Jesteś tutaj: Publicystyka » Inni publicyści » Michael Oakeshott: „Szkice o historii, stowarzyszeniu cywilnym i polityce” (fragment)

„Szkice o historii, stowarzyszeniu cywilnym i polityce” (fragment)

Michael Oakeshott

[…]

Drugi wymiar refleksji, rozwijanej przez Oakeshotta w cieniu wieży Babel, dotyczy istoty nowoczesnego państwa. Budowla, mająca zapewnić ludziom drogę do nieba, symbolizuje w jego twórczości wszelkie wynaturzenia nowoczesnej polityki: racjonalizm, składający realność społecznego życia na ołtarzu politycznego, abstrakcyjnego hiperprojektu, politykę wiary, czyli świecki milenaryzm, traktujący politykę jako trampolinę do ziemskiego zbawienia, wreszcie państwo telokratyczne, jednoczące wspólnotę wokół kolektywnego, instrumentalnego celu, wymagającego mobilizacji, która ogranicza wolność. Oakeshott przeciwstawił mu inny model państwa, a pierwszym teoretykiem tegoż był w świetle jego analiz Tomasz Hobbes, który zaprezentował w Lewiatanie pierwszą nowoczesną próbę budowy stowarzyszenia cywilnego, nazywanego przez Oakeshotta w późniejszej twórczości państwem nomokratycznym lub societas. Konstruując swój model państwa, Hobbes nie narzucił mu, w przeciwieństwie do budowniczych Babel i ich nowoczesnych naśladowców, żadnego z góry określonego celu, a swoją koncepcję wsparł na dwóch filarach: wizji przyrodzonej kondycji ludzkiej, w której powraca w nowej odsłonie Augustyński mit o upadku człowieka, oraz nowoczesnej koncepcji indywidualności. Projekt ten Oakeshott w swojej późniejszej twórczości rozwinął i zmodyfikował; o ile bowiem autor Lewiatana uwypuklił wpisane w ludzkie wyjściowe położenie samotność, bojaźń i niespełnienie, skazujące jednostkę na konieczność przezwyciężenia instynktów i racjonalnego samoograniczenia, o tyle Oakeshott osadził państwo na gruncie koncepcji człowieczeństwa uformowanego, wpisanego w szeroki kontekst społecznych i etycznych praktyk. Obaj, przemyślawszy, każdy na swój sposób, nowoczesne pojęcie indywidualności, spotykają się w państwie, mającym postać stowarzyszenia cywilnego, opartego na rządach prawa, które dla Hobbesa stanowiło nade wszystko przezwyciężenie pierwotnej kondycji, dla Oakeshotta zaś taką postać wspólnoty, która chroni wolność jednostek oraz pluralizm i autonomię wszelkich sfer ludzkiej aktywności. Prezentowane w niniejszym tomie eseje o twórczości Hobbesa nie tylko ukazują jedną z ważniejszych interpretacji Lewiatana, lecz także pozwalają zrozumieć rolę, jaką odegrała filozofia Hobbesowska w kształtowaniu się teorii politycznej Oakeshotta i jego własnej koncepcji stowarzyszenia cywilnego jako modelu nowoczesnego liberalnego państwa.

Biblijne pomieszanie mowy może być rozumiane w kontekście filozofii politycznej Oakeshotta również inaczej, jako skutek obrazoburczego dzieła, wywołany nie tyle interwencją Boga, ile zaślepieniem samych ludzi, którzy tracą umiejętność odróżniania rozmaitych języków i rozumienia ich swoistości, co dotyczy zwłaszcza języka polityki. Mentalność telokratyczna odbiera zdolność odczytywania sensów podstawowych pojęć politycznych i istoty politycznych klasyfikacji, podporządkowując polityczne myślenie obywateli nowemu, instrumentalnemu światopoglądowi – efektem jest nie tyle kolejny potop, ile „zalew słów pozbawionych znaczenia”1. Dyskurs polityczny traci swój charakter argumentacyjny i zostaje opanowany przez pseudonaukowe racje. Wszechobecny pragmatyzm przenika na wyższe uczelnie, gdzie polityka nauczana jest coraz częściej zgodnie z modelem szkolenia zawodowego. Szkice z trzeciej części niniejszego tomu, ukazujące współczesną politykę przez pryzmat języka, dyskursu i edukacji, poprzedzone są wczesnym esejem o filozofii Jeremy’ego Benthama z 1932 roku, którego młody Oakeshott uznawał za wzorcowego oświeceniowego philosophe o mentalności zasadniczo racjonalistycznej, by w późniejszej fazie twórczości zaliczyć go do grona teoretyków stowarzyszenia cywilnego. Można w tym widzieć naturalną ewolucję poglądów autora, który przeobraża się z tropiciela racjonalizmu w polityce, czyli kultu niekrępowanego rozumu, kreującego polityczne projekty w całkowitym oderwaniu od uwarunkowań społecznego życia, w myśliciela wyczulonego na wieloznaczności nie tylko w sferze politycznego doświadczenia, lecz także w spojrzeniu na dorobek poprzedników, a tym samym skłonnego do bardziej zniuansowanych, wyważonych sądów. Nie znaczy to jednak, by problem racjonalizmu utracił wagę w jego dalszej twórczości – przeciwnie, tym, co stanowi o istocie Oakeshottowskiej krytyki współczesności z późniejszego okresu, jest splot racjonalistycznego kultu wiedzy technicznej ze skłonnością do instrumentalizacji polityki w imię wielkich celów, sprowadzających komunikację polityczną i kształcenie w dziedzinie polityki wyłącznie do roli „narzędzi” mających przynosić pożądane efekty.

Samanta Stecko, Wstęp. Cień wieży Babel

[…]

Czym dziś jest znajomość filozofii politycznej Michaela Oakeshotta? Popisem erudycji? To na pewno. Pozwala też dostrzec, że w pewnych kręgach po prostu mówi się jego, przyswojoną na „rynku wtórnym”, „prozą”, nawet tego nie zauważając, lub – co bardziej prawdopodobne – nie zdając sobie z tego sprawy; albo też zdając sobie sprawę, lecz tylko połowicznie. Jako konserwatywna jeremiada niemająca w sobie nic z agresywnej dynamiki pism Carla Schmitta czy z radykalizmu właściwego myśli Leo Straussa, spokojna refleksja Oakeshotta nie w czas przychodzi – tego jestem pewien. Ale skoro już przyszła, dobrze, że wreszcie jest. Przyjrzyjmy się wyzwaniom, z którymi musiała się zmierzyć.

[…]

Autor Wieży Babel niczym wytrawny detektyw tropi po kolei te miejsca, w których zagnieździł się niemiły jego konserwatywnej wrażliwości duch racjonalizmu. Takim miejscem jest literatura, ale wydaje się ono tak jakby mniej warte namysłu w porównaniu z innym obszarem do cna spenetrowanym przez racjonalistów, mianowicie z polityką. Współcześnie cała przestrzeń polityczna – podkreśla Oakeshott – uległa racjonalizacji, a przecież rzut oka wystarczy, aby zrozumieć, że tak pojęty racjonalizm po prostu nie ma szans przyjąć się w polityce. Przede wszystkim wśród racjonalistów do polityki garną się osoby niedoświadczone polityczne, znające świat z książek i tak go pamiętające. Swoje braki w politycznym wykształceniu nadrabiają umiejętnościami socjotechnicznymi. Hannah Arendt nazywała ich „specjalistami od rozwiązywania problemów”. Pisała, że dają początek procesowi wewnętrznego zakłamania, które sprawia, że nie potrafią odróżnić tego, co wyobrażone, od osadzonych w rzeczywistości faktów. Ich sądy o świecie wiszą w chmurach. „Samozakłamanie [racjonalistów – P.N.] nie było wynikiem oszukiwania, lecz jego początkiem. Oszuści zaczęli od oszukiwania samych siebie”. I dalej:

Samozakłamanie wciąż zakłada istnienie różnicy między prawdą i fałszem, między faktem i zmyśleniem. […] Specjaliści od rozwiązywania problemów, którzy znali wszystkie fakty dostarczane im regularnie w raportach służb wywiadowczych, polegali jedynie na uznawanych w ich kręgu technikach, to jest na rozmaitych sposobach przekładania jakości i treści na ilość i liczby pozwalające obliczać wyniki, które w niewytłumaczalny sposób nigdy się nie potwierdzały. Czynili tak po to tylko, by na bieżąco, z dnia na dzień pozbywać się tego wszystkiego, o czym wiedzieli, że jest prawdą2.

Do niedawna tak zwani zwykli ludzie przyglądali się wystawom sklepowym, słuchali reklam i odczuwali wyraźną ulgę, gdy uświadamiali sobie, że żadnej z reklamowanych rzeczy nie potrzebują. Tymczasem zadanie racjonalistów polega na przekonaniu ich o użyteczności rzeczy niepotrzebnych i niechcianych3. W tym sensie racjonaliści – komiwojażerowie wielkich projektów politycznych i społecznych – działają zgodnie z rozumem, lecz wbrew zdrowemu rozsądkowi, dlatego na koniec wszystkie ich starania biorą w łeb. Oto powód, dla którego powinni trzymać się z dala od rządowych stanowisk i pieniędzy podatników.

Rządzenie – pisze Oakeshott – sprowadza się do przekształcania prywatnych snów w uszlachetniony sen publiczny, śniony przez możliwie wszystkich obywateli lub przynajmniej przez większość z nich. Ale nawet we śnie nie uwolnimy się od konfliktów, nawet nie warto tego próbować4. Kto w takim razie ma objąć władzę, bo przecież rządzić ktoś musi? Każdy, komu ona się należy5. A więc ten, kogo pozycja jest wystarczająco utrwalona, by nikt nie mógł jej zakwestionować; kto, owszem, szybko ulega pokusom panowania, lecz równie szybko się ich wyzbywa. Z pewnością nie dla niego Machiavelli pisał Księcia, ponieważ celem tego poradnika było „dostarczenie techniki władzy, za którą nie stoi tradycja”6. Wszakże Macchiavelli inaczej niż Bacon, Kartezjusz czy ich następcy, nie wierzył, że rządzenie polega wyłącznie na technice, na administrowaniu ludźmi jak rzeczami. Polemiście można, gdy trzeba, wsadzić nóż pod żebro – w końcu na tym między innymi polega makiawelizm nowych książąt – ale globalna zmiana, do której zmierzają „kartezjanie”, tożsama jest nie z ruiną Padwy czy Florencji, tylko całego świata, w pierwszym rzędzie zaś – świata polityki. Albowiem – powtórzmy to raz jeszcze – uprawiana przez racjonalistów polityka rodzi się na styku braku doświadczenia i podsuwanej przez los okazji, a to za mało, by zrobić coś sensownego.

To jednak nie Machiavelli, lecz Hobbes jest tym, który ukształtował nowożytne myślenie o polityce. W swoich rozważaniach Oakeshott poświęcił mu osobne miejsce, toteż warto się zastanowić, dlaczego.

Piotr Nowak, Posłowie

Michael Oakeshott, Szkice o historii, stowarzyszeniu cywilnym i polityce, przekład, wstęp i opracowanie Samanta Stecko, posłowie Piotr Nowak, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 2023

Wprowadzenie do Lewiatana

3. Umysł i styl

Jedynym, co się jawi w umyśle człowieka, jest σύνολον7 formy i treści; styl i materia, metoda i doktryna są tu nierozdzielne. A jeżeli jest to umysł filozofa, rozsądna zasada nakazuje zajmować się techniczną ekspresją tej jedności dopiero po jej zaobserwowaniu w postaci mniej formalnej, w tym, jak się przejawia w temperamencie, sposobie myślenia i stylu pisarskim. Tego typu okolicznościowe świadectwa nie mogą rzecz jasna istotnie się przyczynić do uzasadnienia technicznych rozróżnień danej filozofii; często jednak przybliżyć ich zrozumienie. Tak to przynajmniej jest, jak mi się wydaje, w przypadku myśli Hobbesa.

Filozofia wyrasta z pewnej skłonności umysłu, która, choć odmienna pod względem charakteru, jest takim samym naturalnym darem co zdolności matematyczne albo geniusz muzyczny. Spekulacja filozoficzna wymaga tak niewielkiej wiedzy o świecie i w porównaniu z innymi aktywnościami intelektualnymi jest tak niezależna od wiedzy książkowej, że stanowi dar, który często się ujawnia już we wczesnym życiu. Filozofowi niejednokrotnie się zdarza zaprezentować swoje ważne dzieło, będąc w wieku, w którym inni dopiero się przygotowują do wypowiadania się lub działania. Hobbes obdarzony był anima naturaliter philosophica w pełnym wydaniu, o dziwo jednak swoją twórczość filozoficzną rozpoczął dopiero po ukończeniu czterdziestego drugiego roku życia, a arcydzieło napisał po sześćdziesiątce. Z pewnością w jego geniuszu nie było nic przedwczesnego; czy jednak powinniśmy zakładać, że jego miłość do argumentacji i pasja, z jaką uprawiał dialektykę, będące częścią daru filozofowania, pozostawały nieobecne w okresie młodości? Próbując rozwiązać tę zagadkę, autorzy piszący o Hobbesie często wybierali drogę na skróty. Jego życie dzielono na jednolite okresy, a jego ujawnienie się jako filozofa w średnim wieku zyskiwało aplauz, ale nie znajdywało wyjaśnienia. Bardzo zdolny w szkole, bezproduktywny na uniwersytecie, pozbawiony ambicji we wczesnym życiu, nabrał później upodobania do pracy naukowej i w końcu wszedł na ścieżkę filozofii, kiedy, gdy miał czterdzieści lat, na kartach Euklidesa objawiła mu się moc dowodu geometrycznego – oto życie, które jest mu przypisywane. Rodzi ono poczucie niedosytu. Zebrano też dowody na to, że filozofia i geometria nie stanowiły przedmiotu zainteresowań Hobbesa w jednakim czasie, co świadczy o tym, że jego spekulatywny dar nie był niewykorzystywany w latach wcześniejszych8. Jest jednak prawdą, że kiedy występuje on jako filozof, jest już człowiekiem dorosłym, intelektualnie dojrzałym, a czas gorliwych poszukiwań i testowania kierunków badawczych nie znajduje odzwierciedlenia w jego pismach.

Siła i pewność myśli obecne w pismach Hobbesa nie ujdą niczyjej uwagi. Jest arogancki (choć to nie młodzieńcza arogancja), dogmatyczny i wypowiada się tonem nieznoszącym sprzeciwu: wie wszystko z wyjątkiem tego, jak zostaną przyjęte jego teorie. Nie ma w nim nic połowicznego lub nieskończonego, nic w trakcie rozwoju; żadnych obietnic, tylko spełnienie. Jest i Montaigne’owska pewność siebie; Hobbes zaakceptował siebie i oczekuje, by inni zaakceptowali go na takich samych zasadach. I wszystko to jest zrozumiałe, zważywszy, że Hobbes nie należy do tych filozofów, którzy pozwalają nam śledzić rozwój swych przemyśleń, i że nie opublikował nic przed ukończeniem pięćdziesiątego czwartego roku życia. Są jednak i inne, bardziej techniczne przyczyny jego pewności siebie. Jego koncepcja filozofii jako ustalania hipotetycznych przyczyn w toku rozumowania zwalniała go z konieczności postępowania w sposób ostrożny, odpowiedni dla tych, którzy zajmują się faktami i zdarzeniami9. Przede wszystkim jednak był to efekt jego dojrzałości i przekonania, żywionego jeszcze przed zabraniem głosu, że dorównuje każdemu, kto mógłby mieć czelność mu odpowiedzieć. Zarówno jego temperament, jak i styl, nie mniej niźli okoliczności życiowe, nakazywały mu wstrzymać ogień. Jego długie życie po osiągnięciu wieku średniego gwarantowało przestrzeń dla zmiany i rozwoju, która innym dana jest w młodszym wieku; skorzystał z niej jednak w niewielkim stopniu. Często się mylił, zwłaszcza w trakcie niefrasobliwych wycieczek w głąb matematyki, i często zmieniał poglądy, jakkolwiek rzadko je odwoływał. Pewność siebie nigdy go nie opuściła.

Jeżeli pierwsze wrażenie, jakie rodzi filozoficzna twórczość Hobbesa, jest wrażeniem dojrzałości i determinacji, drugie jest wrażeniem niezwykłej energii. To tak, jak gdyby cała stracona młodość Hobbesowskiego umysłu została odzyskana i utrwalona w tym nad wyraz młodzieńczym rysie. Jedną z bardziej odkrywczych uwag Aubreya na jego temat okazało się stwierdzenie, że „nigdy nie był bezczynny; jego myśl była stale w ruchu”10. A z tej energii płyną inne uderzające cechy jego umysłu i stylu: sceptycyzm, uzależnienie od systemu i polemiczna pasja.

Impulsem do filozofii może być wiara (jak u Eriugeny) lub ciekawość (jak u Locke’a), jednak w przypadku Hobbesa podstawowym bodźcem stało się zwątpienie. Sceptycyzm był oczywiście w powietrzu, którym oddychał; niemniej żyjąc w epoce sceptyków, Hobbes był najbardziej radykalny z nich wszystkich. Nie był to elegijny sceptycyzm Montaigne’a ani krucha sieć, pod osłoną której prowadził swoją walkę Pascal, ani też metodologiczne zwątpienie Kartezjusza; w przypadku Hobbesa była to jednocześnie metoda i konkluzja, oczyszczająca i twórcza. To nie techniczne szczegóły owego sceptycyzmu (które musimy omówić później) są tak niezwykłe, lecz jego waleczność. Ogarnia Hobbesa średniowieczna żarliwość, kiedy strąca w tę samą otchłań absurdu zarówno wyznawców wiary w wieczną prawdę, jak i przedsiębiorczych poszukiwaczy prawd; zarówno wiarę, jak i naukę. Jego sceptycyzm jest tak ekstrawagancki, tak niebaczący na konsekwencje, że czytelnik ma ochotę wykrzyknąć to samo, co ponoć wykrzyknął Hobbes na widok dowodu czterdziestego siódmego teorematu u Euklidesa: „Na Boga, toż to niemożliwe!”. A jedynym, co czyni ów sceptycyzm wiarygodnym, jest śmiałość Hobbesa; ma on odwagę przyjąć własne konkluzje i pewność siebie potrzebną, by na nich budować. Pasja niszczenia i pasja budowania są u Hobbesa równie silne.

Nietrudno się zgodzić z tym, że system filozoficzny może człowieka ośmieszyć tak samo łatwo, jak wszystko inne. A jednak impuls do systematycznego myślenia nie jest w gruncie rzeczy niczym innym niż tylko skrupulatnym dążeniem do osiągnięcia celu, który przyświeca każdemu filozofowi. Zamiłowanie do jasności i prostoty, determinacja, by nie zadowalać się niczym, co nosi znamiona niekonsekwencji, odmowa uwzględnienia jednego elementu doświadczenia kosztem innego – to motywy wszelkiego myślenia filozoficznego, a ich efektem jest system. „Pragnienie mądrości wiedzie do królestwa”11. A dążenie do stworzenia systemu wymaga nie tylko inteligencji i wyobraźni, lecz także, może nade wszystko, umysłowej energii. Regułą rządzącą systemem nie jest bowiem proste wykluczanie wszystkiego, co do niego nie pasuje, lecz ciągłe odbudowywanie koherencji. Hobbes wyróżnia się z jednej strony pośród swoich współczesnych, z drugiej zaś w historii angielskiej filozofii, jako twórca systemu. A ów system wyraża taką siłę wyobraźni, że pomimo jego relatywnie prostego charakteru wydaje się porównywalny z dziełem tak imponującym i wyszukanym jak system Heglowski. Jeżeli jednak stworzenie systemu wymaga wielkiej umysłowej energii, potrzeba jeszcze większej, by nie stać się niewolnikiem własnego dzieła. Stać się niewolnikiem systemu w życiu to tyle, co nie wiedzieć, kiedy „wyłączyć filozofię” i nie dostrzegać ostatecznego triumfu niekonsekwencji; w filozofii zaś to tyle, co nie wiedzieć, kiedy wymogi rozumienia są ważniejsze od wymogów spójności. Również w tej kwestii nie zabrakło Hobbesowi umysłowej energii. Kiedy będziemy rozważać techniczne szczegóły jego filozofii, dostrzeżemy umiar, który pozwolił mu na przykład uniknąć filozofii atomistycznej, oraz nieobecność rygoryzmu, umożliwiającą modyfikację jego metody filozoficznej w odniesieniu do polityki; tutaj, jeżeli myśleć o cechach jego umysłu w sposób bardziej swobodny, umiejętność ta okazuje się elastycznością, energią nieustannego uwalniania się od formalizmu systemu.

Myślenie nie tylko rozumiał Hobbes jako ruch, lecz także tak samo je odczuwał. Umysł jest czymś żywym, a myśli są lotne i dlatego język uczuć jest właściwy do opisu ich działania. Naturalna energia Hobbesa powodowała, że w oczywisty sposób czerpał przyjemność ze sporów. Polemikę miał we krwi. Błyszczał geniuszem wielkiego wyraziciela idei; jego żywiołem była jednak walka i nie znał innej taktyki prócz ataku. Był błyskotliwym polemistą, zręcznym, zawziętym i twórczym, który rozprawił się z błędami scholastyków, purytanów i papistów, przy użyciu subtelnej mieszanki argumentacji i drwiny. Niemniej popełnił błąd, uznając ten styl za powszechnie skuteczny, w polityce nie mniej niż w matematyce. Błyskotliwość w sporze potrafi bowiem zwieść na manowce. Orientacja wyłącznie na wygraną oznacza przejmowanie standardów przeciwnika, a doraźne zwycięstwa zaczynają przesłaniać wszelkie inne kwestie. Większość czytelników uzna Hobbesowską skłonność do polemiki za przesadną, jest to jednak defekt nieprzeciętnie aktywnego umysłu. Nigdy też nie zniszczyło to w nim umiejętności dostrzegania różnicy między pokonaniem przeciwnika a sformułowaniem twierdzenia, nigdy też nie uciszyło wewnętrznego dialogu, będącego istotą filozoficznego myślenia. Podobnie jednak jak wielu innych polemistów bardziej nienawidził błędu, niż kochał prawdę, i uzależnił się nadmiernie od stymulacji zapewnianej przez konflikt. Była w nim mądrość, a często i głęboka determinacja, ale nie spokój.

Jak widzieliśmy, Hobbes odznaczał się niezwykłą pewnością siebie i energią umysłu; musimy się teraz zastanowić, czy był to również umysł oryginalny. Podobnie jak Epikur, miał zamiłowanie do oryginalności. Rzadko wspomina innego autora, by przyznać się do zaciągniętego długu, i często wydaje się przewrażliwiony na punkcie niezależnego charakteru własnej filozofii od przeszłości. Filozofia Arystotelesa jest „pusta”, a scholastycyzm to „zbiór niedorzeczności”. Jednak, choć z pewnością przeczytał więcej, niż potrafił czasem przyznać – lubił podkreślać, że gdyby przeczytał tak dużo jak inni ludzie, nie wiedziałby więcej od nich – sprawiał wrażenie zadowolonego z dzieł, które zdarzyło mu się zgłębić i narzekał raczej nie tyle na brak książek, ile na uciążliwy niedobór rozmów w pewnych okresach życia. Zdawał sobie sprawę, że jest filozofem domorosłym, amatorem, pozbawionym biegłości Kartezjusza lub pochodzenia Spinozy. Poczucie to mógł wzmagać brak uczestnictwa w środowisku akademickim. Skończyła się pewna epoka akademickiej filozofii, kolejna miała dopiero nadejść. Wiek XVII to stulecie niezależnych uczonych, a Hobbes był jednym z nich, podążającym własną drogą i nawiązującym własne kontakty ze światem nauki. A jego głęboka podejrzliwość względem wszystkiego, co mogło się kojarzyć z autorytetem w filozofii, umacniała wywołaną przez okoliczności niezależność. Wsparcie, którego pragnął, czerpał z kontaktów ze współczesnymi, zwłaszcza w Paryżu; inspirowało go ich wrodzone wyczucie kierunku, jaki powinna obrać filozofia, jeżeli ma przynieść odpowiedzi na pytania podsuwane przez współczesną naukę. Co do koncepcji i struktury jego filozofia była dziełem własnym Hobbesa. A kiedy twierdził na temat filozofii cywilnej: „nie jest starsza niż książka, którą ja sam napisałem O obywatelu12, miał na myśli nie tylko osobiste osiągnięcie polegające na nowatorskim ujęciu faktów ludzkiej świadomości na potrzeby interpretacji stowarzyszenia cywilnego, lecz także dawał wyraz owemu powszechnemu wrażeniu nowości, z jakim jego epoka celebrowała swoje intelektualne dokonania. Ale jednocześnie jego filozofia należy do pewnej tradycji. Niewykluczone, że Hobbes istotnie był tak oryginalny, jak sądził, że jest, natomiast żeby sobie uświadomić zaciągnięty dług, musiałby dostrzec związek (a dostrzec go nie mógł) pomiędzy scholastycyzmem i nowoczesną filozofią, który staje się dla nas jasny dopiero teraz. Filozofia Hobbesa ma postać palimpsestu. Dla jej autora ważne było to, co napisał, natomiast na to, co zastał, był, jak należałoby się zresztą spodziewać, obojętny; dla nas jednak ważne są oba te wymiary jego twórczości.

I wreszcie, Hobbes jest pisarzem, samoświadomym stylistą i mistrzem indywidualnego stylu, który wyraża całą jego osobowość, gdyż nie ma rozziewu pomiędzy osobowością a filozofią Hobbesa. Sposób pisania, jaki uprawiał, nie był, rzecz jasna, obcy jego czasom; nie cechował go ani nieformalny styl, będący osiągnięciem Locke’a, ani prostota sprawiająca, że styl Hume’a jest wzorem nie do pogardzenia dla współczesnych filozofów. Styl Hobbesa jest rozbudowany, stosownie do upodobań owej epoki. Jednakże w ramach dostępnych mu możliwości znalazł sposób pisania, który dokładnie odzwierciedla jego temperament. Polemiczne intencje przenikają każdą stronicę; pisał, by przekonywać i odpierać, to zaś już samo wymagało dyscypliny. Styl ten cechują elokwencja, pełna wdzięku inteligencja, zdecydowanie, płynące z pewności siebie, oraz sentencjonalność autora o wyrobionych poglądach; potrafi się zdobyć zarówno na kurtuazję, jak i nieokrzesaną ironię. Najistotniejszą cechą jego stylu jest jednak charakter dydaktyczny i imaginacyjny. Filozofia, ogólnie rzecz biorąc, zna dwa style, kontemplacyjny i dydaktyczny, choć istnieje wielu pisarzy, u których żaden styl nie jest na tyle dominujący, by w pełni wykluczać drugi. Uprawiający pierwszy z nich wtajemniczają nas w sekretne działania swych umysłów, mniej dbając o to, byśmy wynieśli z tego jakąś precyzyjnie sformułowaną doktrynę. Filozofia jest dla nich rozmową i niezależnie od tego, czy ubierają ją w formę dialogu, czy nie, ich styl odzwierciedla ten zamysł. Hobbes pisał w stylu drugim. To, co ma do powiedzenia, jest już całkowicie wolne od wątpliwości i wahań, właściwych dla procesu myślowego. Czytelnikowi oferowany jest sam rezultat, destylat. Wadę tego stylu stanowi to, że czytelnik musi go albo przyjąć, albo odrzucić; a jeżeli inspiruje on do nowych przemyśleń, to jedynie za sprawą oporu, jaki budzi. Styl Hobbesa jest imaginacyjny nie tylko za sprawą subtelnych obrazów, wypełniających karty dzieła, ani też wyłącznie z tego powodu, że potrzeba wyobraźni, by stworzyć system. Jego wyobraźnia przejawia się również jako zdolność do tworzenia mitu. Lewiatan jest mitem, transpozycją abstrakcyjnej argumentacji do świata wyobraźni, w którym w mgnieniu oka uświadamiamy sobie stałe, proste centrum złożonych i zmiennych relacji. Transpozycja ta może nie wyjść argumentacji na dobre, a uzyskana żywość może zostać okupiona iluzją. Mamy tu jednak do czynienia z dziełem sztuki, osiągnięciem, które w dziejach filozofii politycznej Hobbes dzieli tylko z Platonem.

Michael Oakeshott, Szkice o historii, stowarzyszeniu cywilnym i polityce, przekład, wstęp i opracowanie Samanta Stecko, posłowie Piotr Nowak, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 2023, ss. 631, oprawa miękka, ISBN 978-83-8196-366-4.


1 Tamże, s. 574 w niniejszym tomie.

2 Hannah Arendt, Kryzys republiki, przeł. P. Nowak, Fundacja Augusta hr. Cieszkowskiego, Warszawa 2022, s. 157–159.

3 Michael Oakeshott, O postawie konserwatywnej, przeł. A. Lipszyc, w: tegoż, Wieża Babel i inne eseje, dz. cyt., s. 208.

4 Tamże, s. 210.

5 Leo Strauss, Platon, przeł. P. Nowak, w: Leo Strauss, Joseph Cropsey, Historia filozofii politycznej, dz. cyt., s. 44.

6 Michael Oakeshott, Racjonalizm w polityce, dz. cyt., s. 46.

7 σύνολον (gr.) – całość, złożenie, jedność

8 Leo Strauss, The Political Philosophy of Hobbes.

9 L., s. 792.

10 John Aubrey (1626–1697) – antykwariusz i pisarz, biograf Tomasza Hobbesa, autor popularnego zbioru biografii Brief Lives – przyp. tłum.

11 Biblia Tysiąclecia, Księga Mądrości 6,20 – przyp. tłum.

12 E.F., t. I, s. 4.

PMK Design
© Organizacja Monarchistów Polskich 1989–2024 · Zdjęcie polskich insygniów koronacyjnych pochodzi z serwisu replikiregaliowpl.com.