"Kaspar Hauser" - Jakub Wassermann
KN (przedruk z Ulvhel)

Jak donosi Wiki-ple-ple-pedia:
Kaspar Hauser, Casparus Hauser (ur. 30 kwietnia? 1812, zm. 17 grudnia 1833 w Ansbach, Frankonia) - znajda o nieustalonej tożsamości, który 26 maja 1828 pojawił się w tajemniczych okolicznościach na ulicach Norymbergi, spekulowano o jego powiązaniach z wielkoksiążęcą dynastią badeńską. (...) 14 grudnia 1833 Hausera zwabiono do ogrodów dworskich w Ansbach obietnicą, że dowie się czegoś o swoim pochodzeniu. Tam nieznajomy ugodził go nożem w pierś, przebijając płuco. Hauser zdołał wrócić do domu, lecz zmarł od odniesionej rany trzy dni później. Nie zidentyfikował napastnika. Podczas przeszukiwania parku, policja nie odnalazła narzędzia zbrodni. Znaleziono za to czarną portmonetkę z krótkim liścikiem następującej treści: "Hauser będzie w stanie powiedzieć wam, jak wyglądam, skąd pochodzę i kim jestem. Aby zaoszczędzić mu tego, sam to wyjawię. Jestem z … przy granicy z Bawarią … Nazywam się MLO". Stanhope i Meyer próbowali później twierdzić, że przyczyną śmierci Hausera było samobójstwo. Pochowano go na wiejskim cmentarzu, stawiając nagrobek, który głosił "Tu spoczywa Kaspar Hauser, zagadka swoich czasów. Narodził się w nieznanych okolicznościach, jego śmierć owiana jest tajemnicą".

Pokrótce pisząc, jak w każdej dobrej powieści, tak też i w tej znaleźć można coś z Mitu. Jest to opowieść o człowieku, który do momentu osiągnięcia cielesnej dojrzałości życie spędzał zamknięty w piwnicy, w ciemności i ciszy. Nauczony przez swego ciemiężce pisać imię, które mu nadano oraz wymawiać kilka zdań, których znaczenia nawet się nie domyślał, Hauser został wyprowadzony na zewnątrz i porzucony w mieście. I tak oto nasz bohater wpadł w strumień ludzkich, przeważnie złych, lub czasem dobrych, lecz nieudolnie wcielanych intencji, tylko po to, by po jakimś czasie stwierdzić, że najlepsze co wynaleźli ludzie to łóżko do spania. Czysta, obca istota i jej upadek w świat. Gnostyckie, czyż nie?
Książka jest dosyć mizantropijna w swej wymowie, jak również pasywnie smutna, napisana sprawnie, lecz bez geniuszu. W piórze autora zauważalna jest pewna, zewnętrzna względem istoty przekazywanej opowieści, mieszczańska maniera. Ponadto niektóre wątki są nad miarę wyeksponowane, np. utarczki złośliwego, miałkiego człowieczka, będącego nauczycielem Kaspra, z tymże jego podopiecznym. Mimo to warto przeczytać. Co mnie zdziwiło, to spostrzeżenie, że scenariusz herzogowskiej ekranizacji wiele rzeczy ukazuje lepiej.



KN


"Kaspar Hauser"...
Ciąg dalszy...


34