Czasy Łaski i Grzechu
 

(fragmenty książki „Kierunki”, PAX 1981) ]

Żyjemy w czasach wielkiej łaski i wielkiego grzechu. Spotykaliśmy osobiście wielu świętych i wielu zbrodniarzy. Patrzyły na nas oczy przyjaciół Bożych, oczy, które mówią, że Bóg jest wśród nas i że jest bardzo dobry. Czuliśmy też na sobie lodowaty, okrutny i pusty wzrok ludzi, którym diabeł odebrał duszę. Świętość i zbrodnia zeszły w dzień codzienny współczesnego człowieka.
Rozpowszechniła się obecnie w świecie negacja grzechu. Zaprzeczenie to inaczej przedstawia się u niewierzących, lecz występuje także w specjalnej formie u wierzących. Ci, którzy wyrzekli się Boga, albo odrzucają grzech zupełnie, albo też nie zgadzają się na ujęcie grzechu jako obrazy Boskiej. Ludzie odrzucający i Boga, i grzech w ogóle – są nieliczni. Prymitywny instynkt samozachowawczy społeczeństwa izoluje ich, jako nienormalnych, od życia.
Powszechne są natomiast grupy i prądy, które, negując istnienie Boga, zostawiają pojęcie grzechu, nazywając nim obrazę interesów narodu, klasy, czy wyznawców danej doktryny. Interes narodu czy klasy jest tu oczywiście rozumiany według interpretacji takiej czy innej ideologii. W ten sposób pojęcie grzechu laicyzuje się, staje się historycznie zmienne, służy doraźnemu rozumieniu celowości. Sama materia grzechu jest tu przedmiotem sporu między grupami czy jednostkami. Wynik zaś każdego ludzkiego sporu jest niepewny. Stąd – na dłuższy dystans nawet dla doczesnych celów – płynie omylność i nieprzydatność zakazów etycznych budowanych na takim podłożu.

Odmiennie przedstawia się zaprzeczenie grzechu u wierzących letnim sercem i przyćmionym umysłem. Nie odrzucają oni Boga ani buntu przeciwko niemu. Mgliste natomiast staje się dla tej kategorii ludzie całe prawo Boże oraz ich własne sumienie. Cóż jest prawdą? – powtarzają oni za Piłatem przy każdej okazji. Ci wygodni sceptycy orzekli, że życie współczesne jest tak skomplikowane, że nie sposób w nim zgrzeszyć, bo nie sposób odróżnic dobra od zła. W płytkiej łatwiźnie tego stanowiska brzmi jednak ton ostrzegawczy. Jeśli potężnej fali doznań odbieranych od nowoczesnego, fantastycznie rozwijającego się życia społecznego nie zharmonizujemy z opartym na głębi naszej wiary ustawicznym wyjaśnianiem świata – to sami sprowokujemy pokusę zwątpienia o prawdzie.
Wszyscy katolicy, którzy pozostają w lenistwie duchowym, w okresie zawrotnego postępu wiedzy i zakresu procesów społecznych idą ku zgubie oderwania wiary od życia. Znajomość współczesności jest jednym z warunków możliwości jej oceny. A być katolikiem – to znaczy także umieć wszystkie zjawiska wartościować moralnie. Dlatego też na pewno dla katolika istnieje zasługa i grzech.

Nonsens grzechu jest uderzający. Dysproporcja między jakkolwiek pojętą korzyścią czy przyjemnością płynącą z naszego złego postępku a utratą Boga jest niewymierzalna. Choćbyśmy najbardziej cenili sobie złudną wartość grzechu, to przecież jest pewne, że w zamian tracimy wszystko. Nie może tu więc być żadnego rozumnego zestawienia.


Czasy Łaski i Grzechu
Ciąg dalszy...

Nonsens grzechu jest tak wielki, że jego świadomość zatruwa zadowolenie płynące ze złego. Grzesznicy, którzy „wiedzą, co czynią”, którzy pamiętają o tym, że Bóg widzi ich zbuntowane postępki – ci grzesznicy cierpią od razu, już w czasie samego procesu grzeszenia. Przeżywana wtedy męka, szamotanie się między uleganiem niedobrej potrzebie a chęcią posiadania przyjaźni Bożej stanowi często zapowiedź wyzwolenia przez łaskę. Przeważnie jednak słabość i zaślepienie umożliwiają nam zapomnienie o Bogu przed popełnieniem grzechu. Następuje wtedy znieczulenie na ogrom nonsensu zawartego w obrażaniu Boga. Zły czyn zyskuje doraźną atrakcyjność. Wydaje się nam, że grzesząc, nie walczymy z Panem naszym, nie sprawiamy mu bólu, tylko po prostu robimy to, co chcemy. Jedyną nadzieją człowieka w tym stanie samozakłamania i znieczulenia na kontrast dobrego i złego jest sumienie. Ono to łaską poruszone uświadamia grzesznikowi ogrom własnego szaleństwa.

Obok nonsensu grzechu istnieje paradoks łaski. Ciężki grzech jest zabójstwem Boga w naszej duszy, stanowi odtrącenie Jego woli i miłości. Niepojęte jest Miłosierdzie Boskie, które dopuszcza do wielokrotnego ciężkiego grzechu popełnianego przez tego samego człowieka. Ileż to razy powtarzamy upadek, pokutę, żal w naszym życiu? Już po pierwszym ciężkim grzechu czasu nie starcza na zadośćuczynienie miłości Bożej do nas; ale z drugiej strony po ostatnim ciężkim grzechu w życiu jeszcze nie jest za późno, jeśli jesteśmy świadomi potrzeby żalu i możliwości przebaczenia. Oto jest paradoks naszej wiary. Paradoks niebezpieczny dla tych wszystkich, którzy by chcieli w nim widzieć ułatwienie życia, sprowadzenie sakramentu pokuty do czczej formalności; paradoks jednak życiodajny dla tych wszystkich, którzy w pokorze i bólu wyznać muszą, że odrzucając łaskę upadali wiele razy.

La Salette uświadamia nam, że żyjemy na koszt cierpienia i miłości Maryi do nas. Matka Boska nie przekazuje biernie naszych próśb i zaklęć. Jej ból i Jej prośba przydane do naszego żalu i wołania nadają naszemu zwróceniu się do Boga znaczenie. W całym dramacie rozgrywającym się między Bogiem a buntującą się i pokutującą na przemian ludzkością rola Najświętszej Panny jest jak najbardziej aktywna i ofiarna.
Objawienie w La Salette uderza we współczesną epokę stojącą na rozdrożu tylu trudnych i nie rozwiązanych zagadnień tą prostą prawdą, że za każdy grzech trzeba płacić cierpieniem. La Salette odsłania tę dziwną prawde, że dotychczas szaleństwa zbrodni ludzkich budziły większy ból w tym drugim świecie, w Kościele Tryumfującym, a w nim przede wszystkim u Maryi. Sama jednak Najświętsza Panna ostrzega, że jeśli budować będziemy świat na grzechu, zapłacimy cierpieniem strasznym, bo ostatecznym, zapłacimy wszyscy – najbliżsi sobie i najbardziej dalecy.


Bolesław Piasecki


Komentarz
techniczny

PIERWODRUK: „Dziś i Jutro” nr 37 (94), 14 września 1947 r.


30