List spod gruzów
Adam Danek

„My w żywota jutrzence
Mieli czoła zmarszczone;
My w dziecinnej sukience
Mieli serca zmrożone.

Jakiś wicher zimowy
Nasze czucia oziębił
I uśnieżył nam głowy
I przesytem nas zgnębił.”

Antoni Lange - "Pogrobowcom"

Do tych, którzy nastaną, gdy my przeminiemy. Przyszło mi żyć w czasach mdłego, gnębiącego indyferentyzmu, w czasach powszechnej nekrozy dusz. Urodziłem się, kiedy tabory Wroga wciąż stały na naszych ziemiach, ale jego gwiazda zmierzchała – wyschnięta, przeżarta uwiądem dłoń z coraz większym trudem mogła utrzymać żelazny posoch, który ciążył nad podbitymi niegdyś ludami. Wkrótce jego wartownie zniknęły z naszych granic, zaś kraj we władanie objęli uwolnieni z lochów i twierdz więźniowie stanu z niezagojonymi jeszcze bliznami po kajdanach i powrozach. Wśród ruin i zgliszcz starego świata – pamiątek po łupieżczej okupacji – powoli zaczęło odradzać się życie. Ale młode państwo, przez które po raz pierwszy od lat wiał wiatr nadziei, od swego początku naznaczone było niezatartym piętnem Wroga, choć on sam odszedł. Nieświadomi, wzrastaliśmy w jego cieniu.

Dziś trwożna niepamięć okrywa kirem pierwsze lata po zwycięskiej konkwiście Wroga, kiedy na tle pustego nieba czerniały ramy gilotyn, a z wysokości pali i szubienic spoglądali na swych braci ci, którzy ośmielili się odmówić mu hołdu. Lecz – o przewrotny demonie dziejów ! – najgorsza może ze zbrodni Wroga ujrzała światło dzienne dopiero po jego odejściu. Otóż zamierzył on wyniszczyć w ujarzmionych ludach ducha, słusznie mniemając w swojej czarciej mądrości, że żagiew oporu, choć deptana butami żołdaków, nie zgaśnie, dopóki umysły nie zobojętnieją na rzeczy wyższe, a z nimi na sens własnych przeznaczeń. Co bardziej płomienne serca spośród ocalałych z inwazji pochłonęły czeluści zbiorowych mogił – kwiat narodu przysypała nie poświęcona ziemia. Młódź zaś zrodzona i wychowana w niewoli ucieczki przed despotyzmem szukała w bezrozumnym użyciu chwili, wypełniając nieświadomie zamysły złowrogiej nad nimi woli. I gdy jeszcze świętowano wymarsz obcych kohort, jęło się ujawniać moralne spróchnienie.


Wróg zatryumfował. Odebrał memu ludowi duszę, spodlił go do szczętu, przyuczył troskać się tylko o chleb i igrzyska, toteż nie dziwmy się, że po odjęciu żelaznej obręczy, która dławiła kraj, rozlał się on w bajoro mętnej, stojącej wody, gdzie bezmyślnie i bez celu wegetują ślepe pierwotniaki, a na wierzch nieustannie wypływają z samego dna podejrzane kreatury, zdumiewająco łatwo zmywając z siebie cuchnący szlam swej przeszłości. Nie dziwmy się dawnym filaretom – niegdyś szpiegowanym i noszącym ciągle na grzbietach pamiątki po kańczugach – którzy dziś psują pieniądz i fałszują urzędowe pieczęcie lub bezczynnie gnuśnieją w senatorskich krzesłach. Wraz z Wrogiem zniknął z tego świata ostatni wzniosły cel – walka z jego barbarią. Kraj pogrążył się we wróżdach kamaryl nowych dostojników, w wojnie koterii, gdzie zwycięzca unosi największą część łupu, a przegrywa zawsze Ojczyzna. Umarły sny o wielkich czynach i ideach. Tak oto przyszło mi żyć w czasach bezwładu.


List...


Gdzie płomienny zapał tugendbundów ? Gdzie szuańskie pikiety wypatrujące awangard nieprzyjaciela ? Gdzie legie szlachetnych żuawów, pełniące wartę u stóp wiecznego Krzyża ? Niestety – gdzie serc nie przeniknie ożywcza idea, tam nie ziści się i czyn.

My zaś karmimy do przesytu umysł, bezlitośnie mordując w sobie ducha. Żyjemy w więzieniu linii i okręgów, skończonych i pozornie doskonałych – zimnych figur wykreślonych cyrklem despoty – rozumu. Nie mamy dokąd przed nimi uciec, gdyż odebrano nam cieniste zacisza, gdzie moglibyśmy medytować i przywoływać fantomy minionych epok; latarnia rozsądku przegnała te czarowne cienie. Miały w tym udział mularskie loże i namioty karbonarów – forpoczty innego, tajemnego świata, w którym człowiek staje się narzędziem niezbadanych, lecz złowrogich żywiołów.



Interregnum po złożeniu berła przez Wroga nie trwało długo. Z chaosu, jaki pozostawił odchodząc, wyłonił się kolejny Lewiatan, a wyhodowali go i osadzili na tronie ci, co wcześniej wieszczyli krajowi upragnioną wolność. Na opustoszałych świeżo cokołach zasiadła wielogłowa hydra. Ryczący, pijany siłą tłum. Oglądamy jego tryumfalny pochód przeciw Czynom i Ideałom, jak zmiata palladia, niszcząc drogowskazy tak potrzebne w czasach smuty. Szturmuje nieliczne sanktuaria rycerskiej przeszłości, wrzeszcząc, że oto dokonuje się wyzwolenie człowieka. Pozostałości starożytnego piękna schroniły się w gliptotekach, ale motłoch wyważa ich odrzwia, by ciżba sankiulotów mogła ze zwierzęcą radością zatańczyć sataniczną karmaniolę w dostojnych halach, tratując szczątki rozbitych tablic praw i filigranowego dziedzictwa sztuki. Na jakie kresy niesie nas ta bezduszna, ciemna fala, bezradnych, skoro nasz krzyk niknie w jej grzmocie ?

Na strupieszałej skorupie globu zalągł się szkaradny polip i bluźni gwiazdom. Na nie ostygłym jeszcze legowisku Wroga rozparł się nowy Rabab. Jak poprzedni tyran, zmusza nas do sławienia naszej niewoli: wychwalania rządów Chama i zwania ich koroną dziejów.

Boże, nasza jedyna reduto, ostatnia strzelista wieżyco, oswobodź nas z łańcuchów, w które – dufni we własną słabość i głupotę – sami się zakuliśmy !


Adam Danek

23