O śmierci
 Wilhelm z Puszczy Jodłowej

Przyszło nam żyć w ciężkich czasach. Czasach schyłku, czasach upadku, czasach rozkładu wszelkich wartości i norm...
Ale to wszyscy wiemy.

Od zarania w dziejach naszej cywilizacji ogromną rolę odgrywała śmierć. I nie mam na myśli obecnej cywilizacji śmierci z mordowaniem nienarodzonych i starych. Mam na myśli średniowiecze.
W średniowieczu śmierć była zjawiskiem powszechnym. Wojny, epidemie, niski standard higieny i niski standard techniczny w ogóle zbierały bogate żniwo, a ilość średnio przeżytych lat oscylowała zapewne wokół średniej długości życia we współczesnym Sierra Leone. Kościół, w szeroko pojętej służbie ludziom, wspomagał propagowanie postaw i idei, które miały przygotować człowieka do śmierci, i umożliwić mu osiągnięcie zbawienia. Były to toposy memento mori i danse macabre, wykorzystywane powszechnie w sztuce.
Oprócz tego Kościół propagował postawę świętego - ascety, który poprzez umartwienia i rezygnację niemalże z życia doczesnego mógłby osiągnąć zbawienie. Druga z tych postaw, znacznie bardziej interesująca (ale co kto lubi) to rycerz.

Rycerz, wg. Tradycji, wg. kanonu i wg. podań oraz legend miał być nieznającym strachu i gardzącym występkiem, a nadto honornym i zawsze stającym po stronie słabych i pokrzywdzonych potężnym wojownikiem, biegłym w walce wręcz, dystansowej, konnej, dodatkowo świętobliwym i posłusznym swojemu suwerenowi.
Prawda wyglądała co prawda nieco inaczej niż chciał kanon i Chansons de geste (sam autor kanonicznego dzieła Le Morte d’Arthur, rycerz sir Thomas Mallory pisał swoje dzieło siedząc w więzieniu za rozbój i gwałt, a za oknami jego miejsca odosobnienia angielskie rycerstwo wyrzynało bez pardonu się w bezsensownej wojnie „dwóch róż”), ale nas nie interesuje pełna błędów i wypaczeń realizacja, tylko czysta i pierwotna, nieskalana idea. Rycerz musiał również umieć poświęcić swoje życie w obronie odwiecznych wartości - Honoru, Ojczyzny, Władcy, Wiary, także w obronie Damy Serca. Przykładem może być Roland, jeden z rycerzy Karola Wielkiego, który żegna się z ziemskim padołem łez w piękny, wybitny i modelowy wręcz sposób.

Potem było tylko gorzej. Kolejne epoki przyniosły totalne zniszczenie wartości, Tradycji, Kultury. Zrzucono z centrum wszechświata Boga i ustawiono tam człowieka, kult "rozumu". Człowiek doszedł do wniosku, że śmiercią to on się nie zamierza przejmować, i że jemu to wisi i wali, bo nie chce, żeby mu cokolwiek przeszkadzało w dupczeniu, ćpaniu, chlaniu i całkowitym olewaniu spraw wieczności. Razem z Bogiem w zapomnienie, czy tez raczej w odstawkę odeszła śmierć. Widać to na każdym kroku. Od najdawniejszych czasów ludzie oddawali hołd swoim przodkom, chwalili ich i czcili ich pamięć. A teraz co mamy? Palenie zwłok, których po kremacji nie umieszcza się zazwyczaj w bogato zdobionym i eleganckim grobowcu. Ba, można nawet popiół po trupie rozpylić nad jakimś ładnym krajobrazem. Cóż to za wygoda dla rodziny! Był dziadek, nie ma dziadka. I nie trzeba tracić czasu na cmentarzu na jakieś bezsensowne praktyki religijno - wspominkowe!

Doprawdy, już nasi prasłowiańscy przodkowie byli mądrzejsi od nas, pamiętali o przodkach, którzy pomarli. A przecież narody, które wyrzekają się swojej pamięci, umierają. A co składa się na pamięć narodu? Jego historia oraz dzieje wszystkich członków narodu, wszystkich rodów...

Wiąże się z tym kolejny współczesny bezsens i aberracja - kult młodości. Ludzie wciskają w siebie tony jakiś chemikaliów, nawet nastolatki poddają się operacjom plastycznym. Starość nie jest cool i trendy, bo kojarzy się ze śmiercią. A o śmierci współczesny rozpadający się świat zapomniał. I pomyśleć, że to jeszcze przed wojną dwudziestolatkowie sypali sobie na głowy specyfiki dające wrażenie siwizny. Robili to po to, żeby uchodzić za bardziej doświadczonych i mądrzejszych. A dzisiaj mamy co? Subkulturę kidultów. Ech, móc wybić w pień to wszystko...
Niezwykle denerwuje mnie też zwyczaj (zwłaszcza na forach internetowych) zwracania się do siebie wszystkich per "ty". A gdzie szacunek i poważanie dla starszych i bardziej doświadczonych? Ale to taka mała dygresja nie na temat.

Żałosne jest, że kiedy matki żołnierzy żegnają swoich synów, płaczą i lamentują, a potem lamentują z powodu ich hipotetycznej śmierci. Do jasnej cholery, kiedyś śmierć na polu chwały za Ojczyznę, Króla i Prawo była zaszczytem dla żołnierza! Kiedyś pamięć o przodku, który oddal swe życie na ołtarzu historii za Sprawę była przekazywana z pokolenia na pokolenie i pielęgnowana, była stawiana jako wzór do naśladowania dla przyszłych pokoleń! A teraz co - ludzie myślą, ze żołnierz to taka fajna fucha, postrzela sobie, przewiezie tyłek w tą i z powrotem w pojeździe pancernym i wróci do domu z workiem pieniędzy. Guzik prawda! Powinnością żołnierza jest śmierć na polu chwały, jeśli oczywiście zajdzie taka potrzeba, to jest normalne! Matki Spartan były dumne ze śmierci za Ojczyznę swoich synów, kiedy zaś synowie wracali okryci tchórzostwem, stawali się istnymi pariasami. A teraz co mamy? Tchórz obwołany by został bohaterem, bo przecież przeżył... Wiwat XXI wiek...


O śmierci...
Ciąg dalszy...

Śmierć powróciła do łask w epoce mało lubianej przez skrajnie prawicową brać, mianowicie w czasach romantyzmu. Romantyzm był – gdyby ktoś zapytał się mnie o zdanie – uroczą odskocznią od czasów tzw. oświecenia. Wiadomo, nie była to epoka idealna. Nie powrócono wprost do czasów chwały Tradycji i Sacrum, tylko pogrążono się w irracjonalizmie, często sprowadzającym na duchowe manowce swoich wyznawców. W czasach romantyzmu zaczęła się też fascynacja wierzeniami przedchrześcijańskimi oraz okultyzmem. Romantyzm wreszcie wprowadził manię przeprowadzania rewolucji i powstań, zazwyczaj bezsensownych i w imię utopijnych, szkodliwych idei, pogrążających i tak bardzo nadwątloną Tradycję.
Jedna dobra rzecz, jaką „odkrył” na nowo romantyzm od czasów średniowiecza to szacunek i uwielbienie dla płci pięknej oraz właśnie obecność śmierci w życiu człowieka. Szybko jednak ten kult śmierci uległ radykalizacji, zmieniając się w kult powstańczych klęsk (zwłaszcza w Polsce) oraz gloryfikację samobójstwa. Dla mnie osobiście jest to jednak in plus. Zawsze jakieś echa Tradycji z okresu średniowiecza, nawet jeśli wypaczonej.

Każdy ze skrajnie prawicowych, anty systemowych, monarchistycznych, kontrrewolucyjnych, itd. itp. radykałów powinien nie bać się śmierci. Moi bracia i siostry w Imperivm, śmierć to jeden z naszych najwierniejszych sojuszników! Powinniśmy brać przykład z eposów rycerskich i legend o wielkich wojownikach, jak np. Cu Chulainn, Beowulf, Roland, itp. Każdy z nas powinien wiedzieć, że nie ma niczego najpiękniejszego, najwznioślejszego i najbardziej heroicznego niż poświęcenie własnego życia w imię Idei, w imię Imperivm, w imię starego świata, świata starych wartości. Każdy z nas powinien bez wahania oddać zdrowie lub życie w walce ze światem, w walce o Kulturę, w walce o Cywilizację, w walce o Wiarę, w walce o Tradycję, Tradycję ponadczasową, mistyczną, mityczną, poza czasem i poza dobrem i złem, Tradycję warunkującą sens istnienia i cel naszego działania. Nasza śmierć na polu chwały, nasza śmierć męczeńska dla Sprawy poruszy serca i wyobraźnię dzieci systemu. Zobaczą, że ich egzystencja jest zagrożona, że ich bóg - system zostanie prędzej czy później zgładzony. Niektórzy dołączą do Kontrrewolucji. Natomiast nasze imię stanie się święte dla kolejnych pokoleń Kontrrewolucjonistów, nasze czyny będą rozpalały wyobraźnię i pobudzały do działania naszych ideowych braci i siostry. A więc nie bójmy się zginąć w chwale! Tym bardziej, że w walce o Imperivm na przychylność Stworzyciela też raczej możemy liczyć, jak nie wierzycie, to zapytajcie się np. xiędza R. Trytka.

Śmierć jest piękna, jest to początek prawdziwego życia, życia po tej lepszej, jaśniejszej stronie istnienia. Jest to koniec tej ziemskiej drogi, i początek tej wiecznej.

Zanim jednak moi drodzy zaczniecie masowo popełniać samobójstwa lub wysadzać się w powietrze we wrogich ambasadach lub siedzibie Europarlamentu, to przypominam, że samobójca nie ma lekko po śmierci (nie my się powołaliśmy do życia, nie my możemy sobie to życie odebrać, nawet, jeśli czasem bardzo byśmy chcieli). Poza tym żaden z dzielnych i prawych rycerzy (my jesteśmy rycerzami Kontrrewolucji) nie zabijał (przynajmniej w podaniach i legendach) niewinnych ludzi, nawet, jeśli byłby to dzieci systemu. Z fanatycznych pogańskich Maurów, także tych współczesnych, przykładu brać nam nie wolno. Nie warto też tracić życia w obronie obecnego ładu. Niech to wszystko samo runie, na gruzach będziemy rządzić MY. O ile dożyjemy. A popioły użyźniają.


Wilhelm

31