Jesteś tutaj: prof. Jacek Bartyzel » Publicystyka » Pokłosie palikotyzmu — wywiad dla „Naszego Dziennika”

Pokłosie palikotyzmu — wywiad dla „Naszego Dziennika” (10.12.2012)

Rozmawiała Anna Ambroziak

Wczoraj rano doszło do zbezczeszczenia Obrazu Matki Bożej Częstochowskiej w sanktuarium na Jasnej Górze. 58-letni mężczyzna rzucił w niego fiolką z czarną substancją. Obraz chroniony jest szybą, więc sama Ikona nie uległa uszkodzeniu.

Wydarzenie to jest przykładem chrystofobii, zjawiska, które ma miejsce nie tylko w Polsce. Tego rodzaju incydenty zdarzają się niestety na całym świecie. I to, zapewne nieprzypadkowo, w krajach katolickich. Mam tu na myśli choćby niedawne wydarzenia w Argentynie, Francji czy w roku ubiegłym we Włoszech.

Gdzie leży źródło tego rodzaju ekscesów?

Na tego typu zachowania istnieje niewątpliwie przyzwolenie werbalne ze strony środowisk lewicowych. Mam na myśli ową agresję werbalną ze strony niektórych polityków, którzy na tej nienawiści do Kościoła katolickiego budują swój obraz.

Są też dziennikarze, koncerny medialne żerujące na tych emocjach.

Przeciętny odbiorca słucha tego, co sączą media głównego nurtu. W mediach tych celebrytami są politycy, którzy ostentacyjnie sieją nienawiść do Kościoła. Jak inaczej można odczytać niektóre wypowiedzi choćby Janusza Palikota, który jawnie domaga się zdjęcia krzyża z sali sejmowej? Tę werbalną agresję media podają jako wzór, styl życia, którego nie należy nawet tłumaczyć, usprawiedliwiać, a który sam w sobie jest usprawiedliwieniem. W efekcie przeciętni słuchacze, którzy często mają przecież sami jakieś problemy z wiarą, czy pielęgnują w sobie osobiste urazy wobec Kościoła typu: wikary był opryskliwy albo za dużo zażądano za jakąś usługę, dają posłuch właśnie takim przekazom medialnym. W tych ludziach tkwi jakiś resentyment, jakaś zaciekła niechęć wobec Kościoła. A politycy i media będący na ich usługach jeszcze to podsycają. W efekcie tego rodzaju wypowiedzi, jakie serwuje choćby pan Palikot, stają się aktem przyzwolenia na tego typu zachowanie wobec Kościoła, z jakim mieliśmy do czynienia wczoraj na Jasnej Górze.

Mężczyzna odpowie za publiczne znieważenie miejsca czci religijnej, za co grozi do 2 lat pozbawienia wolności. W toku postępowania ma być zbadana kwestia jego poczytalności.

Ale czy to jest choroba psychiczna? Tego wstępnie nikt nie jest w stanie ustalić, choć wykluczyć tego nie można. Jeżeli ktokolwiek podejmuje tego typu działanie, to rodzi się słuszne przypuszczenie, że jego osobowość może być zachwiana. W tym wypadku jest pewne, że nie mamy tu do czynienia z działaniem pod wpływem jakiegoś nagłego impulsu, bo jasnogórskie sanktuarium to nie jest kościół, do którego można wejść, ot tak, przechodząc ulicą: trzeba się tam wybrać, przejść spory kawałek drogi, wejść przez bramę, przejść przez dziedziniec… Musi zatem być to działanie jakoś zaplanowane i przemyślane.

Wyobraża Pan sobie, jakie larum podniosłoby się, gdyby ktoś sprofanował meczet lub synagogę?

Katolicy są neutralizowani bagatelizującymi określeniami. W wypadku innych wyznań natomiast eksponuje się od razu motyw nienawiści rasowej czy nietolerancji. Ów incydent na Jasnej Górze jest wypadkową dwóch czynników. Po pierwsze owego rozpowszechnianego tolerancjonizmu, który jest nakierowany na ochronę wszystkich innych poza katolikami – a na płaszczyźnie narodowej – wszystkich innych poza Polakami. Drugą rzeczą jest to przyzwolenie polityczne, o którym wcześniej mówiłem.

Profanacja Cudownego Obrazu jest bardzo bolesna dla katolików. Jest symbolem wiary i narodowej wspólnoty. To pojęcia, które dziś niestety stają są niemodne, przebrzmiałe, a nawet ośmieszane…

I właśnie dlatego sugestia niepoczytalności sprawcy jest nieprzekonująca. Kto atakuje Cudowny Obraz, ten musi zdawać sobie sprawę z tego, że uderza w sam duchowy rdzeń katolicyzmu w Polsce, w ten nierozerwalny splot tożsamości religijno-narodowej i krynicę wiary pozwalającej wspólnocie przetrwać najcięższe opresje. Sam określa się więc jako wróg publiczny tego, co od wieków jest w Polsce ortodoksją publiczną, toteż tak właśnie, z całą surowością należną wrogom publicznym, winien być potraktowany.

Dlaczego głos katolików jest dziś tak marginalizowany?

Ponieważ świat, w którym żyjemy, został zdominowany przez wyznawców ideologii będących świadomym zaprzeczeniem ładu opartego na przesłaniu Ewangelii. Lecz i katolicy są tej sytuacji po części winni, albowiem zazwyczaj owłada nimi katolicyzm nazbyt uległy, anemiczny i bojaźliwy, pozwalają, by wyparował gdzieś katolicyzm płomienny, wojujący i ofensywny, zdolny budzić respekt i strach jego wrogów.

Dziękuję za rozmowę.

Pierwodruk: „Nasz Dziennik”, 10 XII 2012, nr 288 (4523), s. 5.

PMK Design
© Organizacja Monarchistów Polskich 1989–2024 · Zdjęcie polskich insygniów koronacyjnych pochodzi z serwisu replikiregaliowpl.com.