Książka z dynamitu
Adam Danek

Jesteśmy w państwie, którego ustrój można by określić jako „chaos kontrolowany”. Narodził się on niedawno, w wyniku niespójnej rewolucji: w momencie kryzysu różnorodne wywrotowe siły, pchane naprzód sprzecznymi ze sobą nawzajem ideologiami, wychynęły z podziemia i, wykorzystując niepewność chwili, zaczęły podkładać bomby pod filarami państwowej nawy. Wbrew bucie swych uwodzicielskich sloganów nie zdołały stworzyć żadnej nowej rzeczywistości – energii wystarczyło im jednak na zburzenie istniejącego dotąd porządku społecznego i politycznego. Gdyby przynajmniej ich intencje były szczere, dałoby się zdobyć na cień sympatii dla nich. Ale doświadczenia późniejszych miesięcy i lat dowiodły, iż przywódcom rewolucyjnych band nie chodziło o zorganizowanie życia narodu wedle nowych zasad, a jedynie o napchanie sobie i swoim ludziom żołądków, a potem portfeli. Rewolucjoniści okazali się nie mniej burżuazyjni, niż ich (werbalni) przeciwnicy.


Miniony ład miał swoje słabości, ale mimo wszystko był ładem. Natomiast po zniszczeniu danych form przez rewolucję uporządkowane społeczeństwo stopiło się w bezkształtną, kipiącą masę, na której powierzchni unosi się głównie szumowina. Obrotni ludzie znikąd zagnieździli się w zrabowanych lub wytargowanych kantem pałacach dawnych arystokratów. O państwie jako wspólnocie politycznej można co najwyżej pomarzyć: wyleciała w powietrze, a w jej ruinach walczą o rząd dusz i profity główni beneficjenci przewrotu – partie. Ulice, piwiarnie i media żyją niemal wyłącznie ich szarpaniną. Rozgrywki politycznych macherów oplątują mackami całokształt ludzkiego życia: partie już w najmłodszych latach werbują człowieka do organizacji dziecięcych i młodzieżowych, wbijają w partyjny mundur i wcielają do swych bojówek, urabiają w partyjnych szkołach, a nawet wciągają do tajnych, wewnętrznych struktur – i nieustannie szkolą go do walki ze swymi konkurentami. Stary świat wydaje się co dzień bardziej odległy – musiał ustąpić pod nieuchronnym naporem nowoczesności. Po społeczeństwie tradycyjnych wspólnot, które wielu żyjących jeszcze pamięta, nie zostało ani śladu – przejechał po nim walec amerykanizacji.


Książka z dynamitu...
Ciąg dalszy...

W „nowym, wspaniałym świecie” ciągle gardłuje się o wolności jednostki i samorealizacji, a w praktyce ludzie stają się coraz bardziej zuniformizowani. Skoro nowe, świeckie przykazania głoszą, że wszyscy są równi, język debaty publicznej, normy obyczajowe czy kryteria estetyczne muszą ulec redukcji do najniższego wspólnego dla wszystkich mianownika – zostać dostosowane do poziomu umysłowego i wulgarnych upodobań wielkomiejskiego lumpenproletariatu, który stał się kluczową siłą społeczną i polityczną. O jego sympatię biją się partie i koncerny prasowe – chyba, że finansujący je bankierzy i przemysłowcy złapią za smycz w obawie o swe bezpieczeństwo.
To najkrótszy opis struktury władzy w liberalnej demokracji, w którą zresztą mało kto wierzy. Wszystkie najważniejsze stronnictwa polityczne są demokracji przeciwne i od czasu do czasu podejmują na nią zamachy. Ich kolejne niepowodzenia wynikają nie tylko z czujności ich rywali, lecz głównie z braku idei – źródła wiary w absolutny sens swych działań i determinacji. Ale klincz nigdy nie trwa wiecznie. Gracze mobilizują siły; energia układu rośnie. Sytuacja zmierza ku ostatecznym rozstrzygnięciom, dotąd odwlekanym drogą doraźnych, korupcyjnych w istocie kompromisów. Wszyscy są świadomi ich nadejścia, wszyscy ich oczekują, ale nikt nie wie, jaki kształt w końcu przybiorą. Zegar na bombie tyka…

Tak mniej więcej wyglądały realia Republiki Weimarskiej. Z okien swego berlińskiego mieszkania, o ścianach obwieszonych pamiątkami archaicznych kultur i religii, na jej podrygi spoglądał pewien mężczyzna, zarazem chłodno i z ogniem w oku, jak jeszcze niedawno spoglądał na pola bitew spod krawędzi stalowego hełmu. Obserwując plątaninę chaotycznych na pozór zjawisk, szukał w jej głębi utajonych czynników i mechanizmów, próbując zrozumieć, w jakim kierunku popychają jego świat. Pod powierzchnią chaosu starał się dostrzec zarysy form, jakie wyłonią się spod niej w nadchodzących „latach rozstrzygnięć” (jak określi je rewolucyjno-konserwatywny filozof Oswald Spengler). Nie ograniczał się do roli biernego obserwatora – pragnął włączyć się w proces ich wypracowywania, aby uczynić je uduchowionymi i pełnymi mocy.

Mężczyzną tym był niezrównany bohater I wojny światowej, koryfeusz niemieckiej Rewolucji Konserwatywnej Ernst Jünger (1895-1998). Owoc jego ówczesnych rozmyślań i wyborów ideowych trafia nareszcie do rąk polskiego czytelnika w postaci zbioru zatytułowanego Publicystyka polityczna 1919-1936. Pomijając utwory beletrystyczne, miał on wcześniej dostęp do jego znakomitych pamiętników z I (W stalowych burzach, wyd. Czytelnik, Warszawa 1999) i II (Promieniowania, wyd. Czytelnik 2004) wojny światowej oraz fascynującego tomu zapisków z duchowych wypraw pruskiego konserwatysty (Awanturnicze serce, wyd. Czytelnik, Warszawa 1999). Dopiero jednak dzięki tej publikacji może prześledzić drogę „żołnierza politycznego” – jego przebudzenie, a następnie walkę o wolność i porządek: oczyszczenie tej pierwszej z liberalnej breji, odbudowę tego drugiego na wszystkich poziomach egzystencji (metafizycznym, kulturowym, społecznym, politycznym, estetycznym etc.). Zbiór zredagowany przez polskich jüngerologów, prof. Wojciecha Kunickiego oraz Natalię i Krzysztofa Żarskich, bogato ilustrują zdjęcia pochodzące z albumu Odmieniony świat. Elementarz obrazkowy naszej epoki (1933), skomponowanego przez Jüngera i Edmunda Schulza jako swoista fotograficzna kronika upadku dziewiętnastowiecznej rzeczywistości mieszczańskiej i wypierania jej przez dwudziestowieczną rzeczywistość Totalnej Mobilizacji. Czytelnik znajdzie w nim również obszerny esej konserwatywnego myśliciela Tomasza Gabisia o politycznym pisarstwie jego pruskiego idola.

Ostrzegam: to książka pisana dynamitem. Jednak na osoby grzęznące w bagnie liberalnego bezhołowia i postmodernistycznego wyśmiania wartościowań absolutnych podziała niezwykle ożywczo.


Adam Danek

Ernst Jünger Publicystyka polityczna 1919-1936 tłum. Paweł Andrzejczak, Tomasz Dominiak, Tomasz Kosieradzki, Wojciech Kunicki, Krzysztof Polechoński, Natalia Żarska, Krzysztof Żarski, wyd. Arcana Kraków 2007, 537 s.

34