W oczekiwaniu
Tomasz Wiśniewski (Reaktor)

I. Nowa Postać Świata.
Jak wiadomo, starożytność, a wraz z nią kilkusetletnie panowanie Imperium Rzymskiego zostały zakończone przez Wielką Wędrówkę Ludów. Zapoczątkowali ją koczownicy ze Wschodu, Hunowie i dalej poszło jak efekt domina- cała chmara różnych ludów rzuciła się na Zachód. Ale nie ważne. Ów okres (od 375 roku do- no właśnie, kiedy konkretnie?) jest katalizatorem między Antykiem a późniejszym Średniowieczem. To w tamtych czasach wykrystalizowały się zręby dzisiejszego świata, przynajmniej jego europejskiej- a więc najważniejszej- części. Epoka końca i nowego początku.

Dzisiaj również potrzebujemy podobnego wstrząsu. Analogie między więdnącym Rzymem a dzisiejszymi krajami demokracji i dobrobytu są oczywiste. Zaryzykowałbym tu stwierdzenie, że ogół dziejów jest po prostu cyklem powtarzających się upadków i rozkwitów. Ale do rzeczy. Wieloletni zastój i pogrążanie się w samouwielbieniu nie służy nikomu- a my tylko powielamy stare błędy. Kto na nich skorzysta? Kolejni najeźdźcy ze Wschodu? To właśnie stamtąd wypływały kolejne fale burzące zachowany porządek i wprowadzające własne zachowania, zarządzenia, idee.

Być może i ich czas się skończył. Może czas na Południe- chmary ubogich, ale prężnych i przedsiębiorczych Arabów zdecydowanych ponieść Islam choć do piekła tylko ostrzą sobie zęby na nasze ziemie, a właściwie- urojone bogactwo i osiągnięcia. Widocznie wiedzą, że jesteśmy na duchowym wykończeniu i potrzeba zbudować tu coś nowego.

Ale my jesteśmy wzmocnieni jeszcze naszą wiarą, oczywiście mówię o nas w kontekście świadomych swoich poglądów, zagrożenia i nadziei osób, a nie całego kontynentalnego ogółu. Choć barbarzyńców jest dużo, absurdem jest uważać iż całkowicie, demograficznie i kulturowo zdominują Europę- nieuchronna dekadencja nie ominie i ich, gdy rozsmakują się w tutejszych dobrach cywilizacyjnych.

I tu mamy przewagę: znając ścieżki dziejów z doświadczeń wcześniejszych pokoleń możemy efektywnie walczyć! Oczywiście wiemy, że nie zachowamy wszystkiego, upadek jest konieczny, Nowy Porządek rzeczy też. Bo wszystko płynie! Ale to nie szkodzi nam wnieść własnych idei w ten wrzący kocioł! Każdy ma tu okazję do zaistnienia.

Ostateczny kształt tego Ordo ex Chao jeszcze nie jest przesądzony. Świadomym działaniem i myśleniem możemy już wpływać na przyszłą postać świata. Oczywiście, historia nie powtarza, tak samo jak dwa razy nie wchodzi się do tej samej rzeki. Ale jakaś prawidłowość zawsze jest. Może być jednak inaczej- nie znamy dnia ani godziny, powtórne przyjście Chrystusa i osąd wszelkich istot na pewno nas zaskoczy. Może zostało niewiele czasu? Czy to już?

Płomień wiary w nas jest niewątpliwie silny, i mamy święte prawo użyć go do postawionych nam zadań. Co wyjdzie z naszych zamierzeń, nie wiemy. Może Wieki Ciemne, może Renesans (Odrodzenie- ale czego?), Neuropa a może wszystko z hukiem się skończy?

Pozostaje czekać, z nadzieją w sercu i czymś ostrym w ręce.
II. Czy Rzym jest godzien obrony?
Jest to bardzo ciekawa kwestia. My (nie wiem czemu, ale lubię tak pisać) uważamy się przecież za dziedziców i obrońców cywilizacji łacińskiej- najdoskonalszej, najjaśniejszej, nieskalanej. I tu właśnie pojawia się problem, bo ów- przyjmijmy, że uosabiany przez Rzym- idol może wcale na naszą uwagę nie zasługiwać.

W czasach wędrówki ludów i swojego nieuchronnego upadku, Rzym nie był już tym, czym wcześniej. W gruncie rzeczy Imperium było zdegenerowane, wręcz przepchane dobrobytem i zaślepione. Analogie do czasów dzisiejszych świetnie zauważalne. Tak, widoczne były tylko odblaski dawnej sławy i potęgi, zostało tylko zadufanie się w sobie.

Na problem można spróbować spojrzeć z 2 stron, stricte materialnej, prozaicznej, no i- duchowej, z pozycji tego bezkresnego oceanu idei. Historycznie, Rzym miał być bogaty, reprezentować dorobek ludzkiego ducha i umysłu, a upadł. Czy opłacało się go obronić, czy taki wysiłek był uzasadniony? Może ktoś chciałby na to odpowiedzieć.


W oczekiwaniu...
Ciąg dalszy...

W oczekiwaniu- na co?

a) Pragmatyczny, namacalny, cyniczny punkt widzenia.

Utylitarnie- nawet tak można spojrzeć na toczącą się obecnie walkę. Czy w ogóle się ona opłaca? Niemal do wszystkiego potrzebne są środki, stabilne zaplecze. W dzisiejszych czasach trudno o to. Bezduszna maszyna państwowa wysysa z obywateli wszelkie dobra, z łaski swojej pozwalając im egzystować. Niestety, dziś żaden szlachetny arystokrata nie sypnie grosiwem w celu wspomożenia rycerzy kontrrewolucji... Bo żadnego już nie ma. Być może ta równość jest jednym ze środków zniewolenia ludzi, wdeptania ich w błoto, żeby nigdy nie podnosili głów. Do rzeczy. Czy prowadzenie walki- politycznej, kulturalnej, wreszcie zbrojnej- jest w ogóle możliwe? Dzisiaj orężem jest głównie internet: tekst i obrazki, bardziej namacalne środki straciły na znaczeniu. Jednak media, wiadomej proweniencji, umieją zagłuszyć wszystko.

Wszelka walka jest trudna. Dlatego w każdym z nas, w najmniej odpowiedniej chwili, może odezwać się instynkt: chroń własny tyłek... Jest to chyba całkowicie naturalne i nic na to nie poradzimy...
Ale czy utożsamiany z cywilizacją łacińską dzisiejszy Zachód, ta kraina wszelkiej możliwej degrengolady, na obronę zasługuje? Jak u każdego, również i w nas tli się ludzka chęć poświadczenia wdzięczności- a z tym, w znanych nam warunkach, może być ciężko. Choćbyśmy nieubłaganie stali na straży Tradycji i zintegrowanych z nią wartości, jedna nieprzemyślana decyzja, fałszywy krok, mogą wszystko zawalić. Cóż, bez ryzyka nie ma zysku. Gdy wszystko przepadnie, uczucie doznanego zawodu będzie normalne: czy warto było?

Każdy ma jednak trochę inny układ odniesienia, nasze umysły i serca (na szczęście!) nie są identyczne. Dlatego zrobienie indywidualnego bilansu strat i zysków zostawię każdemu z osobna.

b) Patrząc duchowo, głęboko, czysto- ale czy nie naiwnie?

Przejdźmy teraz do niewątpliwie szerszego punktu widzenia. Podstawą do działania na tej płaszczyźnie jest niewątpliwie tradycyjna moralność, jako nadprzyrodzony i dany nam z góry system wartości, utrwalony dodatkowo przez zwyczaj. Kierują nami niezależne od nas prawa i siły, będące integralną częścią naszego programu. Sumienie nie pozwala nam zmieniać wytyczonych z dawna linii postępowania w zależności od humoru- i według nich musimy działać! A co nam one mówią? W zasadzie i to jest nieważne! Gdybyśmy ich nie mieli, nie realizowalibyśmy własnych myśli, cały ten system zależności jest w naszym przypadku stopiony w jedno ciało, nierozerwalne i stanowiące wartość samo w sobie. Dzielenie włosa na czworo jest tu nie wskazane.

Czyżby więc kierowała nami odmiana Losu, konieczności tego, co ma być i będzie? Dobrze, może tak być, ale wróćmy do rzeczy. Przyjęty, dobrowolnie czy nie, system wartości, nie pozwala porzucić zajmowanych pozycji. Jest on wręcz ograniczony tylko do nich, tkwi w ich istocie, może tylko ekspandować- uciekać do przodu? Głębokie poczucie misji pełni tu niebagatelną rolę- na przekór wszelkim uwarunkowaniom, Rzym jest obecny w naszych sercach i umysłach. Choć sama jego kolebka przepadła, zgniła, ulotniła się, jego fanatyczni apostołowie są gotowi ponieść płomień Imperium gdziekolwiek.
Paranoja? Chyba tak, ale w pozytywnym tego słowa znaczeniu. A więc, kategoria godności w takim przypadku może być nieistotna. Oczywiście, wyrwanej ze świata organicznych złożoności jednostce, samo ego może pogardzać ośrodkiem centralnym, bazą dla dalszych działań. Uznanie się za samotnego wojownika, kapłana i sędziego może być jednak tutaj nieodpowiednie. Ucierpi na tym Sprawa.

Zwłaszcza że nie jest chyba tak źle. Póki co można się organizować, pielęgnować idee- choćby tylko dla elity. Świat ma jednak to do siebie, że działa ściśle określonymi mechanizmami, typowymi dla danego czasu. Dzisiejszy ucisk jest inny niż ten z XIX wieku: śliski, przebiegły, wszechogarniający!

Walczmy więc, byle nie zawalić Sprawy. Samo bronienie Jej jest już zaszczytem, nagrodą. Porządny wojownik- obojętnie, pióra czy miecza- nie patrzy na błyskotki z piekła rodem. Jednak dziś piekło jest wszędzie.

W oczekiwaniu...
Ciąg dalszy...

III. Bicz Boży.
Każdy Zmierzch Bogów ma swojego Lokiego. W V wieku takim mianem można określić Attylę i jego Hunów, dobre 1000 lat później- chyba Napoleona. Słowem, w skomplikowanym cyklu dziejowym musi pojawić się jakaś jednostka, obdarzona Wolą osobowość, przypieczętowująca ostatecznie koniec Starego- a przy dobrych okolicznościach, początek Nowego. Doprawdy, jest to przekleństwo i dobrodziejstwo zarazem- co przy łatwej do stwierdzenia niestabilności świata, jest czymś oczywistym. Problem w tym, że dla statecznego konserwatysty, pieczołowicie pielęgnującego swój Raj Utracony, taki otwarty bunt, zarzewie anarchii, może być nieraz nie do przyjęcia.

Przyjęta tutaj teoria o cykliczności dziejów każe domyślać się, iż w naszych czasach- erze upadku i demokracji- też możemy się czegoś (kogoś!) podobnego spodziewać! Zmiany postępują szybko, niemal z dnia na dzień. Sytuacja jest oczywiście dynamiczna, ale do oczekiwanego Chaosu jeszcze nie doszło. Barbarzyńców jednak coraz więcej, przekraczają nasze nietykalne limesy, powoli stają się częścią Imperium- istniejącego faktycznie, czy też metaforycznie. Jesteśmy na krawędzi, brakuje tylko kropli, która przeleje tę czarę- nie, gotujący się kocioł goryczy!
Ale jak ten nagły przypływ Woli będzie wyglądał w naszych realiach? Skomplikowana jest to sprawa, za bardzo nie wiadomo, co konstruktywnego kłębi się w sercach czy umysłach młodych bisurmanów, libertynów i innych podpalaczy. Ha, właściwie to nawet trudno odróżnić w tej grze strażaka od podpalacza! Tak, w sypiącej się strukturze każdy może wdziać pasującą mu maskę. W różnych celach- szlachetnych intencjach, dla zysku, przygody, uspokojenia sumienia. Wszystko może zmienić wykrzesana przez przypadek iskra.

Co skłoniło młodego generała Bonapartego do przeprowadzenia zamachu stanu w republikańskiej Francji? Chęć władzy, osobiste pretensje, poczucie misji? Dzisiaj to nieważne, istotne jest to, że porąbał na kawałki (słusznie czy nie) dotychczasową postać świata, samemu wielokrotnie eksperymentując na organizmie Europy- od Atlantyku po rosyjskie stepy... Byle kto na ta taki rozmach by się nie odważył. A więc, w powstałym po 1789 roku świecie- relatywnie niedawno- również był czas dla herosów, na wpół mitycznych wojowników, i to w pokaźnej skali- całego kontynentu, nawet większej.

Ba, ale dzisiaj skąd, z jakiej grupy, jakiego kręgu mógłby się wziąć zawodowy wywracacz światów? Wokół panoszy się dekadencja, ludzkie dusze skarlały do niewyobrażalnej małości. Trudno by znaleźć odpowiedniego śmiałka. Siłą rzeczy musi on się jednak pojawić, dla wypełnienia Losu epoki. Warto by w tym momencie docenić konieczność dziejową, która sama znajdzie rozwiązanie. W tak złożonym systemie jest to nieuniknione, może dojść nawet do wystawienia kilku kandydatów...
Ważne jednak, by spełnili swoją rolę- niezależnie od tego, ilu ich będzie. II Wojna Światowa była być może pojedynkiem takich jednostek, jednak nic nowego, konstruktywnego, z niej nie wynikło- przynajmniej z naszego punktu widzenia. Mający wielkie aspiracje gracze zwyczajnie się pogubili- i pokłócili. Była to jednak wyłącznie rozgrywka w obozie Zła, tego z którym walczymy. To tak patrząc obiektywnie- bo jako Polacy możemy mieć jednak inne zdanie.

Konkludując: choć historia jest procesem cyklicznym, za każdym razem przybiera inne formy- z musu. Dzisiaj Rzymu bronić będą legiony inne niż 1500 lat temu, choć zasadniczo sytuacja pozostaje podobna. Zeitgeist nieustannie zmienia warunki, rzuca jednostki i zbiorowości na głęboką wodę- gdzie same muszą szukać rozwiązania. Nauczeni poprzednimi doświadczeniami, teoretycznie mamy szersze i bardziej przejrzyste możliwości działania- ale i tak lepiej będą mieli ci za 500 lat...

Moment nie jest jednak jeszcze doskonały. Trzeba jeszcze trochę pozmieniać, być może samemu dojrzeć. Jesteśmy na zakręcie dziejowym, tygiel bulgocze i zaczyna się powoli gotować. Teraz niech ktoś zmyślny zamiesza tu w sposób najoptymalniejszy...

Czekajmy!

Tomasz Wiśniewski

30