Jesteś tutaj: Publicystyka » Inni publicyści » Jerzy Strzelczyk: Otton I Wielki a państwo Polan

Otton I Wielki a państwo Polan

Jerzy Strzelczyk

Nadszedł czas, by włączyć do dziejów Ottona I problem polski, nawet jeżeli nazwy „Polska”, „Polacy” jeszcze w tym czasie nie były używane. Jak się zaraz przekonamy, pierwszą datą (rzadko kwestionowaną w nauce) dotyczącą stosunków monarchii Ottona z akurat kształtującym się nad Wartą i Wisłą organizmem politycznym, z którego wyłoniło się państwo polańskie, a zarazem pierwszą w ogóle znaną datą z historii Polski, jest rok 963. O ile wiadomo, a przynajmniej o ile to wynika z istniejących źródeł historycznych, przed tym rokiem nikt o sąsiedzie ani w Niemczech, ani w Polsce nie wspomniał. Nie wspomniał, ale trudno chyba byłoby przyjąć, że w Magdeburgu, Merseburgu czy Miśni nic nie wiedziano o nowym polańskim czynniku politycznym, który od lat (chyba) mniej więcej czterdziestych X wieku konsolidował się pod energicznymi rządami księcia Mieszka, a w Poznaniu czy Gnieźnie nic nie wiedziano o potężnym władcy, od 962 roku cesarzu, a także o postępach panowania niemieckiego na słowiańskim Połabiu, symbolizowanych przez znane nam już daty 929, 940 i 955, które to zwycięstwa oręża niemieckiego znacznie przybliżyły w sensie przestrzennym obu partnerów, choć dopiero około 963 roku stali się oni, jeszcze na ograniczonym odcinku, bezpośrednimi sąsiadami.

Zasadniczo bowiem cesarstwo Ottona I i „państwo” Mieszka I nie były bezpośrednimi sąsiadami. Rozgraniczała je rozległa Słowiańszczyzna połabska, z którą zwłaszcza władcy niemieccy często i z różnym powodzeniem prowadzili wojny, niekiedy zresztą prowokowane lub inicjowane przez stronę słowiańską. Wiemy, że w drugiej połowie X wieku dominował na północnym i zapewne środkowym Połabiu związek plemion wieleckich (lucickich), wytrwale obstający przy tradycyjnym pogaństwie i z nim związanym plemiennym ustroju politycznym. Lucicy nie wahali się interweniować tam, gdzie podejmowane były próby zmiany tego stanu rzeczy. Znane są kilkakrotne interwencje związku u sąsiadujących z nim Obodrzyców. Wiadomo, że zapoczątkowali oni największe z kilku, jakie odnotowały źródła, antyniemieckich i antychrześcijańskich powstań w roku 983 i następnych, którego skutkiem panowanie niemieckie, a wraz z nim wszelkie zawiązki chrześcijaństwa (łącznie z założonymi w 948 roku biskupstwami w Brandenburgu i Hawelbergu) uległy na ponad jedno stulecie niemal całkowitej likwidacji.

„Otton I Wielki”

Gdy Mieszko I pojawia się w nader skąpym, ale niewątpliwym świetle źródeł historycznych, właśnie około 963 roku, musiał być już władcą dość silnym, usiłującym w tym czasie rozszerzyć swoje panowanie na ważny w sensie politycznym i gospodarczym obszar ujścia Odry, a tym samym wkroczyć na teren wpływów związku lucickiego. Musiało to doprowadzić do konfliktu interesów, który przybrał charakter zbrojny. Żydowski podróżnik i dyplomata w służbie kalifa kordobańskiego Ibrahim ibn Jakub, przebywający według wszelkiego prawdopodobieństwa w obrębie lat 965-966 w Magdeburgu i czerpiący informacje m.in. o państwie Mieszka I być może od samego cesarza, poświadcza prowadzone wojny Mieszka z Lucicami. Wrogość „arcypogańskich” Luciców prawdopodobnie wzmogła się jeszcze po przyjęciu przez Mieszka I (zapewne w 966 roku) religii chrześcijańskiej.

Przejdźmy jednak do roku 9631.

Jak zwykle, najpierw trzeba oddać głos źródłom. Źródłem w tym przypadku „numer jeden”, podobnie jak w niemal całym opowiadaniu o Ottonie I, współczesnym opisywanym wydarzeniom, są Dzieje saskie Widukinda z Korbei (III, 66 i 67):

Tak więc komes Gero, dobrze pamiętający przysięgi Wichmana, gdy widział, że został on oskarżony, odesłał go do barbarzyńców, od których go [przedtem] odebrał. Przez nich chętnie przyjęty, natarł w częstych walkach na dalej w głębi mieszkających barbarzyńców. Krolla Mieszka, którego władzy podlegali Słowianie zwani Licicaviki, pokonał za dwoma nawrotami, jego brata zabił, wielką zdobycz mu zabrał. W tym samym czasie komes Gero potężnie zwyciężył Słowian zwanych Łużyczanami i przymusił do pełnej niewoli, jakkolwiek sam odniósł ciężką ranę, stracił bratanka, męża najlepszego, oraz innych bardzo licznych szlachetnych mężów.

Drugie świadectwo jest znacznie krótsze: to wzmianka w kronice Thietmara z Merseburga (II, 14): „Gero margrabia wschodnich ludów poddał zwierzchnictwu cesarza Łużyczan i Słupian, a także Mieszka wraz z jego poddanymi”.

Choć z imionami i działaniami dwóch głównych z niemieckiej strony bohaterów tych wydarzeń niejednokrotnie już mieliśmy sposobność zapoznawać się w poprzednich partiach niniejszej książki, były to jednak wiadomości fragmentaryczne, dlatego chyba będzie słuszne, nawet ryzykując pewne powtórzenia, omówić postacie Gerona i Wichmana w sposób nieco bardziej systematyczny.

Najpierw przedstawimy Gerona. Wybitna to postać na scenie wschodnich Niemiec X wieku. Pochodził ze szlachetnego rodu wschodniosaskiego, którego rodowe (alodialne) posiadłości położone były na wschodnim pogórzu Harzu (Frohse i Gernrode). W roku 937, a więc wkrótce po objęciu panowania, Otton I powierzył Geronowi sprawowany uprzednio przez jego brata Zygfryda urząd legata w Saksonii i zwierzchnictwo nad granicami tego kraju, zwłaszcza niespokojnego słowiańskiego pogranicza na wschodzie. Kompetencje Gerona rozciągały się na większą część terytoriów ludów połabskich między Salą i Łabą a Odrą, od granicy z Czechami na południu po marchię Hermana Billunga, obejmującą ziemie obodrzyckie, na północy. Geron rychło wyrósł na głównego eksponenta niemieckiej polityki na wschodzie i najważniejszego współpracownika Ottona I na tym terenie. Wobec Słowian był bezwzględny, czego dowiódł już w 939 roku podstępnym wymordowaniem trzydziestu wielmożów wieleckich zaproszonych na ucztę. Miało to zapobiec przygotowywanemu powstaniu ludów słowiańskich przeciw narzuconemu im nie tak dawno panowaniu niemieckiemu.

Wrażenie tego czynu było podobno tak wielkie, że w roku następnym wszystkie plemiona słowiańskie aż po Odrę podporządkowały się bez walki Niemcom i zobowiązały do płacenia trybutu. W 954 roku Geron ujarzmił powstających przeciwko Niemcom Wkrzan na północnym Połabiu, a w roku następnym odegrał ważną rolę w tłumieniu przez Ottona I wielkiego powstania Obodrzyców i Wieletów, przyczyniając się do decydującego zwycięstwa niemieckiego nad rzeką Raxą (Rzeknicą). Wspomniana przez Widukinda i Thietmara wyprawa w roku 963 była już ostatnim czynem Gerona na wschodnim pograniczu. Ciężko ranny w toku kampanii przeciw Łużyczanom, straciwszy w tych walkach bratanka i wielu wojowników, po wyleczeniu się z ran udał się jeszcze w tymże 963 roku z pielgrzymką do Rzymu, gdzie na grobie apostołów Piotra i Pawła miał złożyć broń na znak wycofania się z życia politycznego. Zmarł 20 V 965, został pochowany w założonym przez siebie żeńskim klasztorze w Gernrode.

Jest to postać trudna do jednoznacznej oceny, zwłaszcza gdybyśmy chcieli zastosować do owej twardej epoki nasze normy moralne: zbrodni 939 roku nigdy mu nauka, zwłaszcza krajów słowiańskich, nie zapomni. Nowsza nauka niemiecka zauważyła, że panujące przekonanie o bezwzględnej wierności Gerona wobec Ottona I, który w dokumentach nazywał go noster dilectus (nasz ukochany) i fidelis marchio (wierny margrabia), niezupełnie odpowiada rzeczywistości, skoro w czasie powstania syna królewskiego Liudolfa przeciwko Ottonowi Geron otrzymywał w 951 roku od rebelianta jakieś nadania i skoro, co ma związek już bezpośredni ze sprawami Mieszka I, udzielał pomocy banicie Wichmanowi. Thietmar z Merseburga nie odmówił Geronowi miana „obrońcy ojczyzny” (defensor patriae), ale sporo do myślenia daje fakt, że po jego śmierci cesarz podzielił ogromną „marchię” Gerona na pięć mniejszych, łatwiejszych do zarządzania, ale także niezezwalających na skupienie nadmiernej władzy w jednym ręku.

Graf Wichman był postacią zupełnie innego wymiaru, po prostu – awanturnikiem, niemogącym znaleźć sobie miejsca w feudalnym społeczeństwie niemieckim. Na scenie historycznej była to postać drugo- czy nawet trzeciorzędna, raczej przez przypadek związana z najdawniejszymi źródłowo poświadczonymi dziejami państwa Mieszka I. Pochodził co prawda z dobrej rodziny, z rodu Billungów, był bratankiem wspomnianego księcia saskiego Hermana Billunga i powinowatym zarówno samego Ottona I, jak i margrabiego Gerona. Niezbyt długie życie Wichmana (urodził się zapewne w latach trzydziestych, poległ 22 IX 967) było bardzo burzliwe; to, że znamy je wyjątkowo jak na X wiek dokładnie (chciałoby się powiedzieć: zbyt dokładnie w stosunku do rzeczywistej roli dziejowej przez Wichmana odegranej), zawdzięczamy kronikarzowi Widukindowi, który bliżej zainteresował się losami Wichmana, przedstawiając ich koleje w III księdze (rozdziały 23-69) swego dzieła.

Około 953 roku wraz z bratem Ekbertem brał Wichman udział w niepomyślnej dla Ottona I wyprawie do Frankonii (w trakcie wojny domowej wszczętej przez królewicza Liudolfa), sprawując z ramienia stryja Hermana Billunga współdowództwo korpusu saskiego. Oblężony w jakimś grodzie przez przeciwników, przeszedł wraz z bratem do obozu rebeliantów, występując równocześnie przeciw stryjowi z oskarżeniem o zagarnięcie ojcowizny. Książę saski pokonał buntowników i ujął obu bratanków. Dzięki wstawiennictwu królewskiemu Wichman został jedynie oddany pod straż. W 954 lub na początku 955 roku zbiegł, kolejny raz połączył się z bratem i zbrojnie zaatakowali Hermana. Buntownicy, ponownie pokonani, zdołali ujść za Łabę do książąt obodrzyckich Nakona i Stojgniewa, znajdujących się w przededniu wojny z Sasami. Była to z niemieckiego punktu widzenia oczywista zdrada.

W rozpoczętej wiosną 955 roku wojnie Słowianie początkowo powierzyli dowództwo Wichmanowi. Po pierwszych sukcesach Słowian, po przybyciu z południa (po zwycięstwie nad Węgrami) Ottona I, szala zwycięstwa zaczęła przechylać się na stronę niemiecką. W drugiej fazie wojny, zakończonej, jak wiemy, klęską Słowian nad Rzeknicą, Wichman, zdaje się, nie odgrywał już znaczniejszej roli. Uznani, wraz z Ekbertem, za wrogów państwa i pozbawieni majątku, uszli do Francji, gdzie przebywali około dwóch lat.

Po wybuchu w roku 958 wojny Sasów z Redarami, głównym plemieniem Związku Wieleckiego, Wichman potajemnie wrócił do Saksonii, przyłączając się do Redarów. W wyniku kolejnej wojny skierowanej przeciw Wichmanowi ten skapitulował, uzyskując od króla (dzięki pośrednictwu margrabiego Gerona i jego syna, którego żoną była siostra Wichmana) darowanie przewinień, zwrot ojcowizny oraz majątku żony. Również i to pojednanie okazało się nietrwałe. Pod nieobecność króla w Niemczech raz jeszcze sprzymierzony z Ekbertem Wichman zebrał drużynę i wszczął wojnę ze znienawidzonym stryjem Hermanem, po czym zbiegł do króla duńskiego Haralda Sinozębego, bezskutecznie usiłując i jego nakłonić do wojny. Spisek został wykryty, część spiskowców – stracona, Wichman z Ekbertem ledwo uszli z życiem. Z tą chwilą postać Ekberta znika ze źródeł, na placu boju pozostał już tylko Wichman. Schronił się on u margrabiego Gerona, który, jak już wiemy z przytoczonej przed chwilą relacji Widukinda, wysłał kłopotliwego powinowatego i banitę „do barbarzyńców, od których go [uprzednio] odebrał”.

O co tu chodziło? Nie chcąc dopuścić do wydania banity w ręce sprawiedliwości, Geron zapragnął najwidoczniej oddalić Wichmana z terenu Niemiec, zwłaszcza ze swojej rozległej marchii, gdyż w zasadzie był przecież zobowiązany do ujęcia zdrajcy. Zarazem chciał sprawić, by przez jakąś korzystną widocznie dla Niemców akcję wśród owych bliżej nieokreślonych „barbarzyńców” dać Wichmanowi być może szansę rehabilitacji i odzyskania łaski królewskiej.

Kim byli ci „barbarzyńcy”? Na ogół identyfikuje się ich z Redarami, wśród których działał Wichman wcześniej, około roku 958, bądź z Wolinianami, zajmującymi, jak wiadomo, siedziby u ujścia Odry. Gościnnie przez nich przyjęty, wraz z nimi miał teraz Wichman trapić najazdami jakichś tajemniczych „dalej w głębi mieszkających barbarzyńców”. Następne zdanie wyjaśnia, co to za dalej mieszkający barbarzyńcy: Wichman miał dwukrotnie pokonać „króla” Mieszka (Misacam regem), o którym dotąd w kronice Widukinda (podobnie jak w całym niemieckim piśmiennictwie) nie było jeszcze mowy, dlatego kronikarz uznał za niezbędne wyjaśnić: „którego władzy podlegali Słowianie zwani Licicaviki”, zabić brata tego władcy i zabrać mu wielką zdobycz.

To, że rex Misaca był naszym Mieszkiem I, nie jest sporne w nauce. Dziwnie – Licicaviki – określeni zostali jego poddani; do tej sprawy wrócimy później. Kiedy opisywane tu wydarzenia nastąpiły, Widukind niestety nie określa dokładnie. Do sprawy Wichmana i jego dalszych walk z Polanami Mieszka I kronikarz powróci w dalszych rozdziałach swojego dzieła i my także będziemy jeszcze musieli do nich wrócić.

Ponieważ data śmierci Wichmana (22 IX 967) jest znana, omawiana przez Widukinda wojna z Mieszkiem I musiała być wcześniejsza. W przytoczonym przez nas rozdziale 67 donosi jednak Widukind, że „w tym samym czasie” (eo quoque tempore) komes Geron pokonał Łużyczan. Także w tym wypadku Widukind nie podał daty, ale przytoczony zwrot dowodzi, że przynajmniej zdaniem kronikarza saskiego wyprawa Gerona przeciw Łużyczanom była równoczesna z wyprawami Wichmana przeciwko Mieszkowi. Tak się składa, że wyprawa Gerona przeciw Łużyczanom wspomniana została w innym zupełnie źródle, tzw. Kontynuacji (kroniki) Reginona, pióra późniejszego arcybiskupa magdeburskiego Adalberta, i umieszczona tam wyraźnie pod rokiem 963. Pozwala, a właściwie nakazuje to datować wspomniane przez Widukinda wojny Wichmana z Mieszkiem także na ten rok. Mielibyśmy zatem źródłowe potwierdzenie najwcześniejszego wydarzenia związanego z dziejami państwa polańskiego.

Nikt nie wątpił w wiarygodność omawianej relacji Widukinda, pomijając nadmierne wyeksponowanie roli Wichmana, natomiast wielką dyskusję naukową wywołała przytoczona wyżej, bezpośrednio po relacji Widukinda, lakoniczna informacja Thietmara. Przypominam: Thietmar przemilcza w ogóle postać Wichmana i jego wojnę z Mieszkiem, natomiast potwierdza zwycięstwo Gerona nad Łużyczanami (dodając, że podbił także i Słupian) i stwierdza nieznany Widukindowi fakt, iż Geron, oprócz Łużyczan i Słupian, poddał zwierzchnictwu cesarza (imperiali subdidit dicioni) „także Mieszka wraz z jego poddanymi”.

Niestety, żadnych bliższych informacji, na przykład na temat okoliczności narzucenia Mieszkowi tego zwierzchnictwa czy jego warunków, biskup merseburski nie udzielił. Wiemy jednak, że kilka lat później rzeczywiście Mieszko I występował w charakterze władcy podporządkowanego Ottonowi I. Otóż tenże Widukind, opisując pod rokiem 967 przebieg kolejnej wojny Mieszka I z Wichmanem i jego słowiańskimi sprzymierzeńcami, nazwał władcę polańskiego „przyjacielem cesarza” (amicus imperatoris). Analiza znaczenia tej tytulatury, wielokrotnie podejmowana w nauce polskiej, prowadzi do wniosku, że „przyjacielem cesarza” w ówczesnych warunkach mógł być tylko władca związany z nim jakimś układem i wspólnie z nim realizujący jakieś polityczne cele. Wreszcie Thietmar, opisując wyprawę margrabiego Hodona przeciw Mieszkowi w 972 roku, napisał, że Mieszko płacił cesarzowi „trybut aż do rzeki Warty” i był „wierny cesarzowi” (Miseconi imperatori fidelem tributumque usque in Vurta fluvium solventem). Na razie odkładamy sprawę zasięgu owego trybutu (co to znaczy: „aż do rzeki Warty”?). Przytoczone dwa niepodejrzane w swej wiarygodności świadectwa źródłowe potwierdzają istnienie nierównorzędnego sojuszu pomiędzy Ottonem I a Mieszkiem I, który z niemieckiego punktu widzenia był postrzegany po prostu jako podporządkowanie władcy polańskiego cesarzowi. Thietmar w dyskutowanej notatce związanej z wydarzeniami 963 roku jako jedyny informuje o nawiązaniu tego stosunku.

Przez długie dziesięciolecia nikt jakoś nie kwestionował tej informacji. Poważne wątpliwości zgłosił dopiero na kilka lat przed drugą wojną światową wybitny poznański mediewista Kazimierz Tymieniecki. Jego zdaniem Thietmar padł ofiarą własnej pomyłki, po prostu nieuważnie, niedokładnie streścił odnośne fragmenty rozdziałów 66 i 67 III księgi Dziejów saskich Widukinda, to znaczy zrozumiał je tak, jak gdyby nie Wichman ze sprzymierzeńcami, lecz Geron pokonał Mieszka, wobec czego sam już sobie wykombinował, że widocznie w rezultacie tych zwycięstw „poddał zwierzchnictwu cesarskiemu […] Mieszka wraz z jego poddanymi”.

Profesor Tymieniecki nie wszystkich przekonał. Proste i jasne (choć rzeczywiście dość ogólnie sformułowane) świadectwo Thietmara trudno tak po prostu odrzucić jako niewiarygodne tylko dlatego, że wykracza poza dane Widukinda, tym bardziej że – jak zaznaczyłem – nieco późniejsze dane tak Widukinda, jak Thietmara istotnie poświadczają istnienie porozumienia niemiecko-polańskiego o charakterze, jak się dowiadujemy ze wzmianki Thietmara pod rokiem 972, trybutarnym. Za tradycyjnym poglądem opowiadali się w dalszym ciągu uczeni niemieccy, ale także część polskich (m.in. Zygmunt Wojciechowski, Marian Zygmunt Jedlicki i Józef Widajewicz).

Zwrócono uwagę na to, że Thietmar nie korzystał z dzieła Widukinda w sposób mechaniczny, lecz wybiórczy, że „epopeja Wichmana” wcale go nie interesowała, gdyż słusznie uważał ją za pozbawioną większego znaczenia z punktu widzenia całej Rzeszy, że wreszcie przy opisywaniu stosunków polańsko-niemieckich z czasów Mieszka I i Ottona I (których urodzony w 975 roku kronikarz nie mógł znać bezpośrednio) mógł korzystać z innych, poza Widukindem, danych, np. relacji świadków tych wydarzeń. W związku ze wspomnianą wyprawą margrabiego Hodona z 972 roku kronikarz wyraźnie stwierdził, że brał w niej udział jego własny ojciec, Zygfryd (graf z Walbeck), który zmarł w 991 roku i mógł młodemu Thietmarowi niejedno opowiedzieć zarówno o tej bitwie, jak również, być może, o wydarzeniach wcześniejszych. Jest to oczywiście tylko możliwość, ale taka, którą trzeba mieć na uwadze przy ocenie kompetencji i wiarygodności inkryminowanej relacji Thietmara.

W tej sprawie, jak niemal w każdej sprawie związanej z początkami państwa polskiego, wypowiadało się wielu historyków polskich i niemieckich, ale można powiedzieć, że rola główna w dyskusji przypadła uczonym poznańskim. Śladem Tymienieckiego podążył konsekwentnie jego uczeń Gerard Labuda, ostrze polemiki kierując zwłaszcza przeciw Józefowi Widajewiczowi, a później – Henrykowi Łowmiańskiemu. Istotnie – ostatni z wymienionych uczonych spróbował nowych dróg w celu wykazania wiarygodności kwestionowanej przez Tymienieckiego i Labudę informacji Thietmara. Zdaniem Łowmiańskiego Thietmar bynajmniej się nie pomylił, pomylił się natomiast Widukind, a może nawet nie tyle on, ile nowożytni uczeni, wprowadzeni nieświadomie przez Widukinda w błąd.

Spójrzmy jeszcze raz na przytoczony wcześniej cytat z dzieła Widukinda. Zwróćmy, w ślad za Łowmiańskim, uwagę na drugie zdanie. Tylko ono, według Łowmiańskiego, odnosi się do Wichmana, natomiast zdanie pierwsze (w sposób oczywisty): „Tak więc komes Gero…”, oraz trzecie: „Krolla Mieszka…” – do Gerona. Dotyczące Wichmana drugie zdanie: „Przez nich [tzn. barbarzyńców – Redarów lub Wolinian] chętnie przyjęty, natarł w częstych walkach na dalej mieszkających barbarzyńców”, stanowi wtręt w narrację odnoszącą się do Gerona. Może to była pierwotnie tzw. nota marginalna (glosa), włączona później dość mechanicznie do tekstu zasadniczego, co przy niezaznaczeniu faktu zmiany osoby mogło doprowadzić do nieporozumienia.

O ile domniemanie Łowmiańskiego byłoby słuszne, trzeba by przyjąć, że (1) Mieszka i Licicavików w dwóch kampaniach czy starciach pokonał nie Wichman, lecz Geron; (2) wcale nie wiadomo, czy Wichman w 963 roku w ogóle walczył z Mieszkiem, gdyż „dalej mieszkającymi barbarzyńcami” wcale nie musieli (choć mogli) być poddani Mieszka, lecz na przykład Obodrzyci lub Wkrzanie. Geron zatem, zdaniem Łowmiańskiego, pokonał Mieszka (nie jest wykluczone, że pomocna mu była „dywersja” Wichmana i jego sojuszników) i w rezultacie zwycięstwa narzucił mu zwierzchnictwo niemieckie wraz z nieodłącznym trybutem.

Zdecydowanie przeciw tezie Łowmiańskiego wystąpił Gerard Labuda, rozwijając argumenty przedstawione w większości już w 1946 roku. Pomyłkę Thietmara uważał Labuda za bezdyskusyjną. Nie sądzę, by można było zgodzić się ze znakomitym historykiem. Kontynuator Reginona – Adalbert z Trewiru, pod rokiem 963 wspomina o podboju Łużyczan przez Niemców, potwierdzając tym samym i datując odnośną informację Widukinda. Już jednak osoby Gerona Adalbert tu nie podaje, z jego wzmianki nie wiadomo, komu Niemcy zawdzięczali ten sukces. Jeżeli Adalbert, pisze G. Labuda,

zauważył podbój pogranicznego plemienia Łużyczan, z którym Niemcy od dawna byli w kontakcie, to jakże by mógł nie dostrzec o wiele bardziej ważkiego wydarzenia, jakim musiałoby być pokonanie księcia Polan Mieszka i, jeżelibyśmy mieli wierzyć Thietmarowi, poddanie go pod jarzmo króla niemieckiego?

Otóż niewykluczone, że Adalberta sprawy łużyckie bardziej interesowały, gdyż dotyczyły terenu już od pewnego czasu przez Niemców penetrowanego i należącego niewątpliwie do obszaru planowanej od 962, choć urzeczywistnionej dopiero w 968 roku, metropolii magdeburskiej (której Adalbert został pierwszym pasterzem). Poza tym nie ma żadnej koniecznej potrzeby, by przyjmować, że (1) Geron pokonał Mieszka zbrojnie; (2) nawiązanie przez Mieszka (bądź narzucenie mu) stosunku podporządkowania wobec Ottona I nastąpiło w tymże 963 roku, to znaczy w roku wyprawy łużyckiej Gerona i ewentualnej wyprawy „polańskiej” Wichmana i jego sojuszników (bądź również Gerona, jeżeli przyjąć konstrukcję badawczą Łowmiańskiego).

Oto co w wywodzie profesora Labudy budzi pewne wątpliwości. Po pierwsze (ale do tego szczegółu nie przywiązywałbym nadmiernej wagi), ze słów Widukinda wcale nie musi wynikać, że owi „dalej mieszkający barbarzyńcy”, których miał gnębić Wichman, mieszkali na wschodzie, to znaczy byli poddanymi Mieszka. Była już o tym mowa; Widukind nie precyzuje kierunku. Po drugie – Labuda nie dopuszcza myśli, że w 963 roku margrabia Geron miałby być tak aktywny: pokonać Łużyczan (i Słupian) w ciężkich walkach, które tak wiele go kosztowały (poległ, jak wiemy, bratanek Gerona, a on sam został ciężko ranny), oraz

dwukrotnie wyprawić się na Mieszka za Odrę […]. Musielibyśmy przyjąć, że w roku 963 Geron zorganizował aż trzy wyprawy, z których dwie co najmniej musiały przekroczyć rzekę Odrę. Kto jest jako tako obznajomiony z techniką prowadzenia wojen w tamtych czasach, zgodzi się, że jest to przedsięwzięcie zgoła niewykonalne.

Tekst jest fragmentem książki Jerzego Strzelczyka „Otton I Wielki”:

Autor: Jerzy Strzelczyk

Tytuł: „Otton I Wielki”

Wydawnictwo Poznańskie

ISBN: 978-83-7976-816-5

Ilość stron: 342

Oprawa: miękka

Data premiery: 2018-01-17

Rok wydania: 2017

Cena: 36,90 zł

Kup w księgarni wydawcy!

Artykuł został pierwotnie opublikowany w portalu historycznym Histmag.org.

Jerzy Strzelczyk: wybitny polski historyk, znawca średniowiecza polskiego i powszechnego. Autor kilkudziesięciu książek, z których wiele było tłumaczonych na języki obce. Jego opracowania dziejów Gotów, Wandalów, Longobardów i Słowian połabskich cieszą się niemalejącym zainteresowaniem, podobnie jak biografie Mieszka I i Bolesława Chrobrego, a najnowszy Otton I Wielki jest pierwszą polską książką o tej wybitnej postaci.


1 Dalszy wywód oparty jest, niekiedy dosłownie, często jednak w skróconej wersji, na mojej książce Mieszko Pierwszy (ostatnie wydanie 2016), zwłaszcza rozdziałach VII i następnych.

PMK Design
© Organizacja Monarchistów Polskich 1989–2024 · Zdjęcie polskich insygniów koronacyjnych pochodzi z serwisu replikiregaliowpl.com.