RECENZJE MUZYCZNE
ATW

MORTIIS - "Keiser av en dimensjon ukjent", Cold Meat Industry
„Cesarz ukrytego wymiaru” to jedna ze starszych płyt Mortiisa, utrzymana w stylu typowym dla jego dawnej twórczości. Mamy tu więc dwie długie neoklasyczne suity, zbudowane w oparciu o quasi-symfoniczne brzmienia syntezatorów, a wszystko to utrzymane w otoczce rodem z fantasy i nordyckiej mitologii. Nie jest to muzyka przesadnie skomplikowana, w istocie rzeczy monumentalizm Mortiisa jest nieco grubo ciosany, aranżacje nie powalają złożonością, a i samo brzmienie trąci plastykiem – a jednak ja wciąż mam sentyment do norweskiego długonosa i po prostu lubię od czasu do czasu zasłuchać się w jego pompatyczne kompozycje.

ORDO ROSARIUS EQUILIBRIO - "Apokalips"
Nie jestem szczególnym fanem ORE, zarówno ze względu na samą muzykę, jak i na odstręczającą aurę wyszukanej perwersji, która towarzyszy ich twórczości. Tym niemniej "Apokalips" to dobra płyta: kilkanaście kompozycji, w których subtelne partie klawiszowe przeplatają się z marszowym rytmem werbli i akordami gitary, z oddali zaś dobiegają posępne zaśpiewy i tajemnicze odgłosy. W niektórych utworach melodia niemal zanika, muzyka dzięki uporczywemu rytmowi nabiera wymiaru niemal rytualnego, transowego. I oczywiście są jeszcze deklamacje Thomasa Peterssena. Ano, bo on w zasadzie nie śpiewa - jedynie deklamuje dziwne, posępne teksty, co idealnie pasuje do muzycznego podkładu.
Płyta niewątpliwie godna polecenia, uwagę zwraca także cover Velvet Underground - "Venus In Furs", tytuł został zresztą zaczerpnięty z książki von Sacher-Masocha, od którego pochodzi pewne znane i lubiane słowo. Podsumowując: "Apokalips" po prostu musi się podobać :-)

DEATH IN JUNE - "All Pigs Must Die!"
Album ten łączy w sobie dwie odmienne estetyki muzyczne - pierwsza połowa utrzymana jest bowiem w stylistyce neofolkowej, druga natomiast przynosi niepokojące industrialno-noisowe zgrzyty, będące w pewnym stopniu dekonstrukcjami wcześniejszych piosenek.
Dla mnie muzyka Death In June niemal zawsze ma w sobie coś szczególnego, sięgającego w głąb serca. Tak jest i w tym przypadku. "All Pigs Must Die!" - hasło, które brzmi, jak rytualne przekleństwo, rozliczenie, oczyszczenie. Żeby było bardziej prowokacyjnie: otulone w łagodne brzmienia akustycznej gitary, trąbki i akordeonu oraz melancholijny śpiew Douglasa P. To muzyka w sam raz na upalne popołudnia, kiedy czas spowalnia swój rytm, wszystko wydaje się leniwe i znużone. A potem, po kilku naprawdę wpadających w ucho balladach, nadchodzi część noisowa... I przyznam szczerze, że ta część płyty "kiepsko mi wchodzi". DIJ to jednak dla mnie przede wszystkim neofolk. Ale - rzecz gustu. The Guilty Have No Pride!

JOB KARMA - "Cycles per second"
Nie zaszkodzi sięgnąć po starą kasetkę Job Karmy, zwłaszcza jeśli lubi się ambient industrialny. "Cycles per second" nie jest co prawda ani dziełem genialnym, ani przełomowym, ale doskonale oddaje sens pojęcia "industrial ambient". A więc mamy tu cechy muzyki otaczającej - pewien spokój, nastrój, wyciszenie i umiejętne dawkowanie napięcia, mamy też zainteresowanie industrialem - dźwięki maszyn, nowoczesnej techniki, dziwne, quasi-techno beaty i wyraźnie transowy, psychedeliczny nastrój, wwiercający się w uszy i trzymający w napięciu. A całość rozpoczyna się dźwiękami tłuczonego szkła...
Jak już wspomniałem, album ten nie jest może dziełem wyjątkowym, ale fanom tego sektora muzyki mogę go śmiało polecić.

WELLE ERDBALL - "Die Wunderwelt der Technik"
"Cudowny świat techniki" to absolutnie niszczący obiekty album niemieckiej grupy electro, w swojej twórczości posługującej się między innymi archaicznym wynalazkiem o nazwie Commodore 64. Jest to dwupłytowy zestaw, wypełniony muzyką, od której łezka w oku się kręci - muzyką wyrastającą zapewne ze stylistyki Kraftwerk, a jeszcze bardziej - z tego, co można usłyszeć w grach komputerowych z lat 80-tych i początku lat 90-tych. I to ostatnie porównanie jest chyba najbardziej odpowiednie - słuchając Welle Erdball czuję się momentami jakbym znów miał 6-8 lat, a przed sobą PC 386 i takie hity jak "Xenon 2 Megablast", "Space Invaders", "Commander Keen" czy "Lotus II Turbo Challenge".

Większość utworów na "Wunderwelt der Technik" to niesamowicie energetyczne piosenki, oparte na prostym, konkretnym beacie i dynamicznych, wpadających w ucho melodiach, ale co najlepsze: wszystko to w niepowtarzalnym retro-brzmieniu, maksymalnie plastykowym i... tak, kiczowatym. Owszem. Z tym, że to chyba efekt zamierzony i do tego idealnie komponujący się z tematyką płyty. Bo kto na poważnie nagrywa piosenki o telefonach, aparatach fotograficznych, ponaddźwiękowych samolotach, radioodbiornikach, masowej produkcji samochodów, grach video i... wodoodpornych zegarkach? A właśnie o tym jest ta muzyka - cudowny świat nowoczesnej (lub może - takiej sprzed 20-30 lat) techniki, jak w pigułce. Opowieść o tym, jak codzienne i niecodzienne wynalazki zmieniły świat. Jest w tym i żywiołowość, i odrobina melancholii czy nostalgii. Świetny album.

RECENZJE...
Ciąg dalszy...

WARSZAWSKA JESIONKA - "Hak w smaku", Soror Mystica
Warszawska Jesionka była jedną z najbardziej oryginalnych, a przy tym pomysłowych grup na polskim rynku, wytrwale odkrywających i penetrujących muzyczne obszary, na których nieskrępowana energia free jazzu styka się z wolną improwizacją, eksperymentami brzmieniowymi i akustycznym ambientem. "Hak w smaku", niekonwencjonalnie opakowany w tekturowe okładki skręcone metalową śrubą, stanowi drugi już dokument tych poszukiwań. Za pomocą instrumentów takich jak gitara, bas, skrzypce, akordeon, fortepian, czy perkusja, Warszawska Jesionka kreuje ulotne dźwięki improwizacji, istniejące tylko na płycie, bo z założenia nie zapisywane (nie zapisywalne?) w nutach.

Tu załamuje się tradycyjny schemat : rytm, melodia, akordy itd. Pojawia się za to szerokie pole na którym można zrealizować to, na co nie pozwalają reguły muzyki klasycznej, rocka, czy rozrywkowego jazzu - wolne, nieskrępowane poszukiwania, zdawałoby się niekończące solowe popisy, połamane, chaotyczne rytmy, zgrzyty, trzaski, brzęczenia i pourywane strzępy melodii. Ale, co najważniejsze - płyta stanowi nie tylko dokumentację eksperymentów, ale ma specyficzny nastrój, zmieniający się w zależności od utworów. I tak raz mamy, jak w "Diabolus in Musica", mroczne, gęste struktury, które w ciemności potrafią być naprawdę tajemnicze, innym razem rześka, zabawna improwizacja "Presto, andante, adagissimo", wzbogacona o melodyjne wstawki fortepianu. Albo znów - porażający, hałaśliwy, sięgający do free jazzu "Mały koncert na klarnet i baterię", czy niemal ambientalna przestrzeń dźwiękowa "Bez opusu". I tak to wszystko się kręci - na początku jest trudne, dziwne, niełatwe, ale po jakimś czasie staje się interesujące, niesamowite, czy wręcz - psychedeliczne. Gorąco polecam. Odważnym.

MIASTO NIE SPAŁO - "Pieśni Żałobne", Obuh
Co jeszcze można powiedzieć o tej płycie, która kilka lat temu zdołała zafascynować do głębi polskie podziemie? Właściwie niewiele, ale w tym przypadku - pochwał nigdy dość. Smutek, śmierć, żal, tęsknota, prawdziwy ból, choć także nadzieja - to wszystko wypływa z tych dźwięków, to wszystko zawiera się w tych siedmiu kameralnych, ascetycznych i cichych improwizacjach na akordeon, kontrabas i wiolonczelę. Mamy tu spokój, samotność i żałobę, przemawiające w każdym z tych pozornie prostych, a jednak jakże pięknych utworów. To prawdziwe przeżywanie muzyki, zagłębienie się w niej całą duszą. Akustyczny ambient na wysokim poziomie. Jeśli gdzieś napotkacie tę płytę - bierzcie bez wahania.

GIELARECK - "Syphony Bitumiczne no.2", Rapet Records
Autorem dwóch części "Syphonów Bitumicznych" jest Paweł Gielareck, wytrwale penetrujący tereny industrialnego ambientu, bo tak można zaszeregować jego muzykę. Rzucającą się w uszy cechą jego twórczości jest mroczny, medytacyjny nastrój i minimalizm - doprawdy niewielka liczba dźwięków współbrzmi naraz w tych dwunastu kompozycjach. Szum, niskie buczenie, pomruki maszyn, gęste drony, piski na górnej granicy słyszalności - tworzą one kojące, choć też nie pozbawione specyficznego napięcia obrazy opustoszałych, mrocznych korytarzy starych fabryk, portów, elektrowni, wszystkich tych miejsc, gdzie powoli, jednostajnym rytmem pracują wielkie, archaiczne maszyny, wydające z siebie te ciche, ambientalne dźwięki. Dobra płyta, warto się w nią wsłuchać.

CHANGES - "Legends"
"Zmiany" - to kapela bardzo szczególna, nie tylko ze względu na muzykę, ale i z powodu swojej historii. A jest to historia bardzo długa, albowiem sięgająca korzeniami "szalonych lat 60-tych". Wtedy to Robert N. Taylor i Nicolas Tesluk, wówczas młodzi-długowłosi, powołali do życia jeden z wielu wówczas zespołów folkowych, uzbrojonych w akustyczne gitary i melodyjne głosy. Zespół ten czasem zanikał, czasem znów się pojawiał, by ostatecznie w drugiej połowie lat 90-tych niejako podłączyć się pod rosnącą wówczas w siłę scenę neo-folk. Mamy więc dwóch starszych panów (zdrowo po 60-tce), pogrywających wspólnie z takimi wykonawcami jak Allerseelen czy Blood Axis. Z ciekawszych faktów warto wspomnieć o tym, że R. Taylor za młodu aktywny był w "anarcho-konserwatywnych" amerykańskich "milicjach obywatelskich" (Minutemen) oraz w organizacji "Process Church of the Final Judgement", potem zaś został propagatorem Asatru, jednego ze współczesnych wcieleń wotanizmu. Do tego jest poetą i malarzem. Oraz, oczywiście, muzykiem na miarę nordyckich skaldów.

"Legendy" to płyta tyleż krótka i minimalistyczna w środkach wyrazu, co treściwa i przede wszystkim piękna. Osią albumu są tytułowe "legendy" - a konkretniej sześć najistotniejszych heroicznych opowieści Europy. Mamy więc kolejno: Iliadę, Eneidę, Eddę, Słowo o Wyprawie Igora, Legendę o Królu Arturze i opowieść o Cydzie. Każda z tych porywających, na wpoły mitycznych historii zilustrowana została piękną balladą, przy czym w każdej powtarza się ten sam refren. Nie jest to muzyka rozbudowana, bogato aranżowana, pełna przepychu. Wręcz przeciwnie - całe instrumentarium to dwie gitary i dwa głosy męskie. Ale te dźwięki to - uwierzcie, że ten patos nie jest przesadny - podróż do korzeni Europy, opowieść o honorze, bohaterskich czynach i całkowitym oddaniu, o upadku Troi, poświęceniu Odyna, rycerzach Okrągłego Stołu i dzielnym Cydzie, prowadzonym przez Archanioła Gabriela. Posłuchajcie sami - i kto tego nie poczuje, ten jest liberał lewicowy, demokratyczny i socjalny.


34