Jesteś tutaj: Publicystyka » Inni publicyści » Maciej Eckardt: Wilcy wciąż czekają
Zamachu nie było. Samolot wystartował z półgodzinnym opóźnieniem. Nikt nikogo nie zestrzelił. Piloci wbrew zdrowemu rozsądkowi podeszli do lądowania. Urządzenia dźwiękowe na długo przed uderzeniem w ziemię ostrzegały ich przed niebezpieczeństwem. Nie zareagowali. „Warunków do lądowania nie ma” — mówił do załogi prezydenckiego samolotu na ponad kwadrans przed katastrofą kontroler ruchu lotniczego w Smoleńsku. W kabinie pilotów przed lądowaniem pojawiły się co najmniej dwie osoby spoza załogi. Jedna z nich miała kontakt z prezydentem. To minister Kazana, który przekazał informację, że „na razie nie ma decyzji prezydenta, co dalej robić” (sic!). W kabinie pilotów swoje uwagi wygłaszał generał broni Andrzej Błasik. Piloci wciąż podchodzili do lądowania. Swoje krótkie życie zakończyli dramatycznym przekleństwem.
Teorie spiskowe nie ustaną. Katastrofa pod Smoleńskiem ma wszelkie powody, by stać się politycznym paśnikiem. Wykarmi wszystkich. I przeżuwaczy, i drapieżniki. Dziać się będą przy nim sceny przeróżne. Bójki i zgody. Rozejmy i strzały zza węgła. Skamlenia i chrzęst łamanych kości. Tokowania i wzajemne ocieranie. Choć niby to paśnik, a więc oaza pokoju, będzie najbezwzględniejszym polem bitwy, przy którym nikt nie uświadczy dekretowanej właśnie miłości, a jedynie przekrwione nienawiścią oczy. Nikt nikomu nie odpuści. Ot, polityka. Ot, mediokracja. Tutaj wieczny spokój nie istnieje. Tutaj ten, który nie atakuje, pada zagryziony. Póki co, gryzą się ogary. Wilcy na razie uważnie się obserwują. Krążą wokół paśnika. Czekają na dogodny moment.