Metafizyka tanich win
 ATW

Tanie wina owocowe to w Polsce „obcy i wyklęci” świata alkoholi. W hierarchii trunków niżej od niż umieszcza się już tylko tzw. „wynalazki” pokroju denaturatu, borygo czy wody brzozowej. Tanie wina określa się rozmaitymi pogardliwymi nazwami, wśród których odgórnie wymuszony termin „napój winopodobny owocowy” jest chyba najbardziej upokarzającym. Mało tego, tzw. „jabole” padają ofiarą najrozmaitszych mitów, które nikczemne pospólstwo wyolbrzymia do niebotycznych rozmiarów. Przykładem może być tu choćby słynna „siarka”, której rzekomo zawrotne ilości mają się znajdować w tanich winach, w przeciwieństwie do wolnych od niej win „drogich”, „deserowych” czy „zagranicznych”. Jest to nieprawda, a na pewno gruba przesada, albowiem związki siarki to substancje powszechnie stosowane do konserwacji win, również tych „z wyższej półki”, jeśli już mamy użyć owego snobistycznego określenia (choć poniekąd oddaje ono smutną rzeczywistość, w której przyczółkiem win prostych są najniższe kondygnacje sklepowych regałów, jeśli nie wręcz plastykowe skrzynki porzucone bezpośrednio na podłodze).
Mit siarki nie jest jedynym, można tu przytoczyć choćby równie oszczercze historie o niezwykłych „rzeczach”, rzekomo znajdowanych w tanim winie. Dziwnym trafem autor tych słów, który w swym życiu kosztował naprawdę wiele gatunków polskiego wina owocowego, nigdy jak dotąd nie natrafił w nim na martwe owady, szczurze ogony, ucięte palce czy cokolwiek podobnego.

W istocie tanie wina mają same w sobie wystarczająco dużo niesamowitych cech, by nie trzeba było przypisywać im wspomnianych wyżej pokracznych legend. Z drugiej jednak strony istnienie owych mitów pogłębia metafizykę taniego wina, czyniąc zarówno z napoju, jak i z jego adoratorów swoiste „les enfants terribles” zadowolonego z siebie społeczeństwa upadającego Zachodu, pod różowym lukrem skrywającego patologiczną zgniliznę.
W tym aspekcie kiper win zwykłych jest mimowolnym buntownikiem. Dotyczyć to będzie zarówno młodych smakoszy-estetów, postrzegających „jabola” jako symbol czegoś niestrawnego, stojącego w poprzek reguł i płynącego pod prąd głównego nurtu – jak i spauperyzowanych przedstawicieli lumpenproletariatu, dla których każdorazowe picie wina jest bezczelnym wypięciem się na burżuazję oraz tragicznym wyrazem egzystencjalnej i socjalnej porażki.

Tanie wino swym smakiem różni się niewątpliwie od win drogich, od gruzińskich trunków, którymi podejmują się wzajemnie prezydenci i premierzy. To oczywiste – „jabol” jest bowiem dla wybrańców. Zarówno „społeczna pozycja” taniego wina, jak i jego walory smakowo-zapachowo zaskakująco dobrze korespondują z wizją ścieżki lewej ręki, przedstawioną przez Aleksandra Dugina. Analogicznie drogie wina salonowych snobów odpowiadają ręce prawej, jak bowiem czytamy u rosyjskiego narodowego bolszewika: Ścieżka Prawej Ręki jest także nazywana „Drogą Mleczną”. Nie boli, chroni przed skrajnymi przeżyciami, cofa przed pogrążaniem w cierpieniu, przed koszmarem życia. Jest to fałszywa ścieżka. Wiedzie ku snom. W istocie – ów „subtelny”, „gładki” smak drogich win jest złudzeniem, pułapką ukrytą wśród kwiatów, które wydają się być piękne i delikatne, naprawdę zaś są jedynie tandentnym blichtrem nowobogackich. W świecie drogich win wszystko jest pozorowane, ograniczone – zarówno słodki, jak i cierpki posmak mieszczą się w sztywnych granicach, w ścisłej konwencji, nie niosąc ze sobą poważniejszego niebezpieczeństwa.

Świat tanich win to antyteza, opozycja owego zapyziałego, filisterskiego saloniku. W świecie ponowoczesnym, na gruzach wielkości Imperium sprzed lat, w świecie przesłoniętym całunem demoliberalnego pustosłowia, tanie wino jest ścieżką konserwatywnej rewolucji.


Metafizyka...
Ciąg dalszy...

Rdzennie polski, a więc narodowy aspekt win owocowych jest tu bardzo istotny: w świecie post-rewolucyjnym nie funkcjonują już tradycyjne, hierarchiczne struktury rodowe, feudalne i cechowe. W tej sytuacji nie ma tu odniesienia do sytuacji, w której szlachetnie urodzony spożywa trunki drogie i „wysokiej klasy”, zaś pospólstwo – tanie i „kiepskie”. Wszystko to po prostu przestało istnieć, arystokratów zastąpili nowobogaccy karierowicze. Stąd też próba czysto sentymentalnej „nekro-restauracji” poprzez popijanie luxusowych napitków z kryształowych kieliszków będzie niczym złudne marzenia o „królu w rajtuzach”, albowiem „restaurowane królestwo podobne jest do sztucznego snu”, jak pisał Junger. Oprócz zakorzenienia w narodzie, spożywanie taniego wina jest także formą wyrzeczenia oraz rycerskiej, dziecięcej i poczciwej radości z tego, co najprostsze i najtańsze.

Wino proste to zetknięcie z prawdziwym obrazem świata, zerwanie masek, wyruszenie z otwartą przyłbicą na spotkanie przygody. Jak pisze Dugin: Druga ścieżka, „Ścieżka Lewej Ręki”, widzi wszystko z odwrotnej perspektywy. Nie mleczny spokój, lecz czarne cierpienie; nie cisza, lecz dręczący, ognisty dramat rozdartego życia. Tanie wino wypite przez młodego postkonserwatystę w ruinach opuszczonej fabryki, gdy myśli się „o Niemczech i końcu świata” (Ordo Rosarius Equilibrio) – to gest wielki i wieloznaczny, symboliczne przyjęcie „losu” w jungerowskim rozumieniu tego słowa. Ten los może być rozmaity, często tragiczny i „nieprzyjemny”. Tak, jak tanie wino. Czasem słodycz wina jest tak silna, że przyprawia o mdłości. Kiedy indziej trafia się partia niewymownie kwaśna, innym razem czuć posmak kleju modelarskiego lub gorycz tak głęboką, że nieodparcie kojarzącą się z bezdenną ciemnością. Wszystko to jednak można i należy pokonać – nie tylko prostą siłą i parciem naprzód, ale także pewnego rodzaju sprytem i doświadczeniem. Dokładnie tak, jak na wojnie lub podczas wysokogórskiej wspinaczki. Każde spotkanie z tanim winem to mniejsze lub większe starcie. Jest to jednak honorowa wojna i godny przeciwnik – jak rycerz poddany innemu władcy, jak monumentalny himalajski szczyt. Oczywiście kiedy wygrywamy, odczuwamy satysfakcję, ale bez nienawiści. Nie czujemy jej także w razie porażki. Kto tego wszystkiego nie rozumie, nigdy nie pojmie istoty tanich win.

Nie bez przyczyny „jabol” stał się symbolicznym gadżetem polskiego punka. Wyraża się to choćby w takich klasycznych już piosenkach, jak „Jabol Punk” i „Jabolowe ofiary” KSU, czy „Jabol’87” Nauki O Gównie. „Gdy nie wiesz dokąd iść, krzyk zmęczył cię, za szyjkę mocno chwyć – i napij się” – śpiewał wokalista KSU. Genialne w swej prostocie wyrażenie dylematu nie tylko punkowca, ale także (nawet jeśli nie taki był cel) młodego, radykalnego konserwatysty.
Bywają chwilę w których krzyk, romantyczny poryw i mit aktywizmu zdają się być bezcelowe z uwagi na bierność mas i rozpad symboli. To „noc duszy”, ale także „emigracja wewnętrzna” - coś, z czym każdy rewolucyjny konserwatysta „na serio” będzie się zmagać być może zawsze. Kontemplacja ruin i lasów, poruszająca duszę muzyka oraz smutna, pełna cynicznych uwag i gorzkiego śmiechu rozmowa (być może z samym sobą) – może zostać uzupełniona łykiem wina. Nie chodzi o duże ilości, o ordynarne odurzenie, ale jedynie o lekkie „wyostrzenie nastroju”. Gama smaków i emocji zaklęta w odrzuconej, wyśmianej butelce. Rzecz jasna to napój szerokiej rzeszy ludzi, czy jednak rzesza ta rozumie całokształt jego znaczeń? Prosty menel pijący „jabola” jest swego rodzaju „hylikiem” taniego wina, by użyć terminologii gnostyckiej. Mało tego: masy, nawet jeśli piją, to ze słabo tłumioną wzgardą lub nawet rozpowszechniając szydercze opinie. A jeśli tylko ich stać – odwracają się w kierunku „wyższych półek”.

Świat tanich win to także bezpośredniość, prostota i surowość etykiet. W nazwach, obrazkach i kroju liter znajdujemy utraconą swobodę. Jakże to odległe od pompatycznych etykiet win drogich, które w typowo nuworyszowski, pretensjonalny sposób próbują dodać sobie powagi podkradaniem z przeszłości motywów „królewskich” czy „tradycyjnych”. W epoce ponowoczesnej, w epoce masowej produkcji dla sklepów i supermarketów daje to oczywiście efekt ubrania szympansa w strój kardynała, co jest widoczne dla każdego miłośnika polskich tanich win. Nazwy tych ostatnich odwołują się wiecznych archetypów siły i męstwa („Bycza Moc”, „Komandos”, „Rambo”), do zmitologizowanej ludowej rewolucji („Czerwony Proletariat”), przaśnego klimatu spokojnej wsi („Nalewka Dziadunia”, „Sen Sołtysa”, "Chłopskie"), korzeni naszej kultury („Platon”, „Goliat”), motywu podróżnika-odkrywcy ("Kapitan Polewa - Cała Naprzód!", "Bosman", "Kosmos"), wreszcie – najbardziej naturalnie - po prostu do owoców („Wiśnia”, „Jabłuszko Sandomierskie”, „Cytrynówka”). Etykiety tanich win to niejednokrotnie pomysłowość i bogactwo wyobraźni, uwidocznione w pozornej estetyce kiczu, w istocie będącej odpowiednikiem dobrodusznego prymitywizmu Nikifora.

Warto więc oderwać się od myślenia o polskim winie owocowym w kategoriach narzuconych nam przez demokratyczno-liberalny system. Dość już poniżającego traktowania. Ów relikt PRL, namiastka wina, alkoholowy ersatz, w epoce obecnej nabiera nowego znaczenia – niczym w alchemicznej przemianie gówna w złoto. Tanie wino staje się symbolem buntu, narodowej tożsamości w opozycji do zagranicznych miraży, słodko-gorzkiej dekadencji i prawdziwego, szorstkiego, pięknego życia.


ATW

31