Eastman, William Henry Chamberlin, Frank Chodorov, Ayn Rand (Rothbard jeszcze żył, gdy słownik powstawał, więc to zrozumiałe). Czyżby dlatego, że byli wrogami socjalizmu?

A my Żydów reakcyjnych bardzo lubimy, oczywiście.

Zapożyczone

21 października 201

Wyborna definicja (p. Dariusza Czubaka): Demokratyzacja – XXI-wieczna choroba przenoszoną droga powietrzną, zwłaszcza w związkach ołowiu. Duża zapadalność, kończącą się zazwyczaj śmiercią, odnotowana została wśród głów państw III świata (Mała Encyklopedia Imperialna, wiek XXII AD).

***

Cytuję za prof. Wiesławem Chrzanowskim z jego najnowszej książki, którą właśnie mi przysłał: W c.k. Austro-Węgrzech żona mogła dochodzić w sądzie nakazania mężowi wykonywania przewidzianych przez prawo osobistych obowiązków małżeńskich w słusznym wymiarze, ale cóż, na tytule wykonawczym figurowała pieczątka: «Nie podlega wykonaniu przez komornika».

***

Nadzieja

Jest jednak pewna nadzieja, że Palikot z taką bandą kretynów, jak samcołożnik Biedroń, który nie wie co to Konwent Seniorów, albo ten idiota ze Szczecina, który mógłby z powodzeniem reprezentować orientację niepełnosprawnych umysłowo, wiele w sejmie nie zwojuje i w sumie skończy się to na paru gorszących awanturach. Oczywiście wszystko zależy to od tego, jak będzie się zachowywać le marais z PO-PSL.

***

Omerta Clintonowej

To całkowita prawda (Śmierć Muammara Kaddafiego — koniec „Ładu Westfalskiego”). Wypowiedź Clintonowej to jak wyrok szefowej gangu – cóż z tego, że na innym gangsterze. Jaskrawe potwierdzenie, że reżim demokratyczny = rządy mafiosów. Co zresztą nie zmienia faktu, że „Ład Westfalski” był już tylko sekularystyczną atrapą porządku na gruzach Res Publica Christiana.

Ochrzczeni gwałtem

22 października 2011

(P)osłowie palikoccy skarżą się, że w dzieciństwie zostali „ochrzczeni gwałtem”. Wstrząsające, niemniej ich pocieszę: to, co wyprawiają, wskazuje jednoznacznie, że ów chrzest – tak jak feldkuratowi Katzowi w Szwejku – zupełnie im się nie przyjął. Religijnie (i nie tylko) nadal są tabula rasa.

***

Odtrutka

Warto przypominać prawdy podstawowe i nieprzemijające (Karol II — zasada monarchiczna www.youtube.com).

I jakże słodko zabrzmiałyby zwłaszcza dziś słowa o rozwiązaniu parlamentu – bezapelacyjnie, choć w eleganckiej formie (panowie, nie będę was już więcej trudził – w przekładzie dostosowanym do mentalności demokratycznej brzmiałoby to mniej więcej tak: „idźcie sobie do diabła, a jak się zbuntujecie, to zostaniecie powieszeni”).

Zwracam tylko uwagę na błąd w napisach: Karol II zmarł nie w 1681, lecz w 1685 roku.

„Eremita”

25 października 2011

Okazuje się, że ów „Nergal” to poza wszystkim kompletny nieuk Bęc-Walski. W wywiadzie dla RMF FM na okoliczność swojej „duchowości” (a to ci „spirytuał”!) określił siebie mianem „eremity”, wyjaśniając, że to „człowiek, który poszukuje”. Nasamprzód powinien chyba poszukać słownika wyrazów obcych.

Wstyd prof. Nałęcza

29 października 2011

Jakoś Rosjanie wcale nie wstydzą swoich triumfów – i wcale im tego nie mam za złe, bo to objaw zdrowia, chorobliwe jest natomiast czczenie klęsk. Prof. Nałęcz woli, jak widać, promować politykę historyczną odpowiednią dla narodu helotów. Ja wolałbym Spartan (Nałęcz wstydzi się rocznicy triumfu nad Rosją | niezalezna.pl).

***

Odpowiednie miejsce dla lewicy

Z odpowiedzi na pytanie ankiety: „jaką pierwszą ustawę powinien przyjąć sejm?” wybrałem o rozdziale lewicy od państwa, bo nie tylko słuszna, ale i najdowcipniejsza.

A z lat mojej młodości przypomniał mi się taki kawał: „Jaki komunizm byłby jedynie do przyjęcia?” Otóż – „warstwowy”. To znaczy: „warstwa piachu, warstwa komunistów, warstwa piachu…”.

Zwodziciel, nie uwodziciel

30 października 2011

W Zwodzicielu z Sewilli Tirsa de Moliny – dziele przesłoniętym przez Don Juana Moliera i Don Giovanniego Mozarta, bardzo niesprawiedliwie, bo i literacko, i dramatycznie, i filozoficznie bije je na głowę (pomijam oczywiście mozartowską muzykę) – ilekroć Don Juan Tenorio zamierza uczynić kolejną niegodziwość, a ktoś przypomina mu o śmierci i karze, odpowiada: „Tak odległy jest termin zapłaty” (Qué largo me lo fiáis). Czyż to nie czyni go to postacią uniwersalną – zwłaszcza, że Don Juan Tirsa jest, w przeciwieństwie do Molierowskiego, wierzącym katolikiem, świadomym metafizycznego znaczenia swoich postępków?

I jeszcze jedno: Don Juan Tirsa to – zgodnie z tytułem – „zwodziciel” (el burlador), a nie „uwodziciel” (el seductor), i to właśnie wynosi go ponad jego późniejszych literackich kuzynów (prócz Miguela Mañary Oscara Milosza, rzecz jasna), zwłaszcza Molierowskiego, zbanalizowanego w salonowy „donżuanizm”, tylko pod koniec przełamany, mało przekonująco, „moralistycznie”, by nie rzec „moralniacko”. Z Don Juana Tirsa „uwodziciel” zresztą dość marny, swoje sukcesy zawdzięcza przemocy lub oszustwu. U Hiszpana nie ma, jak w zakończeniu Moliera, dydaktyki (a może strachu przed cenzurą?), jest natomiast metafizyczna groza zła. (Już dawno zauważono, że w dramacie Tirsa współistnieją, jak w obrazie El Greco Pogrzeb hrabiego Orgaza, dwie płaszczyzny akcji: ziemska i nadprzyrodzona). A jeśli Don Juan jest „zwodzicielem”, to któż jest „zwodzicielem nad zwodziciele”, jeśli nie szatan?

***

Niesmak

Zirytował mnie dziś okropnie swoim kazaniem ksiądz (tradycjonalista!). Kiedy od ogólnie słusznych uwag o stawianiu przez świat współczesny praw człowieka i nawet praw zwierząt nad prawem Bożym przeszedł do egzemplifikacji, rzucił sobie takie oto myśli: o, proszę, jacyś ludzie mieli kłopoty z prawem, bo zabili psa, a cóż to pies, przecież psa można zabić i zjeść, my wprawdzie nie jemy, ale Chińczycy jedzą. Aż mnie ciarki przeszły, jak sobie wyobraziłem, że ktoś by moją Xymcię zabił i zjadł. O ile zresztą pamiętam, to z tym psem był wyjątkowy sadyzm, bo zwyrodnialcy wlekli „dla zabawy” psa za samochodem, aż mu głowę urwało.

A na domiar wszystko to było w kontekście wezwania do medytacji nad Królewskością Chrystusa…

Unum principium

31 października 2011

Jak jeden Bóg, tak jeden władca, o czym prawi św. Tomasz: In quolibet principatu ille qui praesidet unitatem desiderat: unde inter principatus est potissima monarchia, sive regnum. Multorum etiam membrorum unum est caput: ac per hoc evidenti signo apparet ei cui convenit principatus, unitatem deberi. Unde et Deum, qui est omnium causa, oportet unum simpliciter confiteri (Contra Gentiles, lib. 1 cap. 42 n. 18). Co Zofia Włodek i Włodzimierz Zega przekładają następująco: W każdym rządzie ten, kto jest na czele, pragnie jedności; stąd wśród form rządu najpotężniejszą jest monarchia, czyli królestwo. Podobnie jedna jest głowa wielu członków i to jest ewidentnym znakiem, że temu, któremu przysługuje panowanie, należy się jedność. Stąd też należy przyznać, że Bóg, który jest przyczyną wszystkiego, jest bezwzględnie jeden.

***

Między nami, faszystami

Nie ma to jak „stary, dobry faszyzm” (http://imageshack.us/photo/my-images/195/czyjestesfaszysta02.jpg/). A im starszy, tym lepszy: ja na przykład z faszystów to najbardziej lubię Heraklita i Platona. Natomiast lektura Uroku Platona K.R. Poppera z pewnością należy do repertuaru mąk piekielnych. W ogóle skłaniam się do poglądu, że lokatorami piekła są zasadniczo zwolennicy „społeczeństwa otwartego”. W rozumieniu Poppera oczywiście, a nie – gorzej pamiętanym, niestety – Bergsona, jako społeczeństwa otwartego na transcendencję.

***

La France éternelle budzi się? Miejmy nadzieję… (Wielka manifestacja francuskich katolików i nacjonalistów w obronie Chrystusa | Nacjonalista.pl)

***

Polska w Trójcy Jedyna

Polska-Litwa-Ruś

Już nawet nie pamiętam odkąd ten troisty herb znam, ale chyba do stołu jeszcze nie sięgałem. Innej Polski niż ten ziemski – w naszym podniebiu – analogon Trójcy, która jest Jedno, nie znam i znać nie chcę. Wszystkie peerele, „demokratyczne państwa prawa” bolków i olków, tuskolandie, to tylko śniedź do zeskrobania (jeśli jej deszcz nie spłucze), ale ten archetyp trwa i trwać będzie dopóki choć jedna polska dusza jeszcze żyje.

Przepraszam za ten patos, ale się naprawdę wzruszyłem.

Inteligentnego wroga, od zaraz, proszę

1 listopada 2011

Refleksja, która mnie naszła w związku z ostatnim z Ośmiu Błogosławieństw: to, że my, chrześcijanie, byliśmy, jesteśmy i będziemy aż do samego końca w nienawiści dla świata, to rzecz normalna i należy ją przyjmować z bezgranicznym spokojem, bez histerii i egzageracji. Tak zostało zapowiedziane i tak ma być. O wiele gorsza do zniesienia jest natomiast przerażająca trywialność złorzeczeń tych, którzy dzisiaj „z mego powodu mówią kłamliwie wszystko złe na was”. Kiedyś najzaciętsi wrogowie chrześcijaństwa mieli przynajmniej coś istotnego do powiedzenia. Potrafili stawiać nam pytania wymagające mądrych odpowiedzi. Wystarczy przypomnieć Kelsosa, który natchnął Orygenesa do napisania pierwszego chyba wielkiego traktatu teologicznego chrześcijaństwa; Juliana Apostatę (który miał za złe chrześcijaństwu, że nadto pobłażliwe dla ludzkich słabości – rzecz, która zapewne zdumiałaby dzisiejszych wrogów „sukienkowych”!); czy wreszcie Nietzschego – tego, jak pisze Gómez Dávila, Szawła, który oszalał na drodze do Damaszku (a oszalał, przypomnę specjalnie dla Panny Maszy, gdy trafiły go razy bata, przed którym starał się ochronić konia katowanego przez woźnicę). A dziś? Strumień bezdennej głupoty i ignorancji, takiej Środy na przykład, czy bezmyślne gdakanie „palikociąt” o „świeckim państwie”. Zero możliwości nawiązania intelektualnego kontaktu. I wstyd, że („mówiąc Platonem”) dwunożny nieopierzony ssak może być durniejszy od płaza. Inteligentnego wroga, od zaraz, proszę.

Obelga, która sprawia przyjemność

2 listopada 2011

Konserwatyści „wsteczni, nieprzejednani i uparci” (retrógrados, intransigentes y testarudos) – tak pisał liberał Justo Sierra o meksykańskich ultramontanach. Tak, zgadza się, zwłaszcza uparci – bo nastają w porę i nie w porę.

Prehistoria ekonomizmu

5 listopada 2011

Kiedy zaczął się obłęd pt. „po pierwsze, gospodarka”? Nie wiem, ale mogę zidentyfikować, kto pierwszy z wielkich to zauważył, dodając, iż „gdy wszystkimi owłada pasja do reform gospodarczych, jest to zwiastunem wielkich katastrof i wielkiej ruiny”; to Juan Donoso Cortés w mowie o ogólnym położeniu Europy z 30 I 1850 roku. Tymczasem, „żaden z wielkich ludzi – naprawdę kolosalnej postury – stanowiących dziedzictwo i chwałę ludzkości, nie ufundował swojej chwały na prawdzie ekonomicznej; oni wszyscy ufundowali narody na bazie prawdy społecznej, na bazie prawdy religijnej” (todos han fundado las naciones sobre la base de la verdad social, sobre la base religiosa). Uprzedzając zresztą możliwe kontrargumenty Donoso dodaje, iż nie twierdzi, że rządy nie powinny się zajmować kwestiami ekonomicznymi, ani że ludzie winni być źle administrowani. Chodzi tylko o to, że każda kwestia powinna mieć swoje miejsce, a miejsce tej kwestii jest trzecie lub czwarte, a nie pierwsze.

I jeszcze znakomity a jakże aktualny, bon mot Donosa na okoliczność absolutystyczno-demokratycznej hybrydy, jaką są rządy parlamentarne, dające władzę absolutną tyranowi w osobie prezesa rady ministrów, zaś demokrację lokujące w zgromadzeniu, które nie ma żadnej władzy, więc jedyne, co mu zostaje to: „zabicie tyrana przez złośliwe odmówienie mu subsydiów” (matar al tirano con una puñalada negándole los subsidios).

***

Dziś 95 rocznica Aktu 5 Listopada dwóch cesarzy: niemieckiego i austro-węgierskiego, zapowiadający wskrzeszenie Królestwa Polskiego. Bądź co bądź, ponowne umiędzynarodowienie „sprawy polskiej” i początek procesu odbudowy państwa. Niepodległość wróciła, królestwo niestety nie. Mimo to wznoszę toast: Vivat Rex Poloniae!

***

Upraszam o niedomaganie się ode mnie, abym komentował usunięcie z PiS „ziobrystów”. Jako reakcjonista nie interesuję się i nie wtrącam w wewnętrzne spory demokratów i ich partii, a domaganie się demokratyzacji wewnątrz nich może mnie w najlepszym wypadku nudzić. Jako politolog znam „żelazne prawo oligarchii” Michelsa i wiem, że każda partia jest z natury oligarchiczna i inaczej być nie może. Tych zaś, którzy posługują się hasłem wewnątrzpartyjnej demokracji (i zakładając, że nie są zupełnymi imbecylami, traktującymi je poważnie), czeka albo porażka, i wtedy politycznie giną pod kołami partyjnej maszynerii, albo zwycięstwo, i wówczas stają się natychmiast nową oligarchią, za której plecami już formuje się grupa kolejnych niezadowolonych z obrotu rzeczy „demokratyzatorów”. Jak konkluduje Michels, ta okrutna i monotonna gra będzie się toczyć bez końca. Więc czym tu się ekscytować?

Katolicka definicja wolności

6 listopada 2011

„Ufundowana na prawie boskim zdolność czynienia bez winy wszystkiego tego, co nie obraża Boga ani nie szkodzi człowiekowi” (una faculdad fundada en la ley divina de hacer sin culpa todo lo que no sea ofensa de Dios ni daño del hombre) – w: La libertad y el liberalismo (artykuł niepodpisany, prawdopodobnie Miguela Martineza), „La Voz de México”, 8 de febrero de 1878.

‎***

175 lat temu, 6 XI 1836 roku zmarł na wygnaniu, na zamku Graffenberg w Gorycji, ostatni koronowany i namaszczony olejami świętymi w Reims, arcychrześcijański król Francji i Nawarry Karol X. Monarcha, dodajmy, który mawiał, że wolałby być dorożkarzem niż królem na sposób angielski, który „panuje, ale nie rządzi”.

***

Być ultra

Wiktora Hugo definicja ultrasizmu, która jest oczywiście nieprawdopodobnie złośliwa, niemniej, chcąc nie chcąc, wskazuje na czym polega bezkompromisowa wierność, która tak złości wszystkich „umiarkowanych” i „ludzi rozsądnych”, albo mówiąc inaczej „cywilizowaną prawicę”: „Być ultra znaczy przekraczać granice. Atakować berło w imię tronu, infułę w imię ołtarza, poniewierać rzeczy, które się niesie na własnym grzbiecie, to mieć za złe stosowi, że za słabo przypieka heretyków, to wyrzucać bóstwu, że ma za mało boskości, znieważać z nadmiaru szacunku, twierdzić, że papież ma za mało papieskości, król za mało królewskości, noc za dużo światła; w imię bieli nie zadowalać się alabastrem, śniegiem, łabędziem, lilią, być stronnikiem pewnych spraw tak dalece, że stawać się ich przeciwnikiem, być tak bardzo za, że aż przeciw”.

***

Tym lewo-liberalnym już całkiem odbija (Marianie są przestępcami? — Fronda www.fronda.pl): kwestionują nawet zakonne śluby posłuszeństwa i prawo do ich egzekwowania. Niedługo będzie jak w masońskiej republice meksykańskiej, gdzie śluby zakonne uznano za sprzeczne z wolnością jednostki i na początek (w 1857 roku) wprowadzono upokarzający dla kobiet (że niby niezdolne do samodzielnego używania rozumu) obowiązek składania deklaracji o wstąpieniu do zakonu w obecności urzędnika i świadków.

Prawdziwi demokraci udają się na cmentarz

7 listopada 2011

Demokraci na cmentarzu to doskonały pomysł: tylko na wszelki wypadek powinno się dobić demokratycznego wampira osinowym kołkiem.

Samoupodlenie

9 listopada 2011

59 posłów PO, którzy „zmienili zdanie” i zagłosowali za Nowicką, to przygnębiający obraz samoupodlenia ludzi o sumieniach z kauczuku. Ale jeśli chodzi o właściciela tych niewolników (bo kimże jest niewolnik, jeśli nie tym, który nie ma własnej woli?), Donalda Tuska, to coraz bardziej umacniam się w przekonaniu, że mamy tu do czynienia z ekspresją zła poza- i ponadludzkiej miary. Gdy go obserwuję, nieomal fizycznie odczuwam swąd siarki.

***

Konstatacja niestety prawdziwa: „Powodem, dlaczego Zachód zagórował we współczesnym świecie i podważył tradycyjną kulturę innych cywilizacji jest to, że w pierwszej kolejności podważył i odrzucił własną” (Andrew Gamble).

Po Marszu

12 listopada 2011

Po powrocie do domu po dwóch intensywnych dniach (bo nie tylko Marsz Niepodległości, ale i „Mackiewicz” oraz poranny panel literacki) czytam sobie różne komentarze, również i te zgoła niepotrzebnie samobiczujące się, i odnoszę wrażenie, że niektórzy z nas chyba zapominają o co właściwie toczyła się gra. A o to przecież czy lewactwo – korzystając z co najmniej „życzliwej neutralności” ludowej władzy, że się tak wyrażę – zdoła sterroryzować wszystkich i wyrzucić „faszystów” z przestrzeni publicznej. To im się jednak nie udało, i nie pomogła im nawet bratnia pomoc internacjonalistyczna genossen niemieckich, którzy, nawiasem mówiąc, jako „bojownicy” też się skompromitowali: ich pradziadkowie od Guderiana reprezentowali jednak wyższy poziom wyszkolenia bojowego i ogólnego. Cokolwiek zatem się działo na obrzeżach i biorąc nawet pod uwagę wszystkie prowokacje, a w szczególności te policyjne, czyli po prostu reżimowe (bo przecież policja nie ma własnej woli politycznej), najważniejsze jest to, że ¡hemos pasado! A skoro tak, to i za rok, i dwa, też ¡pasaremos!

‎Moi fani

13 listopada 2011

„Szowinistyczno-faszystowsko-ultrakatolicka menda, uzurpująca sobie tytuł naukowy” (to, między innymi, o mnie). Nie ma to jak mieć fanów, przynajmniej pamięć o człowieku nie zaginie.

***

Mało co mnie zdumiewa, ale jednak czasem się to zdarza. Właśnie przeczytałem, że anarchiści we Wrocławiu wymachiwali z planszami gloryfikującymi (obok Róży Luksemburg) Witkacego! A co im do Stasinka, diabłom rogatym? Pisarza na wskroś kontrrewolucyjnego i człowieka, który wolał – niestety – nawet się zabić, byle tylko nie wpaść znowu w łapy Czerwonych?

A poza wszystkim to nadawałby się wręcz do zdemaskowania go jako „filonazisty”; pisał przecież (w Niemytych duszach): „Hitler to jedyny dziś w Europie facet z jajami”.

I boskie, i cesarskie

15 listopada 2011

„A to nam zabili tego biednego Ferdynanda” – to znaczy, chciałem powiedzieć: „a to nam się objawiła tęga, egzegetyczna głowa” w osobie samego towarzysza Millera Leszka, który w Ewangelii znalazł „wyraźną wskazówkę” za usunięciem krzyża z sali sejmowej, bo przeczytał, że Bogu należy oddawać, co boskie, a cesarzowi, co cesarskie. Biedak, nie doszedł jeszcze do słów: Dana Mi jest wszelka władza w niebie i na ziemi. Widać czyta po kolei, więc Mateusza już zaliczył, ale Jana jeszcze nie: metoda niby słuszna, niemniej roztropność nakazywałaby przeczytać do końca zanim się zacznie komentować.

Ja wszakże, już całkiem serio, chciałbym zwrócić uwagę, że w tej zaiste eschatologicznej, a nie tylko politycznej walce, którą toczymy, bronić nam wypada nie tylko tego, co boskie, ale również i tego, co cesarskie, które przecież też „z góry”, a nie „z dołu” pochodzi. Nie tylko na opuszczonych ołtarzach gnieżdżą się demony, ale i do barokowego pałacu wpadła kudłata zgraja. Naszym zobowiązaniem jest nie tylko podeprzeć Ołtarz, ale i przywrócić Tron. Siedemset lat panoszenia się „łyków” winno być nauczką, że każdy prawdziwy Gwelf musi być Gibelinem, a każdy prawdziwy Gibelin – Gwelfem. Bo, jak pisał mądrze Novalis, Kościół i Państwo trzymają się razem i upadają razem.

Ciekawostka

16 listopada 2011

Pewna osoba zapraszająca mnie do grona znajomych na fejsbuku podała wśród postaci, którymi się inspiruje, jednocześnie Jarosława Kaczyńskiego i Romana Dmowskiego? Jak ona to godzi? I co by na to powiedział Prezes JarKacz, no bo Pana Romana nie da się już skonsultować?

Marzenie wielkiego poety

17 listopada 2011

„Stan najgodniejszy dla istoty wyższej to nie wiedzieć, kto jest szefem rządu jej kraju” (Fernando Pessoa).

Diabeł się w ornat ubrał i ogonem na mszę dzwoni

18 listopada 2011

Do cyklu „co jest szczytem bezczelności?” można będzie od dziś dodawać Tuskowe twierdzenie, iż „skrajna prawica” zaatakowała święto narodowe.

***

Bezczelność, ale i zarazem zwykła bezprzedmiotowość, Tuskowej zapowiedzi renegocjacji konkordatu polega na tym, że to co chciałby „renegocjować” (czyli fundusz emerytalny księży) w ogóle nie jest regulowane konkordatem. Równie dobrze mógłby renegocjować pod tym względem Prawo XII Tablic, Kodeks Justyniana czy Wielką Kartę Swobód.

***

A ja wymyśliłem taki szmonces:

„- Rabbi, kiedy w Polsce będzie dobrze?

— Kiedy zamiast Tuska będzie znowu tylko Pułtusk”.

Prawda, że choć szmonces, to porządnie ciemnogrodzki?

Rocznica śmierci Franco i… frankizmu

20 listopada 2011

El día 20 de noviembre de 1975 ha muerto El Caudillo de la Última Cruzada y de la Hispanidad, El Caudillo de la Guerra de Liberación contra el Comunismo y sus Cómplices, El Caudillo de España por la gracia de Dios, Jefe del Estado español, El Presidente del Gobierno español, Capitán general y Generalísimo de sus Ejércitos, Don Francisco Paulino Hermenegildo Teódulo Franco y Bahamonde Salgado Pardo de Andrade.

Komentarz: im dłużej rozmyślam nad tym, co zabiło frankizm, tym bardziej dochodzę do przekonania, że główną przyczyną było to, co sam Caudillo uważał za swoje największe osiągnięcie i z czego był szczególnie dumny (przynajmniej tak wynika z wywiadu, którego udzielił amerykańskiemu dziennikarzowi), czyli danie Hiszpanii czegoś, czego przedtem nigdy właściwie nie miała: klasy średniej. Klasa średnia bowiem (wbrew temu, co sądził Arystoteles) wcale nie jest ostoją porządku, zwłaszcza jeśli przez porządek rozumiemy odniesienie do transcendencji, ład surowy, ascetyczny i hierarchiczny. Klasa średnia pragnie nade wszystko „luzu”. I to nie tylko, jak mniemają naiwne „kolibry”, ekonomicznego (laissez-faire), ale luzu na każdym polu: luzu politycznego (czyli tego, co dostrzegł już Platon w swoim opisie niefrasobliwego „człowieka demokratycznego”), luzu religijnego („prywatyzacji” religii), luzu moralno-obyczajowego („kolorowa tolerancja”); słowem: luzu totalnego w niekończącej się beztroskiej konsumpcji, „luziku”.

Owszem, z drugiej strony, klasa średnia boi się też „motłochu”, ale z czysto materialistycznych pobudek, że „tłuszcza” będzie chciała odebrać jej to, co konsumuje. Jednak trzeba naprawdę wyjątkowego strachu, żeby klasa średnia z tego powodu stała się rzeczywistą partią porządku i szukała ocalenia np. w dyktaturze szabli. W zwykłych warunkach sądzi ona, że wszystko da się załatwić politycznym marketingiem, opakowaniem jakiegoś Tuska czy Rajoya ładną bibułką, dla podniesienia dobrego nastroju wyborców, i jakoś to będzie.

***

Król – uzurpator w latach 1874-1885, Alfons zwany Dwunastym, wykorzystując to, iż jego żona, austriacka arcyksiężniczka Maria Krystyna, dopiero zaczynała poznawać hiszpański, uczył ją zwrotów w rodzaju: „tak jest zimno, że jaja odpadają”. Można sobie wyobrazić miny tych, którzy słyszeli taką odpowiedź na pytanie: „jak było Wasza Wysokość na wycieczce w góry”?

Jeszcze Hiszpania

21 listopada 2011

Czyli w Hiszpanii jest tak: tamtejsze palikmioty muszą na jakiś czas odpocząć, zanim znów podejmą swoją rewolucję nihilizmu. Tymczasem rządzić będzie ichnia Platforma, tylko bez „wrażliwości” Gowina i Arłukowicza; w ogóle zero wrażliwości, tylko cyborgi. Na prawicy kompletna plaża, jak u nas, a nawet gorzej. Biedna Hiszpania!

Krzyż celtycki obroniony!

22 listopada 2011

Ucieszył mnie werdykt Sądu Okręgowego w Warszawie, dotyczący symboli przyjętych przez NOP, zwłaszcza czcigodnego krzyża celtyckiego, stanowiącego przecież wspaniały przykład udanej inkulturacji przez chrześcijaństwo symboli kultur przedchrześcijańskich. Warto zwrócić też uwagę na jeden krzepiący aspekt: polski sąd okazał tym samym swoją niezależność od orzecznictwa sądu niemieckiego, który w 2008 roku krzyża celtyckiego zakazał jako rzekomego symbolu neofaszystowskiego. Jest zatem nadzieja, że Frau Aniela i jej postępowe gestapo jeszcze wszystkiego u nas nie może.

Modlitwa angielskiego dżentelmena

24 listopada 2011

„Panie Boże, nie proszę Cię o wiele, ale spraw, aby cokolwiek zechcesz w Swojej łaskawości mi dać, było w najlepszym gatunku”.

***

Exemplum dla cnót sollertia i providentia: Paryż, lato 1789 roku. Rewolucja dopiero nabiera rozpędu, w arystokratycznych salonach panuje jeszcze nastrój ekscytacji raczej aniżeli trwogi. Pewna markiza, nienawidząca Marii Antoniny, peroruje: „Uważam, że rewolucja powinna zacząć od wybatożenia królowej”. Rivarol replikuje: „Jak Pani sądzi, co rewolucja zrobi z markizami, kiedy już wybatoży królową?”.

Prawdziwy Książę Kościoła

25 listopada 2011

Kiedy doczekamy się na powrót takich hierarchów, jak książę-metropolita Adam Sapieha, który przed kongresem Centrolewu (1930) wezwał do siebie liderów chadecji i powiedział im tak: „Kiedy zobaczę wasze sztandary obok czerwonych sztandarów na ulicy, to będzie ostatni dzień, w którym ze sobą mówimy, lecz nie ostatni, w którym ja o was mówić będę”.

Czerwone i żółte

27 listopada 2011

Cat-Mackiewicz w 1925 roku o tym dlaczego monarchia: „Polska potrzebuje monarchii dla przeciwstawienia się psychicznego destrukcyjnej zachłanności psychiki bolszewickiej. (…) Temu przeciwstawia dotychczas Polska tylko różowość pepesiacką, tylko żółtkowatość chadecką i kratkowane poglądy naszej radykalnej inteligencji”.

Zwłaszcza ta żółtkowatość chadecka może rozbawić do łez.

Pytanie

29 listopada 2011

Właściwie cała biografia Sikorskiego wskazywałaby, że pracuje dla (Judeo)Amerykanów, tymczasem teraz widać, że jednak – jak cała PO zresztą – pour le roi de Prusse, i to wręcz ostentacyjnie. Pytanie, które mnie w związku z tym nurtuje brzmi tak: czym Niemcy płacą Jankesom za wycofywanie ich aktywów z tej części Europy oraz za ich zgodę na budowę IV Rzeszy?

Liberalna Rosja, reakcyjne Sowiety?

1 grudnia 2011

Wklejam słynny ciąg antytez Mackiewicza (Józefa) dotyczących Rosji i Sowietów, bo przy ponownej lekturze uderzyła mnie rzecz, nad którą ongiś się chyba, ile pamiętam, nie zastanowiłem: a mianowicie, że – jeśli pominąć oczywiście opozycję: religia – ateizm, to z porównań Mackiewicza wynika, że potępiana w XIX wieku przez lewicę, a sławiona przez prawicę Rosja wcale nie była taka reakcyjna, tylko przeciwnie: toczył ją rak liberalizmu i wolnomyślicielstwa, natomiast pewne aspekty opisu ZSSR mogą być argumentem na rzecz jego reakcyjności. Bo w końcu o co nam, „ostatnim reakcjonistom” chodzi: o „wątpliwość wszystkiego” czy o „niezachwianą pewność”? Co wybraliby Platon, św. Augustyn, Torquemada, de Maistre…?

Rosja XIX wieku była krajem spiskowców i buntowników, Sowiety stały się krajem milczącego posłuszeństwa; symbolem Rosji były jej kopulaste cerkwie ze złotymi krzyżami, symbolem Sowietów jest zniesienie krzyża; poezja rosyjska opiewała lasy i przestrzenie, poezja sowiecka opiewa kominy fabryczne; literatura rosyjska opanowana była duchem sprzeciwu i krytyki, literatura sowiecka duchem uległości i pochwały; w dawnej Rosji gromadzili się ludzie, by bronić pokrzywdzonego, w Sowietach schodzą się na zgromadzenie, by podeptać pokrzywdzonego; w dawnej Rosji ulubionym tematem była wątpliwość wszystkiego, w Sowietach jedynym tematem jest niezachwiana pewność; w Rosji szpieg i donosiciel pogardzany był nawet przez tych, którzy się nim posługiwali, w Sowietach donosicielstwo podniesione zostało do godności cnoty obywatelskiej; Rosja XIX wieku wytworzyła warstwę „inteligencji” społecznej i krzykliwej opinii publicznej, Sowiety zniosły społeczeństwo i unicestwiły opinię publiczną; Rosja, po reformie sądownictwa, zasłynęła z najbardziej bezstronnych sądów w Europie, Sowiety słyną z najbardziej krwawej parodii sądownictwa w dziejach… (Zwycięstwo prowokacji).

Należy oczywiście zaznaczyć, że co innego niezachwiana pewność w Prawdzie, a co innego niezachwiana pewność w kłamstwie; chodzi mi jednak o wskazanie pewnej linii rozumowania, która unaocznia – nie tylko tym cytatem zresztą – iż Józef Mackiewicz wcale nie był reakcjonistą, takim jak np. Gómez Dávila, ile raczej liberałem. Dokładniej „staroliberałem” na XIX-wieczną modłę.

Dramat, który trwa nadal

2 grudnia 2011

Kiedy Józef Mackiewicz próbował w „Gazecie Codziennej” wskrzesić ideę Wielkiego Księstwa Litewskiego, przechodnie obok redakcji opluwali nawzajem własne historyczne godła, nazywając (jedni) Orła Białego „gęsią”, a drudzy – Pogoń „kobyłką”.

***

Trzeba to powiedzieć jasno: przywłaszczając sobie nazwę Marsz Niepodległości PiS popełnia ordynarne polityczne złodziejstwo. Nie rozwodząc się już nad tym, że kto dopuszcza się plagiatu, ten dowodzi swojej niemocy twórczej.

Sokrates

4 grudnia 2011

Czego nie otworzyć, to wszędzie piszą, że umarł Sokrates. Rozumiem to wzruszenie, niemniej wiadomość wydaje się trochę spóźniona – ca 2400 lat. I nigdzie nie widzę nekrologu od Arystoklesa.

Błogosławieni

5 grudnia 2011

Nie znałem tej wypowiedzi Marka Twaina, ale jest tak urocza (nic dziwnego zresztą u tego mistrza, co do którego zresztą wiele lat temu to śp. Henryk Krzeczkowski przekonał mnie, że to nie drugoligowy „pisarz dla młodzieży”), że muszę ją zacytować: „Błogosławieni, którzy nie mając nic do powiedzenia, nie oblekają tego faktu w słowa”.

Demokracyja

7 grudnia

„…demokracyja (…) jest w rządach ludzkich nagorsza i naszkodliwsza…” (ks. Piotr Skarga, Kazania sejmowe)

***

Jest jeszcze życie poza fejsbukiem.

Sam nie wiem: konstatacja – li to czy pytanie?

Dziw nad dziwy

8 grudnia 2011

Do ogródka sąsiadki naprzeciwko przypętało się takie coś, ni to kura, ni to gołąb, na pierwsze za małe i całkiem białe, na drugie za mało mobilne, bo nie lata, jeno podlatuje. Xymcia i koty na to nie polują, tylko obwąchały i dały spokój. Zoolodzy z nas żadni, więc zachodzimy w um, co to za bestyja: może ktoś to wyjaśni?

Metoda wiecznie żywa

9 grudnia 2011

…właśnie stosunek do sztuki, zrobił ze mnie największego wroga komunizmu. (…) Sztuka jest przeżyciem pewnej harmonii w chaosie codziennego życia. Wykrojona z tego chaosu przez artystę, czyli przez innego człowieka. Ale (…) nie przez maszynę. Dlatego nie może być sztuką porządek rzekomej harmonii stworzonej przez maszynę komunistyczną. Gdyż wiemy, że nawet najbardziej skomplikowana maszyna, posługująca się nawet najbardziej utalentowanymi artystami, działa na zasadzie z góry ustalonego mechanizmu i nie może być komunikatywna w znaczeniu artystycznego przeżycia. Bo dzieło nie będzie wtedy wynikiem przekazywanych widzowi czy czytelnikowi przemyśleń, lecz dostosowywaniem obrazu do ram narzuconych. (…) dzieła naprawdę szczerego, przekonanego komunisty są niewątpliwie więcej warte od utworów tych w gruncie rzeczy niekomunistów, a przystosowujących się do „linii”, czy nawet okłamujących siebie i innych, że coś niby to „przemycają między wierszami”… Dlatego, że są bardziej zakłamane. To już jest ścierka, a nie sztuka (J. Mackiewicz, Nie trzeba głośno mówić, Paryż 1969, s. 129).

Właśnie uderzyło mnie, że tę samą bolszewicką metodę kłamstwa („dowodzenia”, że sufit jest czarny, a nie biały, przez bezczelność i zastraszanie), opisaną w sławnym fragmencie Drogi donikąd, stosuje permanentnie „G…o Wyborcze”, choćby teraz w kwestii stosunku Kościoła do kary śmierci. Oni mówią dokładnie tak: „Kościół potępia karę śmierci. A teraz wyobraźcie sobie, że istnieją podli kłamcy, wrogowie prawdy, nikczemnicy, którzy w swoim zakłamaniu ośmielają się łgać w żywe oczy, że nauka Kościoła jest inna”. Żadnej różnicy, nihil novi sub sole.

***

Legitymistyczny bohater

150 lat temu (8 XII 1861), w Tagliacozzo (Abruzja, Królestwo Neapolu) został rozstrzelany przez piemonckich najeźdźców, walczący ochotniczo w obronie prawowitego króla Obojga Sycylii Franciszka II, karlistowski generał z Katalonii, wcześniej uczestnik I i II wojny karlistowskiej, José Borjés (katal. Josep Borges, 1813-1861). Nawet liberał i stronnik Risorgimenta, Victor Hugo nazwał go bohaterem, potępiając rząd Wiktora Emanuela II za tę zbrodnię. Pozostał po nim „dziennik wojenny generała legitymisty w misji niemożliwej dla ocalenia Królestwa Obojga Sycylii” pt. Za Boga i Króla.

Drużyna agnostyków

10 grudnia 2011

Z relacji ze spotkania z Janem Vennarim w kaplicy FSSPX w Gdyni, dowiedziałem się, że na spotkaniu w Asyżu występowała także, sławna skądinąd, Julia Kristeva, jako reprezentantka agnostyków. Tym samym, można stwierdzić, iż agnostycyzm został uznany jeśli nawet nie za religię, to przynajmniej za coś (pozytywnie, nie jako powstrzymanie sądu) „religiopodobnego”. Po raz kolejny muszę więc przyznać, że kretynizm „akukumenistów” przekracza moją wyobraźnię i zdolność przewidywania.

Czyja sprawiedliwość?

13 grudnia 2011

Zaznaczam na wstępie, że ani na jotę nie zmieniłem politycznego i etycznego osądu czynów Wojciecha Jaruzelskiego, a w próbach jego usprawiedliwiania widzę tylko pokrętną sofistykę. A jednak uważam, że trzeba wsłuchiwać się w to, co – jak sądzę, bardzo wyraźnie – mówi do nas Pan Bóg. A mówi, odczytuję to tak: „teraz, kiedy dobiega kres jego ziemskiego żywota, zostawcie go już Mojej sprawiedliwości”.

I sądzę też, że ci, którzy byli przekonani, że i tym razem, jak co roku, muszą koniecznie demonstrować pod jego domem w rocznicę stanu wojennego, stracili zapewne już niepowtarzalną okazję uczynienia zamienienia jej w coś zupełnie innego: w modlitewne czuwanie błagania Boga, aby dał umierającemu w cierpieniach łaskę nawrócenia i – być może – prawdziwej ekspiacji, choćby miała być ona znana tylko Bogu. To byłby dowód, że słowa o zwyciężaniu zła dobrem nie są tylko pustym klekotem. Tymczasem, jak słyszę, padało nawet mściwe, jadowite „zdychaj!”. Czy oni naprawdę nigdy nie słyszeli o miłowaniu nieprzyjaciół – właśnie nieprzyjaciół, nic tu się nie zmienia, więc nie ma żadnej obawy o „relatywizowanie”, „rozmywanie odpowiedzialności” itp. W tym wypadku zresztą nieprzyjaciela, który siłą rzeczy dawno już przestał być hostis, bo od lat jest osobą prywatną, a może być jedynie inimicus, czyli najdokładniej podpada pod wezwanie ewangeliczne.

Nie tylko niepodległość

14 grudnia 2011

Okazuje się, że pewne formuły, które na pierwszy rzut oka mogą wydawać się anachroniczne, bo nieadekwatne do nowej sytuacji, mogą być wciąż prawdziwe, pod warunkiem wszelako, że prócz wskazania przemijających okoliczności potrafią uchwycić jakiś fenomen bardziej uniwersalny. Weźmy na przykład takie oto zdanie Józefa Mackiewicza (pisane w 1962 roku): Polska znajduje się w większej – jeżeli użyjemy potocznego określenia – niewoli, niż kiedykolwiek na przestrzeni całej swej historii. A mianowicie pod działaniem sprężonego ucisku, który nie tylko odbiera jej niepodległość, ale paraliżuje treść jej organicznego bytu, zagrażając tym samym przeistoczeniem całego narodu w odmienny, wg planów komunistycznych, «socjalistyczny naród».

To, co nieaktualne, to oczywiście kontekst komunistyczny. Ale jeśli podstawimy tylko inne słowa: na przykład, zamiast „planów komunistycznych” – „planów demoliberalnych”, zamiast „socjalistyczny naród” – „socjalliberalny naród”, i jeśli umieścimy to w dzisiejszym kontekście europeizmu albo amerykanizmu, to formuła pozostanie trafna. Dlaczego? Bo sedno było w tych słowach: „pod działaniem sprężonego ucisku, który nie tylko odbiera niepodległość, ale paraliżuje treść jej organicznego bytu”! Szkoda, że tego nie rozumieją często ci, którzy też krzyczą, że tracimy niepodległość (czy to na rzecz Brukseli czy Waszyngtonu), ale nie zdają sobie sprawy, że tracimy coś jeszcze więcej.

(Socjal)demokrata o bezsensie i daremności demokracji

20 grudnia 2011

Warto przypomnieć słowa, które tak wybitny myśliciel socjaldemokratyczny – towarzysz Róży Luksemburg, Karola Kautsky’ego, a wreszcie innego nieco, lecz też socjalisty, Benita Mussoliniego – Robert(o) Michels (1876-1936) pisał z rozpaczą, bo były one „wyrwane z jego przepełnionego rewolucyjnym ogniem serca”, ale musiał je napisać, bo tak nakazała mu sumienność uczonego, który życie poświęcił na badanie partii politycznych i doszedł do wniosku, że nie ma możliwości, aby którakolwiek nie była oligarchiczna, bo samo życie odrzuca demokratyczny ideał. Oto one:

Demokratyczne prądy historii przypominają napływające po sobie fale, które rozbijają się stale na tych samych skałach i ciągle powstają na nowo. Ten nieustanny spektakl jest zachęcający i deprymujący zarazem. Kiedy demokracje osiągają pewien stopień rozwoju, podlegają stopniowej transformacji, przyjmując ducha arystokratycznego, a w wielu wypadkach także arystokratyczne formy, przeciw którym na początku tak zaciekle walczyły. Powstają nowi oskarżyciele, aby zdemaskować zdrajców. Po epoce chwalebnej walki i władzy bez chwały zlewają się w końcu ze starą klasą rządzącą. Po czym z kolei to oni są atakowani przez nowych oponentów w imię demokracji. Najprawdopodobniej ta okrutna gra będzie się toczyć bez końca.

Nasze reakcyjne serce ta konstatacja może nie tyle cieszy (bo dla reakcjonisty ważna jest jakość rządzącej oligarchii, a nie jałowy spór o to czy rządzi elita czy masa, bo to oczywiste), ile daje okazję do okazania satysfakcji: „a nie mówiłem!”. Tak jak hrabia Henryk w Nie-Boskiej komedii, który zwiedzając incognito obóz rewolucjonistów i słysząc jak rewolucyjny wódz Bianchetti odpowiada pogardliwie pytającym go o plany szturmu – jesteście mi równi w niedoli naszej, ale nie w geniuszu moim (cytuję z pamięci, bo nie mam pod ręką tekstu) – mówi: zabijcie go czym prędzej, bo tak zaczyna się każda arystokracja.

A już zupełnie doraźnie można by te słowa Michelsa zadedykować „ziobrystom”, bo oni zdaje się też nie mogli zdzierżyć braku „demokracji wewnątrzpartyjnej”. Tacy duzi chłopcy, a tacy naiwni (albo takich udają)!

Dno

22 grudnia 2011

Kolejny dowód degrengolady hiszpańskiej pseudomonarchii z pseudokrólem: żona księcia Filipa – Letycja de domo Ortiz (ta, przypomnę, „zwykła hiszpańska dziewczyna”, jak pisała prasa zachwycona karierą tego kopciucha) odbyła właśnie podróż do Chile, aby promować tam „prawo” do aborcji i „małżeństw” homoseksualnych.

Życzenia

24 grudnia 2011

Wszystkim Przyjaciołom i Znajomym składam najserdeczniejsze życzenia radości z Narodzin Pana Naszego Jezusa Chrystusa oraz wszelkiej pomyślności w Nowym Roku 2012.

Un Joyeux et Heureux Noël et une Bonne Année.

Una santa y feliz Navidad y un próspero año nuevo.

Wypisy z Cata

28 grudnia 2011

Mało to chwalebne, ale zabawne: Z wielką przyjemnością czytam nekrologi znajomych. Przyjemnie jest myśleć, że z jednym durniem mniej trzeba będzie się witać. Choć Cat tak nienawidził Anglików, ich czarny humor jednak mu się udzielił.

***

Zapewne nikt nie podejrzewałby nawet, gdyby nie sygnatura autora, że poniższe słowa napisał ultrakonserwatysta: Emigrację pamiętam jako burdel z kurwami i pederastami do sprzedania, w którym ciągle kazano mi się modlić i śpiewać pieśni nabożne…

Oczywista, że to grubo i nieprzyjemnie przerysowane, niemniej sam miałem podobne odczucia w schyłkowej zwłaszcza fazie stanu wojennego. Też dusiłem się już w tym kiczu religijno-patriotycznym, słuchając w nieskończoność owego smętnego zawodzenia „Ojczyzno ma, tyle razy we krwi skąpana…”, którego primadonnami były ladacznice płci obojga ze światka literacko-artystycznego, „pobożne” naonczas, z przeproszeniem, do zerzygania, a jak błyskawicznie im to przeszło po „transformacji”! (teraz już tylko ks. Bonieckiego kochają), a takiego na przykład Stefana prezesa wieczystego Bratkowskiego to proboszczowie obcałowywali po rękach jak jakiegoś półpapieża. Naprawdę chciało się już wołać za Lechoniem: „a wiosną niechaj wiosnę, nie Polskę zobaczę!”.

Finis

29 grudnia 2011

Uff! Nareszcie skończyłem książeczkę o Mackiewiczach, zabrało mi to cały miesiąc. Zawsze jak o czymś napiszę, to potem przez pewien czas odczuwam wstręt do przedmiotu, więc na pewno już dłużej nie będę tu zamęczał innych cytatami z onych.

Studia nad kimokracją

30 grudnia 2011

Pytają mnie co poniektórzy, co sądzę o pojawiających się na Xportalu tekstach na temat Korei Północnej?

Odpowiadam: staram się być wielkoduszny, więc traktuję je jak ćwiczenia stylistyczne, mające dowieść biegłości ich autorów w posługiwaniu się językiem tzw. morfologii religii i w umiejętności przekładania jej kategorii na tzw. teologię polityczną.

Inna rzecz, że prawdziwy wirtuoz gamy i pasaże ćwiczy w domu, a na koncert publiczny daje coś naprawdę popisowego.

***

Wszelako te analizy naprawdę niepokojąco pokazują zgubne skutki zarówno błędnego, bo abstrakcyjnego, pojmowania tradycjonalizmu, niezakorzenionego w realnej, inkarnowanej w instytucje, tradycji, jak wojny wydanej metafizyce realistycznej. Jeśli to jest platonizm, to też błędnie zrozumiany. Platon pozbywa się „wsporników empirycznych” wówczas, kiedy podejmuje „drugie żeglowanie” w transcendentny świat idei, bo tam są one po prostu bezużyteczne, ale kiedy opisuje, zresztą wybornie, ustroje realne empirycznie, to opisuje je takimi, jakimi one są i jawią się rozumowi korzystającemu z danych dostarczanych przez zmysły i obserwację. Gdy pisze o oligarchii, demokracji, tyranii etc., to nie opisuje ich tak samo jak „państwo idealne”, które jest dla nich kontrapunktem: jego metoda pod tym względem nie różni się od metody Arystotelesa, oprócz pewnej dawki groteskowego humoru, gdy mówi o demokracji. Czym innym więc jest historia idei, kiedy bada się wewnętrzną strukturę myśli, albo historia semazjologiczna i onomazjologiczna taka, jaką uprawia szkoła Kosellecka, czym innym zaś publicystyka odnosząca się do tego, co hic et nunc. Można naturalnie korzystać z pojęć „teologiczno-politycznych” i innych, ale w tym wypadku ich weryfikatorem lub falsyfikatorem jest świat realny empirycznie. Tego rodzaju teksty nie mówią nic o Korei i Kimach, są jedynie relacją ze snu, który na ich temat śnią ich autorzy, surrealistycznym écriture automatique. A to już jest czysta gnoza. Voegelin nazwałby to pneumopatologicznym zamroczeniem.

***

A oto co powiedziałby o koreańskiej kimokracji Mikołaj Bierdiajew: „Gdy złamana zostaje prawdziwa hierarchia i wytępiona prawdziwa arystokracja, pojawia się fałszywa hierarchia i kształtuje fałszywa arystokracja. Reprezentantem zasady hierarchii w porządku społecznym i twórcą nowej, fałszywej arystokracji może zostać banda łotrów i morderców z marginesu społecznego. (…) Na miejsce hierarchii arystokratycznej powstaje hierarchia ochlokratyczna. Panowanie tłumu stwarza własną wybraną mniejszość, dobiera najlepszych i najsilniejszych w chamstwie – pierwszych pośród chamów, książąt i baronów w królestwie Chama”.

PMK Design
© Organizacja Monarchistów Polskich 1989–2024 · Zdjęcie polskich insygniów koronacyjnych pochodzi z serwisu replikiregaliowpl.com.