Jesteś tutaj: Publicystyka » Inni publicyści » Tomasz Gabiś: Chińska operacja „Nietoperz”, czyli symulowana „pandemia” podbija (dobija?) świat Zachodu
Nadlatywały nietoperze większe od gołębi: ich uzębienie podobne było do uzębienia ludzkiego, i atakowały twarze Macedończyków: jednym wgryzały się w nosy, a innym w uszy. (Leon z Neapolu, Historia de preliis Alexandri Magni)
Towarzysze, wszędzie na tej ziemi zapanował nieopisany chaos – sytuacja jest doskonała. (przewodniczący KC KPCh Mao Tse-Tung)
W kwietniu i maju 2020 roku wytworzył się na świecie naukowy kontrkonsensus w kwestii „pandemii” koronowirusa i „choroby koronawirusowej” (COVID-19); plejada wybitnych badaczy, wirusologów, epidemiologów, immunologów, lekarzy różnych specjalności (zob. Niemcy debatują o koronawirusie w dziale Przegląd niemiecki) doszła do wniosku, że – niezależnie od pewnych różnic między nimi dotyczących szczegółowych interpretacji zjawisk medyczno-epidemiologicznych – koronawirus nie jest „wirusem zabójcą”, nie jest groźny dla ludzi przeciętnie zdrowych o przeciętnie silnym systemie odpornościowym, czyli dla prawie całej populacji. U tej grupy infekcja nie powoduje żadnych objawów, ewentualnie dość niegroźne objawy grypowe lub przeziębieniowe. Zagrożeniem może być – podobnie jak wszystkie inne patogeny – dla ludzi przewlekle chorych i w podeszłym wieku. Śmiertelność – nawet wychodząc od znacznie zawyżonych oficjalnych statystyk – jest na poziomie 0,2%, czyli kilkanaście razy mniejsza niż prognozy podawane przez instytucje zdrowia publicznego (prognozy np. dr. Neila Fergusona, dla Wielkiej Brytanii pół miliona zmarłych, dla USA – 2 miliony, najprawdopodobniej wynikały z używania przezeń przestarzałego i wadliwego oprogramowania komputerowego). Drakońskie środki zastosowane przez rządy w celu zwalczenia „pandemii” były – zdaniem przedstawicieli kontrkonsensusu – całkowicie niewspółmierne do zagrożenia i pod każdym względem destruktywne. Główne tezy i hipotezy składające się na naukowy kontrkonsensus w sprawie „choroby koronawirusowej” przedstawił długoletni dyrektor Instytutu Mikrobiologii Medycznej i Higieny w Moguncji prof. dr Sucharit Bhakdi w swojej najnowszej (napisanej razem z dr Kariną Reiß) bestsellerowej książce Corona Fehlalarm? Zahlen, Daten und Hintergründe (Koronawirus – czyżby fałszywy alarm? Liczby, dane, przyczyny, Berlin 2020).
Jeśli przedstawiciele kontrkonsensusu mają rację, to zastanowić się należy nad polityczną genezą „choroby koronowirusowej” i nad krętą drogą, jaką lokalna epidemia w Wuhanie przebyła ku statusowi światowej „pandemii”. To, co wydarzyło się w Chinach, jako pierwszy zinterpretował pod kątem politycznym Nikołaj Wawiłow, rosyjski ekspert w kwestiach polityki wewnętrznej i zagranicznej Chin, redaktor naczelny internetowego portalu Южный Китай (Południowe Chiny), ekspert ośrodka Экономика Китая: кризис и возможности (Gospodarka Chin. Kryzys i możliwości), który przebywał 10 lat w Chinach. Jest autorem książki Некоронованные короли красного Китая. Кланы и политические группировки КНР (Niekoronowani królowie czerwonych Chin. Klany i polityczne frakcje w KPCh). W połowie kwietnia natknąłem się na rozmowę z nim opublikowaną na YouTubie 7 lutego, a później 7 marca w „South China Insight”, zatytułowaną The epidemic in China as a hidden coup.
Wawiłow wysunął hipotezę, że podłożem wydarzeń w Chinach jest walka pomiędzy frakcją Xi Jinpinga a frakcją „komsomolców” (tuanpai) – działaczy, którzy nie należeli do rodzin „czerwonej arystokracji” i swoje partyjno-państwowe kariery zaczynali w Komunistycznej Lidze Młodzieży (dalej KLM); do władzy w partii szli „od dołu” poprzez organizację młodzieżową. Liga stanowiła bazę władzy dla genseka i prezydenta Hu Jintao, który w latach 1984–1985 był pierwszym sekretarzem jej Komitetu Centralnego. Zdaniem Wawiłowa choroby płuc to w Wuhanie normalność, epidemie tego typu co „epidemia koronowirusowa” są w Chinach rzeczą zwyczajną, występują co roku w postaci zimowej fali grypy. Seria zastosowanych drakońskich środków była zatem całkowicie nieproporcjonalna do skali zagrożenia, niepotrzebna z punktu widzenia zdrowia publicznego, a zachowanie władz regionalnych – niezrozumiałe. Zdaniem Wawiłowa była to w rzeczywistości akcja nieskoordynowana z Pekinem, czyli z frakcją genseka Xi Jinpinga i miała na celu zatrzymanie, planowanych przezeń i uderzających w „komsomolców”, zmian personalnych, a przynajmniej odwleczenie ich w czasie.
Analiza Wawiłowa wzbudziła u mnie – najpierw jedynie intuicyjne – wątpliwości, choć polityczna, a nie medyczna geneza „pandemii” była dla mnie niemal od początku dość oczywista (na temat politycznej genezy innej „pandemii” zob. rozdział Polityczna historia AIDS). Co do istoty sprawy Wawiłow miał zatem rację, natomiast już jego konkretna interpretacja wydarzeń była nieprzekonywująca. Jak bowiem podkreślają inni obserwatorzy chińskiej sceny politycznej, fundamentalny podział na dwie wrogie zwalczające się frakcje w KPCh jest wysoce uproszczony i zaciera obraz wewnętrznej sytuacji politycznej. Amerykański dziennikarz, znawca spraw chińskich Chris Buckley w artykule sprzed czterech lat (China Reins In Communist Youth League, and Its Alumni’s Prospects) skomentował zapowiedzianą przez Xi Jinpinga reorganizację KLM, tak aby zmarginalizowani za jego rządów działacze partyjni nie mogli wykorzystywać Ligi do swoich celów. Gensek „napisał epitafium” na kurczące się wpływy jego poprzednika Hu Jintao i dawnych rywali. Reorganizacja KLM – redukcja liczebności kadr na szczeblu centralnym i regionalnym, zmniejszenie budżetu o 50% – i poddanie jej ściślejszej kontroli partii sygnalizowały, że jej dni chwały jako szkoły wychowującej chińską elitę polityczną przeminęły.
Wprawdzie niektórzy analitycy spraw chińskich twierdzili, że „komsomolcy” są lojalni wobec siebie i mają wspólne polityczne poglądy i cele, to jednak – cytowany przez Buckleya – były redaktor organu prasowego Ligi „China Youth Daily” Li Datong jest zdania, że działacze partyjni, którzy przeszli przez Ligę, nigdy nie tworzyli spójnej grupy, a okoliczności, które czyniły z niej inkubator politycznych talentów, straciły na znaczeniu, zanim jeszcze Xi przejął partię. Ostatnie [2014 r.] zmiany pokazują, że to środowisko ma już niewielkie wpływy. W czasach, kiedy sekretarzem generalnym KPCh był Hu Jintao, można było od biedy dowodzić, że istnieje coś na kształt frakcji „ligusów”. Obecnie jest ona już tylko „politycznym zombie”.
Po objęciu stanowiska sekretarza generalnego Xi Jinping zaczął, pod płaszczykiem walki z korupcją, skutecznie eliminować przeciwników, tak sojuszników i protegowanych Hu Jintao, jak i wszystkich innych, którzy mogli rzucić wyzwanie jego władzy. Nowi pierwsi sekretarze partii zostali mianowani w 21 z 31 prowincji, wszystkie prowincje, z wyjątkiem czerech, dostały nowych gubernatorów; w 40 głównych miastach 29 sekretarzy partii i 26 burmistrzów zostało wymienionych, zmiany personalne objęły także stanowiska wicegubernatorów lub ich odpowiedników we wszystkich 31 okręgach administracyjnych Chin (zob. Willy Wo-Lap Lam, The Xi Jinping, Faction Dominates Regional Appointments After the 19th Party Congress; Rapid turnover in regional leadership shows Xi’s influence).
Równolegle do rozbijania frakcji „ligusów” Xi zbudował swoją własną frakcję, której rdzeniem jest „klika z Zhejiang” (podobnie kiedyś Jiang Zemin zbudował „klikę szanghajską”), złożona z ludzi służących pod nim, kiedy był pierwszym sekretarzem partii w prowincji Zhejiang (od 2002 do 2007 r.). Kolejne grupy frakcji to „klika z Shaanxi”, czyli ludzie z rodzinnej prowincji Xi, „koteria czerwonych książąt” (taizidang), czyli potomkowie wielkich rodzin ojców-założycieli ChRL, wreszcie jego „kumple ze szkoły” czy uniwersytetu. Swoich protegowanych, przyjaciół politycznych, zauszników, stronników i kolegów Xi wprowadził na najwyższe stanowiska w aparacie partyjnym i państwowym. Wcześniej surowo przestrzegał, aby nie tworzyć w partii „frakcji i koterii” (tuantuanhuohuo), ale najwidoczniej chodziło mu o to, żeby inni ich nie tworzyli.
Upadek czy rozpad dawnej, luźnej – jak podkreśla część analityków – frakcji „komsomolców” (zob. Willy Wo-Lap Lam, The Eclipse of the Communist Youth League and the Rise of the Zhejiang Clique) rozpoczął się, kiedy ich protektor Hu Jintao odszedł ze stanowiska w 2012 roku, wycofał się na emeryturę, a Xi pozbawił go możliwości wpływania na sprawy partii – mógł jedynie obserwować, jak upadają jego protegowani, przyjaciele polityczni i sojusznicy. Praktycznie z dnia na dzień zniknął ze sfery publicznej (zob. Samuel K. Berkowitz, It’s Official: The Man Who Ruled China Has All But Vanished). Prawa ręka Hu, dawny działacz Ligi, Ling Jihua, został usunięty ze stanowiska szefa Biura Generalnego KC, aresztowany w 2014 roku, oskarżony o różne przestępstwa i skazany na dożywocie. Działacze partyjni zaliczani do frakcji „komsomolców” są marginalizowani, np. pierwszy sekretarz Ligi Qin Yizhi, człowiek blisko związany z Hu Jintao, nie został w 2017 roku wybrany delegatem na zjazd partii – było wydarzeniem bez precedensu, żeby funkcjonariusz stojący na czele Ligi nie brał udziału w zjeździe. W jakiś czas później Qin został zwolniony ze stanowiska i zdegradowany (zob. Katsuji Nakazawa, Xi silences once-powerful youth league and former president’s protege).
Hu Jintao życzył sobie, aby następcą Xi Jinpinga został jego protegowany „ligus” Hu Chunhua. Miał on najpierw wejść w skład najważniejszego gremium politycznego Chin, siedmioosobowego Komitetu Stałego Biura Politycznego KC KPCh, aby rozpocząć pięcioletnie przygotowanie się do objęcia stanowiska sekretarza generalnego na zjeździe partii w 2022 roku. Jednak Xi zablokował jego powołanie do KS BP, dając mu na otarcie łez wicepremierostwo. Został jednym z czterech wicepremierów, przy czym człowiek Xi Jinpinga, wicepremier Han Zheng, jest, jako członek KS BP, uplasowany wyżej w hierarchii partyjnej niż on – członek Biura Politycznego.
Obecnie najwyżej ulokowanymi w hierarchii władzy członkami frakcji „ligusów” są dwaj członkowie KS BP, Wang Yang oraz Li Keqiang. Wang Yang został wybrany na członka KS BP na zjeździe partii w 2017 roku, a swój awans zawdzięcza lojalności wobec Xi Jinpinga i poparciu jego linii. Li Keqiang, który współpracował ściśle z poprzednim gensekiem Hu Jintao i należał do władz krajowych LMK, jest premierem, ale Xi odebrał mu część kompetencji, w związku z czym ma on mniejszą władzę niż jego poprzednicy na tym stanowisku.
Wawiłow twierdzi, że wszyscy główni aktorzy w „walce z wirusem” to wysoko postawieni, byli liderzy regionalnych organizacji LMK, m.in. burmistrz Wuhanu (od maja 2018 r.) Zhou Xianwang. Jednakże Ma Guoqiang, I sekretarz partii w Wuhanie i zastępca I sekretarza partii prowincji Hubei, zastępca członka KC od 2018 roku, a zatem funkcjonariusz politycznie nadrzędny wobec Zhou Xianwanga, nie miał żadnych związków z „ligusami”. Należy do grupy awansowanych przez Xi menedżerów i technokratów. Jeśli zaś chodzi o najwyższe władze prowincji Hubei, to gubernator prowincji Wang Xiaodong powołany został we wrześniu 2016 r., kiedy sekretarzem generalnym był już Xi, a I sekretarz partii w prowincji Hubei Jiang Chaoliang, mianowany na to stanowisko w październiku 2016 roku, jest człowiekiem Wang Qishana – prawej ręki Xi. Innymi słowy, kontrolę nad prowincją sprawuje frakcja genseka.
Podsumowując: przypuszczenie Wawiłowa, że zmarginalizowana frakcja „komsomolska” byłaby w stanie podjąć realne, o dalekosiężnych konsekwencjach w polityce wewnętrznej i zagranicznej, działania przeciwko dominującej frakcji Xi, w istocie samobójcze i pozbawione jakichkolwiek szans na sukces, wydaje się nieuprawnione. Niemniej jednak za słuszną uznać należy zasadniczą myśl rosyjskiego sinoznawcy, że w Wuhanie i prowincji Hubei doszło do inscenizacji epidemii polegającej na podjęciu przez władze drakońskich, spektakularnych środków, mających na celu przekonanie obserwatorów, że wydarzyło się coś niezwykle groźnego.
Z podejrzliwością do wydarzeń w Wuhanie i Hubei odniósł się także dr Wolfgang Wodarg, który w jednym z wywiadów napomknął, że zrobiono tam „teatr”. Z kolei wykładający obecnie na jednym z brazylijskich uniwersytetów niemiecki ekonomista dr Antony Müller, członek Ludwig von Mises Institut (Niemcy) i Mises Institute (USA) oraz America Institute of Economic Research, w opublikowanym 18 marca artykule Operation gelungen, Patient tot. Wie die Politik einem Phantom nachjagt und dabei die Wirtschaft zerstört (Operacja się udała, pacjent zmarł. Jak politycy ścigają zjawę, niszcząc zarazem gospodarkę) napisał: „Chińczycy odstawili show w sprawie koronawirusa”. Jednak ani Wodarg, ani Müller nie rozwinęli szerzej tej myśli, uczynił to w połowie kwietnia Jon Rappoport w tekście COVID: the Chinese regime, Sun Tzu and the art of war. Wedle jego opinii drastyczne środki podjęte przez władze chińskie stanowiły symulację niezwykle groźnej epidemii. A źródłem, z którego przebiegli Chińczycy czerpali inspirację do zmontowania tak wyrafinowanej intrygi, były, rzecz prosta, rady zawarte w Sztuce wojny Sun Tzu, mówiące, jak psychologicznie rozbić przeciwnika, np. „Strategia wojny polega na przebiegłości i stwarzaniu złudzeń” (Sun Tzu, Sztuka wojny, przeł. K.A.M., Warszawa 1994, s. 17). Dlatego Rappoport proponuje nazwać koronawirusa „wirusem Sun Tzu”.
Potwierdziło to ostatecznie moje podejrzenie, że to nie – jak chciałby Wawiłow – znajdująca się w stanie rozkładu frakcja „komsomolców”, lecz zdominowane przez frakcję Xi ośrodki władzy centralnej i prowincjonalnej przeprowadziły symulację epidemii – nazwijmy ją operacją „Nietoperz” – zarówno na użytek polityki wewnętrznej, jak i zagranicznej.
Jednym z oczywistych celów symulowanej epidemii była pacyfikacja Hongkongu, gdzie w 2019 roku trwały masowe uliczne protesty, i ostatecznie likwidacja jego autonomii. Symulowanie epidemii pozwala bez „łamania praw człowieka” zakazywać demonstracji i innych masowych zgromadzeń. Można manipulować symulowanymi wirusowymi „pandemiami” czy epidemiami – jeśli infekcję wirusową przekwalifikuje się na chorobę, zawsze będzie można zamknąć jakieś miasto czy region zależnie od sytuacji społeczno-politycznej, można ogłosić „epidemiczny stan wyjątkowy” w Tybecie albo w Xinjiang. Symulowana epidemia „choroby koronawirusowej” posłużyła do dalszej rozbudowy kontroli nad jednostkami i grupami – stworzenie gigantycznych baz danych, w których powiązane są informacje o miejscu przebywania, profile zachowania oraz system rozpoznawania twarzy. Idea (utopia) absolutnie „przezroczystego obywatela” naprawdę się w Chinach urzeczywistnia.
Symulowane epidemie, „epidemiologiczne stany wyjątkowe”, środki wzmożonej kontroli nad populacją mogą stać się (z punktu widzenia władzy) konieczne, ponieważ niezadowolenie społeczne może wzrosnąć, strajki i protesty się nasilić. Już w 2019 roku prognozowano, że pierwszy kwartał 2020 roku przyniesie recesję; czyli przewidywano osłabienie wzrostu gospodarczego. Władze w Pekinie nie mogą już prowadzić tak ekspansywnej polityki pieniężnej, ponieważ poziom zadłużenia gospodarki i wynikające z tego ryzyka dla sektora finansowego przybrały groźne rozmiary. Według niektórych badaczy dotychczasowy model wzrostu gospodarczego Chin powoli wyczerpuje swoje możliwości, co może przynieść wzrost napięć na tle ekonomicznym.
Nie jest przypadkiem, że operację „Nietoperz” rozpoczęto w chwili wygasania trwającego od 2018 roku afrykańskiego pomoru świń. W sierpniu 2019 roku specjaliści szacowali, że w Chinach zdechło 40% świń, a pod koniec roku produkcja wieprzowiny może spaść nawet o połowę, co oznacza utratę od 300 do 350 milionów świń (Chiny, w których żyje połowa wszystkich świń świata, są największym rynkiem wieprzowiny na świecie – potrawy z wieprzowiny to podstawowa pozycja w chińskim jadłospisie). Co oczywiste, ceny wieprzowiny poważnie wzrosły – w listopadzie 2019 r. o 110% w porównaniu do listopada roku poprzedniego. Mogło to grozić wybuchem społecznego niezadowolenia. Na szczęście nadeszła „epidemia”.
Przypomnijmy też, że w czerwcu–lipcu 2019 roku w Wuhanie odbyły się protesty uliczne przeciwko planom budowy kolejnej wielkiej spalarni śmieci, która podniosłaby i tak już ekstremalnie wysoki poziom zanieczyszczenia powietrza w zatłoczonym do granic możliwości mieście, tonącym zimą w utrudniającym widoczność smogu. Lokalne władze były zaskoczone skalą protestów. Policja aresztowała wielu demonstrantów.
Wuhan to wielka strefa przemysłowa, gdzie zjawiskiem endemicznym są choroby dróg oddechowych, np. zapalenie płuc, tradycyjna choroba Chińczyków; szacuje się, że każdego roku w Chinach ze wszystkich chorych na zapalenie płuc umiera rocznie 300 000 osób. W różnych częściach kraju poziom zanieczyszczenia powietrza przekracza poziom zanieczyszczenia z okresu pierwszej, wczesnej ery uprzemysłowienia, jak i z okresu industrializacji już w erze nowoczesnej. W chińskich mediach społecznościowych pisze się o „airpocalypse”. Maski chroniące drogi oddechowe to zwyczajny widok na ulicach niektórych chińskich miast. Nie ma tematu, który by tak zajmował obywateli Chin, jak skutki zanieczyszczenia powietrza. „Pandemia choroby koronawirusowej” pozwala przykryć niemoc władz wobec niezwykle poważnego problemu, odwrócić uwagę ludności od ogromnej ilości zachorowań na choroby układu oddechowego (w 2017 od 500 000 do 1 250 000 zgonów) i zrzucić odpowiedzialność na „nowego wirusa”.
Należy pamiętać o tym, że poważnym problemem zdrowotnym w Chinach jest również gruźlica; są nawet badacze przekonani, iż w niektórych krajach to właśnie gruźlicę błędnie – a być może celowo – identyfikuje się jako „chorobę koronawirusową”.
31 grudnia 2019 roku chińskie władze zdrowotne zameldowały Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) o grupie przypadków wirusowego zapalenia płuc w Wuhanie (prowincja Hubei) – tym samym operacja „Nietoperz” została przeniesiona na płaszczyznę międzynarodową. 30 stycznia WHO ogłosiła „stan zagrożenia zdrowia publicznego o znaczeniu międzynarodowym” (Public Health Emergency of International Concern), 11 marca dyrektor generalny WHO dr Tedros Adhanom Ghebreyesus jednym podpisem zamienił „stan zagrożenia” w pandemię, czyli w zagrożenie dla całego świata płynące ze strony tajemniczego nowego wirusa wywołującego nową chorobę, na którą nie ma lekarstwa.
W tygodniku „Myśl Polska” (26 kwietnia–3 maja) przeczytałem, że dziennikarz Witold Gadowski podał informację, iż 18 września 2019 roku w Wuhanie armia chińska przeprowadziła ćwiczenia obejmujące funkcjonowanie wojsk w czasie epidemii koronawirusa. Gdyby to była prawda – nie byłem w stanie tego potwierdzić – to znaczyłoby to, że już we wrześniu trwały próby przed rozpoczęciem operacji „Nietoperz”.
Oczywistym tłem operacji „Nietoperz” jest zaostrzająca się konfrontacja Chin i Stanów Zjednoczonych, mająca charakter strategicznej rywalizacji. W odpowiedzi na wzrost potęgi Chin naruszający globalny status quo USA rozpoczęły w 2018 r.– jak uważa np. Bartłomiej Radziejewski – de facto nową zimną wojnę, która ma trzy główne wymiary: strategiczny, technologiczny i handlowy: „USA są w ofensywie: zadają ciosy, przesuwają siły, wzbudzają medialne zainteresowanie. Udało im się osłabić chińskie giganty technologiczne z ZTE i Huawei na czele, zmniejszyć deficyt handlowy, zahamować ekspansję Państwa Środka na Morzu Południowochińskim, zaburzyć chińskie łańcuchy produkcji poprzez ograniczenie dostępu do półprzewodników (…). Podobnie ma się rzecz na polu wojskowo-strategicznym. Kolejne manifestacje amerykańskiej siły na Indo-Pacyfiku, dalsza fortyfikacja Tajwanu, ożywienie współpracy z Filipinami, Japonią i Indiami – wyhamowały chińską ekspansję w regionie” (Bartłomiej Radziejewski, USA na drodze do porażki w rywalizacji z Chinami zob. też Starcie mocarstw – Jacek Bartosiak i Bartłomiej Radziejewski o napięciu między USA a Chinami) oraz Na progu wojny. Rozmowa z Bartłomiejem Radziejewskim. Wolność w Remoncie #27.
Podobną opinię reprezentuje brazylijski dziennikarz Pepe Escobar, który uważa, że strategicznym celem USA jest powstrzymywanie Chin na wszelkich możliwych odcinkach, a taktyka służąca do realizacji tego celu polega na montowaniu antychińskiej koalicji, prowadzeniu wojen gospodarczych, nakładaniu embarg i sankcji, blokowaniu regionalnych rynków dla chińskich korporacji, podejmowaniu prób zastopowania Nowego Jedwabnego Szlaku poprzez odcięcie jego odgałęzień (Pepe Escobar, China updates its ‘Art of (Hybrid) War’).
W artykule Nialla Fergusona czytamy: „W 2007 r. ekonomista Moritz Schularick i ja ukuliśmy określenie »Chimeryka« opisujące symbiotyczne relacje gospodarcze między Chinami a Stanami Zjednoczonymi. Dziś ta współpraca zamarła. Zaczęła się druga zimna wojna”. Ta „nowa zimna wojna będzie jeszcze zimniejsza” (Niall Ferguson, Druga zimna wojna? Tak, z Chinami. Już trwa, „Gazeta Wyborcza”, 31 grudnia 2019).
Zdaniem Nikolaja Wawiłowa Xi Jinping po dojściu do władzy zainicjował stopniową geopolityczną reorientację Chin; podważył kurs na budowę „sojuszu” ChRL–USA i – aby zmniejszyć uzależnienie Chin od Ameryki – skierował je w kierunku krajów Eurazji, także jeśli chodzi o wymianę handlową, która z tymi krajami rośnie, podczas gdy z USA maleje. Frakcja Xi Jinpinga to według Wawiłowa „izolacjoniści”. Współgra z tym kursem coraz intensywniejsza „narodowo-patriotyczna” propaganda (na temat patriotycznych filmów zob. Kai Strittmatter, Chiny 5.0. Jak powstaje cyfrowa dyktatura, przeł. Agnieszka Gadzała, Warszawa 2020, s. 76).
U Grahama Allisona w Destined for War. Can America and China Escape Thucydides Trap? (wyd. polskie Skazani na wojnę? Czy Ameryka i Chiny zmierzają do starcia, Kraków 2019) Niemcy cesarza Wilhelma II i Niemcy rządzone przez NSDAP są odpowiednikiem współczesnych Chin, Wielka Brytania w 1914 i 1939 roku jest odpowiednikiem współczesnych Stanów Zjednoczonych, a współczesnym odpowiednikiem dyktatora Adolfa Hitlera, tak jak i on dążącym do osiągnięcia mocarstwowej pozycji, a tym samym kwestionującym status quo, które służyło interesom Anglosasów i dawało im „władzę nad światem”, jest Xi Jinping, który kieruje Chiny w stronę „socjalizmu narodowego” lub, patrząc z innej perspektywy, „narodowego kapitalizmu”.
Tak wtedy, jak i dziś mocarstwo, które nie uznaje status quo pilnowanego przez Anglosasów i dla nich korzystnego, czym narusza ich „prawowite żywotne interesy narodowe”, jest aktywnie, w najrozmaitszych formach i na różnych frontach, powstrzymywane i odpychane. Waszyngton przyjął strategię powstrzymywania (containment), by w kolejnych latach dążyć do przekształcenia jej w strategię odrzucenia wroga na poprzednio zajmowane przezeń pozycje (roll back). To, co z punktu widzenia Waszyngtonu jest zagrożeniem dla „prawowitych, żywotnych narodowych interesów” USA, z punktu widzenia Pekinu jest wyłącznie dbaniem o własne „prawowite, żywotne narodowe interesy”; to, co dla Waszyngtonu jest „powstrzymywaniem agresywnych” Chin, jest dla Pekinu agresywną ofensywą USA, której celem jest „okrążenie” Chin.
Operacja „Nietoperz” jest chińskim (kontr)uderzeniem, niezwykle pomysłowym, nieprzewidzianym przez teoretyków manewrem w „wojnie hybrydowej” z USA.
Na początku czerwca Clifford D. May, założyciel i prezes Foundation for Defense of Democracies (FDD) i publicysta „The Washington Times”, postawił bardzo istotne pytanie: Did Chinese Communist Party intend for COVID-19 to destabilize a disunited America? May pisał: „Wiele filmów science fiction z lat pięćdziesiątych pokazywało atak obcych form życia (alien lifeforms) – Ziemianie rozumieli, że to, co ich łączy, jest ważniejsze od tego, co ich dzieli. W ostatnich miesiącach my, Ziemianie, byliśmy atakowani przez obce formy życia, a jednak jesteśmy bardziej podzieleni niż kiedykolwiek. W styczniu chińscy komunistyczni mandaryni pozwolili ludziom z Wuhanu polecieć na cały świat”. Kiedy zamknęli miasto pod koniec miesiąca, ogniska epidemii pojawiły się już w ponad 30 miastach w 26 krajach, jej ziarna roznieśli po świecie podróżujący z Wuhanu – „Czy chińscy komuniści wyznaczyli obce organizmy (alien organisms) do zdestabilizowania coraz bardziej podzielonych Stanów Zjednoczonych? Nie ma na to rozstrzygających dowodów, ale jest pewne, że nie wylewają krokodylich łez z tego powodu, jak rzeczy się mają”.
Żadnych decydujących dowodów nie potrzebuje natomiast Tucker Carlson: „Zanim objęto kwarantanną miasto Wuhan, około 5 milionów mieszkańców uciekło z miasta i rozproszyło się po świecie. Władze pozwoliły na to. W wielu przypadkach roznieśli chorobę, zamieniając ognisko wybuchu epidemii w globalną pandemię”. Zdaniem amerykańskiego publicysty i komentatora telewizyjnego rząd chiński traktuje to jako element „bitwy o kontrolę nad światem”. Chińczycy chcą – ostrzega Carlson – kierować międzynarodowymi systemami finansowymi, porozumieniami handlowymi, sojuszami wojskowymi, szlakami morskimi.
Carlson ma oczywiście rację w tym sensie, że „bitwa o kontrolę nad światem” się toczy, tzn. USA, które do tej pory sprawowały „kontrolę nad światem” i kierowały „międzynarodowymi systemami finansowymi, porozumieniami handlowymi, sojuszami wojskowymi, szlakami morskimi”, nie kwapią się do podzielenia się z innymi „odpowiedzialnością za świat”.
Wprawdzie, jak twierdzi sinoznawca Jakub Jakóbowski z Ośrodka Studiów Wschodnich, „obecnie Chiny nie posiadają ani supermocarstwowych aspiracji, ani narzędzi budowy globalnego porządku” – (cyt. za: Robert Stefanicki, Czy Chiny przejmą stery świata, „Gazeta Wyborcza”, 10 IV 2020), jednakże rozszerzanie strefy wpływów w Azji Południowo-Wschodniej, na zachodnim Pacyfiku i w Eurazji, inicjatywa „Pasa i Szlaku” – są wyzwaniem rzuconym Imperium Americanum, które odpowiednio reaguje na zagrożenie dla swoich globalnych interesów.
Chińczycy ani nie wykorzystali „obcych organizmów do zdestabilizowania coraz bardziej podzielonych Stanów Zjednoczonych” (May), ani nie wywołali „pandemii”, rozsyłając swoich zarażonych obywateli jako „wirusowe bomby”, aby odebrać USA „kontrolę nad światem” (Carlson); nie, oni przeprowadzili tajną operację w ramach wojny psychologicznej i gospodarczej – wysłali do USA iluzję biologicznego zagrożenia, chytrze podrzucili Amerykanom „straszną opowieść o śmiercionośnym tajemniczym wirusie” umieszczoną dla jej uwiarygodnienia w scenografii masowej kwarantanny milionów ludzi oraz blokady w Wuhanie i prowincji Hubei – ta symulacja wystarczyła, aby wywołać globalną panikę, „zdestabilizować coraz bardziej podzielone Stany Zjednoczone” (nie bez kozery na przeprowadzenie operacji wybrano rok wyborów prezydenckich, dodatkowo polaryzujących scenę polityczną w USA) i nieco naruszyć ich „kontrolę nad światem”. Rzecz prosta, operacja „Nietoperz” będzie Chiny wiele kosztować, ale przecież wojna zawsze kosztuje. Ponadto nieuchronne koszty da się propagandowo wykorzystać: „My, Chińczycy, też jesteśmy ofiarami, nasza gospodarka też ucierpiała, my też zostaliśmy poszkodowani przez epidemię, my też zasługujemy na współczucie”.
Wielorakie związki gospodarczo-finansowe Chin ze światową – zwłaszcza amerykańską – gospodarką powodują, że każdy cios ekonomiczny wymierzony w Pekin na zasadzie bumerangu uderza w USA i na odwrót, każdy cios ekonomiczny wymierzony w Waszyngton – jak oszukanie i przestraszenie tamtejszego establishmentu obrazem wirusa i spowodowanie zamknięcia gospodarki – uderza jak bumerang w Chiny. Przy czym koszty walki elit o „kontrolę nad światem” na własnej skórze odczuwają przede wszystkim, a właściwie wyłącznie, „zwykli Amerykanie” i „zwykli Chińczycy”. Kiedy weźmie się pod uwagę realną sytuację gospodarczą obu krajów, fakt, że ich zbudowany na tanim kredycie wzrost gospodarczy jest iluzoryczny – od czasu kryzysu finansowego w 2008 roku Chiny wpompowały w swój system bankowy 20 bilionów dolarów, czyli czterokrotność PKB Japonii – to nasuwa się obraz zaciekłych zmagań dwóch „kolosów na glinianych nogach” (zob. Ronald-Peter Stöferle, Mark J. Valek, China is in Trouble, oraz Doug Casey, What Happens Next for China—Collapse or War with the US?).
W skład Kongresu wchodzi mniej więcej jedna trzecia łobuzów, mniej więcej dwie trzecie głupców i mniej więcej trzy trzecie tchórzy. (Henry Louis Mencken)
Dlaczego „chiński spisek” się udał? Podstawowym warunkiem sukcesu operacji „Nietoperz” było to, że za symulowaną epidemią stanął autorytet władców Chin, czyli drugiego mocarstwa świata, którzy – po to, aby przekonać świat (USA) o grożącym mu straszliwym niebezpieczeństwie – wysłali fałszywy komunikat, wprowadzając u siebie nadzwyczajne, drakońskie środki jak masowa kwarantanna, zamknięcie całego miasta i całej prowincji itd. Nigdy wcześniej nie wprowadzono kwarantanny o takim zasięgu. W globalnych sieciach informacyjnych zaczęły krążyć obrazki pokazujące, jak służby policyjno-sanitarne mierzą ludziom temperaturę, wyciągają z samochodów i pod przymusem odwożą na kwarantannę czy do szpitala. Przerażeni widzowie na własne oczy oglądali na ekranach, jak na ulicach przewracali się i umierali ludzie (niewykluczone, że byli to zwyczajni statyści).
Przebiegli Chińczycy, symulując epidemię, a dokładniej rzecz biorąc, ogłaszając zwyczajną, występującą tam stale epidemię nowym supergroźnym zjawiskiem powodowanym przez nieznanego tajemniczego śmiercionośnego wirusa, sprawili, że fikcja stała się rzeczywistością, tzn. walka z „pandemią” stała się czymś realnym. Rządy innych państw znalazły się pod presją, aby naśladować Chiny, bo przecież – jak sądzono – nie bez przyczyny Chińczycy podjęli aż tak radykalne działania. To one były „dowodem”, że mamy do czynienia z „wirusem zabójcą”.
Polityczne poparcie koronawirus otrzymał więc najpierw ze strony rządu potężnych Chin, a następnie ze strony Światowej Organizacji Zdrowia, która – jak wiadomo – nie jest organizacją medyczną, lecz polityczną. To WHO zamieniła lokalną epidemię w „stan zagrożenia zdrowia publicznego o znaczeniu międzynarodowym”, a następnie w globalną pandemię, śmiertelność określiła na 3,4%, czyli ponad dziesięciokrotnie wyższą niż przy powikłaniach pogrypowych i rozgłosiła na cały świat, że mamy do czynienia z wyjątkowym wirusem o wyjątkowych właściwościach. Oprócz WHO opowieść o koronawirusie wsparły swoim autorytetem amerykańskie Centra Kontroli Chorób i Prewencji, a za nimi prawie cały światowy wirusologiczny establishment, cały kompleks medyczno-farmaceutyczny. Państwo menedżersko-terapeutyczne zyskało wielkie pole do popisu. Był to, dodajmy, tym razem udany recykling „pandemii świńskiej grypy” z lat 2009–2010: takie same alarmistyczne nagłówki w prasie, takie same apokaliptyczne scenariusze i prognozy z setkami tysięcy, ba, milionami zarażonych i zmarłych, taka sama medialna panika.
Jon Rappoport napisał, że wytresowanym do tropienia wirusów psom gończym z WHO, CDC (oraz, dodajmy, ze wszystkich instytutów wirusologicznych świata, gdzie wirusolodzy pogrążają się w niekończącym się przeszukiwaniu komórkowego gruzu i nieswoistego materiału białkowego) chiński reżim powiedział dokładnie to, co chciały usłyszeć: pojawił się nowy koronawirus, który nigdy wcześniej nie zainfekował ludzi, zanim na przełomie 2019/2020 roku nie zaczął nagle szaleć. Łowcy wirusów połknęli przynętę i śliniąc się z radości, powciskali guziki na swoich pulpitach sterowniczych. Cały globalny pandemiczny aparat piarowski z impetem wkroczył do akcji.
A wiatr sieci uginał ich neurony na wirtualnych krańcach instrumentalnego świata. (…) Zamiast rozwijać się z biegiem historii, zdarzenia zaczynają następować po sobie w pustce. Nadmiar dyskursów i obrazów, wobec których jesteśmy bezbronni, tak samo bezsilni i wprawieni w wyczekujące osłupienie, jak w obliczu nieuchronnej wojny. (…) Dezinformację powoduje sam nadmiar informacji, jej inkantowanie, ciągłe powtarzanie, tworzące pole pustej percepcji, przestrzeń rozpadu jak po uderzeniu bomby neutronowej albo takiej, która pochłania cały tlen z otoczenia. Wszystko jest tu unieszkodliwiane z wyprzedzeniem poprzez precesję obrazów i komentarzy, włączając w to wojnę. (…) Niezależnie od tego, czy te wydarzenia zostały sztucznie wytworzone, czy nie, wywołała je szerząca się w ukryciu epidemia sieci informacyjnych. Fake events. (Jean Baudrillard, Pakt jasności. O inteligencji Zła, przeł. Sławomir Królak, Warszawa 2005)
Wielkie środki finansowe na koronawirusową propagandę przeznaczył światowy technooligarcha William „Bill” Gates, nazywany przez niektórych „tajnym szefem WHO” (zob. Jakob Simmank, Der heimliche WHO-Chef heißt Bill Gates), żarliwy zwolennik teorii o wszechświatowym spisku wirusów, możliwym do pokonania tylko poprzez „wszczepienie” całej ludzkości od niemowlaków po stulatków. Gates od lat trąbi o straszliwych zagrożeniach ze strony złowrogich wirusów i szczepionkach, które nas od nich wybawią. Ma on regularnego „fioła” na tym punkcie. Wierzy głęboko, ba fanatycznie wręcz, że kiedy cała ludzkość zostanie „wszczepiona”, nastanie nowa era w dziejach świata, ludzie będą żyli dłużej, zdrowiej i szczęśliwiej.
18 października 2019 na Johns Hopkins University odbył się z udziałem Fundacji Billa i Melindy Gatesów tzw. Event 201, czyli gra symulacyjna pandemii nowego koronawirusa; jej twórcy zakładali, że wirus zabije 33 miliony ludzi na całym świecie. Dwa miesiące później Chińczycy przeprowadzili tę symulację w warunkach rzeczywistych. Obecny na „Evencie” był dyrektor generalny chińskiego Centrum Kontroli Chorób i Prewencji od 2017 r. prof. George Fu Gao, specjalizujący się w wirusach pochodzących od nietoperzy; po powrocie do Pekinu z pewnością omawiał z najwyższymi czynnikami ostatnie szczegóły operacji „Nietoperz”. WHO, CDC, Gates et consortes, establishment medyczno-wirusologiczny i kompleks medyczno-przemysłowy mieli wyznaczoną rolę w tej „prawdziwej” symulacji: dywersantów nieświadomych prawdziwych celów strategicznej gry geopolitycznej, w której biorą udział.
Osmoza durniów do elit światowej władzy zachodzi z przyspieszoną akceleracją. Niestety, nie wszyscy spośród nich kończą tak fatalnie, jak sobie tego od serca życzę. (Stanisław Lem)
W elitach politycznych występuje zawsze podział, z grubsza rzecz biorąc, na dwie kategorie ludzi, analogiczny do tego, który można było zaobserwować przed prohibicją alkoholową w USA i jej trakcie, kiedy to wśród gorących zwolenników jej wprowadzenia znajdowali się zarówno „cwani bimbrownicy-przemytnicy”, jak i „cnotliwe, lecz naiwne damy” z towarzystw antyalkoholowych. Na pierwszym etapie „pandemii”, kiedy strach i panika opanowują nie tylko masy, ale również elity, dominują politycy, dziennikarze, lekarze, duchowni, celebryci, naukowcy będący odpowiednikami owych „cnotliwych, naiwnych dam” – mają oni dobre intencje, ale kompletnie nie rozumieją mechanizmów życia społeczno-politycznego, nie potrafią rozpoznać rzeczywistych zależności przyczynowo-skutkowych. Innymi słowy, poczciwi durnie. Kiedy w elitach powoli zaczyna opadać pierwsza fala „pandemii”, a dokładniej fala strachu przed nią, to znaczy przed niewidzialnym, groźnym wirusem-demonem, rozpoczyna się druga faza, kiedy mocniej do gry wchodzą „cwani bimbrownicy-przemytnicy”, czyli ludzie, dla których liczy się wyłącznie to, jakie zyski polityczne i finansowe mogą wyciągnąć z „pandemii” (ze strachu przed nią) oraz z utrzymywania środków, jakie zastosowano, aby ją „zwalczyć”.
Jak zauważył Jon Rappoport, „pandemia” to dobry interes, zarabiają na niej: biznes farmaceutyczny, biznes medyczny, biznes wywoływania strachu, biznes odwracania uwagi od spraw istotnych, biznes nadzoru i kontroli itd. „Cwani bimbrownicy-przemytnicy” nie wierzą w realne zagrożenie, dlatego mogą na zimno manipulować „pandemią” dla osiągnięcia swoich celów, np. umocnienia legitymizacji władzy – ponieważ wszystkie inne sposoby legitymizacji się wyczerpały, pozostaje jeszcze tylko jeden, ostatni: „uchronienie obywateli przed chorobą i śmiercią”. Jednakże taka manipulacja „pandemią” i środkami zastosowanymi, aby ją zatrzymać, nie jest wyłącznie kwestią woli zainteresowanych. Należy ją rozpatrywać w perspektywie systemowej i porównawczej. W ustroju autorytarnym, takim jaki panuje w Chinach, epidemia „choroby koronawirusowej” zaczęła się i zakończyła wtedy, kiedy zadecydowali o tym „cesarz” Xi Jinping i Komitet Stały Biura Politycznego KPCh. W Chinach suweren wprowadza i odwołuje „epidemiczny stan wyjątkowy”, natomiast w państwach masowej demokracji partyjnej, gdzie suwerenność jest rozmyta, nie można ustalić, kto tak naprawdę ów „stan wyjątkowy” zaprowadza, a zwłaszcza kto go odwołuje.
Amerykański Naczelny Łowca Wirusów Anthony Fauci oświadczył na przykład, że o tym, kiedy „epidemiczny stan wyjątkowy” zostanie odwołany, zadecyduje „Wirus”. „Wirus” stoi więc ponad prezydentem USA, ponad Kongresem, ponad Sądem Najwyższym, a decyzje oznajmia za pośrednictwem swoich „kapłanów”, czyli Fauciego i jego kolegów z branży. Jednakże „kapłani Wirusa”, mimo ujawnionej w wypowiedzi Fauciego aspiracji do ustanowienia „wirusowej” suwerenności, mogą jedynie umocnić się jako jedna z głównych frakcji biomedycznego establishmentu walcząca o większy kawałek tortu – więcej pieniędzy, władzy i prestiżu.
We współczesnej masowej demokracji typu zachodniego nie ma najwyższego suwerena, jest wielość ośrodków władzy, ciał i gremiów politycznych, administracyjnych i sądowych, przeróżnych zorganizowanych grup interesu i lobbies, zgrupowań wielkiego biznesu i wielkiej finansjery, mnogość walczących ze sobą partii, obozów politycznych i ideologicznych, „głębokich państw i państewek”, centrów medialnych organizujących tzw. opinię publiczną. Tłoczą się i wpadają na siebie liczne organizacje pozarządowe, niepaństwowi aktorzy, władze pośrednie i ukryte, „mafie, służby i loże”, związki, stowarzyszenia i ruchy tzw. społeczeństwa obywatelskiego. Wszyscy dążą do własnych celów, wszyscy mają swoje – często sprzeczne z innymi – interesy, wszyscy chcą (współ)rządzić, mieć udział w decyzjach lub na nie wpływać. W sytuacji kryzysowej, pełnej emocjonalnych napięć i ostrych starć, wywołuje to chaos i niemożność podjęcia jednoznacznych, radykalnych decyzji, które pozwolą odbudować ład społeczno-gospodarczy.
W masowej demokracji partyjnej rządzący nie mogą ignorować zmiennych nastrojów mas, dominuje u nich dynamika myślenia grupowego i psychologia tłumu – przy czym do tłumu należą także dziennikarze i politycy. „Pandemia” staje się bronią w walce politycznej, wygodnym narzędziem, wykorzystywanym np. przez opozycję do oskarżania rządzących o „odpowiedzialność za śmierć tysięcy ludzi”. Albo przez polityków Alternatywy Wegetariańskiej do zamykania zakładów mięsnych, tej ulubionej siedziby wirusa. Nie ma komu podjąć ostatecznych decyzji: wychodzić z „pandemii” czy jeszcze w niej zostać, przedłużyć „pandemię”, skrócić ją czy może tylko ograniczyć. A może na jakiś czas przerwać „pandemię”, a potem znowu ją ogłosić? Może „pandemię” ogłaszać i odwoływać w poszczególnych regionach, miejscowościach, dzielnicach, ulicach, w przedsiębiorstwach, szkołach lub blokach mieszkalnych? Otwierać czy nie otwierać? Zamrażać czy odmrażać? Całkiem czy tylko częściowo? Zdejmować maski czy się nadal maskować? Czekać na szczepionkę czy nie czekać? Płynąć na pierwszej fali czy czekać na drugą albo trzecią? Ustalić i ogłosić, że fala będzie niższa, ale nigdy nie opadnie? Raz uruchomione procesy „polityki pandemicznej” nabierają własnej wewnętrznej dynamiki, którą bardzo trudno zahamować, a co dopiero całkowicie zatrzymać. Dlatego „pandemia choroby koronawirusowej” może – w różnych formach i zakresach – trwać w nieskończoność.
Ponadto rządzący muszą do ostatniej kropli krwi bronić swoich niesłychanych działań (Denis G. Rancourt: „globalny lockdown ponad miliarda ludzi to niemający precedensu eksperyment w historii medycznej i politycznej”), które przyniosły i nadal przynoszą katastrofalne skutki gospodarcze i społeczne, tak aby obywatelom nie zaświtała czasami w głowie myśl, że może to wszystko było niepotrzebne, że ofiary, jakie musieli ponieść w wyniku masowej kwarantanny i zamknięcia gospodarki, nie miały żadnego sensu. Rządzący nie mają wyjścia – aby nie stracić twarzy, muszą „iść w zaparte” i możliwie jak najdłużej podtrzymywać „stan zagrożenia”.
Nową dominującą ramę kapitalizmu tworzy globalna panika. (Franco „Bifo” Berardi)
Mieszkająca na stałe Nowym Jorku dziennikarka Ewa Kern-Jędrychowska napisała 18 marca: „U nas niesamowity bałagan, szpitale nieprzygotowane, a w stanie Nowy Jork jest już ponad 2300 przypadków zachorowań i codziennie przybywa parę setek. Za parę dni będziemy kolejnymi Włochami”, następnego zaś dnia: „Stany Zjednoczone obudziły się zdecydowanie za późno. Jeszcze na początku marca prezydent Trump twierdził, że koronawirus to wymierzona przeciwko niemu polityczna mistyfikacja” (cyt. za: Marta Jakubiak, Walka z SARS-CoV-2 jest coraz trudniejsza, „Gazeta Lekarska”, 2020, nr 4). Prezydent Trump intuicyjnie, ale trafnie wyczuł, że „pandemia” to wymierzona przeciwko niemu mistyfikacja, ale musiał ugiąć się pod zmasowanym propagandowym ogniem opozycji, mediów, establishmentu wirusologicznego. Co ciekawe, zdaniem Jona Rappoporta chiński atak wymierzony był właśnie w prezydenta Trumpa, którego kierownictwo ChRL uznaje za najgroźniejszego przeciwnika. Operacja „Nietoperz” powiodła się także w przypadku Borisa Johnsona, który, mimo iż w kwestii „pandemii” reprezentował common sense, uległ ostatecznie potwornej presji kowidystów.
Operacja „Nietoperz” polegała na tym, aby celowo poprzez symulację „pandemii” wywołać falę strachu („chiński spisek”); w następnej fazie zaczynają działać już samoistne mechanizmy globalizacji: globalne media (TV i Internet), globalna komunikacja, globalna ikonosfera, globalna panika, globalna histeria. Wśród szerokich mas, poddawanych bezustannemu prysznicowi przerażających „informacji”, budzi się trwoga w obliczu wirusa zabójcy – obcej formy życia, niewidzialnej, bezlitosnej, zewsząd i znikąd atakującej nas Ziemian. „Wirus paniki” (prof. Karin Mölling) rozprzestrzenił się w tzw. świecie zachodnim jak pożar na prerii, wzbudzając lęki paraliżujące racjonalne myślenie. Podłoże psychiczne pod te reakcje stworzyła trwająca od dziesięcioleci „polityka codziennego strachu” (Brian Massumi) i „filmy pandemiczne” ze śmiercionośnym wirusem w roli głównej. Widzów straszą wirusy zamieniające ludzi w zombie, mutantów, psychopatycznych morderców i wampiry, wirusy genetycznie zmodyfikowane, wirusy jako broń biologiczna, wirusy zakażające krew, wirusy wścieklizny, koronawirusy, wirusy ptasiej grypy, wirusy nowe i nieznane itp.
Mamy całą serię filmów postapokaliptycznych, w których wirus uśmierca niemal całą ludzkość. Inne są pod tym względem mniej ambitne, np. w Smallpox 2002: Silent Weapon (2002) pandemia ospy pozbawia życia tylko 60 milionów ludzi. W telewizyjnym filmie Fatal Contact: Bird Flu in America (2006) amerykański biznesmen powraca z Chin zarażony zmutowanym wirusem ptasiej grypy, wirus rozprzestrzenia się po całym kraju, a następnie po całym świecie, władze prognozują, że umrze 350 mln ludzi, uzbrojone gangi walczą o szczepionki (Gatesa?), kwarantanną obejmuje się całe miejscowości, pandemia zostaje w końcu opanowana, ale w scenie finałowej widzimy mieszkańców pewnej wioski w Angoli zmarłych w wyniku zarażenia się nową mutacją wirusa. Zaczyna się druga fala pandemii. W Quarantine (2000) zmutowany genetycznie wirus niezauważenie rozprzestrzenia się po świecie dzięki lotnictwu pasażerskiemu. W Doomsday (2008) ludzie padają jak muchy za przyczyną wirusa zabójcy nazywanego „żniwiarzem”. Rząd w Londynie obejmuje kwarantanną Szkocję, wznosząc mur izolujący ją od reszty Wielkiej Brytanii. W odcinku Plague (2003) serialu Martwa strefa (scen. Stephen King, Jeffrey Boam) z Chin do USA przybywa koronawirus i zaczyna swoją krwawą robotę. W Contagion (2011, polski tytuł: Epidemia strachu) możemy obejrzeć poglądową lekcję na temat transmisji wirusa: buldożer przewraca drzewa palmowe w chińskim lesie, żyjące w pobliżu nietoperze uciekają, jeden z nich chroni się na fermie świń, upuszcza zainfekowany kawałek banana (!), który zjada świnia, zaszlachtowaną świnię przygotowuje na stół szef kuchni w kasynie w Makao, kucharz podaje rękę amerykańskiej bizneswoman, ta wraca do USA jako pacjentka zero i rozpoczyna się danse macabre: w Stanach Zjednoczonych umiera 2,5 miliona ludzi, na świecie 26 milionów, mało tego, naukowcy przewidują, że w całej ziemskiej populacji zainfekowanych będzie 10–12% (czyli 600 mln), a śmiertelność wyniesie 25–30%, czyli umrze prawie 200 mln ludzi. Na koniec wymieńmy najnowszy „pandemiczny thriller”: Before the Fire (2020), który miał premierę 7 marca, czyli tuż przed ogłoszeniem przez WHO „pandemii choroby koronawirusowej”. Innymi słowy, „pandemia grypy” szalejąca w filmie płynnie przeszła w „pandemię” rzeczywistą, tzn. symulowaną.
Filozof Giorgio Agamben, zawsze uważny obserwator polityki dążącej do kontroli nad naszymi ciałami, pisał w gazecie „II Manifesto”, że widzimy rosnącą tendencję do używania „stanu wyjątkowego” jako paradygmatu normalnych rządów. Przyjęty w trybie ekspresowym dekret, powołujący się na względy „higieny i bezpieczeństwa publicznego”, prowadzi do militaryzacji gmin i obszarów, gdzie pojawia się „co najmniej jedna osoba o pozytywnym wyniku testu, co do której nieznana jest droga przekazania wirusa albo droga ta nie prowadzi do osoby pochodzącej z obszaru już dotkniętego wirusem”.
Agamben jest przekonany, że „tak ogólnikowe sformułowanie pozwoli rozszerzyć szybko stan wyjątkowy na wszystkie regiony”. Innym, nie mniej niepokojącym według niego czynnikiem jest stan lęku, zasiany w świadomości jednostek i przekładający się na potrzebę przeżywania stanów zbiorowej paniki, do czego epidemia daje idealny pretekst. „W szalonym błędnym kole narzucone przez rządy ograniczenie wolności zostaje zaakceptowane w imię potrzeby bezpieczeństwa wywołanej przez te same rządy, które obecnie wkraczają, by ją zaspokoić” (Francesco M. Cataluccio, Miasto w czasach koronawirusa, przeł. PB, „Tygodnik Powszechny”, 2020, nr 10).
Rosnąca tendencja do używania „stanu wyjątkowego” jako paradygmatu normalnych rządów, która tak wyraźnie objawiła się w „pandemicznym stanie wyjątkowym”, sprawia, że przechodzi on w „nową normalność” (niczym u Orwella: „wyjątkowość” = „normalność”, „nadzwyczajność” = „zwyczajność”). Patrząc na to zjawisko w kontekście globalnym, łatwo spostrzec można, że zachodzi konwergencja systemów – chińskiego i zachodniego. Modelem dla „Zachodu” stają się chińska „cyfrowa dyktatura”, chiński „technorytaryzm”, chińskie „państwo powszechnej inwigilacji” zaludnione przez „posłusznych poddanych” (zob. Kai Strittmatter, Chiny 5.0. Jak powstaje cyfrowa dyktatura, oraz Roger Cohen, Po dekadzie chaosu czas na strach, „Gazeta Wyborcza”, 31 grudnia 2019). Jeden tylko przykład: władze wielu krajów zachodnich naśladują partię komunistyczną w jej dążeniu do zbudowania „Chin bezgotówkowych”. Obecnie wykorzystują „pandemię”, aby skłonić ludzi do oddania im gotówki (wszak przylepiony na banknotach i monetach czai się wirus killer), a tym samym oddania samych siebie pod absolutną kontrolę politykę, tajniaków i bankierów. Wspomniana wyżej, wcielana w życie w Chinach, idea (utopia) w pełni „przezroczystego obywatela” znajduje coraz więcej gorliwych naśladowców w Europie i Ameryce.
Mówiąc o konwergencji, nie mamy na myśli jedynie podobnych lub identycznych mechanizmów funkcjonowania „policyjnego państwa terapeutyczno-medycznego”, usankcjonowania na stałe podwyższonego reżimu sanitarnego, starych i nowych form biowładzy (por. Joel Kotkin, Hygienic Fascism: Turning the World Into a ‘Safe Space’ — But at What Cost?). Upodobnianie się systemów daje się zauważyć także na poziomie polityczno-ideologicznym. Myli się Agencja Informacyjna Xinhua, pisząc (17 października 2017 r.), że „oświecona demokracja Chin stawia Zachód w cieniu” (Strittmatter, op. cit., s. 21), ponieważ państwa zachodnie już od dłuższego czasu ewoluują w kierunku „oświeconej demokracji” typu chińskiego, którą cechują, zdaniem Strittmattera, jednolity odgórny przekaz informacyjno-propagandowy, zharmonizowanie (ujednolicenie) myśli i opinii, kontrola nad językiem i nasycenie publicznych dyskursów nowomową. Podobne zjawiska, istniejące już wcześniej w Europie i USA, ujawniają się obecnie w spotęgowanej formie i bez zbędnego kamuflażu. Na wzór chiński wprowadza się coraz to nowe, coraz bardziej wyrafinowane i pomysłowe sposoby cenzurowania inaczej myślących i zamykania ust dysydentom (zob. Toby Young, We’re facing a tsunami of censorship).
W Hongkongu z nakazu Komunistycznej Partii Chin władze usuwają z bibliotek „prodemokratyczne” książki, w krajach zachodnich usuwa się książki (filmy, rzeźby, malowidła) „antydemokratyczne” (zob. Brendan O’Neill, The Tyranny of cancel culture). Widać jasno, że propagowany w Chinach „konfucjański ideał harmonii”, czyli osiągnięcie „jedności języka, wiedzy, myślenia i zachowania” staje się także ideałem świata zachodniego. Zauważają to nawet przedstawiciele lewicowego establishmentu, którzy, przerażeni tym, co wyprawiają ich wychowankowie, skarżą się w liście otwartym na duszną atmosferę (stifling atmosphere) panującą w życiu polityczno-kulturalnym, na coraz większy ideologiczny konformizm i dogmatyzm, klimat nietolerancji dla odmiennych poglądów, ograniczanie swobodnej wymiany informacji i idei, nakładanie restrykcji na debatę publiczną. 150 sygnatariuszy listu (m.in. Martin Amis, Anne Applebaum, Margaret Atwood, Ian Buruma, Noam Chomsky, Francis Fukuyama, Jonathan Haidt, Eva Hoffman, Michael Ignatieff, Parag Khanna, Mark Lilla, Deirdre McCloskey, Yascha Mounk, Steven Pinker, J.K. Rowling, Salman Rushdie, Gloria Steinem, Michael Walzer, Fareed Zakaria) krytykuje zwalnianie z pracy redaktorów i naukowców, wycofywanie książek, zakazywanie dziennikarzom pisania o pewnych sprawach, poddawanie śledztwu wykładowców za cytowanie dzieł literackich itd. (zob. A Letter on Justice and Open Debate, „Harper’s Magazine”).
Nie powinniśmy nazywać Chin komunistycznymi, ponieważ nie są komunistyczne. Nie są nawet socjalistyczne. Mają system faszystowski, podobny do tego, jaki mamy w USA. Innymi słowy, biznes jest prywatną własnością i dobra konsumpcyjne są szeroko dostępne – ale wszystko jest kontrolowane przez państwo. To jest system autorytarny. Chińczycy przesunęli się w kierunku systemu amerykańskiego, podczas gdy USA przesuwają się ku systemowi chińskiemu (Doug Casey, What Happens Next for China—Collapse or War with the US?).
Bardzo charakterystyczna była wypowiedź kanclerz Niemiec Angeli Merkel, która zaapelowała do obywateli, żeby w sprawach „pandemii” wierzyli wyłącznie „oficjalnym komunikatom” – ewidentnie jej ukrytym życzeniem było, aby także we wszystkich innych kwestiach zawierzyli wyłącznie „oficjalnym komunikatom”, czyli propagandzie rządu i współpracujących z nim mediów. Warto w tym miejscu wspomnieć postać innego Wielkiego Kanclerza – Adama Sutlera, jednego z bohaterów filmu W jak wendetta (2005, reż. James McTeigue, scen. Larry i Andy Wachowscy); akcja filmu rozgrywa się około 2020 roku w Wielkiej Brytanii, gdzie rządzi zamordystyczna partia Norsefire, która objęła władzę na fali strachu przed wirusową pandemią. I rok 2020 właśnie nadszedł. Nie tylko w Wielkiej Brytanii.