Jesteś tutaj: Publicystyka » Adam Danek » Minister Sikorski a idea jagiellońska
31 stycznia br. obradująca w Brukseli Rada Unii Europejskiej wydała decyzję o ukaraniu Białorusi za pacyfikację grudniowych wystąpień tamtejszej „opozycji demokratycznej”, wspieranej przez rządy, służby specjalne i media państw unijnych. Kara ma polegać na objęciu sankcjami wizowymi i dolegliwościami majątkowymi (blokadą środków finansowych) stu pięćdziesięciu ośmiu wybranych „przedstawicieli reżimu Białorusi”, czyli, mówiąc normalnie, funkcjonariuszy białoruskiego państwa. Ponadto rada upoważniła Wysokiego Przedstawiciela Unii Europejskiej ds. Wspólnej Polityki Zagranicznej i Bezpieczeństwa do stosowania w porozumieniu z poszczególnymi państwami członkowskimi represji wobec białoruskich przedsiębiorstw i biznesmenów. „Wyobrażamy sobie, że będą one skierowane wobec firm, które dają się używać do represji albo stanowią finansowe zaplecze dla reżimu.” – oznajmił polski minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski. Chciałoby się dodać: z mściwą satysfakcją.
Sikorski powiedział też między innymi, że celem zaplanowanych szykan wobec państwa białoruskiego jest „powrót Białorusi do europejskiej rodziny narodów”, co wypada odczytywać jako wyjątkowo ponury żart. Białoruś należy do europejskiej rodziny narodów – niezależnie od opinii i pozwolenia p. Sikorskiego, jego mocodawców ani brukselskich biurokratów. Warto przypomnieć, iż to nie pierwszy kiepski żart, jakim popisuje się minister Sikorski, wykładając swoje poglądy na politykę wschodnią. Swego czasu polityk ten udzielił należącemu do katolicko-kościelnego mainstreamu tygodnikowi „Gość Niedzielny” wywiadu, w którym określił się jako zwolennik idei jagiellońskiej, doprecyzowując od razu rozumienie idei jagiellońskiej „w nowoczesnej wersji” jako szerzenia we wschodnioeuropejskich państwach postkomunistycznych liberalnej demokracji i doktryny „praw człowieka”. Najwyraźniej p. Sikorski odniósł sukces w przekonywaniu władz UE do swojej karykatury idei jagiellońskiej, ponieważ Rada w przyjętej przez siebie deklaracji uzależniła zaprzestanie szykan nie tylko od uwolnienia aresztowanych „opozycjonistów demokratycznych”, ale także od przeprowadzenia na Białorusi reform w zakresie prawa wyborczego, przepisów dotyczących zgromadzeń publicznych czy działalności mediów. Innymi słowy, państwa unijne usiłują szantażem wymusić na Mińsku zmianę systemu politycznego. Dodajmy, że polskie MSZ już w grudniu zeszłego roku domagało się od władz UE kroków odwetowych względem naszego wschodniego sąsiada.
Działania takie nie mają oczywiście nic wspólnego z ideą jagiellońską. Stanowią jej zaprzeczenie, o czym można się z łatwością przekonać, sięgając do prac jej teoretyków. Jeden z nich, konserwatywny polityk, prawnik i myśliciel geopolityczny dr Stanisław Bukowiecki (1867-1944), postulował politykę obliczoną na zbliżenie Białorusi do Polski niezależnie od jej ustroju wewnętrznego – nawet jako, powstającej wówczas, republiki sowieckiej. Geopolityka zawsze wygrywa bowiem z ideologią. Żądanie przez polskie władze represji wobec białoruskich firm i udział w nich to przykład relacji odwrotnej: prymatu ideologii nad wskazaniami geopolityki. W interesie Polski leży integracja z Białorusią, a więc nieustanne znajdowanie jak największej liczby płaszczyzn i konkretnych form współpracy gospodarczej. Państwo polskie powinno tworzyć takie warunki prawne, aby inspirować wzrost polsko-białoruskiej wymiany handlowej, aby coraz więcej białoruskich przedsiębiorstw inwestowało w Polsce, a jego organa – podejmować takie decyzje polityczne i administracyjne, by sprzyjały temu procesowi. Unia Europejska postępuje przeciwnie1 i jeśli polskie władze przykładają do tego rękę, działają wbrew racji stanu Polski.
Minister Sikorski, jak sam twierdzi, poradził szefom dyplomacji innych państw unijnych, aby wzorem Polski ułatwiły przekraczanie granic zwykłym białoruskim obywatelom oraz fundowały stypendia dla studentów z Białorusi w celu wspierania tam „społeczeństwa obywatelskiego”. Zarówno ułatwienie wstępu do Polski mieszkańcom Białorusi, jak i rozbudowa w naszym Kraju programów stypendialnych (i, szerzej, uniwersyteckich) przeznaczonych dla białoruskich studentów zasługiwałyby na pochwałę. Z pewnością najskuteczniej dałoby się te dobre pomysły zrealizować w porozumieniu z władzami samej Białorusi. Natomiast chęć wykorzystania takich rozwiązań do ideologicznego prania mózgu białoruskim obywatelom i rozbudzania wśród nich nastrojów antypaństwowych – nieskrywana przez p. Sikorskiego – prędzej czy później zemści się na państwie polskim, skoro cynicznie próbuje ono inspirować w sąsiednim państwie wewnętrzne niepokoje.
Jak podkreślił w swej relacji minister Sikorski, Rada Unii Europejskiej postanowiła nie wciągać na listę urzędników poddanych szykanom szefa białoruskiego MSZ Siarhieja Martynaua, gdyż „UE, dokładnie tak jak Polska, nie chce prowadzić polityki izolowania Białorusi”. To chyba sugestia, że tym razem zrobili jeszcze łaskę. Bo pryncypia demoliberalnej ideologii zapewne obligują do zerwania stosunków z państwem, które uchyla się od wymuszonego przyjęcia „demokratycznych standardów”, i wyrzucenia jego dyplomatów. A tu proszę – Unia Europejska (wraz z potakującymi jej gorliwie polskimi władzami) okazała temu pełnoprawnemu, suwerennemu państwu wielkoduszność. Zadowoliła się selektywnymi szykanami oraz obraźliwym gestem pod jego adresem: na uroczystość zaprzysiężenia prezydenta Łukaszenki na czwartą kadencję nie przybył przedstawiciel dyplomatyczny żadnego z państw unijnych, choć byli na niej obecni np. biskupi Kościoła katolickiego. Znaj, chamie, dobroć „cywilizowanej” Europy – w końcu są też USA, które uprawiają „eksport demokracji” za pomocą bombardowań i wszczynania wojen o wielu tysiącach ofiar…
1 Skromną nadzieję budzi fakt, że nie cała. Rada Unii Europejskiej nie nałożyła na Białoruś ogólnych sankcji gospodarczych, ponieważ, jak przyznał (z rozczarowaniem?) p. Sikorski, sprzeciwili się temu ministrowie kilku państw członkowskich.