Jesteś tutaj: Publicystyka » x. Rafał Trytek » Wawel sprofanowany
W święto św. Stanisława Biskupa wybrałem się do katedry wawelskiej, żeby pomodlić się przed relikwiami tego patrona Polski. Niestety okazało się to niemożliwe. Już wcześniej przed świątynią postawiono pomnik Jana Pawła II, który oszpecił to historyczne miejsce, teraz jednak, po ubiegłorocznej „beatyfikacji”, na samym ołtarzu przy konfesji ustawiono dziwaczny „relikwiarz” z doczesnymi szczątkami Karola Wojtyły. Ma on kształt otwartej księgi i rozdziela ołtarz (oszczędzony przez rewolucję liturgiczną przed czterdziestu laty) od cudnej roboty srebrnego relikwiarza św. Stanisława. Wchodząc zatem do katedry nasz wzrok spoczywa najpierw na „księdze” jako centrum świątyni. W ten sposób po przeszło dziewięciuset latach święty Stanisław został „zdetronizowany” w kościele wzniesionym na Jego cześć i stał się „tłem” dla nowego kultu, symbolizującego „nową erę Kościoła”, czy też „erę nowego Kościoła”. Rozbita została w ten sposób ostatecznie święta przestrzeń wawelskiej świątyni, tego polskiego „axis mundi”, miejsca kumulowania się sił religijnych, duchowych i politycznych narodu.
Klękając zatem przed relikwiarzem św. Stanisława, pielgrzym jest zmuszony oddać jednocześnie hołd największemu „prorokowi” nowej religii, a to nosi znamiona bałwochwalstwa. Dodatkowo jedna z bocznych kaplic została zaadoptowana na cele nowego kultu. Gdzie jest konserwator zabytków? Nawet komuniści nie zniszczyli katedry tak bardzo jak posoborowi barbarzyńcy. Nowe instalacje niszczą harmonię całego wzgórza wawelskiego, gdzie do tej pory panowała spójność architektoniczna mimo wielości stylów. Sztuka romańska, gotyk, renesans i barok wzajemnie się uzupełniały, ponieważ służyły sacrum. Dopiero modernizm przewrócił do góry nogami porządek, stawiając w centrum człowieka i banalizując przekaz sztuki „kościelnej”. W tym kontekście na znaczeniu traci skandal związany z pochowaniem Pary Prezydenckiej na Wawelu. Zajęcie Krypty Srebrnych Dzwonów przez sarkofag Marii i Lecha Kaczyńskich staje się detalem w porównaniu z profanacją samej katedry i zniszczeniem jej sanktuarium.
W porównaniu z Wawelem, sanktuarium na Skałce (nie licząc stołu bez-pańskiego) zostało – wizualnie – bardziej oszczędzone. Z boku można adorować belkę, w którą wsiąkła krew świętego Męczennika, a nad nią Jego obraz. Nawet „obowiązkowy” pomnik Jana Pawła II przed kościołem nie razi tak bardzo, zwłaszcza że można mu przypisać wymowę „sedewakantystyczną”. Oto Karol Wojtyła nie zasiada na tronie, ale siedzi obok niego…
Przy źródle świętego Stanisława gaszenie pragnienia wodą o właściwościach zdrowotnych zakłóca widok „ołtarza trzech tysiącleci”. Zupełnie chybionej teologicznie i estetycznie wizji artysty, która przeraża swym monumentalizmem. Wygląda to, jakby moderniści chcieli upewnić samych siebie, że będą rządzić kolejne tysiąc lat. Cała instalacja sprawia wrażenie wymuszonej i niepotrzebnej – ani to Boże, ani ludzkie. Wszędzie dominuje styl soborowy – od lat sześćdziesiątych, siedemdziesiątych, do osiemdziesiątych, tak jakby „apostołowie” Vaticanum II chcieli zatrzymać czas swojej młodości i ustalić kanony klasyki dla przyszłości. Przeraża też duch niszczycielskiej gorliwości i nieposzanowania dla tego, co było – wszędzie musi być coś nowego! Wydaje się, że moderniści chcą zniszczyć nawet pamięć po przeszłych wiekach, by młodzi nie wiedzieli, że kiedyś było inaczej. A może pragną zagłuszyć wyrzuty sumienia, spowodowane ogromem klęski, jaką reformy soborowe sprowadziły na świat katolicki? Dziś również u nas widać coraz wyraźniej gorzkie owoce apostazji, a „polska droga” do modernizmu okazuje się prowadzić, tak jak wszędzie, ku przepaści. Upadek duchowy i moralny kraju jest taki jak wszędzie na świecie; coraz więcej rozwodów (rozpada się ok. 50% nowo zawieranych małżeństw), a dzietność należy do najniższych w Unii Europejskiej (nie przekracza 1,4 dziecka na statystyczną Polkę). Pamiętajmy, że reformację soborową przeprowadzano między innymi pod pozorem powrotu do pierwszych wieków chrześcijaństwa. Gdzie pierwotna żarliwość, duch modlitwy i pokuty, a przede wszystkim gotowość do oddania życia za Wiarę w Chrystusa, wśród tych, którzy mienią się być katolikami? Nigdy w historii Kościoła odstępstwo od religii nie miało tak powszechnego charakteru. Islam zajął niegdyś Bliski Wschód i północną Afrykę, schizma prawosławna wschodnią rubież Christianitas, Reformacja zniszczyła Wiarę na północy kontynentu, ale zawsze pozostawały duże obszary katolickie, gdzie wyznawano integralnie katolicyzm, a w kościołach odprawiano miłe Bogu, prawowierne Msze.
Heretycka sekta, która opanowała materialne struktury Kościoła pół wieku temu, doprowadziła do apostazji tak dogłębnej jak żadna inna w przeszłości. Było to możliwe oczywiście dlatego, że modernistyczni apostaci mogli działać pod katolickim szyldem, mogli podawać się za przedstawicieli Chrystusa na ziemi i rzekomo w Jego imię przeprowadzać zmiany, które w istocie nie mają z Nim nic wspólnego. Przebiegłość diabelska nie zna granic; „zamach stanu” przepowiedziany i zaplanowany w lożach wolnomularskich jeszcze w XIX wieku udał się znakomicie. Zamiast prawowierności wśród nominalnych katolików panuje rozmyte, bezdogmatyczne „chrześcijaństwo”, zamiast świętych obrządków mamy w prawie wszystkich pokatolickich kościołach zajmowanych przez heretyków jakieś popłuczyny po protestantyzmie, stworzone przez masona Hannibala Bugniniego. Zamiast katolickiego Prawa Kanonicznego, jak to z 1917 r., pseudoprawo z 1983 r., sankcjonujące świętokradztwo i grzech, które biskupi Antoni de Castro-Mayer i Marceli Lefebvre nazwali dlatego heretyckim.
Nie łudźmy się, że przestępcy dobrowolnie przyznają się do winy. Oni aż do końca będą szli w zaparte. Miłość własna nie pozwoli im się przyznać, że brali udział w demontażu Wiary na masową, globalną skalę. Będą próbowali do końca łudzić samych siebie, a przede wszystkim wiernych, że ostatnie pół wieku nie było dla Kościoła zupełnie stracone, że upadek Wiary Katolickiej w 99% świata katolickiego nie był z ich winy. Będą też próbowali czerpać profity z tego, co im jeszcze zostało. W Niemczech mają ciągle 4 miliardy euro podatku kościelnego, a w Polsce będą grali na ludzkim i narodowym sentymencie do „Karola, człowieka, który nie został papieżem”. Jedyną tradycją, jaką będą tolerowali, będzie góralska cepeliada, natomiast wszelkie przejawy życia autentycznie katolickiego będą zwalczali, czy to otwarcie, czy przez milczenie, czy też przez rzekome koncesje, na które złapią zapewne łatwowiernych i żądnych sukcesów tradycjonalistów, którzy bardziej ufają własnemu sprytowi niż wyrokom Bożej Opatrzności.
Za parę dni obchodzimy 95. rocznicę objawień fatimskich. Niech Niepokalane Serce Maryi będzie prawdziwie naszą ucieczką, naszym zbawieniem, naszym ratunkiem.
10 maja AD 2012, święto świętego Antonina, oktawa świętego Stanisława Biskupa