Jesteś tutaj: Publicystyka » Inni publicyści » o. Franciszek J. Connell CSsR: Odpowiedzi na zagadnienia moralne (marzec AD 2008)
Pytanie: W przypadku pary, o której wiadomo (a przynajmniej niektórym), że żyje w nieważnym małżeństwie, ale przestrzega czystości i ma uzasadniony powód, by żyć razem jak brat i siostra (zwłaszcza, jeśli obecne są dzieci), część autorów stwierdza, iż wolno owej parze przyjmować sakramenty, lecz w kościele, gdzie nie jest znana. Na jakich podstawach zabronione jest im publiczne przyjmowanie sakramentów w ich własnym kościele parafialnym?
Odpowiedź: Autorzy proponujący praktykę wspomnianą przez pytającego, przekonują, że poprzez powstrzymywanie się od przyjmowania sakramentów w miejscu, gdzie para ta jest znana, i przyjmowanie ich potajemnie w innym miejscu, unika ona zgorszenia, które nastąpiłoby, gdyby widziano ją regularnie przy konfesjonale i przed ołtarzem — zgorszenie wynikałoby z wywołanego przez tę parę wrażenia, jakoby Kościół tolerował konkubinat.
Nie jestem przekonany co do zasadności tego argumentu. Należy pamiętać, że zasadnicze zgorszenie wywoływane przez tę parę bierze się z faktu, iż żyją oni razem bez ślubu. Zgorszenie wynika z samego konkubinatu — nawet jeśli żyją jak brat i siostra, taki związek nosi znamiona zła (species mali), wystarczające do wywołania zgorszenia — a nie z potajemnego przyjmowania sakramentów. Wprost przeciwnie, wydaje mi się, że najskuteczniejszym środkiem usunięcia zgorszenia byłoby, gdyby parę tę widziano przyjmującą sakramenty publicznie w jej własnej parafii. Jeśli tak uczynią, większość katolików dojdzie do wniosku, że nie żyją już w grzechu — że nadano ważność ich małżeństwu lub że żyją w czystości jak brat i siostra. Musimy jednak pamiętać, że katolicy stają się coraz bardziej świadomi owej formy współżycia jak brat i siostra, więc nietrudno byłoby im zgadnąć, iż tak właśnie jest w tej konkretnej sytuacji. To prawda, że niektórzy byliby cyniczni, wyrażając nieżyczliwe podejrzenia, nawet gdyby widzieli parę przyjmującą sakramenty, ale myślę, że takie osoby są w mniejszości oraz że większość katolików przyjęłoby za pewnik, iż owa para żyje teraz jak dobrzy chrześcijanie, i nie uznawałoby ich związku za źródło zgorszenia.
Pytanie: Jedna z nauczycielek w katolickiej szkole dla dziewcząt (instruktorka wychowania fizycznego) jest katoliczką, która rozwiodła się ze swoim mężem, a następnie wzięła ślub cywilny. Czy należy pozwolić jej zachować stanowisko?
Odpowiedź: Nie widzę powodu, dla którego osoba ta miałaby pozostać nauczycielką w katolickiej szkole, jeśli jej stan cywilny jest całkowicie jawny. Pozwolenie, by kobieta trwająca w grzesznej sytuacji zachowała tak odpowiedzialne stanowisko, podczas gdy jej przykład niewątpliwie wpłynie na uczennice, jest z konieczności źródłem poważnego zgorszenia. Uczennice zapewne odniosą wrażenie, że jeśli kobieta rozwiedzie się, a następnie ponownie wyjdzie za mąż, to nie jest to poważnym przewinieniem — wszakże takie wrażenie może źle wpłynąć na życie niektórych z nich w przyszłości. Być może przedstawienie tej sprawy w nieco innym świetle rozjaśni powyższą odpowiedź. Załóżmy, że to kobieta odeszła od męża (nie uzyskawszy cywilnego rozwodu) i żyje w jawnym konkubinacie z innym mężczyzną. Czy katolicka szkoła w ogóle zatrudniłaby ją jako nauczycielkę? Jestem przekonany, że władze każdej katolickiej szkoły odmówiłyby zatrudnienia takiej kobiety. Otóż w oczach Boga i Kościoła katolickiego kobieta opisana w pytaniu znajduje się zasadniczo w takiej właśnie sytuacji. To, że uzyskała rozwód cywilny i zawarła cywilny ślub, nie zmienia faktu, iż żyje w jawnym konkubinacie.
tłumaczenie: Dawid Świonder
Za: „Adsum” (biuletyn Seminarium Matki Bożej / Mater Dei Seminary) z marca 2008 r.