Niekompletny anioł
Ciąg dalszy...

A jednak, pomimo największych starań – oni wiedzieli. Rodzili się już z tą świadomością i nikt nie wiedział dlaczego tak było. Antale także kilka razy chciano adoptować, ale ona była potrzebna do innych celów. Wierzono, że na niej zarobi się o wiele więcej pieniędzy.

Nie pozwalano im oglądać telewizji czy słuchać radia. Kontakt ze światem zewnętrznym mógł okazać się katastrofalny w skutkach tak dla nich samych, jak i dla naukowców. Wszyscy zgodnie twierdzili, że jeśli doszłoby do zbiorowej ucieczki mutantów z ośrodka, konsekwencje byłyby katastrofalne. Nikt z opiekunów nie mogli przewidzieć o czym dzieciaki myślą, gdy patrzy im się prosto w oczy. Ktoś mógłby pomyśleć, że pielęgniarze i uczeni byli bogami dla swoich podopiecznych, tak jednak nie było. Naukowcy tak naprawdę bali się tych dzieci. Oczywiście nauczyli się tego okazywać. W końcu codziennie stykali się z osobami, które czasem przerastały ich we wszystkim, które nieraz przeczyły rozumowi i ich wiedzy.

Iga była najlepszą przyjaciółką – siostrą Antali. Wiedziała wszystko o planowanej ucieczce. Sama także chciała uciec razem z nią, ale Antala stwierdziła, że to mogło się okazać bardziej niebezpieczne. Iga miała więc zbiec dwa tygodnie po Antali, która przez te dwa tygodnie miała zorganizować pomoc. Wielokrotnie o tym rozmawiały w nocy, gdy inni już spali.

– Jak myślisz, jak wygląda tam na zewnątrz? – pytała Iga ledwo słyszalnym szeptem.
– Na pewno jest pięknie – odpowiadała wówczas Antala jeszcze ciszej. – Tak, jak mówiła ciocia Margot. Myślę, że świat jest dobry. Zresztą przekonamy się.
– Chciałabym aby uciekli wszyscy.
– Na pewno, gdybyśmy im zdradziły, że chcemy uciekać to reszta też by chciała. Nie dałoby się wtedy tego tak łatwo ukryć. Ktoś zacząłby coś podejrzewać – tłumaczyła Antala.
– Myślę, że wszyscy i tak coś wyczuwają. Musimy bać bardziej ostrożne. A jak my tak będziemy żyć? Musimy przecież coś jeść, musimy gdzieś spać, musimy...
– Znajdziemy jakąś rodzinę, która nami się zaopiekuje – przerwała Antala. – Taką, jak te, które czasem przyjeżdżają do ośrodka i zabierają dzieci.
– A potem pomożemy uciec innym. Przecież sobie poradzimy. Jesteśmy silni, damy radę.
– Tak. Wszyscy będą wolni – Antala sama do końca nie wierzyła w to, co mówi.


Niekompletny anioł
Ciąg dalszy...

Siedząc tak przy szafce podjęła decyzję – pójdzie dalej. Jej poprzedniczka, Goora nie dotarła do kotłowni. Udało jej się dojść do „Matecznika”, gdzie przychodziły na świat dzieci. Bardzo szybko spostrzegli się, jej nie ma, bo chcieli akurat zawołać ją na zabieg. Zabili ją, gdy ta próbowała otworzyć następne drzwi. Strzelili dziewczynie w plecy. Nie zobaczyła nawet, kto pociągnął za spust. Tych, co odważyli się spróbować ucieczki, od razu zabijano. Wierzyli, że przez to uda im się ograniczyć ten proceder. Niestety im bardziej się starali tym lepiej w małych umysłach, często genialnych, rodziła się chęć bycia wolnym za każdą cenę. Antali pozostało jedynie przedostanie się przez szyb wentylacyjny oraz pokonanie wysokiego płotu pod napięciem. Była to bardzo skuteczna metoda zabezpieczenia, ale nie dla niej, ponieważ umiała bardzo wysoko skakać, dopomagając sobie zaczątkami skrzydeł. Były to bardzo niezdarne loty – ale bardzo piękne skoki. Potrafiła pokonać przeszkodę mająca nawet pięć i pół metra. Miała szanse.

Klucze wykradła dwa tygodnie wcześniej. Oczywiście szybko odkryto zniknięcie, ale gdy przez długi czas nic się nie działo, całą winę zrzucono na niedbalstwo pracownika. Goora miała pewną zdolność, która ukryła przed swoimi opiekunami – siłą swojego umysłu rozbijała szkło, a przy pełnej koncentracji otwierała drzwi. Stąd też zabito ją od razu po pochwyceniu. Antala nie miała złudzeń, że ją czeka to samo.

Podniosła się z miejsca i ruszyła do szybu. Znalezionym śrubokrętem odkręciła właz i zsunęła się wgłąb otworu. Wylot okazał się otwarty, wystarczyło tylko wykopać go nogami, co też ona uczyniła. Stanęła po raz pierwszy na prawdziwej ziemi. Spojrzała na wspaniałe niebo, na witające ją słońce, oświetlające swym blaskiem okolicę. Był już poranek – chłodny i rześki. Antala oddychała pełną piersią, oddychała powietrzem świeżym i naturalnym. Bo w laboratorium, z którego uciekła zabijano naturę każdego dnia, tworząc takich jak ona. Uśmiechnęła się do siebie. Naprawdę udało jej się zobaczyć świat!

Chciało się krzyczeć i śmiać jednocześnie. Ale potrafiła jedynie w milczeniu poruszać ustami, szepcząc sama do siebie. Przed nią wznosił się wysoki płot, za nim rozciągał się zielony las.


Niekompletny anioł
Ciąg dalszy...

Nagle poczuła, że po niej będą na pewno próbować ucieczki inni i w końcu komuś się to uda. Zaczęła biec przez podwórzec. Coraz szybciej i szybciej. Jeszcze tylko kilka kroków... Teraz! Wybiła się, wzbiła w powietrze i przeskoczyła płot.

Czuła zapach sosen i słyszała odgłosy żyjących tu zwierząt. Biegiem puściła się w las. Była sarną, zającem, ptakiem. Łapała każdy powiew wolności. Przedzierała się przez gęstwinę drzew i krzewów. Chciała jak najdłużej się tym wszystkim nacieszyć. Czuła, że w końcu zapłaci za swoją ucieczkę. Minęło zdenerwowanie i niepewność, a pojawił się spokój i radość. Mijały kolejne minuty.

Aż nagle przystanęła, zaniepokojona szorstkim odgłosem. Nasłuchiwała. Po chwili była już pewna – rozlegało się szczekanie bestii. Odkryli jej nieobecność i rozpoczęli pościg. Nie wiedziała co robić. Szczekanie stawało się coraz silniejsze, wraz z nim narastał irytujący, mechaniczny terkot – gdzieś w pobliżu krążył śmigłowiec.

Spełniła swoje marzenie, spełniając je dla wszystkich swoich braci i sióstr będących w ośrodku, tych chorych i umierających oraz tych, którzy wciąż mieli jeszcze żyć. Wygrała, dowiodła że można uciec z tego przeklętego miejsca. Słyszała już nawoływania ludzi. Nie chciała już uciekać. Czekała na nich. W końcu i tak by ją dopadli. Nie okaże strachu, spojrzy im prosto w oczy bo….bo jest człowiekiem, bo żyje i ma do tego pełne prawo. To oni są katami i mordercami.

W końcu dotarli do niej. Stanęli otaczając ją w kręgu. Psy przestały szczekać, patrzyły na Antalę. Ta nie płakała, patrzyła się na swoich zabójców pewnie i spokojnie. Spostrzegła, że mieli wycelowaną w nią broń jakby bali się ataku ze strony jedenastoletniej dziewczynki.

– Dalej! – krzyknęła odważnie, ale tak naprawdę przez ułamek sekundy miała jeszcze nadzieję na cud. Przez jedną krótką chwilę czuła głębokie niedowierzanie – być tak blisko i tak daleko zarazem.

Padł strzał. Ptaki wzniosły się w powietrze, wiatr mocniej poruszył liście na drzewie. W gęstwinie, na mchu leżało ciało Aniołka, takiego niekompletnego. Mimo to udało się mu pofrunąć – jego skrzydełkami stała się wolność. Jej oprawcy z jej śmiercią doskonale wiedzieli, że to dopiero początek, że Ci co ich stworzyli zaczną uciekać i staną się zagrożeniem dla ich twórców. Natura musi zwyciężyć, rzeczywistość zawsze wraca i uderza ze zdwojoną siłą.

Nadira

25