Jesteś tutaj: prof. Jacek Bartyzel » Publicystyka » Setna rocznica zgonu Karola VII (XI), Króla Hiszpanii, Francji i Nawarry

Setna rocznica zgonu (18 VII 1909 – 18 VII 2009) Don Karlosa Marii de Burbon y Austria-Este, księcia Madrytu, od 1868 prawowitego króla Hiszpanii Karola VII, od 1887 prawowitego króla Francji i Nawarry Karola XI

Jacek Bartyzel

18 lipca 2009 roku minęło sto lat od zgonu emblematycznej postaci hiszpańskiego legitymizmu i tradycjonalizmu – czwartego i najsławniejszego z „królów karlistowskich”, Karola Marii od Boleści Jana Izydora Józefa Franciszka Kwiryniusza Antoniego Michała Gabriela Rafała (Carlos María de los Dolores Juan Isidro José Francisco Quirino Antonio Miguel Gabriel Rafael) z Domu Burbońskiego.

Z tej okazji, w dniach 17-18 lipca b.r. w Trieście, gdzie znajduje się nekropolia królów karlistowskich, odbyły się rocznicowe uroczystości, zorganizowane przez Sekretariat Polityczny Wspólnoty Tradycjonalistycznej (Comunión Tradicionalista), którym przewodniczył sam sukcesor praw dynastycznych – JKW Sykstus Henryk de Burbon-Parma, książę Aranjuezu (S.A.R. Don Sixto Enrique de Borbón-Parma, el Duque de Aranjuez). Współorganizatorem uroczystości była Wspólnota Tradycjonalistyczna na Półwyspie Apenińskim, na której czele stoi dr Maurizio Di Giovine z Neapolu. Licznie stawili się również uczestnicy różnych stowarzyszeń tradycjonalistycznych z Włoch, Hiszpanii, Francji, Portugalii i krajów hispanoamerykańskich.

W pierwszym dniu uroczystości, w siedzibie Wydziału Kultury Urzędu Miejskiego, odbył się Międzynarodowy Kongres „Karlizm hiszpański i Triest Habsburgów”, pod kierownictwem naukowym prof. Dianelli Gambini z Perugii. Referaty wygłosili: prof. José Antonio Gallego, dr Maurizio Di Giovine, prof. Miguel Ayuso i prof. Danilo Castellano.

Tego samego dnia wieczorem, o godz. 18.15, w Kaplicy św. Karola Boromeusza – gdzie spoczywają ziemskie szczątki królów karlistowskich – w triesteńskiej Katedrze p.w. św. Justyna, Mons. Ignacio Barreiro (kapelan papieski i kapelan Wspólnoty) odprawił, w rycie św. Piusa V, „Missa in anniversario defunctorum” w intencji Jego Królewskiej Wysokości Karola VII, prawowitego króla (el Rey legítimo) wszystkich Hiszpanii. Podczas Mszy śpiewał chór gregoriański z Wenecji i Bolonii, złożony z członków Una Voce, który po Mszy, przy otwarciu bram katedry, odśpiewał też karlistowski hymn Oriamendi.

W sobotę, 18 lipca (który jest także datą wybuchu powstania narodowego w 1936 roku), zebrała się pod przewodnictwem Księcia Sykstusa Henryka, jako Wielkiego Mistrza, kapituła Zakonu Wygnanej Prawowitości (Orden de la Legitimidad Proscrita) i ogłosiła nadanie godności kawalerów księdzu Barreiro, profesorom José Miguelowi Gambrze, Danilo Castellano i czterem innym osobistościom.

Równoległe uroczystości w dniach 16-18 lipca zorganizował w Wenecji i Trieście „sedewakantystyczny” (w sensie dynastycznym) a „watykanistyczny” (w sensie eklezjalnym) odłam karlizmu występujący pod nazwą Tradycjonalistyczna Wspólnota Karlistowska (Comunión Tradicionalista Carlista), którego Juncie Zarządzającej przewodniczy D.ª María Cuervo-Arango. 

Na okoliczność wspomnianej rocznicy podaję niżej – dotyczący postaci Karola VII i tzw. Trzeciej Wojny Karlistowskiej (Tercera Guerra Carlista) z lat 1872-1876 pod jego dowództwem – fragment mojej książki „Umierać, ale powoli!”. O monarchistycznej i katolickiej kontrrewolucji w krajach romańskich 1815-2000 (Kraków 2002, 2006[2]).

*

Z dwu powodów rok 1868 mógł okazać się przełomowy dla karlizmu i zapoczątkować ziszczenie się nadziei na przywrócenie Starego Porządku. We wrześniu tegoż roku pronunciamento generałów Prima i Serrano położyło kres uzurpatorskiej monarchii izabelickiej, pogrążając Hiszpanię w chaosie demokratycznych eksperymentów, antykatolickiej furii i separatystycznej anarchii. Izabela II została wygnana, a w 1870 roku abdykowała na rzecz swojego syna Alfonsa, co zresztą nie miało wówczas żadnego skutku w realnym bycie. Jak zawsze w takich sytuacjach, sześcioletnia (1868-1874) rewolucja podążała szlakiem nieubłaganego „sinistrizmu”, ciągłego skręcania w lewo i radykalizacji. Względnie umiarkowani progresistas, jakimi byli Prim i Serrano, a z polityków cywilnych Ruiz Zorrilla i Sagasta Práxedes, chcieli w zasadzie jedynie dokonać jeszcze dalej idącej, niż dotychczas, liberalizacji ustroju, nie myśląc wcale o likwidowaniu monarchii, tylko o zastąpieniu Burbonów przez inną dynastię. Ciągle jednak musieli ustępować pod naporem demokratów, a w końcu i jawnych republikanów, którzy sami byli „licytowani” w radykalizmie przez federalistów, anarchistów i socjalistów. Groteską od początku, a zupełną kompromitacją w rezultacie była demokratyczna monarchia „z konkursu”, ogłoszonego przez Kortezy na początku 1870 roku. Kandydatury księcia de Montpensier (syna Ludwika-Filipa a męża infantki Luizy Ferdynandy) oraz księcia Leopolda Hohenzollern-Sigmaringen zablokowali wzajemnie Bismarck i Napoleon III. Przyjęcia korony odmówili król (Ludwik I) i były regent (książę-małżonek Marii II, Ferdynand Koburg) Portugalii, a także generał Espartero. Ostatecznie Primowi udało się przeforsować kandydaturę Amadeusza di Savoia, brata króla Włoch Wiktora Emanuela II, który otrzymał 191 głosów deputowanych. Dwa lata (2 I 1871 – 11 II 1873) panowania „Maccaroni I”, jak ironicznie przezwała go ulica, człowieka skądinąd przyzwoitego i sympatycznego (zbiegiem okoliczności, Amadeusz i prawowity Pretendent – Don Karlos, który wkrótce rozpocznie wojnę pod hasłem „Śmierć cudzoziemcowi!”, jako dzieci wychowywali się i bawili razem na dworze w Modenie), zakończyły się jego abdykacją, po której nastąpiła I Republika, a wraz z nią zupełna już anarchia, znaczona lokalnymi buntami, strajkami, mordowaniem księży i podpalaniem kościołów. O autorytecie republikańskiej władzy zwierzchniej wystarczy powiedzieć, że w ciągu niespełna dwóch lat dokonała się czterokrotna wymiana prezydentów. W tej sytuacji powrót prawowitego władcy, przywracającego rząd tradycyjny, zdawał się dla wielu jedynym wybawieniem.

Jutrzenka Restauracji zdawała się świecić tym mocniejszym blaskiem, że właśnie w 1868 roku Głową Domu Burbońskiego w Hiszpanii i „królem z prawa” jako Karol VII stał się, nie tylko młody (urodzony w 1848 roku) oraz pełen energii (nawet wrogowie legitymizmu piszą o tym „olbrzymie z przyciętą w kwadrat brodą”: „nieprawdopodobnie odważny”), ale także wybornie pojmujący zadania monarchy katolickiego Don Karlos Maria Burboński. Ów młodszy Don Karlos (trzeci noszący to imię w tej gałęzi rodu) był synem Juana hr. Montizon („Jana III”) i Marii Beatryczy de Austria-Este, powitym na wygnaniu w Lubljanie. W 1867 roku ożenił się z Małgorzatą de Burbon-Parma, siostrzenicą hrabiego Chambord, czyli francuskiego k.z.p. Henryka V. Wychowywał go, na szczęście, nie wolnomyślny ojciec, lecz babka (druga żona „Karola V”), portugalska księżniczka Maria Teresa de Beira, która w Karcie dla Hiszpanów z 1859 roku wprowadziła jako pierwsza oficjalnie hasło karlizmu: „Bóg – Ojczyzna – Stare Prawa – Król”, i nakazała je wyryć na specjalnie wybitych monetach okolicznościowych.

Objąwszy po abdykacji swego ojca prawa dynastyczne, ogłosił Don Karlos 30 I 1869 w „La Esperanza” swój pierwszy Manifest do Hiszpanów (Manifiesto de Carlos VII a todos los Españoles), w którym potwierdził zasady fundamentalne monarchii tradycyjnej. Następnie afirmował swoje prawa do Korony w proklamacji rozesłanej do wszystkich suwerenów europejskich z Ojcem Świętym na czele, gdzie pisał m. in.: „Jeżeli Bóg i okoliczności doprowadzą mnie do hiszpańskiego tronu, usiłował będę pogodzić lojalnie instytucje pożyteczne naszej epoki z tymi, które przeszłość przekazała nam jako nieodzowne, polecając Kortezom wolno wybranym trudne i wielkie zadanie wyrobienia dla mojej ukochanej ojczyzny konstytucji, która będzie, mam nadzieję, zarazem hiszpańską i ostateczną” (I. Skrochowski, Wycieczka do obozu Don Karlosa, „Przegląd Polski” 1875, t. 38; dalsze cytaty z tego i następnego manifestu za tym artykułem; tekst oryginalny: Comunicación a los soberanos de Europa, 22 X 1868 [w:] M. Ferrer i in., Historia del Tradicionalismo Español [dalej w skrócie: HTE], Sewilla 1941-60, t. XXIII, vol. 2). Jak zatem widać, tradycjonalizm karlistowski w żadnej mierze nie sprzeciwiał się usprawiedliwionym i pożytecznym zmianom, ani instytucjom – na czele z konstytucją – będącym wytworem nowych czasów i okoliczności, tylko pasożytującej na nich, laicko-liberalnej ideologii.

Istota doktryny karlistowskiej, zachowującej niezmienną treść tradycjonalistyczną, ale wyzbywającej się ostatecznie przypadkowej, absolutystycznej powłoki formalnej, wyłożona została klarownie i rozwinięta w kolejnej proklamacji, ujętej w postać listu Don Karlosa do jego młodszego brata Alfonsa-Karlosa (Carta manifiesto al Infante Don Alonso, 30 VI 1869 [w:] HTE, t. XXIII, vol. 2), będącego naonczas oficerem Żuawów broniących Rzymu i Ojca św. przed atakiem Garibaldiego. W liście tym potwierdzony został naprzód dynastyczny legitymizm w jego najprecyzyjniejszej formie, obserwowanej w Domu Burbońskim, a wywiedzionej z norm fundamentalnych Królestwa Francji, zgodnie z którymi królem jest się nie przez dziedziczenie (gdyż tam, gdzie jest dziedziczenie, można też być wydziedziczonym), lecz drogą sukcesji naturalnej w niezależnym od ludzkiej woli porządku urodzenia, według starszeństwa. Najstarszy sukcesor jest królem z chwilą śmierci swego ojca (lub starszego brata), niezależnie od tego, czy został koronowany i czy w ogóle zdołał posiąść faktyczną władzę. Dlatego, oznajmia Don Karlos, „Nie mogę drogi mój Alfonsie przedstawiać się Hiszpanii jako pretendent do korony, lecz muszę wierzyć i wierzę, że korona hiszpańska już spoczywa na mej głowie włożona mocą świętego prawa. Urodziłem się z tym prawem, które jest dla mnie zarazem świętym zobowiązaniem, pragnę jednak, by prawo to zostało mi potwierdzone miłością mego narodu. Moją powinnością zaś jest poświęcić temu narodowi wszystkie moje myśli i wszystkie moje siły, wybawić go lub umrzeć”.

Reafirmując swoje prawo do korony z urodzenia, deklarował zarazem Don Karlos szczerą wolę nadania narodowi ustroju konstytucyjnego, i to zrzekając się (co wynikało już z treści proklamacji do suwerenów Europy) prerogatywy wyłącznego oktrojowania Karty: „Chociaż nie potrzeba mi pomocy wszystkich do tego, aby wstąpić na tron moich przodków, współdziałanie wszystkich będzie mi potrzebne, aby ugruntować na silnych i niewzruszonych fundamentach rządy państwa i dać mojej ukochanej Hiszpanii dobroczynny pokój i wolność prawdziwą. Kiedy myślę nad tem, co czynić wypada, żeby osiągnąć cel tak wysoki, wielkość zadania przejmuje serce moje bojaźnią. Wiem jednak, że mam gorące pragnienie przedsięwziąć je, silną wolę, by je spełnić, nie ukrywając przy tem, że trudności są niezmierne, i że byłyby nie do przezwyciężenia bez pomocy bezstronnych doradców najuczciwszych z całego królestwa, a przede wszystkiem bez współdziałania samegoż królestwa przez Kortezy, w których reprezentowane mają być wszystkie żywotne siły i konserwatywne żywioły. Z tymi Kortezami chcemy nadać Hiszpanii konstytucję […].

Nie przesądzając szczegółowych rozwiązań techniczno-ustrojowych akcentował Don Karlos jedynie pragnienie, nauczonego po wielokroć bolesnym doświadczeniem narodu hiszpańskiego, „żeby jego król był rzeczywistym a nie malowanym królem; żeby Kortezy były Juntą uczciwą i spokojną reprezentantów narodu, niezawisłych i niesprzedajnych, a nie zgromadzeniem tłumnem i bezpłodnem deputowanych-urzędników, lub deputowanych kandydatów do urzędów, większości służalczych i mniejszości niesfornych”. Poza ogólną wizją suwerennego monarchy i reprezentatywnego parlamentu (oraz, jak można z powyższego cytatu wnosić, zamiarem przyjęcia zasady incompabilitas w odniesieniu do legislatywy i egzekutywy), tylko jeden, za to zasadniczy w karlizmie, punkt został tu doprecyzowany: decentralizacja. Monarchia tradycyjna (monarquía tradicional) to monarchia zdecentralizowana, a „naród hiszpański lubi decentralizację; zawsze ją lubił, i Ty wiesz dobrze, mój drogi Alfonsie, że jeżeli spełnią się moje pragnienia, wtedy, o ile duch rewolucji chce prowincje Bas[kij]skie zasymilować z innemi prowincjami hiszpańskiemi, o tyle my te wszystkie inne prowincje zrównamy w ich wewnętrznych urządzeniach z temi szczęśliwemi i szlachetnemi prowincjami. Chcę, żeby municypia miały swe odrębności, również jak prowincje, zapobiegając zarazem nieporządkowi i unikając pod tym względem wszelkich nadużyć”.

Don Karlos nawiązuje do faktu, iż w pierwszej połowie XIX wieku prądy liberalne i antytradycjonalistyczne szermowały hasłem wolności, w praktyce zaprowadzając coraz większą centralizację państwa; z drugiej strony natomiast niektórzy ówcześni obrońcy monarchii (ultrarojalistyczni serviles) nie odróżniali wywrotowych doktryn i czynów od słusznych uprawnień poddanych, i zakonserwowani w „nowoczesnej” już przecież strukturze absolutyzmu „oświeconego”, oddalali się od prawdziwie tradycyjnych podstaw monarchii hiszpańskiej, „najeżonej” wprost wolnościami „konkretnymi” stanów i prowincji. Oczyszczony z absolutystycznego nalotu karlizm wrócił do owych źródeł, podczas gdy wyzuty z dawnej treści absolutyzm stał się wygodnym narzędziem i parawanem dla triumfującego liberalizmu. Wyprowadzając wniosek z tej diagnozy, Don Karlos mówi: „Mojem stałem przedsięwzięciem, nieustannem pragnieniem jest po prostu dać Hiszpanii to, czego teraz nie ma; dać tej ukochanej Hiszpanii wolność, którą zna tylko z imienia, wolność – córę Ewangelii, a nie liberalizm – potomka Reformacji [podkr. moje – J.B.]; wolność, która jest panowaniem praw sprawiedliwych, to jest odpowiednich prawu bożemu i prawu natury”. Z powyższej dystynkcji wolności i liberalizmu, a także z przywołania prawa boskiego i naturalnego jako fundamentu sprawiedliwości publicznej, widać wyraźnie, że Don Karlos otrzymał doskonałe przygotowanie do roli władcy, w szkole odradzającej się już wówczas (jezuici: L. Taparelli d’Azeglio i M. Liberatore we Włoszech, ks. J. L. Balmes w Hiszpanii) tomistycznej neoscholastyki.

Na przywróceniu obowiązywania prawa Bożego i naturalnego polegać winna prawdziwa i, zaiste „ogromna restauracja socjalna i polityczna”. Nie będzie więc ona nawet „konserwatyzmem”, bo do konserwowania po epoce dekadencji zostało niewiele, lecz tradycyjną w duchu, a śmiałą w czynach reformą. Odrzucona być musi i inercja schyłkowego absolutyzmu, i bezmyślne niszczycielstwo reżimu liberalnego, i oczywiście demokratyczno-rewolucyjna anarchia. „Dawna Hiszpania potrzebowała wielkich reform, nowa przeszła głębokie wstrząśnienia. Wiele zburzono, mało zreformowano. Dawne instytucje zamarły, wielu z nich nie da się ożywić [to dowód, że tradycjonalizm karlistowski nie był ignorującym potrzebę zmian archaizmem – podkr. moje J.B.]. Próbowano natomiast stworzyć nowe, i wiele z nich jutra nie doczekało. Pomimo że tyle zrobiono, wszystko prawie jest do zrobienia”.

Podobnie jak jego francuski kuzyn, hr. de Chambord (i cały obóz kontrrewolucyjny w Europie, a także większość XIX-wiecznych konserwatystów angielskich na czele z Disraelim i Ruskinem), Don Karlos odrzucał doktrynę leseferystyczną, i w imię interesu narodowego opowiadał się za protekcjonizmem w stosunkach handlowych. „Mniemam bracie mój – pisał – iż rozróżniam dobrze, co jest prawdą a co fałszem w niektórych nowożytnych teoriach, i dlatego uważam to za błąd okropny zastosowywać do Hiszpanii ideę wolności handlu, która jest wstrętną Francji i którą Stany Zjednoczone odrzucają. Myślę przeciwnie, iż dla przemysłu krajowego potrzeba skutecznej protekcji. Postęp wskutek protekcji niech będzie naszą zasadą”. Podobnie – to znaczy wbrew dogmatom liberalizmu – rzecz ma się ze stosunkiem państwa do problemów społecznych: „My królewskie dzieci, my wiemy, że naród nie jest dla króla, tylko król dla narodu, że król powinien być najszlachetniejszym mężem w swoim narodzie, tak, jak jest w nim pierwszym szlachcicem, że powinien szczycić się tytułem: „Ojca ubogich i podpory słabych”. […] Jest to właściwością rządu dobrego i przezornego otoczyć stan słabych i małych szczególną pieczołowitością, i dbać o to po prostu, aby biednym nie brakowało roboty, by ich dzieci, które od Boga zdolności dostały, mogły sobie zdobyć naukę wraz z cnotą, i aby otwarte im były drogi do najwyższych w państwie godności”. Paternalizm i pewna doza państwowego interwencjonizmu społecznego są przeto, zdaniem Don Karlosa, w monarchii chrześcijańskiej nieodzowne, bo nie istnieje ona dla ukontentowania zwolenników jednej doktryny ekonomicznej, ale dla dobra realnego narodu. Przy tym, „jeśli kraj jest ubogi, niech ministrowie żyją skromnie […]. Jeśli król da przykład, wszystko stanie się łatwem: zmniejszyć pensje ministrów, uprościć i umoralnić administrację, zmniejszyć liczbę urzędów, a zarazem protegować rolnictwo, wspierać przemysł i zachęcać handel”. Jako że „dawna Hiszpania dobrą była dla ubogich, [a] rewolucyjna nie była nią wcale”, Don Karlos wyraża nadzieję, iż „partia w narodzie, która marzy dziś o Republice, zaczyna pojmować tę prawdę, i skończy się na tem, że przejrzy jasno i zobaczy, że monarchia chrześcijańska jest w stanie więcej zrobić dla niej, niż to, co zdziała kiedykolwiek trzystu awanturników dyskutujących w hałaśliwem zgromadzeniu”.

*

Formalną decyzję o wystąpieniu zbrojnym Junta Centralna karlistów, której przewodniczył wówczas markiz de Villadorias, podjęła już w 1870 roku na konferencji w Vevey. Faktycznie jednak legitymiści wstrzymywali się jeszcze przez dwa lata z podjęciem walki, chcąc oszczędzić narodowi cierpień nieuchronnych w każdej wojnie, tym bardziej domowej, i w nadziei osiągnięcia celu środkami politycznymi. Dopóki było to możliwe, działali na płaszczyźnie legalistycznej, biorąc udział w wyborach do Kortezów, gdzie przez całe „Sześciolecie Demokratyczne” (1868-1874) mieli ponad dwudziestoosobową reprezentację w Kongresie i kilkunastu senatorów. Za taktyką pokojową opowiadali się także świeżo „przyłączeni” do karlizmu, dotychczas „adynastyczni” neocatólicos, z Cándido Nocedalem na czele, który to fakt był, sam w sobie, wielkim sukcesem moralnym i politycznym legitymistów; nic przeto dziwnego, że Don Karlos mianował Nocedala wpierw kierownikiem prasowym Wspólnoty, następnie szefem frakcji parlamentarnej, a w końcu nawet szefem Junty Centralnej. Dopiero kiedy wyczerpały się wszelkie możliwości skutecznej opozycji parlamentarnej, a władza trafiła do rąk takich fanatycznych wrogów Kościoła, jak prezydent Pi y Margall, kiedy zaczęły masowo płonąć kościoły i klasztory, a hiszpańska sekcja I Międzynarodówki poczęła paraliżować kraj terrorystycznymi strajkami, przeszli do akcji zbrojnej. Zanim to nastąpiło, doszło jednak jeszcze do rekoncyliacji rodzinnej pomiędzy „Karolem VII” a wygnaną Izabelą II, z którą prawowity Pretendent spotkał się i pojednał w Paryżu pod koniec listopada 1871 roku.

Rozkaz do walki (Manifiesto en el Frontiera, 21 IV 1872 [w:] HTE, t. XXIV) wydał Don Karlos w kwietniu 1872 roku. Powstanie wybuchło na obszarze Nawarry, gdzie pod sztandar Karola VII, który osobiście objął dowództwo, zaciągnęło się natychmiast ponad 20 000 ochotników. Pierwszy zryw zakończył się jednak porażką; armia karlistowska została wciągnięta w zasadzkę przez generała Dominga Morionesa i pokonana pod Oroquietą 4 maja. Zawarte zostało wówczas zawieszenie broni z generałem Serrano oraz przedstawicielami władz prowincji Vizcaya (tzw. ugoda z Amorebieta). Ponownie, i ze zdwojoną siłą, powstanie wybuchło 27 grudnia w Baskonii pod wodzą księdza-gerylasa – Manuela Ignacia Santa Cruz (1842-1926), rozprzestrzeniając się na całą północ oraz na Katalonię. Pośród karlistowskich generałów szczególną brawurą wyróżniał się kapitan generalny Aragonii, Murcji i Walencji Manuel Salvador Palacíos (1810-1885). 31 grudnia, mianowany przez Don Karlosa naczelnym dowódcą karlistów w Katalonii, przyjeżdża do kraju Don Alfonso-Karlos. 15 lipca 1873 roku sam Don Karlos zajął Estellę, która stała się jego tymczasową stolicą. Na odzyskanych obszarach Nawarry, Baskonii i Katalonii karlistom udało się nawet zorganizować zalążek państwa: normalnie funkcjonującą administrację publiczną, którą kierował Cesareo Sanz y López. Niezwyczajna – jak na obyczaje XIX wieku – była tylko armia, której żołnierze co wieczór odmawiali chóralnie różaniec.

O krok od ostatecznego powodzenia akcja powstańców zaczęła się załamywać, kiedy żałosna Republika została „rozwiązana” bez jednego wystrzału (30 XII 1874) przez generała Arsenia Martíneza Camposa, a zręcznemu przywódcy alfonsinos (tj. zwolenników syna Izabeli – Alfonsa XII), liberalnemu konserwatyście Antonio Cánovasowi del Castillo (1828-1897) udało się przekonać większość elementów umiarkowanych, także część „progresistów”, generalicję, wreszcie i dwory zagraniczne, że korzystniejsza dla interesów ich wszystkich będzie Restauracja monarchii konstytucyjno-liberalnej, a nie tradycyjnej. Odtąd, wojska rządowe, zaopatrywane i ekwipowane z Niemiec i Anglii, krok po kroku zyskiwały przewagę (choć jeszcze 2 II 1875 Alfons XII o mały włos nie dostał się do niewoli u karlistów). Pomiędzy 7 a 9 XI 1875 dochodzi do nierozstrzygniętej bitwy pomiędzy alfonsinos a carlistos pod Montejurra. Don Karlos popełnia ten sam błąd, co jego dziadek (Karol V) czterdzieści lat wcześniej, i zamiast konsekwentnie dążyć do opanowania stolicy, angażuje się w niepotrzebne, i ostatecznie nieudane, wskutek odsieczy generałów Serrana i Gutiérreza de la Concha, oblężenie prowincjonalnego Bilbao. Martínez Campos zmusza karlistowskiego generała Antonia Dorregaraya do wycofania się z Katalonii do Nawarry, a 26 sierpnia, po zaciętym oporze, generał Antonio Lizárraga kapituluje w ostatnim punkcie oporu, będącym pół wieku wcześniej siedzibą „rządu apostolskiego” – Seu d’Urgell. Jeszcze wcześniej, bo po bitwie pod Tolosą 9 II 1876, załamał się front północny (baskijski) i Don Karlos utracił Estellę. 28 lutego Karol VII, na czele garstki pozostałych mu żołnierzy, przekroczył granicę hiszpańsko-francuską na moście Valcarlos-Arneguy, wypowiadając przy tym, w pożegnalnym rozkazie (Despedida de Valcarlos, 28 II 1876 [w:] HTE, t. XXVII) słynne: „Wrócę!” (¡Volvere!), które przeszło do legendy, podawane przez dziesiątki lat z ust do ust przez hidalgos i górali z okolic Pampeluny czy Huesci. Miesiąc później – 20 marca – uzurpator Alfons XII, nazwany teraz „Pojednawcą” (El Pacificador), odbywa triumfalny wjazd do Madrytu.

W rzeczywistości, Karol VII wiódł odtąd żywot wygnańca. Jego tułaczy szlak prowadził poprzez Anglię i Amerykę do Rumunii, gdzie w kwaterze głównej cara Rosji, prowadzącego wojnę z Turcją, zabiegał, oczywiście bezskutecznie, o poparcie. Następnie udał się do Paryża, skąd władze Republiki wydaliły go po wzięciu przezeń udziału w uroczystościach żałobnych po śmierci (1883) hrabiego de Chambord. Następnie przebywał w Indiach, Egipcie i Tunezji, a ostatecznie osiadł w Wenecji. Po zgonie swego ojca, hrabiego Montizon (1887) – będącego po bezpotomnym Chambordzie pierwszym „królem z prawa” Francji z młodszej, „hiszpańskiej” linii Burbonów, grono legitymistów francuskich złożyło mu hołd jako prawowitemu dziedzicowi Korony św. Ludwika – Karolowi XI (zob. Discurso a los legitimistas franceses, 14 XII 1887 [w:] HTE, t. XXVIII, vol. 2). Zmarł w Varese we Włoszech, 18 VII 1909, a pochowany został w Trieście.

Jako najlepszą biografię Karola VII polecić można książkę Jaime del Burgo: Carlos VII y su tiempo, ACTAS, Madrid 1994.

PMK Design
© Organizacja Monarchistów Polskich 1989–2024 · Zdjęcie polskich insygniów koronacyjnych pochodzi z serwisu replikiregaliowpl.com.