Jesteś tutaj: Publicystyka » Adam Danek » How the West was won
Ponad sześćdziesiąt lat temu na Polskę wydano wyrok. Sowiecki komunizm i anglosaski demoliberalizm uczyniły ją przedmiotem swej geopolitycznej inżynierii. Ich przywódcy, konferujący w Teheranie, pochylili się nad mapą i postanowili arbitralnie, że odtąd terytorium państwa polskiego będzie wyglądało tak, jak im pasuje. Kilka pociągnięć ich ołówków unicestwiło wschodnie Kresy Rzeczypospolitej. Umiłowany kraj wileńskich konserwatystów (nie znosili słowa „Kresy”, gdyż sugerowało podrzędność ziem byłego Wielkiego Księstwa Litewskiego wobec warszawskiej metropolii) znalazł się tym samym w całości we władzy bolszewików, na kilkadziesiąt lat pogrążając się w czeluściach czerwonego piekła. Teherańska zmowa została później przypieczętowana na podobnej konferencji w Jałcie, kiedy sowieckie wojska – jej egzekutorzy – stały już na ziemiach polskich.
Wspominając jałtańskie rozstrzygnięcia, najczęściej akcentuje się fakt, iż terytorialna grabież dokonana na Polsce przez ZSRS została jednak zrównoważona przydaniem jej nabytków po stronie zachodniej kosztem Niemiec. Zgodnie z wersją podawaną w szkolnych podręcznikach, ziemie zachodnie miały stanowić rekompensatę za tereny zabrane Polsce na wschodzie – i tak też ową cesję oficjalnie uzasadniali ci, którzy o niej postanowili. Rekompensatę – czyli coś, co się jej słusznie należało za poniesiony uszczerbek. Jeżeli tak spojrzeć na tamte wydarzenia, to można odnieść wrażenie, że jałtańscy decydenci postąpili w gruncie rzeczy uczciwie, a skoro tak, to w sumie nic złego w Jałcie nie zaszło. Wrażenie to spotęguje się jeszcze, kiedy poczytamy autorów rozpisujących się nad korzyściami, jakie przyniosła Polsce aneksja ziem zachodnich. Kto wie, może dojdziemy wręcz do wniosku, iż Stalinowi, Churchillowi i Rooseveltowi należy się z naszej strony wdzięczność za to, że tak łaskawie obeszli się z Polską.
Tymczasem pomysł osadzenia Polaków na ziemiach zachodnich narodził się na wiele lat przed transakcją z Teheranu; po raz pierwszy sformułowano go, kiedy jeszcze w Rosji szalała wojna domowa – i padł bynajmniej nie ze strony bolszewików. Pojawił się w ośrodku władzy skupionym wokół admirała Aleksandra Kołczaka (1874-1920), przywódcy Białej Gwardii i naczelnika państwa rosyjskiego, zamordowanego potem przez czerwonych. Planowano tam powojenny kształt Rosji, co w kontekście jej granicy zachodniej wymagało odpowiedniego ułożenia relacji z Polską. Ludzie admirała Kołczaka postulowali wcielenie większości przedrozbiorowego terytorium Rzeczypospolitej do państwa rosyjskiego, a dla Polaków utworzenie państwa na terenach wykrojonych z przedwojennych Niemiec. Miało to gwarantować utrzymanie w Niemczech wrogości do Polski i wymierzonych w nią tendencji rewizjonistycznych, te zaś zmuszałyby Polskę do szukania obrony w ścisłym sojuszu z Rosją. Plan ów odżył podczas II wojny światowej, gdy w miejscu Rosji istniał już Związek Sowiecki. Komunistyczny tyran zrealizował koncept białogwardzistów z żelazną konsekwencją, jak wszystkie inne swoje zamiary.
Nie twierdzimy tu wcale, iż to źle, że Wrocław i Szczecin leżą obecnie w Polsce. Ani że ziemie zachodnie nie przyniosły jej żadnej korzyści. Należy jednak mieć świadomość prostego faktu: ich włączenie do Polski podyktowane było wyrachowanym interesem dyplomatycznym ZSRS i naprawdę niczym więcej. Dopatrywanie się w ich przekazaniu jakiegoś aktu dobrej woli czy sprawiedliwości ze strony zwycięzców II wojny światowej grzeszy zatem naiwnością. Wszakże radziły trzy imperia/Nad granicami, co zatarte,/W szczegółach zaś już siedział Beria-/I tak rozumieć trzeba Jałtę.