Jesteś tutaj: Publicystyka » Adam Danek » Ku prawicy tellurycznej?
Zapłonieni atmosferą przeprowadzonych niedawno demokratycznych bachanaliów, publicyści luźno pojętej prawicy zajmują się ostatnio niemal wyłącznie interpretowaniem rezultatu wyborów, czyli próbami wywróżenia tego, co wyniknie z uformowania się w parlamencie nowego kartelu partyjnego. Zmagają się oczywiście głównie z pytaniem, jak prawica – definiowana przez nich na różne, wzajemnie niezgodne sposoby – powinna ustosunkować się do przetasowanego kartelu parlamentarnego. Tego też dotyczą poniższe uwagi, formułowane mimo niechęci do zajmowania się polityczną bieżączką, w której na ogół nie zachodzi nic, co należałoby uczciwie uznać za ważne dla naszego Kraju.
Po pierwsze, najbardziej konserwatywnym pod względem obyczajowym ugrupowaniem, jakie będzie reprezentowane w parlamencie w jego kolejnej kadencji, okazuje się postkomunistyczne Polskie Stronnictwo Ludowe. Sine ira et studio trzeba to przyznać, jakkolwiek przed kilkoma tygodniami sam pozwoliłem sobie poświęcić mu krytyczny szkic „PSL a ludowość”. W sprawach zwanych dziś modnie „kwestiami cywilizacyjnymi” lub „aksjologicznymi”, czyli w odniesieniu do moralnych podstaw życia społecznego i porządku prawnego, PSL prezentuje stanowisko zauważalnie bardziej konsekwentne i spójne, niż łże-prawica1 z PiS. Prawo i Sprawiedliwość przejawia w tego rodzaju kwestiach faktyczny indyferentyzm, z czym, już chyba raz na zawsze, zdemaskowało się przed paru laty w parlamentarnej debacie (i głosowaniu) nad ochroną życia dzieci poczętych. Stosunku pozostałych ugrupowań parlamentarnych do ładu moralnego omawiać nie trzeba; jak wiadomo, przedstawia się on jeszcze gorzej niż w przypadku PiS.
Po drugie, fakty owe mają istotne znaczenie, jeśli rządowe obietnice przeforsowania ustawy o prawnych przywilejach dla pederastów nie okażą się tylko „kiełbasą wyborczą”, przyrządzoną z myślą o zapewnieniu rządzącej partii poparcia lewicowego i lewackiego elektoratu w momencie wyborów, przeznaczoną, trybem naturalnym dla wszystkich obietnic przedwyborczych, do zapomnienia zaraz po nich. Jeżeli ten i podobne postulaty (produkcja dzieci z probówki, rozszerzenie możliwości legalnego dzieciobójstwa itd.) rzeczywiście trafią pod obrady parlamentu, PSL będzie miało większą możliwość wywarcia nacisku na rząd (jako ugrupowanie go współtworzące), aby zaniechał tych projektów, niż partia p. Kaczyńskiego – z którą rząd p. Tuska lubi się demonstracyjnie nie zgadzać, bo dostarcza mu to aplauz liberalnych (czyli już praktycznie wszystkich) mediów i środowisk opiniotwórczych, a skoro tak, to zapewnia mu też wytresowaną sympatię ze strony otumanionego, sterroryzowanego przez media i „autorytety moralne” społeczeństwa. PSL nie tylko zajmowało dotąd w takich przypadkach postawę bardziej zdecydowaną niż PiS, ale prawdopodobnie nie zechce także zrażać swojego betonowego, wiejskiego elektoratu, który, bądź co bądź, pedalstwa życzliwością na pewno nie darzy.
Po trzecie, choć PSL niewątpliwie akceptuje istniejący reżim demoliberalny i jego niskie zasady, wydaje się wolne od agresywnego politycznego zachodniactwa – ideologicznego zacietrzewienia na punkcie demokracji i „praw człowieka”, które wytyczało dotąd kierunek polityki zagranicznej gabinetów zdominowanych kolejno przez SLD, PiS i PO. W przeciwieństwie do bezkrytycznego okcydentalizmu wymienionych stronnictw, PSL sprzyja orientacji na Rosję. Obecny przewodniczący tej partii to bodaj najbardziej konsekwentnie prorosyjski przedstawiciel klasy politycznej Republiki Okrągłego Stołu. Tym samym PSL reprezentuje na polskiej scenie parlamentarnej jedyną obecną tam alternatywę dla polityki kornego udziału w prowadzonej przez Zachód walce o światowe panowanie demoliberalizmu. Przymiotniki „demokratyczny”, „obywatelski”, „republikański” itd. nie są nawet obecne w nazwie tego ugrupowania, podobnie jak abstrakcyjne komunały w rodzaju „prawa” i „sprawiedliwości”.
Nie należy uchylać się przed wnioskami płynącymi z powyższego krótkiego rachunku. Wciąż nie tak znowu mało mieszkańców naszego kraju przyznaje się do poglądów „konserwatywnych”. Z prawdziwym konserwatyzmem (tj. integralnym – tradycjonalistycznym) nie mają one oczywiście nic wspólnego. Jeżeli jednak potocznie rozumiani „konserwatyści” odczuwają potrzebę, by ich poglądy były w jakikolwiek sposób reprezentowane w parlamencie i polskiej klasie politycznej, po ostatnich bachanaliach demokracji nie pozostaje im uczynić nic innego, jak przenieść swoje poparcie na PSL. W ostateczności ugrupowanie to wydaje się zasługiwać na nie bardziej, niż PiS, okrzyknięte przez różne środowiska pipi-prawicy „ostatnim bastionem”. Z perspektywy czasu słuszna okazuje się zatem decyzja strupieszałej Ligi Polskich Rodzin o przekazaniu swego poparcia tej właśnie partii. Jej decyzję uczynił jednak słuszną ex post dopiero wynik niedawnych wyborów.
Przed wyborami anonimowi dowcipnisie zaczęli rozpowszechniać teledyski zwiastujące nadejście nowej, nacjonalistycznej doktryny PSL – „narodowego agraryzmu”. Być może, wbrew własnym intencjom, wysunęli w ten sposób sugestię, którą należałoby przemyśleć zupełnie na poważnie. Być może rzeczywiście warto byłoby się pokusić o wypracowanie dla tego ugrupowania prawicowej formuły politycznej, nawiązującej do konserwatywnych tradycji agraryzmu, a także do nacjonalizmu historycznych ruchów chłopskich. Pojawienie się autentycznej prawicy tellurycznej w krajobrazie politycznym Republiki Okrągłego Stołu byłoby niezmiernie interesującym wydarzeniem i nie pozostałoby bez konsekwencji.
1 Termin wprowadzony przez Stanisława Cata-Mackiewicza (1896-1966), który rozróżniał „łże-prawicę” oraz „prawdziwą prawicę”.