Jesteś tutaj: Publicystyka » Inni publicyści » Tomasz Serwatka: O państwie i władzy
Rzadko kiedy odczuwam tak wielką satysfakcję intelektualną, jak obecnie, po świeżej lekturze najnowszej książki dr. Artura Ławniczaka (rocznik 1960), wybitnego prawnika konstytucjonalisty z Uniwersytetu Wrocławskiego, znanego publicysty konserwatywnego, goszczącego czasami także na łamach „Opcji na Prawo”. Gatunkowo książka jest dziełem par excellence interdyscyplinarnym, a mianowicie z pogranicza teorii prawa, historii powszechnej, politologii, filozofii, a nawet… teologii. Ławniczak w niesłychanie erudycyjny sposób zaprezentował tam historycznie ujmowane przez stulecia definicje państwa, poszczególnych systemów i ustrojów oraz typów sprawowania władzy.
Nie jestem zawodowym prawnikiem i pojęcia teoretyczne używane przez Ławniczaka są mi w zasadzie obce. Nie o tym przeto będę pisał. Chciałbym się skoncentrować na ujęciu przezeń istoty sprawowania władzy w państwie w przekroju historycznym, tak w teorii, jak i w praktyce. Tematyka władzy i jej form zawsze mnie fascynowała. Znane są publiczne enuncjacje Nikity S. Chruszczowa czy Jerzego Urbana, że władza jako taka ma w sobie niespotykany smak i urok, czego trzeba samemu zaznać, aby poznać i uwierzyć. Wydaje mi się to wszak widzeniem nieco uproszczonym, a nawet prymitywnym, ponieważ bardzo często ludzie dochodzili do władzy i ją sprawowali, aby osiągnąć jakieś ogólniejsze cele, przeważnie społeczne, ale też polityczne czy militarne, a nie tylko mieć jakąś osobistą satysfakcję, płynącą z prozaicznego faktu dominowania nad innymi.
Za tymi wytyczonymi sobie zadaniami kryła się potrzeba „zrobienia dobrze” tzw. masom, czyli szerokiemu społeczeństwu. Czy to Cezar, czy Napoleon, czy Hitler, czy Mussolini, autentycznie chcieli dobrobytu Rzymian, Francuzów, Niemców i Włochów. Nawet sam Stalin, paranoik i zbrodniarz, dążył do stworzenia „idealnego” modelu funkcjonowania sowieckiej „gospodarki komunistycznej” (kolektywizacja i industrializacja), choć jego przypadek to nieco odmienna i bardziej skomplikowana historia…
Tak czy owak w historii powszechnej, niezależnie od epoki, ustrojów i aktualnie panujących bądź modnych trendów filozoficznych, zawsze – jak trafnie konstatuje Ławniczak – „byli rządzący i rządzeni”. Zawsze też, odkąd istnieje cywilizacja ludzka, funkcjonowała jakaś forma państwa. Zdaniem Ławniczaka, to właśnie państwo konstytuuje naród, a nie vice versa (podobnie stwierdzał notabene w swym nauczaniu społecznym Jan Paweł II). Roli i funkcjom państwa poświęca zresztą Ławniczak w swej książce niesłychanie dużo miejsca. Obszernie też pisze o typach ustrojów państwowych na przestrzeni dziejów. Odwołuje się tak do teoretyków (niemieckich, anglojęzycznych, francuskich, portugalskich i włoskich), jak i do „pragmatyki dziejowej”, to jest do konkretnych przykładów zaczerpniętych z historii politycznej.
Warto podkreślić trafność zasadniczego wniosku Ławniczaka, jaki wysnuwa on w konkluzji swoich – dosyć szczegółowych, erudycyjnych i specjalistycznych oraz opatrzonych wieloma przypisami – wywodów, że zasada nihil novi sub sole w całej rozciągłości odnosi się do teorii i praktyki władzy państwowej. Innymi słowy, w historii „wszystko już było”, przeminęły i przeminą w przyszłości wszelkie ustroje i formy rządzenia, niezależnie od tego, jak uczenie nazwą je teoretycy, filozofowie czy politolodzy (często koniunkturalni i dyspozycyjni względem doraźnie zmieniającej się władzy).
Ławniczak trafnie konstatuje także, że żaden ustrój, ani demokracja, ani dyktatura, ani monarchia, ani republika itd. nie jest optymalny i idealny. Każdy system polityczno-ustrojowy ma swoje wady i zalety. To głęboka i bardzo życiowa prawda. Znane jest szeroko i często cytowane powiedzonko przypisywane Churchillowi, że demokracja ma wiele wad, ale jak na razie ludzkość niczego innego lepszego nie wymyśliła. Po lekturze pracy Ławniczaka, mam wrażenie, że sam Churchill – przecież rasowy cynik – nie traktował tego bon motu serio. Poza tym nie jest to zdanie do końca prawdziwe. Jak pokazuje choćby najbliższa nam współczesność, skala manipulacji propagandowej ze strony rządzących polityków jest tak wielka (a powiększana jeszcze przez wszędobylskie, namolne i hałaśliwe media), że oficjalnie deklarowana demokracja może stać się w pewnych okolicznościach kryptodyktaturą…
Wszystko jest bowiem dla ludzi pozostających u władzy kwestią manipulacji i propagandy. Przykładów mamy w historii mnóstwo (w XX wieku choćby propaganda komunistyczna w okresie 1917-1989, propaganda nazistowska itd.). Na usługach każdego systemu i ustroju stoi bowiem zawsze cała rzesza intelektualnych sługusów i dyspozycyjnych lizusów, którzy w pięknej otoczce zafałszują każdą rzeczywistość. I jeszcze jedno. Warto podkreślić rzetelność badawczą i publicystyczną Ławniczaka, co nie jest w naszych czasach takie częste. W swej dedykacji na początku zwraca się on do wszystkich ludzi dobrej woli ku pokrzepieniu. Uważam się za mocno pokrzepionego po lekturze jego książki, pisząc ją, pokazał bowiem poziom i klasę równą starym klasykom, XIX-wiecznym jeszcze teoretykom prawa oraz historykom z Tybingi, Fryburga, Bonn czy Heidelbergu.
Artur Ławniczak, Istota władzy państwowej i jej formy, Nortom, Wrocław 2010, s. 303.